Magazyn koscian.net

26 Lis 2019

Marchewka zamiast kija

Od roku w Zespole Szkół i Placówek Oświatowych im. Adama Mickiewicza w Lubiniu realizowany jest program „Szkoła bez zadań domowych”. Uczniowie mogą sami zadecydować, czy chcą dodatkowo pracować po lekcjach. O wprowadzeniu takiego systemu i jego zaletach opowiada dyrektor szkoły Marcin Jędroszkowiak w rozmowie z Hanną Danel

- Skąd pomysł na zmianę podejścia do zadań domowych?
- W statucie naszej szkoły od kilku lat funkcjonował zapis, mówiący o tym, że nie zadajemy zadań domowych na weekendy. W ubiegłym roku szkolnym, w okolicy listopada, zgłosił się do mnie samorząd szkolny. Uczniowie powiedzieli, że po wakacjach nauczyciele jakby o tym zapomnieli. Zadania na weekendy pojawiały się. Jesteśmy na terenie wiejskim. Dzieci zwróciły też uwagę, że wracają do domów około godziny szesnastej – siedemnastej. Mają obowiązki w gospodarstwach i dopiero po nich siadają do lekcji.
Zaproponowałem, żeby samorząd spróbował wprowadzić zmiany w statucie szkoły. Na początek, żeby przeprowadził ankietę wśród uczniów i nauczycieli dotyczącą zadań domowych. Większość nauczycieli podchodziła wówczas do tego w ten sposób, że dawała plusy lub minusy. Brak zadania domowego był karany. Nie było natomiast żadnej gratyfikacji za to, że uczeń je zrobił poświęcając swój wolny czas.

- Na początek był okres próbny?
- Tak. Namówiłem nauczycieli, żeby na miesiąc spróbowali zrezygnować z zadań domowych. A tak naprawę nie tyle nie zadawali ich, co zmienili formułę. Zadania były oceniane tylko pozytywnie. Uczeń podejmował decyzję, czy chce je wykonać, a także czy chce otrzymać za nie ocenę. Po miesiącu przeprowadziliśmy ankietę. Zaskoczyło nas to, że uczniowie tak naprawdę nie chcą nie mieć zadań domowych, tylko chcą być o nich informowani dużo wcześniej, a nie z dnia na dzień.

- Zmiany w statucie szkoły zostały wprowadzone. Jak dziś funkcjonują zadania domowe?
- Z każdego przedmiotu nauczyciel może zadać zadanie domowe raz na dwa miesiące. Może mieć ono formę rozbudowaną, złożonego projektu. Musi być natomiast przynajmniej dwutygodniowy termin na realizację. Na co dzień zadania są, ale to uczeń decyduje, czy rozwiązuje je danego dnia, czy nie. Sam analizuje, czy mu się to „opłaca”.

- Uczniowie pewnie przyjęli takie rozwiązanie z entuzjazmem.
- W pierwszym miesiącu było zachłyśnięcie się, euforia. Przez pierwsze dwa tygodnie uczniowie praktycznie zadań domowych nie robili. Rozmawialiśmy z nimi i uświadamialiśmy, jaką mają okazję. Tłumaczyliśmy: „Radzisz sobie z językiem polskim i historią, a masz kłopoty z fizyką, to skup się na fizyce. Masz szansę nadrobić zaległości i złapać dobrą ocenę.”
Na nauczycieli został przerzucony ciężar motywowania uczniów. W szkole stosowana jest średnia ważona. Uczeń w każdej chwili może sobie wyliczyć, jaka ocena wyjdzie mu na koniec roku. Może dojść do wniosku, że na piątkę już ma oceny, a o szóstkę nie jest w stanie powalczyć i odpuszcza. To są trudne decyzje dla uczniów, ale kto powiedział, że życie jest łatwe. Za chwilę wyjdą ze szkoły i będą musieli podejmować różnego rodzaju decyzje.

- A jak zareagowali rodzice?
- Tutaj pojawił się pewien opór. Rodzice pamiętali swoją ścieżkę edukacji. Nie byli przyzwyczajeni do tego, że dziecko wraca do domu po lekcjach i nie ma nic do zrobienia, że nie muszą z nim przysiąść. Pojawiły się pytania, co z motoryką u małych dzieci. Wyjaśnialiśmy, że mogą z dziećmi pracować w domu. Na pewno uczniowie za dodatkową pracę otrzymają oceny.

- Wprowadzenie takiego systemu wymagało dużej zmiany w podejściu do pracy od nauczycieli?
- Tak. Na pewno nauczyciele mają więcej pracy. Przestawili się na ocenianie kształtujące, które wymaga większego zaangażowania. Przede wszystkim musieli uświadomić sobie, że jeżeli uczeń zrobi zadanie - „nadgodziny”, to będzie chciał mieć za to „zapłacone”. Zaskoczenie było z językiem polskim. Nauczycielka obawiała się, że uczniowie nie będą pisać wypracowań. Okazało się, że wręcz przeciwnie. Mało tego, czasem przychodzą po dodatkowe tematy, bo zauważyli zmianę sposobu oceniania. Dostają nie tylko ocenę, ale także wskazówki, co powinni zrobić, co uzupełnić, żeby była ona wyższa.
Zauważyliśmy, że uczniowie zaczynają cenić swoją pracę. Coraz mniej jest przypadków odpisywania zadań i spisywania treści z internetu. Nadal chętnie uczestniczą w konkursach przedmiotowych.

- Czy nauczyciele są w stanie realizować podstawę programową podczas lekcji bez angażowania uczniów do pracy w domu?
- Właśnie przerzucania ciężaru na uczniów chcieliśmy uniknąć. W szkołach często bywa tak, że nauczyciel omawia teorię. Rozwiązuje trzy proste zadania, a trudniejsze uczeń dostaje do domu. U nas nauczyciel wie, że uczeń trudniejszego zadania nie musi się podjąć, bo nic mu za to nie grozi. Musi się przyłożyć do pracy.

- Jak nowa formuła pracy z uczniami przełożyła się na egzaminy?
- Przyznam, że miałem obawy, jak wypadnie egzamin po ósmej klasie. Okazuje się, że zadania domowe nie są konieczne do osiągania dobrych wyników. Osiągnęliśmy najlepszy wynik z matematyki i drugi wynik z języka polskiego w naszej gminie. Myślę, że metoda marchewki zamiast kija jest bardziej komfortowa dla uczniów i rodziców.

- Rezygnacja z tradycyjnych zadań domowych nie oznacza, że uczniowie nie muszą się w domu uczyć.
- Oczywiście. Mówimy o tym, że dzieci nie mają robić zadań typowo pisemnych. Nie spędzają dwóch – trzech godzin po szkole przy zeszytach. Nie przepisują zadań rozwiązanych przez rodziców. Nie odpisują zadań od kolegów czekając na autobus na przystankach. Właśnie tego chcieliśmy uniknąć. To było główne założenie. Jest mnóstwo danych, które wskazują, że zbyt duża ilość zadań domowych ma negatywne skutki. Uczniowie przychodzą do szkoły mniej zmotywowani. Siedzą nad zeszytami, idą spać i wiedzą, że ze stertą zadań wrócą do domu następnego dnia. Uczniowie ostatnich klas szkoły podstawowej praktycznie codziennie kończą lekcje o godzinie piętnastej. Trzeba pamiętać o tym, że muszą mieć czas na dojazdy do szkoły i odpoczynek. Pamiętajmy, że rodzice mają dzisiaj zupełnie inne aspiracje niż było to dziesięć – piętnaście lat temu. Chcą, żeby dziecko grało na instrumencie, uprawiało sport, czy chodziło na dodatkowe zajęcia z języka angielskiego. Przez zadania domowe jest to blokowane. A przecież sam ustawodawca nałożył na szkoły obowiązek prowadzenia zajęć rozwijających dla uczniów.

- Jak rezygnacja z zadań domowych wpłynęła na funkcjonowanie szkoły?
- Dwa late temu mieliśmy mniej kursów autobusów ze szkoły. Obecnie są praktycznie co godzinę. Mamy szeroki wachlarz zajęć dodatkowych, które cieszą się ogromnym zainteresowaniem. Uczniowie chętnie z nich korzystają. Wciągnęły ich szachy. Mają bardzo dobre wyniki w konkursach. Działa zespół wokalny. Organizowane są zajęcia sportowe. Możemy realizować projekty zewnętrzne.
Uczniowie mają większą świadomość swoich praw. Wiedzą, że podstawa programowa nie musi zajmować całego ich wolnego czasu. Wiedzą, że mają prawo do tego, żeby się uczyć grać na instrumentach, śpiewać, czy tańczyć w mażoretkach.

- Nie obawia się pan, czy uczniowie odnajdą się w szkołach ponadpodstawowych, w których zadania domowe będą na porządku dziennym?
- Nie. Skoro dali sobie radę na egzaminach po szkole podstawowej, to dadzą sobie radę także w szkole średniej. Specyfika takiej szkoły jest zupełnie inna. Wiem to z własnego doświadczenia. Przez wiele lat w szkole średniej pracowałem. Być może nasi absolwenci spróbują przeforsować to rozwiązanie. W ogólniakach uczniowie często pracują w domach. Na lekcjach są odpytywani. Może warto uświadomić nauczycielom, że nie do końca szkoła tak powinna wyglądać.
Uczeń szkoły średniej jest świadomy tego, co chce robić, jak się chce rozwijać. Kończy osiemnaście lat. W trzeciej – czwartej klasie może przyjść do nauczyciela i powiedzieć: „proszę wskazać mi podstawę prawną zadania domowego”. Takich przepisów nie ma. Kuratoria oświaty mówią, że szkoły powinny same uregulować, jak zadania domowe powinny wyglądać, i w jaki sposób mają być oceniane. Ucznia należy oceniać za przyrost wiedzy. Jakie znaczenie ma zadanie domowe?

- Zespół Szkół i Placówek Oświatowych im. Adama Mickiewicza w Lubiniu jest jednym z koordynatorów projektu „Szkoła bez zadań domowych”. W jego promocję udało się już zaangażować kilkanaście postaci ze świata muzyki i filmu. Jakim cieszy się zainteresowaniem?
- Coraz więcej szkół podstawowych pyta o to, jak udało nam się wdrożyć takie rozwiązanie. Proszą o wzór zapisów naszego statutu. Zachęcamy do tego, żeby spróbować odejść od zadań domowych na miesiąc, a następnie zapytać o zdanie uczniów i rodziców. W maju w Śremie odbyła się konferencja dotycząca tego zagadnienia. Jednym z prelegentów był Marek Michalak, były Rzecznik Praw Dziecka. Prelekcję miał także dr Mirosław Radoła z Wydziału Studiów Edukacyjnych Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, który zajmuje się badaniem wpływu zadań domowych na kształcenie dzieci. W ramach projektu udało się już wydać książkę. W trakcie nagrywania jest audiobook. Mam nadzieję, że w ten sposób uda się zainteresować projektem kolejne szkoły.

 

Już głosowałeś!

Komentarze (4)

w dniu 27-11-2019 10:12:58 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Brawo! Dlaczego inne szkoły wciąż tkwią w XIX wieku?

Brawo! Dlaczego inne szkoły wciąż tkwią w XIX wieku?

w dniu 27-11-2019 10:13:25 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Chcę takiej szkoły w Kościanie!!!

Chcę takiej szkoły w Kościanie!!!

w dniu 27-11-2019 11:05:31 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Chcemy takiej szkoły w Starych Oborzyskach!

Chcemy takiej szkoły w Starych Oborzyskach!

w dniu 27-11-2019 11:09:44 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

I tak znaleźliby się rodzice, którzy nie odpusciliby wyścigu szczurów, a przy tym zostaliby nakręceni pozostali rodzice wymagając od swojego dziecka robienia tych zadań. Jako rodzic i pedagog widzę jak dzieciaki wyśmiewają się z innych gdy dostaną np nawet 4+. Jestem za tym, aby „zadania domowe” były ale odrabiane pod koniec lekcji, wtedy nauczyciel widzi kto ma problem i z czym i jest w stanie ocenić nad czym z uczniem czy klasa popracować. Ale niestety polska szkoła jest przeładowana materiałem, ze sami nauczyciele nie dają rady przerobić go na lekcjach i stad biorą się prośby o pomoc dziecku w domu czy tez branie korepetycji.

I tak znaleźliby się rodzice, którzy nie odpusciliby wyścigu szczurów, a przy tym zostaliby nakręceni pozostali rodzice wymagając od swojego dziecka robienia tych zadań. Jako rodzic i pedagog widzę jak dzieciaki wyśmiewają się z innych gdy dostaną np nawet 4+. Jestem za tym, aby „zadania domowe” były ale odrabiane pod koniec lekcji, wtedy nauczyciel widzi kto ma problem i z czym i jest w stanie ocenić nad czym z uczniem czy klasa popracować. Ale niestety polska szkoła jest przeładowana materiałem, ze sami nauczyciele nie dają rady przerobić go na lekcjach i stad biorą się prośby o pomoc dziecku w domu czy tez branie korepetycji.

STOP HEJTOWI - PAMIĘTAJ - NIE JESTEŚ ANONIMOWY!
Jeśli zamierzasz kogoś bezpodstawnie pomówić, wiedz, że osobie pokrzywdzonej przysługuje prawo zgłoszenia tego faktu policji, której portal jest zobligowany wydać numer ip Twojego komputera: 18.224.70.238

Internauci piszący komentarze ponoszą za nie pełną odpowiedzialność karną i cywilną. Redakcja zastrzega sobie prawo do ingerowania w treść komentarzy lub ich całkowitego usuwania jeżeli: nie dotyczą one artykułu, są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego, naruszają normy prawne lub obyczajowe.

Dodaj komentarz
Powrót do strony głównej
×

Dodaj wydarzenie

Wydarzenie zostanie opublikowane po zatwierdzeniu przez moderatora.

Dane do wiadomości redakcji
plik w formacie jpg, max 5 Mb
Zgłoszenie zostało wysłane - zostanie opublikowane po akceptacji administratora.
UWAGA: W przypadku imprez o charakterze komercyjnym zastrzegamy sobie prawo do publikacji po uzgodnieniu ze zgłaszającym opłaty za promowanie danego wydarzenia.