Magazyn koscian.net

14 Wrz 2020

„Bombowy” dzwon z Wronowa

Na dzwonnicy kościoła w Błociszewie znajduje się dzwon wykonany z bomby lotniczej znalezionej na lądowisku we Wronowie

Wronowo to mała, licząca kilka domów, osada niedaleko Turwi w gminie Kościan. Dziś życie toczy się tam leniwie i spokojnie. W swej historii przechodziła jednak różne koleje losu. Na przełomie XIX i XX wieku była własnością rodu Chłapowskich. W czasie II wojny światowej skrywała jednak ogromną tajemnicę. Znajdowało się tam zapasowe lądowisko dla niemieckich samolotów, na którym piloci mogli uzupełnić paliwo i amunicję. Sporo na temat tego obiektu wie Stefan Szczupski z Pecna, który urodził się w tym miejscu.

- Wczesne dzieciństwo spędziłem w domu rodzinnym razem z trzema siostrami i dwoma braćmi – wspomina Stefan Szczupski. – Ojciec pracował w gospodarstwie rodziny Chłapowskich, w którym zarządcą był Józef Sikora. Po wybuchu wojny w pobliżu naszej wioski hitlerowcy zbudowali bardzo pilnie strzeżone lądowisko. Choć byłem małym chłopcem, utkwił mi w pamięci widok startujących i lądujących niemieckich samolotów. To co się później dowiedziałem od ojca, matki i sąsiadów to fakt, że piloci lądowali, aby uzupełnić paliwo i bomby. Naprawiane też były usterki, które powstały w wyniku między innymi walk powietrznych.

Rolę magazynów i warsztatów dla lądowiska pełniły zabudowania folwarczne. Niemcy postawili też specjalne wiaty. Zatrudniano tam także miejscowych chłopów, którzy pod groźbą śmierci musieli zachować tajemnicę. Jednym z nich był nieżyjący już Marian Mazurczak, pochodzący z pobliskiego Rąbinka.

- Pan Marian był bardzo silny i zręczny, a w chwili wybuchu wojny miał 20 lat – wspomina pan Stefan. – Został zatrudniony na lotnisku do podwieszania ciężkich bomb w luki samolotów oraz przy uzupełnianiu paliwa. Prace te pod nadzorem wykonywał z kilkoma mężczyznami o każdej porze, w nocy czy w dzień. Opowiadał mi, że znał trochę język niemiecki i rozumiał co mówili do siebie piloci. Czasami wymieniali się informacjami, gdzie i na jakie obiekty zrzucali bomby. Twierdził także, że czasami prowadził działania dywersyjne. Odłączał przewody od zapalników bomb, które spadały, ale nie zawszy wybuchały. Robił to, wiedząc że grozi mu za to śmierć.

Młody wówczas Stefan Szczupski wraz z kolegami urządzał tak zwane ciche podchody. Udawali się wówczas na skraj lądowiska, gdzie stały uszkodzone samoloty. Te wielkie maszyny ze skrzydłami robiły na nich ogromne wrażenie.
Pod koniec wojny, gdy zbliżał się front, część samolotów zdolnych do lotu odleciała na zachód. Te uszkodzone pozostały na lądowisku, gdzie z czasem zostały rozebrane na złom lub rozszabrowane. Niemieckie rodziny w pośpiechu uciekały na zachód. Kilku żołnierzy niemieckich, którzy nie zdążyli odjechać zostało przez czerwonoarmistów rozstrzelanych. Krótko po wojnie kilkuletni wtedy Stefan z bratem Romanem i kolegą Waldkiem Czeszakiem brali udział w pasjonującym, ale i bardzo niebezpiecznym wydarzeniu. Na polu znajdującym się w sąsiedztwie lądowiska znaleźli bombę lotniczą.

- Przysypaliśmy bombę ziemią i darnią, odczekaliśmy kilka dni – relacjonuje Szczupski. – Udaliśmy się następnie na miejsce, aby ją rozbroić. Materiał wybuchowy wraz z zapalnikiem zatopiliśmy w stawie. Dużą obudowę, czyli łuskę chcieliśmy zabrać do domu. Była jednak zbyt ciężka. Następnego dnia wzięliśmy wózek, aby ją przewieźć. Po załadowaniu załamał się jednak. Poinformowaliśmy o całym zdarzeniu naszego wujka. Ten wziął konia i wóz. Przy naszej pomocy przewiózł łuskę do naszego domu.

Po oczyszczeniu łuski okazało się, że uderzając w nią młotkiem, wydobywa się doniosły dźwięk. Wujek pana Stefana wpadł na pomysł, aby zawieźć łuskę do kościoła parafialnego w pobliskim Błociszewie. Wcześniej, będąc kowalem, dorobił i przymocował do niej serce. I tak fragment obudowy bomby jako dzwon zawisł na drewnianej dzwonnicy, znajdującej się przy błociszewskim kościele. Wisi tam do dziś.

- Kiedy odwiedziłem to miejsce później, uzmysłowiłem sobie jak wielka była ta bomba, i ile jej zrzut mógł pochłonąć istnień ludzkich – podsumowuje wspomnienia Stefan Szczupski.

Gerwazy Konopczyński

Tekst powstał na podstawie wspomnień Stefana Szczupskiego, które zebrał czempiński regionalista - Stanisław Wiśniewski.

Już głosowałeś!

Komentarze (1)

w dniu 16-09-2020 15:01:47 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

A co z napisami na drzewach w Wronowie maja jaka historie?

A co z napisami na drzewach w Wronowie maja jaka historie?

STOP HEJTOWI - PAMIĘTAJ - NIE JESTEŚ ANONIMOWY!
Jeśli zamierzasz kogoś bezpodstawnie pomówić, wiedz, że osobie pokrzywdzonej przysługuje prawo zgłoszenia tego faktu policji, której portal jest zobligowany wydać numer ip Twojego komputera: 3.144.255.55

Internauci piszący komentarze ponoszą za nie pełną odpowiedzialność karną i cywilną. Redakcja zastrzega sobie prawo do ingerowania w treść komentarzy lub ich całkowitego usuwania jeżeli: nie dotyczą one artykułu, są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego, naruszają normy prawne lub obyczajowe.

Dodaj komentarz
Powrót do strony głównej
×

Dodaj wydarzenie

Wydarzenie zostanie opublikowane po zatwierdzeniu przez moderatora.

Dane do wiadomości redakcji
plik w formacie jpg, max 5 Mb
Zgłoszenie zostało wysłane - zostanie opublikowane po akceptacji administratora.
UWAGA: W przypadku imprez o charakterze komercyjnym zastrzegamy sobie prawo do publikacji po uzgodnieniu ze zgłaszającym opłaty za promowanie danego wydarzenia.