Magazyn koscian.net
05 lutego 2013Dobre miejsce
Schronisko dla Bezdomnych Zwierząt w Gaju zmienia się na lepsze. Na lepsze zmieniają się tam też i psy, i ludzie. - Nasza idee fixe: schronisko to dobre miejsce. Dobre miejsce przyciąga dobrych ludzi – mówi Michał Błaszak, wolontariusz Fundacji dr Lucy, która prowadzi schronisko. W 2012 roku trafiło tam ponad sześćdziesiąt psów z powiatu kościańskiego
To, jak traktujemy zwierzęta, świadczy o naszym człowieczeństwie. To, o czym pisaliśmy tylko w ubiegłym roku – wrzucenie psa do Kanału Obry, trzymanie go zimą na krótkim łańcuchu przy dykcie opartej o ścianę zamiast budy, przywiązanie psa do drzewa w lesie – to dowód na to, że egzamin z człowieczeństwa nie zawsze zdajemy celująco. Większość wyrzucony i zgubionych psów w powiecie kościańskim trafia do Schronisko dla Bezdomnych Zwierząt w Gaju pod Śremem. Paradoksalnie tam można odzyskać wiarę w człowieka. Przyciąga ono wielu ofiarnych ludzi.
- O tak, to nam się udało, bodaj czy nie najlepiej – uśmiecha się Błaszak i roztacza opowieść o tym, jak w niedzielę na polnej drodze przed schroniskiem bywa, że nie można zaparkować auta, tak wiele osób przyjeżdża do psów.
- Przyjeżdżają całymi rodzinami, czasem w kilka aut. Z dziećmi, dziadkami, przyjaciółmi a nawet ze swoimi psami. Przyjeżdżają, by wziąć schroniskowe psy na spacer do lasku. Nie wiem, skąd wziął się ten zwyczaj, ale jest piękny...
Są też tacy, co przywożą do schroniska karmę dla psów albo inne potrzebne pensjonariuszom Gaju rzeczy. Darczyńców jest wielu, cały rok, a przed świętami Bożego Narodzenia najwięcej. Ostatnio zbiórkę na rzecz bezdomnych psów prowadziło Samorządowe Przedszkole nr 2 w Kościanie. Do akcji włączyły się też kościańskie szkoły i inne przedszkola.
- Ludzie czują potrzebę pomagania i to jest fajne. Dla nas jest ona nieoceniona. Jeśli nie musimy kupić karmy, mamy więcej pieniędzy na przykład na leczenie. A to jest bardzo kosztowne... Leki dla jednego psa mogą kosztować i kilkaset złotych. Gdy mamy pełen magazyn karmy, decyzje, czy leczyć chorego, starego psa są łatwiejsze...
Wielu ludzi oddaje skrzywdzonym psom po prostu swój czas. Regularnie pracuje tam około stu młodych zazwyczaj ludzi. Wolontariusze wyprowadzają psy na spacer, bawią się z nimi , ale też wykonują najbardziej niewdzięczne prace, jak sprzątanie kojców.
- To nieoceniona pomoc. Mamy pięciu pracowników, którzy pracują na zmiany przez siedem dni w tygodniu. Pracy jest bardzo dużo. Mamy tu sto czterdzieści psów! A do tego dodać jeszcze trzeba wyjazdy na interwencje – wyłapywanie bezdomnych psów, które zwykle trwają przynajmniej dwie godziny, a potem trzeba się zająć nowym psem itd... Bez pomocy wolontariuszy byłoby to trudne.
To dzięki wolontariuszom psy utrzymują się w jako takiej formie psychicznej. Żeby nie dziczały, potrzebują stałego, pozytywnego kontaktu z człowiekiem.
- Wiosną wolontariusze przyjeżdżają rowerami, a teraz zwykle podrzuci ich do nas ten, czy ów rodzic. Bo większość z nich to uczniowie szkół średnich. O te dziewczyny uparły się, że uratują ogon temu psu. Są tu codziennie, by zmienić opatrunek.
- Jak tam? - dopytuje Nikoli i Natalii klęczących w kojcu przy leżącej na kołdrze, wielkiej suce. To Kejli.
- Lepiej. Chyba się uda – uśmiechają się od ucha do ucha dziewczyny.
Właśnie odsłoniły ranę. Nie jest apetyczna, a one spokojnie lekko ją przemywają lekiem i zakładają opatrunek. Pies ufnie poddaje się całej operacji.
- O! Taką tu mamy młodzież – uśmiecha się Błaszak.
W schronisku pracują też od czasu do czasu odbywający karę w Areszcie Śledczym w Śremie.
- Wykonali tu bardzo dużo pracy i to tej najcięższej. Pracowali na sto procent, a niektórzy nawiązali przyjaźnie z psami. Jeden pan przychodzi do nas regularnie i po zakończeniu kary. Adoptował psa i ciągle nam pomaga.
A pracy było sporo, bo w ostatnich miesiącach schronisko przeszło wielką metamorfozę. Zlikwidowano najstarsze i najbardziej zniszczone kojce, i budy. Postawiono dwadzieścia nowych kojców. Nie do poznania zmienił się też budynek dawnej chlewni, w którym mieści się biuro. Został ocieplony, wytynkowany w środku, zainstalowano tam centralne ogrzewanie, świńskie kojce zastąpiono przestronnymi klakami dla psów. Jeszcze kilka miesięcy temu jedynymi schludnymi pomieszczeniami w budynku były: biuro i salka pełniącą funkcję szpitalika i żłobka. Teraz wszędzie jest przyzwoicie. Zorganizowano pomieszczenie socjalne z łazienką i wielką przemysłową pralką, salkę dla wolontariuszy i pracowników z wielkim stołem i półkami, gdzie można odłożyć swoje rzeczy. Jest też schludny magazyn w którym zalega około dwóch ton karmy z darów. Przed budynkiem położono kostkę brukową.
- To nie koniec. Wiosną ma być dokończona elewacja. Na wysokość półtora metra mają być ułożone płytki – wyjaśnia Błaszak.
Inwestycję sfinansowała założycielka Fundacji dr Lucy– Lucyna Własinska. Fundacja otacza szczególną opieką psy rasy Collie i od 2007 roku prowadzi schronisko
- Prawdę mówić, nawet nie wiem ile to wszystko kosztowało. Dwieście tysięcy na pewno... - wzdycha Błaszak.
W kojcach w ogrzewanym budynku przebywają teraz psy z krótką sierścią, chore i te, które dopiero co schwytano.
- Ten był przywiązany do drzewa w lesie. Dziś rano go przywiozłem. Już raz mieliśmy zgłoszenie, że ktoś słyszał psa w lesie. Pojechaliśmy, przeszukaliśmy las i nic, a on – proszę się przyjrzeć - ma kolor suchych liści. Zagrzebał się w nich i nie było go w ogóle widać. Dziś go nareszcie znaleźliśmy. Był tak przerażony... Walczył jak lew. Spędził tam ze dwa dni. Nieźle się namęczyliśmy, żeby go tu zabrać... - opowiada pan Jacek, jeden z pracowników.
Na kołdrze leży zwinięty w kłębuszek piesek rozmiarów pekińczyka i bardzo groźnie szczerzy kły.
- Póki co nie ma powodów ufać ludziom – wzdycha pan Jacek.
Po szerokim korytarzu w budynku kręci się kilkoro młodych ludzi. Chłopak z dziewczyną spłukują wodą podłogę w jednym z kojców. Obok dziewczyny zakończyły opatrywanie ogona. Ktoś idzie w miotłą, ktoś przynosi wiadro. Nagle jeden z psów wskakuje na dwumetrowe ogrodzenie, wspina się na murek i... zeskakuje na korytarz.
- A! To Skiper. Spokojnie. On tak zawsze – uspokaja jedna z dziewczyn.
- Znudziło mu się siedzenie w klatce.... - komentuje Błaszak. - Przywieźliśmy go w nocy. To adoptowany pies. Nowi właściciele bardzo się do niego przywiązali, ale... Strasznie zwiewa. Na gigancie i kurkę zdarzyło mu się zdusić, a że trafił na wieś... Sąsiedzi odgrażali się, że jak jeszcze raz - to mu coś zrobią. No i wczoraj znowu zwiał. Pani dzwoniła i płakała... Nie zostawiliśmy jej z tym samej i pojechaliśmy pomóc go szukać. To wspaniały pies. Taki inteligentny, ale wrócił do nas. Państwo bali się, że ktoś go skrzywdzi. Oboje mieli łzy w oczach...
Skiper zachowuje się, jakby był tu u siebie. Jak wszystkie psy z obciętymi ogonami merda całym tułowiem. Wie komu i jak należy się przymilić, by dostać trochę czułości i dostaje. Mnóstwo. Jest tu bardzo lubiany. Rządzi jednak stanowczo Prezes – drobny, uroczy kundelek.
- Ma charakter - uśmiech się Błaszak, chce pogłaskać psa, ten odsłania brzuch, ale jednocześnie zastyga w bezruchu i szczerzy kły.
- No proszę. Jest bardzo przyjacielski, ale rezerwa mu została - można mnie głaskać, ale jakby co, to ja też potrafię się odgryźć... Nie bój się – i głaszcze, a psiak zaczyna go lizać po ręce.
Na zewnątrz w pięćdziesięciu kojcach przesiaduje około sto innych psów. W kojcach zwykle są dwie budy. Każda jest wypchana słomą. To ponoć najlepszy izolator. Jedne skaczą na siatkę nie mogąc się doczekać aż ktoś się nimi zainteresuje, inne ukrywają się w budzie i nie chcą wyjść, jeszcze inne warczą i merdają ogonem jednocześnie.
- Dzięki stałej współpracy z behawiorystą, większość psów nadaje się do adopcji – mówi pan Michał. - Widziałem tu takie, do których nikt nie był w stanie podejść a on sprawił, że dziś pomagają w terapii innych czworonogów. Więcej psów możemy oddać do adopcji i mniej do nas wraca. Każdy, kto adoptuje psa ma prawo do darmowej konsultacji z behawiorystą, gdyby pies miał kłopot z dostosowaniem się do nowych warunków.
Większość adopcji odbywa się dzięki internetowi. Ludzie przyjeżdżają po psy nawet z bardzo odległych miejsc. Przyjeżdżają po szczeniaczki i psy wyglądające na rasowe, ale i po kundelki, staruszki i kaleki. Każdy adoptujący psa zobowiązuje się nigdy nie wiązać go na łańcuchu, karmić, leczyć itd. Schronisko daje sobie prawo sprawdzenia w jakich warunkach żyje dawny podopieczny i sprawdza to. W odległych miejscach korzysta z pomocy organizacji działających na rzecz zwierząt.
- Plany? Cóż. Przydałaby nam się kociarnia. Bezdomne koty przyjmujemy, ale płacimy za ich opiekę innym. Tu nie ma warunków dla trzymania kotów. Kociarnia musiałabym być w innym miejscu. Sąsiedztwo psów i kotów stresowałoby jednych i drugich. Chcielibyśmy mieć też do dyspozycji więcej terenu, żeby powiększyć wybiegi. Cały czas podwyższamy standard naszego schroniska i to cieszy. Chcielibyśmy też podnieść standard obsługi wyłapywania bezdomnych psów. To muszą robić pracownicy i powinno ich być dwóch. Powinniśmy zatrudnić kolejne dwie osoby. Przydałoby się też lepsze auto, ale mam nadzieję, wszystko w swoim czasie... - uśmiecha się Błaszak.
Schronisko prowadziło akcję darmowej sterylizacji i kastracji psów. Sterylizowane i wykastrowane są wszystkie psy w schronisku. Wszystkie są po komplecie szczepień i wszystkie idą do nowych właścicieli na smyczy. Jeśli chcesz oddać któremuś kilkanaście lat swego życia – www.schroniskogaj.pl. (Al)
05/2013
Zgłaszasz poniższy komentarz:
kocham wszystkie psiutki