Magazyn koscian.net
28 Paz 2018Drukarz zabójca
Wyciąć na gwałt trzeba nawet 180 hektarów lasu – mówi Maciej Cudak nadleśniczy Nadleśnictwa Kościan. Na naszych oczach umierają lasy, które miały stać jeszcze 70 lat
Ma jakieś cztery milimetry długości. Ciało ciemnobrązowe, walcowate lśniące, pokryte rdzawym owłosieniem. Nie dajmy się jednak zwieść – to jedno z najgroźniejszych obecnie stworzeń w naszych lasach, i najbardziej polityczny – jak się ostatnio okazało – chrząszcz w Polsce. To dla walki z nim kilkanaście miesięcy temu, ku rozpaczy ekologów, wpuszczono ciążki sprzęt do Puszczy Białowieskiej. Chrząszcza ludzkie spory jednak w ogóle nie obchodzą. Gryzie, co popadnie i to w niespotykanym dotąd tempie. Żywi się łykiem świerków drukując w korze i na drewnie charakterystyczne ślady. Hektary zielonych choinek w kilka tygodni zamienia w las burych kikutów.
W nadleśnictwie Kościan najtrudniejsza sytuacja jest w leśnictwach Ziemin i Kotusz.
- Trwająca od dłuższego czasu huśtawka pogodowa oraz towarzyszące silne wiatry znacznie osłabiły nasze świerczyny. Dodatkowo zalegające w lesie zeszłoroczne wiatrołomy, których nie nadążaliśmy usuwać stały się wylęgarnią kornika. To wszystko doprowadziło do tego ogniska zapalnego – opowiada Maciej Maciński, podleśniczy w Zieminie.
Rozmiar klęski pogłębiła pogoda. Po przekropnym lecie, bardzo mokrej jesieni 2017 roku i deszczowej zimie nastały: sucha jak pieprz wiosna, a po niej tropikalne lato bez opadów, a wreszcie niezwykle ciepła i sucha jesień.
- Korzenie świerku kończą się czterdzieści centymetrów pod ziemią. Dlatego tak często padają one ofiarą wiatrów. Leśnictwo Ziemin jest wyjątkowe – leży na terenach depresyjnych i tam tego lata poziom wody opadł o półtora metra. Drzewa osłabły i nie mogły się bronić... - wyjaśnia nadleśniczy Cudak.
Martwy las to niezwykle przygnębiający krajobraz. Tło dla horrorów. Razem z podleśniczym odwiedzamy taki, który lada dzień trafi pod piły leśnego kombajnu. - Tu się zaczęło – mówi Maciński.
Brniemy w żółtym igliwiu. Usłana jest nim cała ściółka. Ponad głowami zielenią się tylko stojące gdzieniegdzie brzozy. Świerki sterczą w niebo jak łyse pale. W korze martwych drzew wyraźnie widać tysiące maleńkich dziurek. Pod pniami – bure trociny. Podleśniczy zwinnie wycina korę i prezentuje charakterystyczne korytarze. Drukarza tu już nie ma. Poleciał dalej. Co teraz je?
- Wiosną było tu dziesięć centymetrów wody. Tu gdzie stoimy. Wszędzie – wyjaśnia. - A teraz - suchy pył – mówi. Kanał latem wysechł. Nie było w nim ni krzty wody.
- To specyficzne miejsce. Zalewowe. Rowy melioracyjne z końca XIX wieku budowane po to, by odprowadzić stamtąd nadmiar wody do nawodnienia okolicy, w tym roku w ogóle się nie przydały. Nie mnie oceniać stan systemu melioracyjnego, ale jedno jest pewne, tego lata nie zadziałał – mówi poważnie nadleśniczy.
Osłabione drzewa nie miały siły się bronić. Dla kornika nad świerkowymi lasami uniosła się woń świadcząca o nieograniczonej ilości pożywienia. Chrząszcz zaczął się mnożyć na niespotykaną skalę.
- Poprosiliśmy o pomoc specjalistów z Zakładu Ochrony Lasów – opowiada nadleśniczy. - Przyjechali, zbadali i powiedzieli, że czegoś takiego jeszcze nigdy nie widzieli. Zwykle owady rozwijają się w cyklu – jaja, larwy, owad doskonały i znów jaja itd. A u nas na jednym drzewie jest wszystko naraz: jajo, larwa i owad doskonały.
Długa i bardzo ciepła jesień przedłużyła jeszcze czasy kornikowych godów. Mrozy dorosłym osobnikom nie są straszne. Nie sposób też walczyć z nimi za pomocą chemii. Nie da się i – zgodnie z zasadami ochrony lasów – nie wolno. W przypadku pojedynczych infekcji leśnicy zwykli stosować wycinkę i pułapki wabiące feromonami dorosłe chrząszcze. Jak jednak zwabić bibliony owadów do pułapki, skoro cały las pachnie im wielką ucztą i sexem?
- Jedyną metodą walki jest wycinka zainfekowanych drzew, i jak najszybsze wywiezienie ich z lasu – wyzdycha nadleśniczy.
Wycinka trwa. Intensywna. To istny wyścig z czasem, którego – wbrew pozorom nie ma wcale wiele. Zima zamrozi desant kornika, ale – jeśli aura znów będzie mu sprzyjać – być może tylko do końca lutego. W marcu, jeśli okaże się znów bardzo ciepły, czteromilimetrowe chrząszcze ruszą zdobywać kolejne terytoria.
- Co zrobią miliardy owadów, dla których zabraknie świerków? Polecą dalej? Czy kornik wejdzie na sosny? Na obrzeżach zainfekowanych lasów już je zaatakował. Czy wejdzie głębiej? - pyta nadleśniczy.
Leśnicy powtarzają za podręcznikami, że drukarz ,,sporadycznie atakuje też sosny’’. Co jednak znaczy sporadycznie w obliczu tak potężnej populacji? Drukarz lubi dorodne drzewa. Młodych na razie nie ruszał, ale nikt nie wie, jak je potraktuje, gdy tych dorodnych po prostu zabraknie. Wtedy ofiarą szkodnika mogą paść i młodniaki. Co powstrzyma marsz kornika na nasze lasy?
- To co stało się w Zieminie, przerosło dotychczas posiadaną przez nas wiedzę – mówi nadleśniczy Maciej Cudak. - Perspektywy są kiepskie. To nie taka klęska, jak zmiecione wiatrem hektary w Jurkowie, ale, prawdę mówić, jej rozmiarów jeszcze nie znamy. Mamy obawy, że to dopiero początek. O gradacji populacji kornika informują też inne leśnictwa, i to nawet takie, które nie mają tak ekstremalnych kłopotów z nawodnieniem. W Karczmie Borowej do wycinki mają 15 hektarów. Jesteśmy pełni obaw, czy tegoroczne skrajne temperatury nie odbiją się i na innych gatunkach drzew. Sosny na pewno się osłabiły. Boimy się też o dęby. Miały w tym roku bardzo dużo owoców, a to oznacza, że albo był to rok wyjątkowego dobrostanu – w co trochę trudno uwierzyć, albo wręcz przeciwnie – natura broni gatunku...
W świerkowych lasach widać wyraźnie, że natura broni się rozpaczliwie. Pośród suchego igliwia martwego lasu w ściółce zielenią się tysiące maleńkich świerków. Tak mnogie ,,potomstwo’’ to też niebywała dotąd rzecz. Ginące drzewa przygotowały już odnowę lasu. Leśników jednak wysyp świerkowej młodzieży nie pociesza. Jeśli susza osłabiła i inne gatunki drzew, umierających lasów może być więcej. Marsze szkodników mogą się dopiero zacząć.
- Naukowcy przekonują, że takie lato, to nie przypadek. Będzie takich więcej. Zmienia nam się klimat. Leśnicy planują nasadzenia lasów w perspektywie wieku, a my nagle nie wiemy, jakie warunki będą panować w danym siedlisku za lat dwadzieścia. Co więc sadzić, by przeżyło sto lat? - pyta nadleśniczy.
- Naukowcy wszystkich krajów i dziedzin nauki są zgodni – jeśli nagle i drastycznie nie zmienimy sposobu funkcjonowania, zmiany będą nieodwracalne. Zagrożony jest świat jaki znamy. Dziś nie ma ważniejszej sprawy, niż ta, a w mediach i w dyskusji społecznej temat zdaje się w ogóle nie istnieć. Z naukowego punktu widzenia sprawa jest jasna: globalne ocieplenie zbliża się do krytycznej granicy. Czas się obudzić – mówi dr hab. Krzysztof Kujawa prof. nadzw. Instytutu Środowiska Rolniczego i Leśnego Polskiej Akademii Nauk.
Czy atak kornika drukarza to początek plag? Leśnicy poważnie mówią, że to może być koniec świerka w Wielkopolsce. To nie jest jego naturalne środowisko (sic!), ale przez dziesiątki lat nieźle sobie tu radził. W pustynniejącej Wielkopolsce nie ma jednak dla niego miejsca.
Kornik nie naleciał naszych lasów. Był w nich od zawsze. Jest częścią ekosystemu. Zwykle jednak atakował pojedyncze drzewa. W naturze pełni funkcję sprzątacza. Zabija słabe drzewa i robi więcej miejsca innym. Las jednak to plantacja obliczona na najbliższe sto lat. Leśnicy strat nie lubią. Zainfekowane drzewa wywozi się z lasu, by kornik się za bardzo nie rozpanoszył, i by móc wykorzystać jeszcze drewno. W leśnictwie ziemin ostre cięcie zaczęło się już w marcu tego roku. Takiego ataku szkodnika jednak człowiek nie jest w stanie powstrzymać. Wyjeżdżając z podleśniczym Maciejem Macińskim z Ziemińskich kniei mijamy sterty drewna, które prawdopodobnie trafi do przemysłu papierniczego. To ofiary kornika. Może posłużą do pisania nowych podręczników, w których dzieci od małego uczyć się będzie szacunku do planety? Obok sterty na oko 30-letnich pniaków, stoi pięć łysych choinek. Zatrzymujemy się, robię im zdjęcie na tle zielonego jeszcze za nimi świerkowego lasku. Pod korą zdrowo wyglądającego drzewa znajdujemy kornicze Tokio.
- To kwestia kilku dni... – mówi smutno podleśniczy i kopie pień drzewa. Z wysokości kilku metrów sypie się na nas deszcz zielonego igliwia. - W sierpniu pojechałem na wakacje. Gdy wyjeżdżałem stał las, a gdy wróciłem po dwóch tygodniach – wszystkie drzewa były już martwe. Tak to wygląda...
Kornik zżera nie tylko leśne plantacje. Większość bożonarodzeniowych ogromnych choinek na kościańskim Rynku pochodziła właśnie spod Ziemina. Czy kornik już zabił świąteczną piękność?
- Co roku trudniej wybrać drzewko na Rynek, i co roku pojawiają się głosy, że powinno się postawić tam symbol drzewka, a nie wycinać je z lasu. Co zdecyduje ratusz, nie wiem. Do lasu muszę się jednak wybrać...- mówi Krzysztof Szała, pracownik KOK w Kościanie, od lat odpowiedzialny za świąteczną dekorację miasta.
W kontekście dramatycznej sytuacji na dziesiątkach, a może nawet setkach i tysiącach hektarów lasów Wielkopolski wspominanie o bożenarodzeniowym drzewku zdaje się wręcz nietaktem, ale jakże to symboliczne... Czy w tym roku po raz pierwszy na Rynku stanie sztuczna choinka? Czy dlatego, że nie będzie już żywych? (Al)
Gazeta Kościańska
Pod korą zdrowo wyglądającego drzewa znajdujemy kornicze Tokio...
Wycinka trwa. Intensywna. To istny wyścig z czasem, którego – wbrew pozorom nie ma wcale wiele.
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Jakoś go chemicznie wypędzić nie można ? Opryski z samolotów ? Zamgławianie ? Tragedia ogromna.