Wiadomości
26 grudnia 2011Jak to się dzieje, że rynek na święta pięknieje
Żeby ją znaleźć brodzi w bagnach, przedziera się przez chaszcze, wspina na wysokie gałęzie. Potem pilnuje by ją bezpiecznie wycięto, załadowano, przywieziono i ustawiono. I ubiera ją w siedemset metrów kabla z ponad siedmioma tysiącami światełek i oto świąteczna choinka na kościańskim Rynku gotowa
Co było na początku tego nie wie nikt. Dość powiedzieć że jeszcze sześć lat temu choinkę na kościańskim rynku stawiali i ubierali pracownicy nieistniejącego już zakładu komunalnego. To już choinkowa historia starożytna.
Współczesną pisze Kościański Ośrodek Kultury, a właściwie jeden jego pracownik – Krzysztof Szała - najlepszy choinkowy specjalista w okolicy.
Przewędrował w poszukiwaniu świątecznych drzewek dziesiątki hektarów leśnych ostępów w kilku gminach. I, co najważniejsze, zechciał się swymi porażkami, sukcesami i doświadczeniami choinkowymi z nami podzielić.
Ta pierwsza
- I zamarłem. To, co nieźle wyglądało w lesie, na Rynku wyglądało koszmarnie. Jak po ataku rakietowym. Ludzie zatrzymywali się z otwartymi buziami. Istny ogiglok. Koszmar. Na Rynku stało coś, co mogłoby swobodnie grać w komedii Barei. Koleżanka z KOK-u dzwoni, że jej tata właśnie jest na Rynku i że to podobno maszkara! Nie dość, że z jednej strony gałęzie się połamały, to z drugiej miały nie więcej, jak po metrze. Ja w rozpaczy i ze wstydu schowałem się do ratusza...
Ta najtrudniejsza
- Tygodniami nie dało się wejść do lasu. Wody było miejscami tyle, że wlewała się do kaloszy. Żaden sprzęt nie był w stanie tam wjechać. Czekaliśmy na mróz, ale gdy przyszedł to... Zacznijmy od tego, że na dzień przed cięciem zepsuł się umówiony traktor. Tego dnia było dwanaście stopni mrozu, wiało, bagno na wierzchu ściął lód, a ten zasypała dwudziestocentymetrowa warstwa śniegu...
Ta najpiękniejsza
Zapomnij! - powiedzieli współpracownicy, za głęboko w lesie, zbyt gęste chaszcze, nie da rady. I właśnie po nią pojechaliśmy. Z sercem na ramieniu, asekurując ją linami delikatnie ją położyliśmy a potem weszliśmy w jej gałęzie, chwyciliśmy za pień i mozolnie, metr po metrze nieśliśmy ją przez jeżynowe chaszcze, lawirując między drzewami i starając się, by jak najmnjniej ją uszkodzić. Dziesięciu chłopa, jakieś sto metrów, ponad godzinę. Nie wiem, ile waży taka choinka, ale naprawdę sporo. Ale warto było. Ktoś ją sfotografował i jest na pocztówce...
Ta, która stoi
- Przez głęboki rów trzeba było się z nią przeprawić. Na szczęście wody nie było. Traktor łychą lekko ją uniósł,a reszta była w naszych rękach. A jeśli chodzi o to, gdzie rosła – to obok był brzozowy gaik... polanka. .. Urokliwe miejsce. Upatrzyłem ją sobie już cztery lata temu, ale wtedy była jeszcze za mała. Co roku pilnowałem, czy aby ładnie rośnie. W moim osobistym rankingu ma drugie miejsce...
Na długą, barwną i bogato ilustrowaną opowieść o kościańskich choinkach zapraszamy do Gazety Kościańskiej, która ukaże się w środę 28 grudnia...
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Proponuję posadzić żywą a jak urośnie ubierać :)