Magazyn koscian.net
08 lipca 2014Ma talent!
- To zwierzę! - krzyknął Agustin Egurrola, juror ,,Mam talent’’ po występie Katarzyny Marony z Widziszewa pod Kościanem. Skromna i spokojna dziewczyna, z głosem jak dzwon króla Zygmunta, dostała od Egurroli, Małgorzaty Foremniak i Agnieszki Chylińskiej - trzy razy TAK! Będziemy jej kibicować w programie jesienią?
Kasia
,,Po scenie rusza się swobodnie, jak zawodowa piosenkarka. Głos ma tak silny, że niejedna by taki chciała, a energii tyle, że zaczarowała 16-tysięczną publiczność. Kasia Marona z Widziszewa zdobyła ,,Złoty Aplauz’’, czyli najwyższy laur XXIV Międzynarodowego Dziecięcego Festiwalu Piosenki i Tańca w Koninie. Ma 13 lat’’ – pisaliśmy na pierwszej stronie ,,Gazety Kościańskiej’’ w lipcu 2003 roku. Na fotografii zza brzozy wychylała się wtedy uśmiechnięta drobna dziewczynka. To był czwarty wygrany festiwal Kasi. Gdzie nie pojechała, zdobywała pierwsze miejsca.
- Istny zawrót głowy. Nikt nie spodziewał się, a w każdym razie my nie spodziewaliśmy się takiego szaleństwa... - kręciła głową jedenaście lat temu mama Kasi, pani Jadwiga. I w piątek, 20 czerwca 2014 roku sprawdzając, czy ugotował się już kalafior, kręci nią tak samo.
- Oj, dzieje się. Nie daje nam Kasia odpocząć – uśmiecha się czule i odkłada pokrywkę.
Ona sama woli spokój. Martwi się, czy tam w Poznaniu, gdzie Kasia teraz pracuje i mieszka, na pewno dobrze o siebie dba, czy nie śpiewa za dużo, czy zdrowo się odżywia. Bo czy to na pewno trzeba tyle razy to samo powtarzać i powtarzać? Inni szaleją, odpoczywają, a ona ciągle pracuje.
- Ja tam różnicy między pierwszym i sto którymś razem zaśpiewanego fragmentu piosenki nie słyszę, ale ona słyszy, więc pewnie jest – wzdycha pani Jadwiga. - Godzinami z pokoju nie wychodzi. Ćwiczy. Co robić. Kocha muzykę. Jest dla niej wszystkim. Jak już musi śpiewać, to co innego nam zostało, tylko wspierać...
- I tak od dwudziestu lat, tylko że kiedyś to był ,,Puszek okruszek’’ śpiewany do butelki od dezodorantu, a teraz blues albo jazz do mikrofonu – śmieje się pan Janusz. - Darła się wtedy nieprzeciętnie – śmieje się do wspomnień.- I wejść do pokoju nie było można. Zaraz krzyk!
- Teraz też. Przyjedzie z Poznania, porozmawia chwilkę i już wspina się do swojego pokoju na górze i przepada na kilka godzin, by wałkować ciągle to samo jeszcze raz i jeszcze, i jeszcze... Staramy się jej nie przeszkadzać. Babcia ma dziewięćdziesiąt lat. Słabo słyszy, ale nie raz mówi Kasi - to co dzisiaj śpiewałaś, to ładne było!
- O tak. W rodzinie mam największych fanów – uśmiecha się dziewczyna. - Tata jest moim pierwszym fanem. Siostra, mama i babcie. Na Facebooku wpisali mi się sąsiedzi z Widziszewa. Gdyby nie to najbliższe grono, byłoby mi znacznie trudniej. Dają kopa!
Po ,,Złotym Aplauzie’’ w Koninie było kilkadziesiąt innych, młodzieżowych festiwali, z których wracała z wyróżnieniami, nagrodami i tytułami Grand Prix. Przeszła przez nie jak burza. Cztery razy z rzędu wygrała śmigielskiego ,,Muzola’’.
- Praca z nią jest przyjemnością – oceniał w 2003 roku jej nauczyciel śpiewu, Henryk Pella. - Aplikuję jej najbardziej nudne ćwiczenia. Inni się zniechęcają, ale ona nie. Wręcz przeciwnie. To jest człowiek sztuki. Bo w sztuce tylko efekt jest fascynujący, a zanim do niego się dojdzie, to ciężka, żmudna i często nudna praca.
Kilka lat ,,nudnej i ciężkiej pracy’’ i zaczęli razem tworzyć muzykę. Kasia wzięła się za pisanie tekstów. Zapowiadała się fascynująca, muzyczna przygoda.
Katarzyna
- Podłamała się – mówi wprost pani Jadwiga i bierze głęboki oddech. - Śmierć Henia to był cios, a ona właśnie zdawała maturę... Miesiąc temu minęło sześć lat...
- Był nie tylko nauczycielem, ale i przyjacielem rodziny – mówi pan Janusz, ojciec Kasi.
- Ciągle mi go brak. Jego mądrych rad, surowej, ale szczerej i rzeczowej oceny, wspólnej radości tworzenia. Muzycznie rozumieliśmy się bez słów... - mówi Kasia i dodaje z energią - Trzeba jednak iść dalej. Przyjąć to na klatę. Mam nadzieję, że jeśli mnie tam z góry widzi, cieszy się, że dalej śpiewam...
Łatwo, jak sama mówi, nie jest. Dwa lata była wokalistką warszawskiego zespołu funkowego JULY (pisała piosenki, nagrali demo) potem współpracowała z poznańskim zespołem JIM BIM oraz radomskim BREFINGiem.
- Jakoś tak niestety nasze drogi się w końcu rozchodziły. Kapele się rozpadały, a ja ciągle szukam swego własnego stylu...
Po drodze skończyła germanistykę na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu i od trzech lat kieruje biurem w poznańskiej siedzibie pewnej hamburskiej firmy. Na śpiewanie zostają weekendy spędzane albo w Widziszewie w pokoiku na piętrze, albo w Warszawie z chłopakami z zespołu TOO MINT. Od kilkunastu miesięcy jest jego głosem.
- Długo szukaliśmy wokalu – opowiada Krzysztof Burzycki, basista i założyciel zespołu - Mieliśmy bardzo wysokie wymagania i trafiały się nawet osoby, które dość dobrze śpiewały, ale to Kasia była po prostu najlepsza. Nasz casting wygrała bezapelacyjnie. Ma nietuzinkową barwę, jest dynamiczna, twórcza i do tego wspaniała kumpela. Świetnie się nam pracuje.
Burzycki pisze muzykę, a Kasia linie melodyczne i słowa piosenek.
- Dobrze się bawimy i – zdaje się - publiczność też, przy naszej muzyce – uśmiecha się Kasia. - Jesienią mamy w planie dopracować półtoragodzinny materiał.
Skąd widziszewianka czerpie inspiracje na piosenki? Z życia.
- Czasem wystarczy jedno hasło, słowo, zdanie i już na tym buduje się tekst. Albo cała opowieść. Raz spotkałam chłopaka, który przy pizzy w pociągu do Warszawy opowiedział mi o tym, jak w jednym czasie załamało mu się zdrowie, stracił pracę, dziewczynę i rodzina się od niego odsunęła. Znalazł jednak w sobie siłę, by wyjść do ludzi i oni mu pomogli. Tekst jest już gotowy, ale nie ma jeszcze tytułu – uśmiecha się Marona. - To Henio namówił mnie do pisania. Ja się wzbraniałam, że pewnie same banialuki będę pisać, ale teraz wiem, że miał rację. Jak tylko coś mnie trapi, z czymś się zmagam, przelewam to na papier i jest mi lżej. Jest więc w tych tekstach dużo mnie, ale są tam też doświadczenia moich przyjaciół i obcych ludzi...
Ma talent
Katarzyna Marona jednej rzeczy w życiu jest pewna – bez śpiewania, bez muzyki – usycha.
- Czemu by nie spróbować? - pomyślałam i pojechałam na precasting. Był w niedzielę, 13 kwietnia, w Poznaniu. Dojechałam z domu rodziców około dwunastej. Ludzi mnóstwo. Przesłuchania odbywały się w kilku salach. Ja wchodziłam do tej dla śpiewających około siedemnastej. Na tym etapie nie było jeszcze jurorów znanych z telewizji, tylko reżyser i producent. Zaśpiewałam piosenkę Arethy Franklin i – ponieważ mnie poproszono – jeszcze po polsku kawałek Joanny Zagdańskiej. I tyle. Do widzenia. Kto się zakwalifikował, miał dostać SMS-a w ciągu kilku dni. Nawet jakoś bardzo nie rozważałam, czy uda się, czy nie, i nagle dostałam SMS - ,,Serdecznie gratulujemy!’’ i zaprosiny na casting jurorski.
Ten casting odbywał się już w Katowicach, 10 czerwca. Rodzina Kasi stanęła na wysokości zadania. Siostra Asia wzięła urlop i przyjechała z Warszawy, wolne wziął też tata i we trójkę już 9 czerwca ruszyli do Katowic.
- Ktoś musiał zostać z mamą – uśmiecha się pani Jadwiga. Trzymała więc z babcią Kasi kciuki tu, w Widziszewie.
Drużyna Maronów przenocowała w hotelu i z samego ranka z kanapkami stawili się na nagraniu programu. Znów tłumy ludzi. Tu ktoś żongluje, tu ktoś robi wprawki głosowe, tu fikołki, tu taniec brzucha... Był czas na próby, ustalenie ostatnich szczegółów, potem powitanie jurorów, kręcenie scenek na ulicach Katowic i nagle: ,,Kasia Marona! Jesteś gotowa? Za dwie minuty wchodzisz!
- I już! Krótka, luźna rozmowa z Prokopem i Hołownią i na scenę! Widowni za bardzo nie było widać, ale tatę i siostrę usadzonych w pierwszym rzędzie – owszem. I jurorów! O tak. Jurorów było widać doskonale – śmieje się Kasia. - Trochę wyrzekali, że jestem kierowniczką biura. Mam nadzieję, że szef się nie pogniewa, w końcu dał mi na ten występ wolne – uśmiecha się.
Zaśpiewała ten sam utwór, co na precastingu – ,,Chain of fools’’ Arethy Franklin.
- Widziałam, że siostra mocno zaciskała kciuki i oddałam się piosence. Pozwolono mi ją zaśpiewać do końca z czego się bardzo cieszę, bo najbardziej efektowna część utworu jest właśnie na końcu. Skończyłam i... Agustin Egurrola krzyknął – To zwierzę! - śmieje się Kasia. - Dostałam kilka cennych uwag z których bardzo się cieszę i - co najważniejsze – trzy razy TAK! Potem oczywiście kręcono jak tata i siostra rzucają się na mnie z gratulacjami, jak mnie ściskają... I krótki wywiad...
- Gdy występowała, kamera mi prawie na nos wjechała. Chyba Kasia napisała coś w kwestionariuszu – zauważa pan Janusz.
- Napisałam – uśmiecha się córka. - Że łzy ci płyną, gdy śpiewam.
- No, to czekali na łzy... - wzdycha ojciec.
- Jak cię znam, ryczałeś – mówi spokojnie pani Jadwiga popatrując z uśmiechem na męża.
- Wydaje mi się, że nie... ale może oczy mi się spociły? Tego już nie pamiętam... A co tam! Jak by się nie spociły, to jaki by ze mnie był ojciec?! - śmieje się pan Janusz.
Co jeszcze powiedzieli jurorzy? Czy zobaczymy łzy wzruszenia u pana Janusza? Czy Kasia zakwalifikuje się do dalszego etapu programu? Wszystko okaże się 9 lipca, kiedy Agnieszka Chylińska, Małgorzata Foremniak i Agustin Egurrola wybiorą czterdziestu uczestników programu na żywo. VII edycja programu ,,Mam Talent’’ na wizji TVN-u ruszy jesienią tego roku. Na razie można za Kasię Maronę trzymać tylko kciuki.
- Czasami jestem już zmęczony. Te lata siedzenia w Centrum Kultury, gdy ona miała próby. Czasami po dwie, trzy godziny, dwa razy w tygodniu – uśmiecha się tata. - Te wyjazdy na festiwale... Brałem wolne i jechaliśmy na koniec Polski. Teraz ten program. Gdy jednak na nią tylko spojrzę wiem, że nie mogę inaczej.
- Wszyscy w zespole jej kibicujemy. Myślę, że ma szansę daleko zajść. Jest po prostu ciekawa – mówi Krzysztof Burzycki z TOO MINT.
- Czy przejdę dalej w programie? Nie wiem. Mam nadzieję... - uśmiecha się Kasia Marona. - Wiem, że już dla tych paru minut na scenie było warto, i ćwiczę kolejną piosenkę. Na pewno się nie poddam.
ALICJA MUENZBERG-CZUBAŁA
Gazeta Kościańska 25/2014
Zgłaszasz poniższy komentarz:
A tata, pan Janusz, dobrze pralki naprawiał i na dodatek nie zdzierał... Szkoda, że wycofał się z branży.