Magazyn koscian.net
26 sierpnia 2014Pan na wiatraku
Każdemu życzę tego, żeby mógł się realizować i zarabiać przy tym na życie – mówi Marian Maliński z Kościana. Miał być rolnikiem, został wojskowym. Gdy zakończył karierę w armii, chwycił za dłuto. Od trzydziestu lat rzeźbienie w drewnie to jego sposób na życie
Talent w pomidorach
Wychował się w Przysiece Polskiej. Już jako uczeń „podstawówki” przejawiał talent plastyczny. W szkole trafił na nauczycieli, którzy zachęcali go do rozwijania pasji.
- Od dziecka rąbałem drewno. Miałem do oporządzenia świnki, kozy i owce. W szklarni mieliśmy pomidory. Trzeba było tam palić w piecach. Siedząc w kotłowni robiłem figurki z drewna – wspomina Marian Maliński. - Jako młody chłopak miałem kontakt z artystami z poznańskiej ASP. Do Przysieki Polskiej przyjeżdżali też archeolodzy. To mnie fascynowało. Chłonąłem ten klimat jak gąbka.
Jego pierwsza rzeźba to naturalnej wielkości popiersie Lenina na rocznicę wybuchu rewolucji październikowej. Przyłożył się do tej pracy. Rzeźba wykonana w drewnie topolowym została w szkole.
Myślał nawet o kontynuowaniu nauki w liceum plastycznym. W ten sposób chciał uciec od... pomidorów. Jego rodzice stawiali raczej na szkołę o profilu rolniczym. Ostatecznie wyrwał się do technikum elektryczne o specjalności chłodnictwo lądowo-morskie. Po maturze poszedł do Wyższej Szkoły Oficerskiej Służb Kwatermistrzowskich w Poznaniu. Później zaliczył kilkuletni epizod w wojsku. Doszedł do stopnia podporucznika. Został zwolniony ze służby w 1984 roku.
- Byłem buńczuczną jednostkę. Nie zgadzałem się z ówczesną polityką. Do tego wziąłem ślub kościelny w wojskowym mundurze. Zostałem zwolniony tuż po stanie wojennym za niesubordynację – wyjaśnia Maliński. - Wróciłem do tego, co robiłem jako dziecko.
Marzył o własnym wiatraku, najlepiej w okolicy Lidzbarka Warmińskiego, w którym mógłby prowadzić własną pracownię.
Z wiatraka do wiatraka
Bez wahania przyjął propozycję pracy jako instruktor w kościańskim domu kultury. Zaczął prowadzić sekcję rzeźbiarstwa. Współpracował z Wacławem Czubernatem, który miał swoją pracownię w kościańskim wiatraku. Później przeniósł się do Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury w Śmiglu. W miejscowych wiatrakach stworzył pracownię rzeźbiarstwa i malarstwa. Kolejnym krokiem ku własnej pracowni była przeprowadzka do wiatraka Wojciech w Kawczynie. Przez siedem lat prowadził tam autorską galerię rzeźby i malarstwa. Pracownię malarstwa i rzeźby prowadził także w Domu Pomocy Społecznej w Jarogniewicach. Ukończył szkolenie instruktorów. Uczestniczył w wielu plenerach artystycznych.
- Placówki, w których pracowałem, były w czołówce pod względem kultury plastycznej. Czułem, że moje działania przynoszą efekty- stwierdza Maliński.
Nie poprzestał na uprawnieniach instruktora. Zdobył także zawód snycera. Przed osiemnastoma laty władze samorządowe Kościana zdecydowały się udostępnić mu nieodpłatnie zabytkowy wiatrak Michał, w którym wcześniej spotykał się z Czubernatem. Trzy lata później kupił obiekt.
Pracownia w plenerze
Miejsce do tworzenia zawsze potrafił sobie znaleźć. Początkowo była to wersalka w jednym z pokojów w bloku na czwartym piętrze. Obecnie rzeźbi wyłącznie w swojej pracowni, w trzystuletnim wiatraku.
- Jestem tutaj sam. Przestrzeń jest fajna. Przyjeżdżają tutaj ludzie. Jak nie interesują się rzeźbą, to miejscem – mówi pan Marian. Na drzwiach wejściowych do wiatraka widnieje płaskorzeźba z herbem Kościana i jego nazwiskiem. Pod nim napis - rzeźbiarz.
W tym roku świętuje trzydziestolecie pracy twórczej. Swoich sił próbował w drewnie, kamieniu, węglu kamiennym. Wśród jego klientów są postacie ze świata sztuki i polityki. Jego prace są nie tylko w Polsce. Część pojechała za granicę. Niektóre są nawet poza Europą. Najcenniejsze są dla niego te, które trafiły do Jana Pawła II – Chrystus Frasobliwy, św. Barbara i panorama Kościana.
- Nie byłbym w stanie policzyć wszystkich prac. Można mówić o tysiącach. Czasami w miesiącu robiłem z siedemdziesiąt detali architektonicznych – zdradza Maliński. - Nie ma dnia, żebym czegoś nie dłubał. Tutaj jest tyle możliwości. W ubiegłym roku miałem tutaj dwie dwunastotonowe przyczepy drewna i jedną sześciotonową. Wszystko to przerobiłem. Robię to, co lubię.
Prace kościańskiego rzeźbiarza prezentowane były zarówno w kraju, jak i za granicą. W 2001 roku doczekał się wystawy w Kościanie. Dzisiaj w Muzeum Regionalnym w Kościanie można obejrzeć cztery prace Malińskiego: Chrystusa Frasobliwego, kapelę dudziarską, panoramę Kościana i dokument potwierdzający nadanie praw miejskich. Natomiast w Starym Gołębinie stoją dudziarz i skrzypek jego autorstwa.
- Każda praca jest inna, każda jedyna w swoim rodzaju. Jak trzeba było to robiło się taboret albo rzeźbiony fotelik. Lubię motyw Chrystusa i Maryi z dzieciątkiem. To są niewyczerpane tematy. Po co odkrywać Amerykę, jak jest jeszcze wiele do zrobienia – podkreśla Maliński. - Każdy kawałek drewna to pomysł. Nie można tego zahamować. Jak człowiek ma otwarty umysł, to potrzeba tylko narzędzia i chęci.
Najnowsze prace – ojca Pio i motyw macierzyństwa - prezentuje z papierosem w dłoni. W wiatraku na warsztat wziął płaskorzeźbę, prezent ślubny dla chrześniaka Przemysława.
- Po co kupować prezent, skoro można go zrobić samemu – mówi rzeźbiarz.
Trzeba mieć cel
- Udało mi się. Wylądowałem tutaj. W wyborze swojej życiowej drogi nie popełniłem błędu. Po tych trzydziestu latach życzę każdemu, żeby mógł się realizować i zarabiać przy tym na życie – stwierdza artysta z Kościana.
Nie stawia sobie rzeźbiarskich wyzwań. Robi to, co czuje. Za najbardziej szlachetny i wdzięczny do obróbki materiał uważa lipę. Rzeźbi także w czarnym dębie, kasztanowcu, klonie, wiśni, czy gruszy. Zdarzyło mu się nawet drewno oliwne.
- Samo życie. Po tylu latach traktuję to jak jazdę na rowerze – mówi Maliński. - Nie mam życiowych planów. Co ja tutaj mogę zaplanować? Można mieć jakiś cel. jak się człowiek na tym skupi, to wszystko samo się układa. U mnie tak jest.
Marzy mu się remont wiatraka i budowa obok niego chaty młynarza. Cieszy go, że rzeźbiarstwem zaraził kolejne pokolenia. Pisano już nawet prace licencjackie o jego kulturotwórczej działalności. W 2006 roku otrzymał nagrodę przyznaną przez redakcję „Wiadomości Kościańskich”.
- Nigdy nie odcinałem się od ludzi. Przez niektórych jestem jednak postrzegany jako dozorca. Niektórzy mnie lekceważą. Wchodzą tutaj i nawet dzień dobry nie powiedzą. Czasem, gdy przy wiatraku kręci się nieproszony gość mówię, że gdy pojawi się rzeźbiarz, który tutaj pracuje, to będzie zły. Taki wariat ze mnie – stwierdza Marian Maliński. - Czego mi tutaj potrzeba? Tylko spokoju. (h)
Gazeta Kościańska nr 32/2014
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Brawo Marian takie jest życie Panie poruczniku