Magazyn koscian.net
25 Wrz 2018Parkrun stu zakrętów
Z Bartoszem Wesołym, koordynatorem parkrunu Kościan, rozmawia Karina Jankowska
- Za nami obchody jubileuszu kościańskiego parkrunu. Przed tygodniem rekordowa liczba 108 biegaczy stanęła na starcie cotygodniowego 5-kilometrowego biegu. Przypomnijmy jak to się wszystko zaczęło?
- Wszystko zaczęło się od… mojej ponownej przeprowadzki do Kościana przed rokiem. Po 9 latach mieszkania w Poznaniu postanowiliśmy całą rodziną przenieść się do mojego rodzinnego miasta na stałe. Jako aktywny biegacz, jedną z pierwszych rzeczy, której zacząłem szukać w Kościanie, a która na stałe jest od kilku lat wpisana w biegową mapę Poznania, jest właśnie parkrun. Z zaskoczeniem odkryłem, że parkrunu w Kościanie nie ma, a moje zdziwienie było tym większe, że pamiętałem, że przed kilku laty Park Miejski im. Kajetana Morawskiego został gruntownie odnowiony, dzięki czemu z miejsca, gdzie nikt się nie zapuszczał jeśli nie musiał, stał się dość powszechnym miejscem odwiedzin mieszkańców. Wracając do parkrunu - skoro go nie było, a byłem przekonany, że ta inicjatywa się w Kościanie przyjmie - to zacząłem się dowiadywać jako go tu oficjalnie zrobić. Pierwsze zapytanie wysłałem pod koniec czerwca. Po pozytywnej wstępnej weryfikacji, na początku lipca zacząłem dopełniać pierwszych formalności. Potem okres 8 tygodni karencji i 9 września 2017 r. parkrun Kościan oficjalnie pojawił się na mapie biegowej Polski i świata. W lipcu i w sierpniu co dwa tygodnie organizowałem w parku na własną rękę małe spotkania zapoznawcze mające na celu przybliżenie idei parkrunu, zapoznanie z trasą i oczywiście integrację.
- Jak rozwijała się ta idea w Kościanie?
- Już w momencie, kiedy postanowiłem sprowadzić parkrun do Kościana nie miałem najmniejszych wątpliwości, że ten pomysł wypali. Kiedy zaczynałem biegać w 2010 r. w Kościanie biegało raptem kilkanaście osób, Kuba Pudliszewski był znanym blogerem biegowym - jednym z pierwszych w ogóle, a Sana Kościan wiodła w mieście prym. Po 8 latach klubów biegowych - formalnych lub nieformalnych - mamy co najmniej cztery, Kuba już nie biega, za to liczbę biegaczy w naszym mieście szacuję spokojnie na kilkaset osób. Nie wszyscy są członkami któregoś ze wspomnianych stowarzyszeń. Innymi słowy: na parkrun ma kto przychodzić i to jest najważniejsze, bo to uczestnicy tworzą tą inicjatywę.
- Parkrun opiera się na zasadach wolontariatu. Jak duża jest to grupa po roku i jaki macie podział zadań?
- Parkrunowych wolonatriuszy w Kościanie jest kilkunastu. Jest grupa „żelaznych” osób, które udzielają się w ten sposób regularnie i grupa „mniej żelazna”, która robi to trochę rzadziej. W parkrunie mamy kilka funkcji do obsadzenia na każdym z wydarzeń, m.in. osobę mierzącą czas uczestnikom, osobę wydającą tokeny na mecie, osobę odbierająca te tokeny i osobę, która zamyka stawkę, dzięki czemu nikt na parkrunie nigdy nie jest ostatni. Ja jestem koordynatorem lokalizacji i jednocześnie często pełnie funkcję koordynatora biegu w danym dniu. Oprócz mnie jest jeszcze Mateusz Kapitańczyk i Wojtek Wróblewski, którzy także są koordynatorami biegów, jeśli mnie nie ma. A czasami nawet jeśli jestem - wolontariat niejedno ma imię, a ja nie czuję presji, aby zawsze być liderem - jeśli inna osoba robi coś równie dobrze jak ja, to dlaczego nie miałaby tego robić?
- Napotykałeś po drodze jakieś trudności?
- Największy problem był… z niczym (śmiech). Z przeszkodami w naszym życiu sytuacja jest następująca: optymista widzi w problemie zadanie do zrobienia, a pesymista w zadaniu - problem. Przykład: choć nie jest to wymóg przy organizacji biegów parkrun, to kiedy wyznaczyłem trasę biegu w Kościanie, to pomyślałem, że dobrze by było ją na stałe oznaczyć, a może nawet ustawić jakąś mapę gdzieś w parku. Widziałem takie rzeczy w kilku innych miejscowościach i uważałem je za bardzo użyteczne. Założyłem nawet, że trzeba będzie walczyć o to jakimś budżecie obywatelskim lub czymś podobnym i byłem do tej batalii gotowy. Jednocześnie swoimi kanałami skontaktowałem się z wiceburmistrzem Maciejem Kasprzakiem - osoby, której nigdy nie widziałem nawet na oczy, ale słyszałem o nim dużo dobrego jako o społeczniku od znajomych z Kościana. Wiceburmistrz już podczas naszej pierwszej rozmowy, po przedstawieniu zarysu całego przedsięwzięcia, momentalnie stał się bardzo dużym sympatykiem tego projektu. Stwierdził, że inicjatywa parkrunu idealnie wpasowuje się w wizję zagospodarowania Parku Miejskiego po rewitalizacji jako miejsca rekreacyjnego kościaniaków. W związku z tym Urząd Miasta ufundował, jeszcze przed oficjalną inauguracją, całościowo oznaczenie trasy w parku oraz tablicę informacyjną w miejscu zbiórki przed biegiem.
- Jak wygląda organizacja cotygodniowych biegów?
- W Parku Miejskim my wolontariusze organizujący wydarzenie w danym dniu pojawiamy się już o godzinie 8.30. Od tej godz. m.in. „budujemy” strefę mety - oznaczamy ją taśmami i strzałkami informacyjnymi - rozkładamy flagi ogólnopolskich sponsorów parkrunu. Gdy pojawiają się pierwsi uczestnicy, o godzinie 8.50 odbywa się odprawa dla nowicjuszy na parkrunie - po kolei tłumaczmy najważniejsze aspekty tego cotygodniowego wydarzenia: co, gdzie jak i kiedy. O godzinie 8.57 robimy sobie wspólne zdjęcie przed biegiem. Potem przechodzimy około 300 metrów na miejsce startu w okolicy cmentarza komunalnego, tam jeszcze raz kilka najważniejszych zasad parkrunu, okraszone brawami podziękowania od uczestników dla wolonatriuszy za organizację spotkania, potem właściwy start i… widzimy się wszyscy razem już na mecie. W parkrunie nie ma limitu czasu na ukończenie - można biec, truchtać, uprawiać nordic walking lub po prostu iść. Każda forma ruchu jest dopuszczona i dozwolona oprócz jazdy na rolkach i na rowerze. Oczywiście nie dotyczy to np. dzieci rodziców, którzy biegną, jednak takie dzieci nie są wówczas oficjalnie umieszczane w wynikach.
- Podczas cotygodniowych parkrunów są stałe elementy, które nie zmieniły się od samego początku. Powiedz co udoskonaliłeś w ciągu tego roku i ile czasu poświęcasz na organizację?
- Od samego początku robimy sobie pamiątkowe zdjęcie co weekend. Maksymalnie w niedzielę pojawiają się na stronie internetowej oficjalne wyniki sobotniego spotkania, podobnie mini raport podsumowujący wydarzenie zamieszczany na fanpage’u na Facebooku. Od kilku tygodni robimy też jedno dodatkowe zdjęcie tylko i wyłącznie samych wolontariuszy, jako dodatkowa forma uhonorowania ich pracy na rzecz innych.
Parkrun zabiera łącznie kilka godzin tygodniowo, mniej jeśli dzielę się obowiązkami z innymi, np. kiedy Mateusz lub Wojtek jako koordynatorzy biegu prowadzą całe sobotnie spotkanie. Wówczas do mnie należy tylko wgranie wyników i podsumowanie wszystkiego w social mediach. Ale i tym się wkrótce podzielimy!
- Które z dotychczasowych edycji były najbardziej wyjątkowe i dlaczego?
- Na pewno nasze pierwsze urodziny! (śmiech). Wyjątkowa była inauguracja, bo to wiadomo - pierwszy raz. Oprócz tego 11 listopad ze względu na swoją oprawę, który swoją drogą rok temu przypadł idealnie w sobotę i edycja mikołajkowa, kiedy zbieraliśmy karmę, koce i inne potrzebne rzeczy dla schroniska w Gaju. Oczywiście parkrun w dniu finału 24-godzinnej sztafety podczas marcowego festynu „Otwórzmy Serca: Dla Macieja i Michasi”. Całą zimę śniegu było jak na lekarstwo, a akurat wtedy nasypało go po kolana! (śmiech)
- Jest coś co szczególnie zapadło ci w pamięci?
- Nigdy nie zapomnę inauguracji - stres jak na maturze: czy wszystko wypali? Te edycje specjalne, o których mówiłem przed chwilą, też jakoś mocniej zapadły w pamięci. Z zabawnych sytuacji to do dziś pamiętam, jak przyszedł raz Krzysiek Szymanowski i choć pobiegł mocno rozruchowo, bo w tym samym dniu po kilku godzinach biegł właściwe zaplanowane zawody, to nie przeszkodziło mu to i tak pobić rekordu trasy u nas w parku, a że trochę go za bardzo poniosło, to czekał przed linia mety bodaj z 10 sekund, żeby przekroczyć ją w zaplanowanym przez siebie czasie (śmiech). Jednak przede wszystkim, niejako dzięki parkrunowi i spotkaniom towarzyskim podczas nich, eksplodowało niczym wulkan uczucie między dwójką biegaczy, którzy trwają w nim po dziś dzień. Pozdrawiam przy okazji Ewelinę i Michała!
- Jak to jest z frekwencją na parkrunie? Rośnie z każdym tygodniem, czy zależy od pogody i pory roku. Sami uczestnicy mówią, że pogoda jest wam przychylna, bo dotąd padało albo przed imprezą albo już po.
- Z tą pogodą, to naprawdę niezła ciekawostka. Przez ostatni rok dwa razy się zdarzyło, że padał deszcz podczas parkrunu, przy czym raz to była dosłownie lekka mżawka. Można więc śmiało stwierdzić, że są to wyjątki potwierdzające regułę i na parkrunie w Kościanie może nie zawsze świeci słońce, ale prawie nigdy nie pada (śmiech). Frekwencja w mniejszym stopniu zależna jest od pogody, w większym od tego czy w dana sobotę lub niedzielę odbywają się jakieś inne biegi w okolicy lub w Polsce, np. te zaliczane do Korony Maratonów lub Półmaratonów. Jeśli tak jest, to można się spodziewać mniejsze liczby uczestników niż zazwyczaj. A mówimy tu o liczbie około 30 osób, co jest dość dobrą frekwencją porównując nas do innych lokalizacji, np. w ponad półmilionowym Poznaniu na tamtejszy parkrun przychodzi co tydzień około 200 osób.
- Czy ten nasz kościański parkrun jakoś wyróżnia się na tle innych?
- Nasza społeczność jest wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju. Tego się nie da opisać słowami - trzeba przyjść i przekonać się samemu. Empatia wręcz wylewa się biegowymi ścieżkami do Obry. A propos ścieżek - mamy jedną z najbardziej zakręconych tras parkrunu w Polsce, nieoficjalnie na dano jej nazwę „Trasa stu zakrętów”. (śmiech)
- Co Tobie osobiście daje parkrun?
- To jest zdecydowanie najtrudniejsze pytanie ze wszystkich: „Co mi daje parkurn?”. W pewien sposób - spełnienie. Lubię pomagać innym i najczęściej mocno się angażuję. Mam też swoisty kodeks moralny, wypracowany przez 33 lata życia i jedna z jego zasad jest następująca: jeżeli jesteś częścią jakiejś społeczności: biegaczy, rowerzystów, fotografów, filatelistów, kogokolwiek, to Twoim obowiązkiem jest udzielać się w ramach tej społeczności bezinteresownie. Dlaczego? Ponieważ na 99% wtedy, kiedy Ty zaczynałeś łapać danego bakcyla, ktoś inny robił coś dla Ciebie także bezinteresownie. Tak to właśnie działa.
- Jest coś co w kościańskim parkrunie trzeba dopracować lub zmienić?
- Bardzo chcę zmienić mentalność ludzi odnośnie parkrunu. Zacznijmy od tego, że parkrun nie jest „mój”, choć wiele osób jeszcze tak sądzi. Ja go sprowadziłem i jestem oficjalnym koordynatorem lokalizacji, odpowiadam np. za kontakt z centralą i realizowanie idei parkrunu według jej wytycznych. Tylko tyle i aż tyle. Kolejna rzecz, która się niestety utarła, choć cierpliwie staramy się ją prostować, to to, że to są wyścigi. Absolutnie nie! Każdy biegnie, truchta lub maszeruje takim tempem jakie mu odpowiada i tylko on je sam sobie narzuca. Jeśli ktoś chce się przejść spacerowo po parku w ramach parkrunu, to proszę bardzo - jest tu mile widziany! Jednakże tak samo mile widziane jest osoba, która chce przebiec 5 km poniżej 20 minut - parkrun jest dla wszystkich. „Jestem za słaby/słaba na parkun. Tylko wstydu sobie narobię!” - na zmianie takiego myślenia zależy mi najbardziej. Nikt nie jest za słaby na nic, bo nikogo nikt na parkrunie nie ocenia pod jakimkolwiek względem. Parkrun jest apolityczny, prospołeczny, nie wyklucza nikogo ze względu na cokolwiek. To po prostu wspaniała społeczność, która regularnie się spotyka i cieszy się ze wspólnej pasji. Chciałbym też aby więcej osób angażowała się w wolontariat - po roku naprawdę nie jest źle, ale to nie znaczy, że może być lepiej. A bycia z drugiej strony linii mety, jako współorganizator też ma swój niezaprzeczalny urok i daje dużo frajdy!
- Jakie masz plany na przyszłość?
- Jak już raz przekroczyliśmy magiczną liczbę 100 uczestników, to fajnie byłoby w ciągu roku zebrać co najmniej 150 osób na jednym wydarzeniu, a na drugie urodziny 200 uczestników (śmiech). Chciałbym nawiązać współpracę ze szkołami, aby już od wieku szkolnego dzieci łapały bacykla biegania. W innych miastach to funkcjonuje, dlaczego nie mogłoby u nas?
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Kiedyś wystarczyło założyć buty, dziś każda przebieżka to wydarzenie medialne, o którym koniecznie trzeba informować setki (nie)znajomych, a km rejestrować w specjalnej aplikacji. A po biegu obowiązkowe zdjęcia na fejsbuka.