Magazyn koscian.net
2006-06-13 19:17:59Spadł jak kamień...

Katastrofa w Lubiniu...
- Zaraz spadnie – rzucił ktoś z niedowierzaniem. Kilka sekund później, w odległości 30 metrów od uczestników niedzielnej uroczystości na cmentarzu w Lubiniu runęła awionetka marki Piper. Z wraku strażacy ochotnicy wyciągnęli pilota. 54-latka nie udało się uratować. Zmarł na miejscu zdarzenia.
Tłum wyszedł z lubińskiego kościoła około 14.30. Mszą w intencji ojczyzny, wsi i rolników rozpoczęto Powiatowe Święto Ludowe. Poczty sztandarowe i zaproszeni goście prowadzeni przez orkiestrę OSP w Krzywiniu udali się na cmentarz. Miało tam nastąpić uroczyste odsłonięcie tablicy poświęconej Mieczysławowi Galicy i Janowi Krause, działaczom Polskiego Stronnictwa Ludowego prześladowanym przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa. Pod pomnikiem odśpiewano hymn. I wówczas uroczystość przerwał nagle potężny huk. W sadzie, tuż za cmentarzem, rozbił się samolot turystyczny. Do muru oddzielającego cmentarz od sadu pierwsi dobiegli strażacy ochotnicy. Chwilę później dołączyli pozostali uczestnicy uroczystości. Przez kilka sekund wszyscy stali jak wmurowani nie wierząc w to, co się stało. Ktoś zadzwonił po pomoc. Jeszcze nie było wiadomo, czy pilot na pokładzie samolotu był sam. Kilku strażaków przeskoczyło przez ogrodzenie. Wyciągnęli poszkodowanego z wraku. Pilnowali, żeby nikt nie zbliżał się do samolotu.
- Żyje! – krzyknął ktoś z udzielających pomocy.
- Wszyscy odejść. Może wybuchnąć – rzucił jakiś mężczyzna i upomniał kolegów: - Pilnujcie, żeby nikt nie podchodził.
Po chwili ktoś przyniósł gaśnicę. Zdruzgotany silnik samolotu schłodzono.
- Przecież mógł w nas uderzyć – komentowali uczestnicy uroczystości. Te słowa powtarzano jak mantrę.
Na miejscu zdarzenia obecni byli policjanci. Mieli zabezpieczyć przejście korowodu przez ruchliwą drogę. Już po chwili włączyli się w akcję zabezpieczania terenu. Zorganizowano dojazd do sadu. Ktoś sprowadził benedyktyna z pobliskiego klasztoru. Pogotowie ratunkowe i strażacy z PSP w Kościanie na miejscu wypadku pojawili się mniej więcej po kwadransie. Z karetek wybiegły dwie załogi. Ratownicy przystąpili do reanimacji. Po chwili było już jednak jasne, że nic nie da się zrobić.
- Pomódlmy się o zdrowie dla poszkodowanego – poprosił dziekan dekanatu krzywińskiego ks. Tadeusz Maćkowiak. Podczas uroczystości miał poświęcić pamiątkowe tablice. Kilka minut później mówił już: – Wieczny odpoczynek...
Pilot był wnukiem Jana Krause. Na uroczystości obecna była jego matka Teresa Jędrzejczak. Zginął na oczach najbliższych. Lotem nad cmentarzem chciał uczcić pamięć dziadka. Jak stwierdziła jedna z jego krewnych, z samolotu chciał zrzucić kwiaty. Był doświadczonym pilotem. Należał do Areoklubu Leszczyńskiego. Latał od 20 lat. Prezes Zarządu Powiatowego PSL w Kościanie Kazimierz Dembny stwierdził, że przelot nie był punktem uroczystości.
- Nisko leciał – twierdzili zgodnie świadkowie zdarzenia rozważając, czy była to awaria samolotu, czy niepotrzebna brawura.
Po stwierdzeniu zgonu pilota uroczystość na lubińskim cmentarzu wznowiono. Odsłonięto tablicę. Trudno było skupić się na wysłuchaniu krótkiego życiorysu Jana Krausego i Mieczysława Galicy. Zebrani przed pomnikiem ukradkiem spoglądali na wrak samolotu. Nie zrezygnowano także z dalszej części uroczystości. W lubińskim Zespole Szkół wręczono odznaczenia i wyróżnienia działaczom PSL. Były też podziękowania i przemowy. Nie zabrakło także bieżącej polityki i przypomnienia o zbliżających się wyborach samorządowych. Poseł Andrzej Grzyb stwierdził, że obchody święta ludowego rozpoczęły się mszą, czyli odwołaniem do „Najwyższego”. Wypadek uznał za pewnego rodzaju „memento mori”, skłaniające do refleksji. W „zadumę” organizatorzy święta i goście wpadli już po zakończeniu części oficjalnej spotkania. Kiedy to członkowie PSL zaprosili wszystkich na wspólną biesiadę. Nie przeszkadzało im nawet to, że z miejsca wypadku nie zabrano jeszcze ciała. Z przyczyn oczywistych w dalszej części święta ludowców nie uczestniczyli krewni zmarłego.
- Myśleliśmy o tym, żeby odwołać dalszą część uroczystości – wyjaśnił Kazimierz Dembny. - Ksiądz pomodlił się za duszę zmarłego. Świętowaliśmy skromniej niż zakładaliśmy.
Opinie co do przyczyn wypadku są podzielone. Część obecnych na cmentarzu twierdzi, że pilot zahaczył o drzewa chcąc wykonać podniebną akrobację. Inni mówią, że nagle zamilkł silnik. Pewne jest tylko to, że samolot w pewnym momencie runął pionowo w dół. Możliwe, że chciał wylądować na łące za sadem.
- Zrobił najpierw jedno kółko nad cmentarzem i zawrócił. Gdy wykonywał drugie, chyba zahaczył o drzewa i spadł – mówi jedna z uczestniczek uroczystości.
Całą sytuację widziały harcerki pełniące wartę przy pomniku.
- Widziałam jak leci. Zrobił kółko. Po prostu nie wiem jak to się stało – wyjaśniła jedna z nich już po zakończeniu uroczystości na cmentarzu.
Okoliczności zdarzenia bada kościańska policja. Policjanci i strażacy zabezpieczyli miejsce zdarzenia.
- Przyczyny wypadku nie są znane. Świadkowie zdarzenia mówią, że po którymś przelocie przestali słyszeć silnik. Samolot leciał na niskim pułapie. To mógł być główny powód wypadku. Coś więcej będziemy mogli powiedzieć za kilka lub kilkanaście dni. Na razie zbieramy dokumentację i zeznania świadków – wyjaśnił rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Kościanie Przemysław Mieloch. - W takich przypadkach sprawę przekazujemy Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.
Członkowie Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych na miejscu zdarzenia pojawili się już w poniedziałek. Wyjaśnienie przyczyn katastrofy zajmie około trzech miesięcy. Komisja nie wyklucza żadnej z prawdopodobnych przyczyn wypadku. Dochodzenie dopiero się rozpoczęło. Jednak badający okoliczności zdarzenia już teraz stwierdzili, że pilot wykonując niebezpieczne ewolucje powietrzne na niskiej wysokości, w pobliżu dużej grupy ludzi, naruszył przepisy ruchu lotniczego. (h)
GK nr 24/2006