Magazyn koscian.net
21 Maj 2018Uwaga na barszcz!
- Nic nie odrosło. Teraz w tym miejscu trwa budowa drogi ekspresowej numer pięć, Mam nadzieję, że to koniec – wyjaśnia Kamil Dworczak z Urzędu Miejskiego w Śmiglu. Innych informacji o barszczu Sosnowskiego nie ma. Jeśli jednak tu jest, rozety pojawią lada tydzień
Pogłoski, że barszcz pojawił się w naszym powiecie przekazał nam kilka dni temu jeden z czytelników. Znamy tę roślinę. Pisaliśmy o niej pięć lat temu i trzy lata temu. Pięć lat temu – jak się okazało – był to przedwczesny alarm, a barszcz rozpoznany na ogródku i przy torowisku w Kościanie okazał się rodzimą rośliną. Nasi przodkowie zwykli ją kisić i gotować z niej zupę, dlatego nazywa się ją barszczem. Barszcz zwykły bardzo przypomina kaukaską odmianę barszczu - barszcz Sosnowskiego - ale jest od niego kilkakrotnie mniej dorodny. Bardzo dobrze roślinę tę znają mieszkańcy Borowa w gminnie Czempiń.
- W latach osiemdziesiątych plantacja tu była, bo to jako roślinę pastewną sprowadzili – opowiadał nam w 2013 roku Wiesław Homski, szef borowskiego oddziału Hodowli Roślin Strzelce. - Pamiętam, widziałem to. Jako chłopaszek tu byłem. O, tu koło silosu to rosło. Rośliny takie, że kobiet, które tam nasiona zbierały to widać nie było. A one tam w ciuchach roboczych, szczelnie ubrane, ale normalnie między tymi łodygami chodziły. Dużo tego nie było. Może ze dwa hektary...
W Borowie barszcz rośnie nawet w trawie w centrum wsi, ale rozsądnie nie pozwala się roślinie tam zakwitnąć. Wykasza się ją i zwalcza chemią. Miejscowi mają przed rośliną respekt. Obcych zwykle ktoś życzliwy ostrzeże. Dzieciom w barszczu bawić się tam nie pozwala. Większość osób wie, że dotykać tego po prostu nie warto. Dlaczego? Tu warto przypomnieć opowieść pana Eugeniusza. Barszcz poparzył go trzydzieści pięć lat temu. Gdy nam o tym opowiadał pięć lat temu, krzywił twarz w bólu.
- To rosło jakby rabarbar. Nowa rzecz. Nikt tu nie wiedział, co to jest, a ja – co będę owijał w bawełnę, biegunki dostałem i jak mnie nagle naszło, to... No nic nie miałem przy sobie, to po taki liść sięgnąłem i... O matko! To był moment! Trzydzieści lat minęło, ale... Co za ból! Roztopione żelazo przy tym to łaskotki. Tego nie da się opisać. Może na skórze w innym miejscu to jakoś mniej boli, ale tam... Matko jedyna! Najgorszemu wrogowi nie życzę. Do domu miałem trzysta metrów i te ostatnie to już w kuckach szedłem.
Pan Eugeniusz powtarzał jak mantrę, że uratował go wtedy denaturat. Jak tylko dotarł do domu, przemył nim ranę.
- Ten pierwszy raz to było piekło, drugi lżej, a trzeci jeszcze lżej. Potem w tydzień mi się to zagoiło. W domu babcia prawie wszystko denaturatem leczyła. I to chyba najlepsze było, bo inni po lekarzach jeździli i kilka miesięcy im się rany goiły.
Ofiarami barszczu w Borowie były też dzieci. W wysokich na dwa metry rurach na których końcu były ogromne rozety z nasionami chłopcy dostrzegli świetny materiał na zabawę. Łamali łodygi, cięli na kawałki i robili z tego dmuchawki.
- Mieli straszne rany. Wokół ust wyglądało, jakby im ciało gniło – otrząsa się pan Eugeniusz. - Kilku ludzi się tu sparzyło, to się od tej pory już bardzo uważa. Tu wszyscy wiedzą, co to za ziółko. Dzieci się ostrzega. Teraz mogę się z mojej historii śmiać, ale do śmiechu to mi wcale wtedy nie było, nawet teraz, na wspomnienie, aż mi skóra cierpnie...
Barszczu nie trzeba nawet dotknąć, by się solidnie poparzyć. Roślina wydziela silne olejki eteryczne, które w połączeniu ze słońcem mogą powodować niebezpieczne zmiany na skórze. W czerwcu 2015 roku mieszkanka okolic Jeleniej Góry poparzyła się barszczem pracując w ogródku. Niebezpieczna roślina rosła u sąsiadów. Kobieta poparzyła lewą rękę i ramię. Szpital w Siemianowicach Śląskich walczył o jej zdrowie, a potem życie, 6 dni. Kobieta zmarła. Barszcz Sosnowskiego rośnie już w Poznaniu, Wrocławiu, Warszawie, Kołobrzegu i wielu innych miastach. Jeszcze lepiej pleni się na prowincjonalnych ugorach. W kilka lat potrafi całkowicie zawładnąć niedoglądaną przez człowieka przestrzenią zamieniając ją latem w przypominający tropiki las potężnych roślin. Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Poznaniu w zeszłym roku dofinansował walkę z tą niebezpieczną rośliną w trzech gminach: Szamocin, Tarnówko i Suchy Las. W Szamocinie barszcz rozpanoszył się na blisko dwóch hektarach, w Suchym Lesie zawładnął kilkudziesięcioma metrami, a w Tarnówce rozpanoszył się na ponad czterech hektarach.
- To się bardzo szybko rozprzestrzenia – opowiada Krzysztof Drąg z Urzędu Gminy Tarnówka. - Rozsiało się na prywatnych gruntach i na gminnej drodze. Największe skupisko - dwa hektary. Mechaniczne niszczenie nie przyniosło rezultatów. W ziemi było już tyle nasion, że barszczu odrastało ciągle więcej i więcej.
WFOŚiGW wspomógł gminę w walce z barszczem dotacją w wysokości 82 tysięcy złotych. Wojna kosztować będzie więcej i toczyć się będzie na pewno też w tym i prawdopodobnie w najbliższych latach.
- Wynajęliśmy specjalistyczną firmę. Praca polegała na tym, że łamało się łodygi, wlewało silny środek chwastobójczy do rurki i w ten sposób – mamy nadzieję – zginąć powinna cała roślina razem z niezwykle rozbudowanym systemem korzeniowym. Po akcji została spalona ziemia, ale inaczej wygrać z tym nie sposób – mówi Drąg.
Trzy lata temu barszcz Sosnowskiego pojawił się i pod Śmiglem. Tuż przy drodze numer pięć, w lesie, dostrzegł ktoś mierzące prawie trzy metry rośliny z ogromnymi baldachami.
- Pojechaliśmy to obejrzeć i nie mamy wątpliwości. To jeden z tych barszczy, które parzą – wyjaśniał wtedy ,,GK’’ Kamil Dworczak ze śmigielskiego magistratu.
Urzędnicy gminy Śmigiel zadziałali szybko i odpowiedzialnie. Rośliny rosły w niedostępnym miejscu, ale i tak otoczono je taśmą. Zawiadomiono właściciela działki – Zarząd Dróg Krajowych. Walkę podjęto, i to skuteczną.
- W zeszłym roku byliśmy sprawdzić. Nic nie odrosło. Teraz w tym miejscu trwa budowa drogi ekspresowej numer pięć, Mam nadzieję, że to koniec. Nie mamy informacji o nowych skupiskach – mówi teraz Dworczak.
Zawiadomień w sprawie niebezpiecznego barszczu nie złożono też w gminie Czempiń, Kościan ani Krzywiń. Pogłoski o nowych skupiskach barszczu być może więc są tylko pogłoskami. Roślina jednak tymczasem nie zwraca na siebie uwagi – wygląda z daleka jak łopian. Niepokój budzą dopiero potężne rozety z kwiatami, a potem nasionami. Właśnie zaczynają wybijać. Zalecamy więc czujność. (Al)
Co to jest barszcz Sosnowskiego?
Sprowadzono go do Polski w latach 50 ubiegłego wieku z Kaukazu i pewnie dlatego potocznie nazywano go ,,zemstą Stalina’’. Roślina na kiepskiej glebie rosła szybko i dorodnie. Uznano ją więc za doskonałą roślinę pastewną i w latach siedemdziesiątych zaczęto ją po prostu uprawiać. W całym kraju obsiano tym setki hektarów ziemi. Najwięcej upraw było na Podhalu, Podkarpaciu i na Podgórzu Sudeckim. Potem okazało się, że pasza z tego marna, bo bydło od niej chorowało. Upraw zaprzestano, ale barszcz zdążył się zadomowić. Wdziera się na łąki, do lasów, rośnie na poboczach dróg, wzdłuż cieków wodnych i na nieużytkach miejskich.
W naturalnych warunkach barszcz rośnie do wysokości 1,5 metra, ale w Polsce ma wyjątkowo dogodne warunki do rozwoju i osiąga nawet wysokość 3,5 metra. To roślina dwuletnia. W pierwszym roku liście mają od 15 do 30 centymetrów wysokości i bardzo przypominają liście pospolitego barszczu. W drugim roku, w okolicy maja, czerwca z ziemi wybija łodyga, a liście z niej wyrastające są zdecydowanie większe od tych, jakie były rok wcześniej. Mogą osiągać długość nawet 150 i 200 cm. Łodyga jest gruba i cała pokryta włoskami. Łodyga wydaje rozetę o średnicy od 30 do 70 cm. Nasiona dojrzewają w lipcu, wysiewają się a potem roślina obumiera. Rok później kilka i kilkadziesiąt metrów dalej pojawiają się nowe rośliny.
Barszcz jest rośliną silnie zachwaszczającą. Sprawia problemy nie tylko rolnikom, leśnikom, jest niebezpieczna dla ludzi i zwierząt, bo z włosków na liściach i łodygach wydobywa się kumaryna. Jest ona szczególnie niebezpieczna dla dzieci i dla alergików, a jej działanie wzmaga słońce. Poparzenia goją się miesiącami, a blizny czasem zostają na całe życie. Kumaryna może też doprowadzić do zapalenia spojówek.
Walka z tą rośliną przypomina walkę z wiatrakami. Korzenie sięgają do dwóch metrów pod ziemią. Najbezpieczniej dla środowiska jest ją po prostu często (dwa do czterech razy w sezonie) wykaszać, by nie pozwolić na wydanie rozety i dalsze wysiewanie. Kłopot jednak z tym, że w ten sposób barszcz z rośliny dwuletniej ,,zmienia się’’ w wieloletnią. Nie wypełniwszy misji (wydanie nasion) podejmuje kolejną próbę rok później, a potem kolejny rok późnij i tak dalej. Koszenie więc tylko wstrzymuje ekspansję. Walka taka zakłada zmęczenie rośliny. Teraz trzeba wkroczyć z chemią. Jest szansa, że osłabiony barszcz jej ulegnie.
Do chemicznego zwalczania barszczu Sosnowskiego Państwowa Inspekcja Ochrony Roślin zaleca Perzocyd 180 SL. Wojna jednak nie skończy się na jednej bitwie. Należy ją zaplanować na trzy do czterech lat. Opryski punktowo robić można cztery razy do roku: wczesną wiosną – na siewki, latem - w okresie wytwarzania kwiatów, późnym latem, jesienią, gdy rośliny zaczynają przygotowywać się do zimy. Ktokolwiek ma to paskudztwo w ogrodzie – życzymy powodzenia. I jeszcze jedno. PIOR zaznacza, że każdy, kto przystępuje do walki z barszczem Sosnowskiego powinien wiedzieć, jak niebezpieczna jest to roślina i mieć szczelnie chroniące skórę ubranie.
Opowieści o ekspansywności barszczu ocierają się o legendę.
- Słyszałem historię, że gdzieś tam wykopywali mnóstwo barszczu i potem wozili go ciężarówkami – opowiadał nam pięć lat temu Jacek Losiak z Kościana. - I proszę sobie wyobrazić, w następnym roku na drodze, którą go wożono, wyrósł barszcz Sosnowskiego. Na asfalcie!
Gazeta Kościańska 20/2018