Magazyn koscian.net
26 lutego 2013Więzienie za znęcanie się nad psem
Sześć miesięcy pozbawiania wolności – taką karę wymierzył kościański sąd 21-letniemu Sebastianowi K. Mieszaniec Kurzej Góry w gminie Kościan został skazany za znęcanie się nad psem. Jego owczarka niemieckiego uśpiono. Tylko w taki sposób można było skrócić cierpienia zwierzęcia
Nie miał pieniędzy
Sebastian K. zarzut znęcania się nad zwierzętami usłyszał 25 kwietnia 2012 roku. Sprawa wyszła na jaw za sprawą jednego z jego sąsiadów. Informacja o rannym psie dotarła do mieszkającego w pobliżu policjanta. Ten powiadomił kościański oddział Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. W dniu przyjęcia zawiadomienia, 12 kwietnia ubiegłego roku, pod wskazany adres udały się prezes i członkini organizacji. Właściciela psa nie zastały. Zwierzę pokazała im jego dziewczyna. Leżał w ciemnym korytarzu prowadzącym do mieszkań.
- Był to owczarek niemiecki w wieku okołu dwóch lat. Pies leżał w korytarzu. Wokół psa widać było ślady krwi i innej wydzieliny, chyba cuchnącej ropy. Na przednich i tylnych łapach posiadał rany. Rany te krwawiły – mówiła składając zawiadomienie na Komendzie Powiatowej Policji w Kościanie prezes Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Kościanie.
W godzinach wieczornych prezes organizacji ponownie pojawiła się u Sebastian K. Tym razem była w towarzystwie lekarza weterynarii. Pytany o rany na łapach psa mężczyzna tłumaczył, że dwa tygodnie wcześniej owczarek wszedł w sfermentowane wino, które okazało się kwasem. Wstępne badanie nie pozostawiało złudzeń. Stan zdrowia psa był bardzo poważny. Po zwierzę przyjechali pracownicy schroniska dla zwierząt z Gaju. Owczarek był brudny i śmierdział. Leżał we krwi. Pomimo wyczuwalnego odoru zgnilizny, mężczyzna zachowywał się tak, jakby psu nic nie było. Nie chciał go przenieść do samochodu. W końcu stwierdził, że nie ma pieniędzy na jego leczenie i pozwolił zabrać zwierzę. Pies trafił do kliniki w Śremie. Podano mu środek przeciwbólowy, a następnego dnia uśpiono.
Ukarać!
- Wszyscy lekarze weterynarii kliniki zgodnie oświadczyli, że psa z takimi ranami jeszcze nie widzieli, że były to „żywe, gnijące rany”, że łapy nadawały się do amputacji, że pies musiał bardzo cierpieć. Było to powodem jego uśpienia – wyjaśniała na policji przedstawicielka TOZ. - W imieniu Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami domagam się ukarania właściciela, który swoim brakiem opieki i pomocy weterynaryjnej doprowadził do jego cierpień i w końcu do śmierci.
Sebastian K. przed sądem stanął 1 sierpnia 2012 roku. Twierdził, że wraz z ojcem i dziewczyną leczył psa. Po tym jak wszedł w kwas, na łapy nałożono mu proszek na gojenie ran i bandaże.
- Po tym wdepnięciu pies turlał się po trawie, a ja nie wiedziałem co mu jest. Dopiero następnego dnia, jak wstałem, to widziałem, że ma wypalone łapy. Pies jeszcze sobie tego nie obgryzał, normalnie chodził. Drugiego dnia, jak zabrałem go na spacer, to po powrocie on zaczął sobie z tymi nogami coś robić. Na drugi dzień po nocce zobaczyłem, że zaczął sobie nogi obgryzać – wyjaśniał oskarżony. - Założyłem kaganiec, ale to i tak nie skutkowało. Później na kaganiec założyłem takie plastykowe coś, żeby nie mógł ani polizać, ani ugryźć. To był taki miękki plastik. Później zacząłem mu razem z tatą i dziewczyną bandażować nogi. Na drugi dzień dziewczyna kupiła proszek i miał posypane, ale i tak ściągał bandaże.
Mężczyzna nie zabrał psa do weterynarza, ponieważ nie miał pieniędzy. Taki argument był nie do przyjęcia przez kościański oddział Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.
- Dla mnie jest to sytuacja nie do przyjęcia – tłumaczyła przed sądem pani Paulina z Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Kościanie. - Ja rozumiem, że są ludzie, którzy nie mają pieniędzy na leczenie zwierząt, ale właśnie dlatego jest to nasze towarzystwo, które takim osobom pomaga.
Za kratki
Żaden ze świadków oskarżenia nie potwierdził faktu leczenia zwierzęcia. Panie z Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami oraz wezwani przez nie lekarz weterynarii i pracownicy schroniska w Gaju nie widzieli bandaży na łapach psa.
- Odnoszę wrażenie, że ten pies w ogóle nie był leczony. Zmiany z jakimi trafił do lecznicy były zmianami przewlekłymi daleko zaawansowanymi i źle rokującymi. Pies miał całkowicie uszkodzone opuszki i skórę okolic łap. Z tych zmian wypływała krew zabarwiona ropną wydzieliną. Pies poruszał się bardzo ostrożnie, asekuracyjnie, uderzając bezpośrednio kośćmi o podłoże – ocenił lekarz weterynarii z kliniki w Śremie, który opiekował się psem. - Z opisu właściciela można zorientować się, że doszło do poparzenia chemicznego kończyn. Z doświadczenia wiem, że są to trudne przypadki do wyleczenia. Istnieje bezpośredni związek pomiędzy chwilą ujawnienia objawów a udzieloną pomocą. W pierwszej kolejności powinna być usunięta substancja drażniąca, czyli substancja chemiczna. Następnie prowadzona powinna być terapia uwarunkowana stanem zdrowia.
Sąd nie miał wątpliwości co do winy oskarżonego. Skazał go na sześć miesięcy pozbawienia wolności. Nie bez znaczenia był fakt, że był on już wcześniej karany. Mężczyzna wnioskował o zastosowanie wobec niego dozoru elektronicznego. Sąd Okręgowy w Poznaniu po rozpoznaniu sprawy nie zgodził się na taką formę odbywania kary. Sebastian K. trafił za kratki. Mury więzienia opuści w lipcu br. (h)
08/2013
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Takich gnoi powinno się też usypiać. Oko za oko.