Magazyn koscian.net
2010-01-21Popękana nadzieja

Paweł Michalski – Dekret ustanawiający księdza proboszczem parafii Wilkowo Polskie wręczył osobiście ks. arcybiskup Stanisław Gądecki. Czy wtedy dowiedział się ksiądz o sytuacji kościoła w Wilkowie Polskim?
Ksiądz Marian Derkaczewski – W Wilkowie Polskim byłem tylko raz w czasie studiów seminaryjnych, kiedy proboszczem tutaj był prawdopodobnie ks. Bączkiewicz. Parafii nie znałem. Dekret odebrałem z posłuszeństwem wobec decyzji ks. arcybiskupa, jednak nic nie wiedziałem o stanie kościoła.- Jak się ksiądz dowiedział o tym, że parafia jest obciążona takim „długiem” w postaci kościoła z popękanym stropem? Przecież ekspertyza i projekt budowlano-konserwatorski, którego autorami są dr inż. Lecha Engel i prof. dr hab. inż. Jerzy Jasienko pochodzi z maja 2007 r. a więc w momencie otrzymywania dekretu sytuacja kościoła powinna być wszystkim zainteresowanym znana?
- O tym, że kościół w Wilkowie „pęka” powiedział mi ks. prałat Marian Lewandowski dyrektor Muzeum Archidiecezjalnego w Poznaniu. To był pierwszy kontakt z rzeczywistością tego obiektu. Projekt remontu kościoła i kosztorys wstępny otrzymałem od Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków pana Aleksandra Starzyńskiego.
– Czy w tym momencie otrzymał ksiądz jeszcze jakieś inne dokumenty np. ekspertyzę na podstawie, której opracowano projekt?
– Od konserwatora otrzymałem projekt i kosztorys. Ekspertyzę, która zawiera informacje na temat stanu kościoła zobaczyłem dopiero 22 grudnia 2009 r., kiedy przeprowadzano oględziny obiektu. Zainteresowałem się tym dokumentem, ponieważ były tam informacje i bardzo dobre zdjęcia spękań kościoła. Takich materiałów w archiwum parafii nie ma. Wiedzę na temat przyczyn spękania kościoła czerpię z innych dokumentów, które w parafii są, np. z projektu, pozwoleń wydawanych na rekonstrukcję nagrobków, protokołów komisji konserwatorskiej. W styczniu 2007 roku komisja stwierdziła w poszczególnych przęsłach sklepienia liczne wzdłużne i poprzeczne spękania, które dotąd były zakryte gipsem i zamalowane. Te spękania wymagały ekspertyzy konstrukcyjnej. O tych spękaniach wspomina już w kronikach parafialnych poprzedni proboszcz ksiądz Bączkiewicz. Ten ostatni zaznacza: W czasie remontu dachu uwidocznione zostały pęknięcia ścian murów kościoła w czterech miejscach. Są to stare pęknięcia – ale w przyszłości trzeba mieć na uwadze sklamrowanie murów, oczywiście po ekspertyzie konserwatora zabytków. Pismem z dnia 18.04.1994 r. Wojewódzki Konserwator Zabytków wyraził zgodę na pokrycie dachu kościoła dachówką. Dalej WKZ stwierdza: Ostatni remont dachu miał miejsce w roku 1948 i od tego czasu nie przeprowadzono żadnej naprawy. Stan techniczny, więc jest zły i wymaga podjęcia natychmiastowych prac. W piśmie do parafii z dnia 30.09.1996 r. WKZ ustosunkowując się do prośby o wsparcie finansowe prosi: O informacje, jaki był koszt remontu dachu kościoła i zakres prac. Czyżby nie wiedział tego wcześniej, a prace były prowadzone bez pełnej wiedzy konserwatora? Brak na to dokumentów. Na pewno był nadzór instytucji kościelnych, bo takie dokumenty widziałem. W czasie remontu zdjęto zasypkę z pachwin sklepień po prawej stronie nawy. Te prace zostały wykonane źle, co zostało wykazane w dokumentach z 2007 roku.
- Jakie wnioski wyciągnął ksiądz po przeczytaniu projektu?
- Projekt moim zdaniem jest niepraktyczny, a tym samym trudny. Sam autor projektu pisze, że projekt jest nowatorski, czyli bardzo trudny. W Polsce zastosowany już był, ale nie na taką skalę.
– Co znaczy nie na taką skalę?
– To znaczy, że wiele prac prowadzonych będzie przy odkrytym dachu. I tu jest cały dramat tego projektu, który na początku zakłada zdjęcie całego dachu. W moim piśmie do p. Engela z dnia 15.09.2009 r. stwierdzam: Po wielu staraniach o dotację na remont kościoła straciłem nadzieję na pozyskanie kwoty potrzebnej do podjęcia czynności zgodnych z projektem. Jedyną alternatywą była zgoda na etapowanie prac, którą uzyskałem oraz zgoda na zmianę projektu tak, aby małymi krokami każdego roku wykonać jakąś część zalecanych prac. Dr Engel w piśmie z dnia 20.11.2009 r. zaleca konserwatorowi, wobec nie podjęcia prac, zamknięcie kościoła, aby nie stwarzał zagrożenia. Natomiast wszystkie prace należy wykonać zgodnie z projektem opracowanym w 2007 r. Wtedy cała układanka zaczyna się sypać, bo gdybym ja nie napisał do autora projektu i konserwatora, tylko nadal składał wnioski do ministerstwa, to moglibyśmy czekać kolejne dwa lata. Sprowokowałem tę obecną sytuację swoim brakiem nadziei w pozyskaniu środków, z czym nie mogłem się pogodzić. 28.12.2009 r. napisałem do konserwatora: Praktycznie, nie mam wielkiej nadziei, że oprócz Pana Konserwatora, ktoś ruszy głową dopóki sklepienie nie spadnie na ludzi. Ale nikt nie chciał ze mną rozmawiać na temat zmiany projektu czy pomocy w zdobyciu pieniędzy (1.000.000 zł). Chciałem pójść inną drogą, zakładając, że parafia posiada takie środki, a nie inne. Jednak to nie zostało przez konserwatora przyjęte, ważny był projekt. A pismo do autora projektu i konserwatora wywołało późniejszą decyzję Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego.
- Czy ksiądz nie zgadzając się z zaleceniami zawartymi w projekcie próbował z kimś ten projekt konsultować?
– Nie konsultowałem go w formie profesjonalnej. Podważałem go na podstawie swoich doświadczeń i praktycznych możliwości finansowych parafii. Bo skuteczność tej metody, która bez środków w całości zgromadzonych i na przykład bez dobrej pogody w całym okresie trwania prac jest niemożliwa do wykonania.
- Co odpowiedział autor projektu, na księdza pismo o etapowaniu prac?
– Pan dr Lech Engel i prof. Jasienko odpowiedzieli dnia 20.11.2009 r., że istnieje możliwość etapowania prac. Natomiast PINB w decyzji o zamknięciu kościoła z dnia 23.12.2009 r. wszystkie prace nakazuje wykonać zgodnie z projektem do dnia 31 marca 2010 r. Nie ma możliwości zmiany projektu i nie ma możliwości rozpoczęcia prac bez zgromadzonych środków, a kosztorys opiewa na kwotę 872 105,84 zł. Skąd i od kogo zdobyć takie pieniądze?
– Na jakie zagrożenia wskazywały ekspertyza i projekt opracowany w 2007 r.?
- O ekspertyzie, której nie mam nie będę się wypowiadał, natomiast celem projektu jest zlikwidowanie istniejących zagrożeń i nie dopuszczenie do wystąpienia dalszych. Czyli już w maju 2007 r. występowało realne a nie urojone zagrożenie dla zdrowia i życia modlących się w kościele parafian. Na potwierdzenie tego faktu przytoczę pismo, jakie 26.07.2007 r. Urząd Marszałkowski Województwa Wielkopolskiego wysłał do parafii: W związku z wystąpieniem szczególnych okoliczności, uniemożliwiających przeprowadzenie zaplanowanych prac w zakresie konserwacji i renowacji późnogotyckiej polichromii w kościele św. Jadwigi Śląskiej w Wilkowie Polskim oraz wobec realnego zagrożenia katastrofą budowlaną, Samorząd Województwa Wielkopolskiego Uchwałą nr 477/2007 zmienił zakres zadania, na który została przyznana dotacja w kwocie 25.000 zł. Nowe zadanie otrzymało brzmienie: Remont konstrukcji dachu. Przez cały czas słyszałem: Proszę się starać o pieniądze. Miałem nadzieję, że się uda. Po czasie zacząłem odnosić wrażenie, że mój kościół i nadzieja zostawały marginalizowane. A parafia licząca 3 tysiące ludzi nie powinna być pozostawiona sama sobie.
– Jak to?
– Potraktowano nas jak poligon doświadczalny, a może uda się remont przeprowadzić w całości w Wilkowie, a może uda się zdobyć księdzu potrzebne środki. Inwestorem projektu, jak zapisano w kosztorysie wstępnym jest Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków, czyli nie tylko parafia powinna ponosi odpowiedzialność za zabezpieczenie finansowe całej inwestycji.
- Co działo się w okresie od 17.08.2007 r., kiedy parafia otrzymała projekt do 23.12.2009 r., kiedy PINB wydał zakaz użytkowania kościoła? Jakie ksiądz czynił starania o pozyskanie środków, jak urzędy próbowały pomóc w zgromadzeniu tak olbrzymiej kwoty?
– Pisałem wnioski do ministerstwa i marszałka wielkopolskiego o pieniądze. Początkowo wniosek nie był możliwy do zaakceptowania, bo kościół w Wilkowie nie miał księgi wieczystej. To było niezrozumiałe, że do 2007 roku żadna instytucja nie wytknęła parafii tego problemu. A z dokumentów wynika, że parafia starała się i otrzymywała dotacje. Jak objąłem parafię w sierpniu, do października musiałem wysłać pierwszy projekt. Jednak najpierw trzeba było założyć księgę wieczystą dla kościoła. To trwało i dlatego pierwsze wnioski ze względów formalnych zostały odrzucone. Kiedy uzyskaliśmy Księgę Wieczystą wnioski pod względem formalnym były prawidłowe. Niestety, większość z nich została odrzucona.
- Czy ksiądz poza pisaniem wniosków informował o sytuacji, w jakiej znajduje się kościół w Wilkowie Polskim? Czy któraś z instytucji powołanych do zabiegania o stan naszych zabytków wyrażała jakiekolwiek zainteresowanie?
– Raczej niewielkie, poza lokalnymi instytucjami oraz miejscową prasą i mieszkańcami nikt się tym nie przejmował. Dzwoniłem do konserwatora z pytaniem, co mam robić. Uzyskałem odpowiedź, iż tylko autorytety, projektanci mogą zmienić założenia. Konserwator nie mógł, jak twierdził, ingerować w projekt, który napisał specjalista. A tylko na mnie ciążyła odpowiedzialność za jego realizację. Więc starałem się wpłynąć na autorów projektu, aby zechcieli cokolwiek zmienić. Moje starania rozpocząłem w marcu 2009 r. We wrześniu ubiegłego roku na skutek moich kłopotów w zdobyciu funduszy nastąpiło gwałtowne przyspieszenie nie w pozyskaniu środków, ale w wydaniu decyzji nakazującej zamknięcie kościoła. Szybkość tej decyzji jest dla mnie zadziwiająca: 20.11.2009 r. – zgoda projektantów na etapowania prac i sugestia zamknięcia kościoła w przypadku nie podjęcia natychmiastowych prac, 10.12.2009 r. wniosek WWKZ do PINB sugerujący wyłączenie budynku z użytkowania, 11.12.2009 r. zawiadomienie PINB o wszczęciu postępowania w sprawie nieodpowiedniego stanu technicznego kościoła, 15.12.2009 r. zawiadomienie o kontroli przez PINB, 22.12.2009 r. kontrola obiektu przez PINB w obecności jednego z projektantów dr Engela, 23.12.2009 r. decyzja o zakazie użytkowania kościoła.
– Dlaczego ksiądz się nie odwołał od decyzji PINB?
– Oczywiście myślałem o tym, ale praktycznie doszedłem do wniosku, że ona nie ma sensu. Bo wreszcie musi być hałas, musi był wokół sprawy kościoła głośno, żeby się coś zaczęło dziać.
– Ksiądz zdaje sobie sprawę, że nie zamykając kościoła naraża zdrowie, a może nawet życie wielu ludzi?
- Teoretycznie tak, ale praktycznie to ja narażałem się dwa lata, poprzednik jedenaście, wcześniej też było zagrożenie. Zdaję sobie sprawę z ciążącej na mnie odpowiedzialności, świadomie będę się starał sprzeciwić obojętności panującej wobec naszego kościoła. Nie odczytałem parafianom decyzji PINB, gdyż nie chcę wywoływać niepokojów, chcę w spokoju kontynuować swoje obowiązki. Widzę korzyści trwania przy kościele, gdyż ludzie pod wpływem tych niepokojów zaczynają się jednoczyć wokół parafii. A nagły ruch polegający na zamknięciu kościoła może wywołać szok. Sala to nie to samo, co msza św. w kościele. Parafianie już raz zostali narażeni na cios. Tak stało się po kradzieży ogrodzenia na cmentarzu parafialnym. Teraz mają przeżyć kolejny szok? Zakładam, że nic się nie stanie. Niech ktoś wreszcie poważnie zastanowi się nad tym, co zrobić. Niech będzie wokół sprawy głośno, bo ile można pisać łudzić się, czekać, dawać nadzieję. Ile można?
– Ale przecież w trakcie remontu kościół będzie musiał być zamknięty.
– Powoli dojrzewamy do pewnych decyzji, parafianie zaczynają rozumieć, że kościół to cenny zabytek, oby tak samo zaczęli myśleć urzędnicy. My już coś robimy, raz w miesiącu zbieramy składkę na ten cel, to jest około 2.500 zł. Nie widzę natomiast sensu w powoływaniu społecznych komitetów, gdyż ludzie nie widzą nadziei dla kościoła. Szukam rozwiązania, przecież nie będą tkwił w uporze, ale te rozwiązania mają służyć wspólnocie, a nie urzędnikom, którzy nie chcą ponosić odpowiedzialności za lata zaniechań.
– A czego ksiądz oczekuje po spotkaniu zapowiedzianym na 20 stycznia w Wielichowie?
- Oczekuję cudu, że ktoś zacznie być odpowiedzialny i zacznie mówić językiem praktycznym, który przyniesie pożądane skutki. Bo ja już nie wierzę w czcze gadaniny.
– Wobec tego co dalej?
– Zobaczymy w środę, czy będziemy w stanie pójść w jakimś kierunku, czy skończy się na stwarzaniu pozorów, które mają załatwić sprawę. Wsparciem są dla mnie parafianie. A jeśli chodzi o kościół, to można zacząć inwestycję dopiero jak zgromadzimy całość lub połowę środków. Nadzieja umiera ostatnia!
GK 3/2010
Zgłaszasz poniższy komentarz:
"...nie tylko parafia powinna ponosi odpowiedzialność za zabezpieczenie finansowe całej inwestycji..." A ja się tak głupio zapytam ? Kto jest właścicielem kościoła, Państwo Polskie czy Kościół Rzymskokatolicki" ? Mi się bowiem do tej pory zdawało, że za stan techniczny obiektów odpowiada ich właściciel. Np. w Republice Czeskiej nie ma tego problemu bo właścicielem obiektów kościelnych jest państwo a nie kościół i problemu nie ma.