Magazyn koscian.net
26 lipca 2011Jeżeli chodzi o szkołę, jestem agresywna

O pracy w wiejskiej szkole, łączeniu dwóch funkcji, współpracy z nową władzą i planach na emeryturze z Iwoną Bereszyńską, dyrektor Zespołu Szkół w Lubiniu i przewodniczącą Rady Powiatu Kościańskiego, rozmawia Hanna Danel
- Zaczynała pani pracę jako polonistka. Później kierowała pani miejską placówką. Pamiętam, jak w 2004 roku, tuż po objęciu stanowiska dyrektora w Zespole Szkół w Lubiniu, mówiła pani o pięknym widoku z okna gabinetu. Lubiń panią urzekł?
- Tak. Ten widok z okna, zwłaszcza wiosną, gdy kwitnie sad, jest przepiękny. To nie jedyny urok tego gabinetu. Gdy drzwi są zamknięte, nie słychać dzwonka. Patrząc na dzieci wracające z boiska do budynku, wiedziałam, że kończy się przerwa. Bardzo lubiłam patrzeć na rozbiegane dzieci podczas przerwy i wcale nie były to hospitacje. Każdemu życzę takiego widoku. To bardzo mobilizuje do pracy.
- Podobno przed rozstrzygnięciem konkursu na dyrektora szkoły, nauczyciele mieli nadzieję, że wygra mężczyzna.
- To prawda. Mówili - obojętnie kto, byle nie baba. Do dziś nie wiem dlaczego bali się rządów kobiety.
- Jak panią przyjęto?
- Bardzo serdecznie. Właściwie przez te wszystkie lata atmosfera była rodzinna. I tak jak w rodzinie były nagrody, ale zdarzały się i ostre słowa krytyki. Gdy obchodziliśmy dziesięciolecie szkoły, zrobiliśmy wspólne zdjęcie. Do tej pory wisi w moim gabinecie, ale już niedługo przeniosę je do domu. Tu każdy wiedział o wszystkich problemach. Na wszystkich można było liczyć. Nie było sytuacji, że ktoś ma problem i walczy z tym sam.
- Z czasem pracownicy szkoły zmienili zdanie o kobietach na stanowiskach dyrektorskich?
- Myślę, że tak. Na pewno nie mogli narzekać. Jeżeli chodzi o szkołę zawsze stosowałam hierarchię: uczeń, rodzic, nauczyciel. Nauczyciele czasami mieli o to pretensje.
- W lubińskim Zespole Szkół zawsze dużo się działo. Można powiedzieć, że placówka łamała stereotyp wiejskiej szkoły. Z czegoś jest pani szczególnie zadowolona?
- Cieszy mnie to, że młodzież mojej szkoły jest otwarta na świat i bardzo spontaniczna. Co mnie urzekło? Nie starczyłoby czasu, aby o wszystkim opowiedzieć. Na pewno umiejętności artystyczne dzieci i młodzieży. Zespół Ludowy „Lubiniacy” i niezapomniany w ich wykonaniu polonez oraz krakowiak. Na pewno cieszy mnie więź absolwentów ze szkołą widoczna podczas koncertów noworocznych przygotowywanych przez zespół „Semplicze”. Szkoła jest obecna na każdej gminnej imprezie. W tym roku udało mi się zainteresować młodzież wolontariatem. Gdy kupiliśmy kamerę, żeby rejestrować występy uczniów, okazało się, że gimnazjalistki złapały bakcyla filmowania. Tylko w tym roku zrobiły dwa filmy, które zostały wyróżnione na ogólnopolskich konkursach. Uczniowie są chętni do działania, wystarczy wskazać drogę. Tutaj uczeń nie przychodził do dyrektora dlatego, że coś zbroił, ale z problemem, który chciał rozwiązać albo z pomysłem. Czasami trzeba było uczniów sprowadzać „do parteru”, ale też wiele razy przyznać im rację.
- Gdy zaczynała pani pracę w lubińskiej szkole burmistrzem Krzywinia był Paweł Buksalewicz. To był wymagający szef?
- Był bardzo wymagający, ale i bardzo powściągliwy w ocenie. Nigdy nie było wiadomo, czy jest dobrze, czy jest źle. Był świetnym obserwatorem. Dawał dużą autonomiczność szkole. Dobrze wiedział, co dzieje się w każdej szkole. Słowo „dziękuję” od burmistrza Buksalewicza usłyszałam w drugim roku pracy. To było coś zagrzewającego do jeszcze lepszej pracy.
- Już w 2006 roku mogła pani przejść na emeryturę. Co zadecydowało, że zdecydowała się pani zostać?
- Przede wszystkim moje życie osobiste. Córki usamodzielniły się i wyprowadziły z domu. Mąż późno wraca z pracy. Stwierdziłam, że jeszcze trochę popracuję. Gdy zaczęłam pracę społeczną w Radzie Powiatu Kościańskiego, zastanawiałam się, jak to wszystko połączę, ale dałam radę. Dobrze układała się współpraca z organem prowadzącym i organem nadzorującym oraz gronem pedagogicznym i administracją. Każdy wiedział co ma robić. Wszystko było poukładane.
- Praca była czystą przyjemnością?
- Tak. Nie było żadnych problemów. Chociaż bywało i tak, że po podjęciu pracy w Radzie Powiatu Kościańskiego, gdy w niedzielę rodziny wybierały się na spacer, ja jechałam do szkoły, zamykałam się w gabinecie i pracowałam.
- Co więc zadecydowało, że trzy lata przed końcem kadencji, podjęła pani decyzję o przejściu na emeryturę?
- Na moją decyzję złożyło się wiele czynników. Jednym z nich było to, że czułam się zmęczona. Zwykle szybko regeneruję siły, ale pojawiły się także pewne sygnały, które pozwoliły mi dojść do wniosku, że rzetelnej, konkretnej współpracy z nowym burmistrzem Krzywinia nie będzie. Od nowego roku szkolnego zlikwidowano jeden oddział gimnazjum. Klasa pierwsza będzie liczyć 31 uczniów. Na wiejską szkołę jest to bardzo duża klasa. Wielokrotnie rozmawiałam o tym z burmistrzem. Stwierdził, że to przemyśli, ale ostatecznie usłyszałam, że najważniejszy jest czynnik ekonomiczny, a kiedyś klasy były liczne i nauczyciele sobie radzili. To spowodowało, że potrzebne jest półtora etatu nauczycielskiego mniej. Ja zabierałam pięć godzin. Mając możliwość przejścia na emeryturę, zabierałabym godziny młodym nauczycielom. Połączenie klas było pierwszym sygnałem, który mnie zaniepokoił. Drugie, co naprawdę mną wstrząsnęło, to było zlikwidowanie połowy etatu w administracji. To jest mała szkoła, ale papierów jest tyle samo, co w dużej. W tej chwili w administracji są zatrudnione tylko dwie osoby – księgowa i sekretarz szkoły. Powinien być jeszcze ktoś chociażby na części etatu do prowadzenia kadr i płac. O tym również rozmawiałam z burmistrzem. Przyjął nawet moje argumenty, ale po dwóch dniach zmienił zdanie. Gdy pojawił się na radzie pedagogicznej tuż przed sesją Rady Miejskiej Krzywinia, wyraziłam nadzieję, że budżet szkoły nie zostanie zmniejszony. Nie umiał mi odpowiedzieć. Cztery godziny później okazało się, że szkole obcięto 15 tysięcy złotych. Kiedy zapadła decyzja o likwidacji jednej klasy poinformowałam o tym nauczycieli i Radę Rodziców. Nikt jednak nie próbował zadziałać. Uznałam, że może to być przyzwolenie dla nowego szefa. Ostatecznie stwierdziłam, że jestem źle odbierana przez burmistrza i na tym może stracić lubińska szkoła, a tego bym nie chciała.
- Nie boi się pani posądzenia, że obraziła się pani na nowego burmistrza, że jako członek Stowarzyszenia Porozumienie Ziemia Kościańska nie potrafi pani współpracować z kimś reprezentującym inne ugrupowanie?
- Nie o to chodzi. Nigdy na nikogo się nie obrażam. Umiem współpracować z każdym. Nie jest dla mnie ważne z jakiej opcji jest szef, czy jest to Porozumienie Ziemia Kościańska, PSL, SLD, czy PO. Muszę widzieć, że chodzi o dobro szkoły. Poczułam, że w moich działaniach jestem sama. Bez żadnej informacji zabrano mi dodatek motywacyjny za prowadzenie szkolnego schroniska młodzieżowego. Pan burmistrz Jacek Nowak jest bardzo grzeczny, bardzo kulturalny i głośno mówi o współpracy. Ja jednak tej współpracy nie widzę. Zapewniał, że nie będzie likwidował szkół. Zlikwidował jeden oddział gimnazjum. Dlaczego w Lubiniu? Wiejskie szkoły mają ten problem, że klasy nie są liczne. Czynnik ekonomiczny jest ważny, ale są inne możliwości oszczędzania. Pod koniec czerwca nauczyciele napisali do burmistrza pismo z prośbą o zmianę decyzji w sprawie likwidacji jednego oddziału gimnazjum. Sama też się pod nim podpisałam. Może pan burmistrz jeszcze to przemyśli wiedząc, jaka jest moja decyzja?
- Z poprzednim burmistrzem też nie zawsze było łatwo. Wystarczy przypomnieć propozycję reorganizacji gminnego systemu oświaty i utworzenie jednego gimnazjum.
- Gdy usłyszałam o planowanej likwidacji gimnazjum w Lubiniu, krzyczałam przez telefon. To było w okresie zimowych ferii. Nauczyciele zjechali z wakacji. Wojna z burmistrzem Buksalewiczem była okropna. Stanęło na ostrzu noża. Była uchwała o zamiarze likwidacji gimnazjum, ale dało się rozmawiać na argumenty. A teraz owszem burmistrz wysłucha, ale musi się zastanowić. Mam wrażenie, że decyzji nie podejmuje sam, tylko musi je z kimś skonsultować. Jeżeli chodzi o szkołę, jestem agresywna. Pracowałam z sześcioma burmistrzami. Jeżeli któryś czepiał się szkoły, w której pracowałam, to nie miał ze mną lekko. Życzę nowemu burmistrzowi, żeby jak najlepiej kierował oświatą. Może z nowym, młodszym dyrektorem szybciej znajdzie wspólny język.
- Może na działalność burmistrza patrzy pani okiem samorządowca?
- Na pewno nie. Dla mnie pan burmistrz Jacek Nowak jest moim szefem. Natomiast na sesji Rady Miejskiej Krzywinia jestem w podwójnej roli – kierownika jednostki budżetowej i przewodniczącej Rady Powiatu Kościańskiego. Reaguję tylko, jeżeli jakaś kwestia dotyczy powiatu. Gdy władze powiatu podejmowały jakąkolwiek decyzję dotyczącą gminy Krzywiń, zawsze była „za”. Burmistrz Buksalewicz śmiał się, że ma o jednego radnego powiatowego więcej.
- A z punktu widzenia samorządowca, co zmieniło się w zarządzaniu gminą Krzywiń?
- Chyba nie mnie to oceniać. Myślę, że zasadniczy błąd, jaki popełniono w Krzywiniu, polega na tym, że za szybko zrezygnowano z ludzi z doświadczeniem i za bardzo zauroczono się władzą. To minie. Nie neguję kompetencji. Uważam jednak, że nie można burzyć wszystkiego, co stare i od razu wprowadzać nowe. Kluczem do dobrego zarządzania jest umiejętność korzystania z doświadczeń tych, którzy odeszli i sukcesywne wprowadzanie czegoś nowego. To jest połowa sukcesu.
- Obawia się pani o kolejne trzy i pół roku w gminie Krzywiń?
- Nie chciałabym być złym prorokiem. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Kiedyś ktoś się chyba obudzi i zacznie sam wyciągać wnioski. Przydałoby się więcej otwartości, samokrytyki i wiary w ludzi. Najgorsze jest mówienie o współpracy i robienie czegoś zupełnie innego.
- Nie będzie pani żal opuszczać Lubinia? Mieszkańcy gminy zdążyli się przyzwyczaić do „dodatkowego” radnego powiatowego. Traktują panią jak kogoś swojego.
- Szkoła jest usytuowana przy drodze powiatowej, która była remontowana, gdy zaczynałam pracę w samorządzie. Mieszkańcy często przychodzili i zwracali mi uwagę na pewne rzeczy. Jeśli mogłam, pomagałam. Nigdy nie przyjeżdżałam tutaj jak do miejsca pracy, ale jak do domu. Inni mieli wakacje, a u mnie kończył się rok szkolny i zaczynała się wzmożona praca w schronisku. Wyjechałam raz, raptem na pięć dni i już trzeciego dnia wracałam. Na pewno będzie mi brakować uczniów, ale w zamian będę miała więcej czasu dla wnuków – Zuzi i Igora, a także na pracę w ogródku i czas na dobrą książkę. Ostatnio czytałam albo literaturą pedagogiczną, albo związaną z samorządem, albo z zarządzaniem oświatą. Do Lubinia na pewno będę przyjeżdżać, tylko już w innej roli. A 1 września wyjeżdżam na wymarzone wakacje bez telefonu komórkowego.
- Zostaje jeszcze praca w lokalnym samorządzie.
- Będę miała na to więcej czasu. Panie w biurze Rady Powiatu mówią, że wreszcie będę mogła posiedzieć w gabinecie. Teraz wpadam, robię swoje i wychodzę. Żartują że nie ma nawet co sprzątać. Jest to dość trudny okres. Wydaje mi się, że pierwsza kadencja była spokojniejsza, łatwiejsza. Ta zapowiada się na trudniejszą. Cieszę się, że tyle robimy w powiecie. Mam nadzieję, że więź pomiędzy powiatem a gminami będzie coraz silniejsza. Spotykam się z wieloma samorządowcami z całej Polski i wszyscy zazdroszczą nam tej współpracy. Bo ona przekłada się na inwestycje, które służą wszystkim mieszkańcom powiatu kościańskiego. Myślę, że gmina Krzywiń będzie współpracować z powiatem na tej płaszczyźnie. To jest w jej interesie.
* * *
Iwona Bereszyńśka – magister filologii polskiej. Od 1978 roku związana z oświatą. Pracę zawodową rozpoczęła w 1978 roku jako polonistka w Szkole Podstawowej nr 1 w Kościanie. W latach 1986 – 1992 uczyła języka polskiego w Liceum Medycznym w Kościanie. Pracowała także w kościańskim Liceum Ogólnokształcącym. W 1992 roku wygrała konkurs na stanowisko dyrektora kościańskiej „jedynki” przekształconej później w Zespół Szkół nr 1. Funkcję sprawowała do roku 2003. Przez rok pracowała jako polonistka w tej szkole. Od 2004 roku jest dyrektorem Zespołu Szkół w Lubiniu. Od 2006 roku zaangażowana w pracę w samorządzie lokalnym. Dwukrotnie uzyskała mandat radnego powiatowego startując w wyborach samorządowych z list Stowarzyszenia Porozumienie Ziemia Kościańska. Drugą kadencję sprawuje funkcję przewodniczącej Rady Powiatu Kościańskiego.
GK 28/2011
Zgłaszasz poniższy komentarz:
To dobry pedagog i na tym pani Bereszyńska powinna skończyć. Polityka psuje jej zyciorys i wyraźnie do niej nie pasuje. Jakaż to praca społeczna, za którą dostaje więcej, niż wielu ludzi na etatach ( jako jedynych źródłach dochodu)? Do tego te wspomniane gabinety i poczucie "powiatowego prestiżu"!