Magazyn koscian.net
04 Kwi 2016Bestia w Kościanie
Ktoś owinął kotu kilka razy wokół głowy drut kolczasty, wyciął innemu narządy rodne, kolejnemu odciął ogon, a jeszcze innego zawiesił za ogon i bił jak worek treningowy. - Dzieje się tu coś naprawdę niedobrego – mówi Marta Dudek, wolontariuszka Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Kościanie. Czas się bać?
Ile jest ofiar, nie wiadomo. Zniknięcia bezpańskich zwierząt nikt nawet nie zauważy, a i braku domowych pupili nie zgłasza się zwykle na policję. Dziwne zaginięcia jednak zaczęły się nasilać już w zeszłym roku. Czy ma to cokolwiek wspólnego z bestialskimi aktami znęcania się nad kotami, nie wiadomo, ale zaginięcia kotów były swego czasu szeroko komentowanym zjawiskiem na osiedlu Błonie. Koty ginęły też na innych osiedlach. Informacje o zaginięciach pojawiały się i na naszych łamach (,,Szukamy zaginionych kotów’’ - lipiec 2015 ).
- Zgłosiło się do nas w sumie około siedmiu osób - opowiada pani Marta. - Bywało, że zginęły im dwa, albo i trzy koty. Jednej z rodzin trzy koty zaginęły w ciągu tygodnia. W sumie więc wiemy o zaginięciu blisko dwudziestu zwierząt. Wszystkie były zadbane, ładne, wysterylizowane i dlatego pewnie na osiedlu plotkowano, że może ktoś je wywozi za granicę, a konkretnie do Niemiec. Podejrzenia padały też na kogoś z ogródków działkowych, ale co się stało z kotami, do dziś nie wiadomo. Przepadły, żaden nie wrócił a sprawa ucichła. Dowodów przestępstwa nie było.
Zagadki nie udało się rozwikłać. W sierpniu ubiegłego roku pod naszym tekstem o zaginięciach kotów ktoś o pseudonimie ,,Kasiek’’ napisał, że w Czempiniu na przełomie maja i czerwca kot sąsiadów po dwudniowej nieobecności wrócił do domu z drutem kolczastym owiniętym wokół szyi. ,,kot miał problemy z oddychaniem, drut poza szyję wystawał na długość ramienia, a jego drugi koniec zakończony był tak, jakby kot był gdzieś powieszony. Wtedy udało się go odratować, niestety od ponad dwóch tygodni znów go nie ma. Sąsiedzi nie zgłosili sprawy na policję, szkoda. Może te sprawy są ze sobą jakoś powiązane?’’
W zeszłym roku drutem kolczastym owinięto też, i to kilka razy, szyję dzikiego kota w Kościanie. Znaleziono go na działkach. Kolce powbijały mu się w szyję. Na szczęście udało się go uratować. TOZ go wyleczył i puścił wolno. Innego wolno bytującego kota, który w kiepskim stanie trafił pod opiekę TOZ – Lucusia – ktoś potraktował śrutem. Miał go wrośniętego w całym ciele.
- W ostatnich tygodniach wieści o znęcaniu się nad kotami mamy szczególnie dużo. W okolicy ulicy Traugutta kot wrócił do domu skopany. Weterynarz orzekł, że to nie oznaki potrącenia, ale ewidentnie zrobił to człowiek: zwierzę jest poobijane w różnych częściach ciała i miało złamaną łapę. Kot teraz jest bardzo nieufny wobec obcych. Tej rodzinie już wcześniej zginęły dwa inne koty, bardziej ufne, niż ten. Może im nie udało się uciec? W niedalekim sąsiedztwie inni ludzie znaleźli swoją kotkę w ogrodzie a obok leżał jej odcięty ogon. To nie mógł być wypadek.
Kolejne opisywane przez panią Martę przypadki dotyczą ostatnich kilkunastu dni. Jednego z kotów znaleziono na posesji przy ulicy Chłapowskiego. Kot ciągnął za sobą łapę. Zdawało się, że ogólnie jest w dobrej kondycji, ale jego stan wyszedł na jaw w gabinecie lekarza weterynarii, gdy go ogolono.
- Był prawdopodobnie podwieszony za ogon, a potem kopany, albo bity –wolontariuszka bierze głęboki oddech. - Ogon nadrywał się, aż oderwał się od kręgosłupa. Tak to ocenił po obrażeniach weterynarz. Zwierzę całe ciało miało w siniakach i w krwiakach. Łapę udało się uratować – jest na śrubach, ale ogon trzeba było amputować. Kot jest u mnie w domu, bo wymaga ciągłej pielęgnacji. Nie panuje nad oddawaniem moczu i kału. Wygląda, jakby stracił ochotę na to, by żyć. Całe dnie śpi, albo siedzi bez ruchu. Nie chce jeść, a jak już na nas spojrzy, to mam wrażenie, że w oczach ma jeden wielki wyrzut.
Kilka dni później inna kotka położyła się na wycieraczce jednego z domów na kościańskim osiedlu Nad Łąkami. Wyglądała na umierającą. Cały czas miauczała. Wezwano wolontariuszy TOZ.
- Koty zwykle cierpią po cichu. Miaukną w chwili, gdy zaboli, ale stały ból zwykle znoszą w milczeniu – zaczyna pani Marta. - Ta kotka krzyczała. Nigdy nie zapomnę tego wrzasku. Krzyczała, gdy ją wzięłam na ręce, krzyczała całą drogę do lekarza i krzyczała tam, aż podano jej kroplówkę. Tydzień słyszałam w głowie ten jej przeraźliwy wrzask. Co noc...
Kotka miała wyciętą ostrym narzędziem część narządów rodnych. Cięto i głębiej, aż do jelit. Ogon był obdarty ze skóry.
- Uprzedzę uwagę, że mogła wpaść we wnyki. Od wnyk miałaby inne skaleczenia. Tu niewątpliwie działał człowiek. Żadna pułapka nie może wycinać wnętrzności, ani obcinać równo skóry na ogonie.
To była dzika kotka. Takie koty zwykle przychodzą do ludzi w ostateczności, i to była ostateczność. Niemiłosiernie okaleczona cierpiała ze trzy, albo i cztery dni. Nic w tym czasie nie jadła i nie piła, bo była bardzo odwodni
ona. Rana już gniła. Nie było szans na ratunek. Cierpiącą niewyobrażalnie kotkę uśpiono z przyczyn humanitarnych.
- Przeżycie takie, że… tydzień mi się śniło – wzdycha pani Marta.- Gdy okazało się, jak ten kot jest pokaleczony, po prostu zrobiło mi się słabo, a ja naprawdę dużo już widziałam. Weterynarz też był wstrząśnięty.
Na swojej stronie na facebooku TOZ Kościan zamieścił alarmującą informację o tym, że ktoś znęcania się nad kotami w Kościanie.
- Rozglądajcie się i zwracajcie uwagę na dziwne zachowania ludzi wobec zwierząt – czytamy w komunikacie - Ta osoba lub osoby nie mogą pozostać bezkarne! Dajcie znać, piszcie, dzwońcie (781-175-471), a jeśli jesteście świadkami bezpośrednio - zawiadomcie policję.
Sprawą zainteresowały się media. Pytaniami atakowano i działaczy TOZ, i policję. Do piątku ubiegłego tygodnia na policji nie odnotowano żadnych zgłoszeń dotyczących napaści na zwierzęta. Poszlak w śledztwie TOZ brak.
- Osoby, którym okaleczono koty nie zgłaszają tego na policję, bo chyba nie wierzą, że sprawca zostanie wykryty, a może się boją? My milczeć dłużej nie możemy i zamierzamy w przyszłym tygodniu złożyć oficjalne doniesienie o przestępstwie dokonanym na kotach, które trafiły do nas. Czekam tylko na przygotowanie odpowiedniej dokumentacji przez weterynarzy. Przygotowujemy plakaty z apelem o czujność i numerem telefonu, pod jaki należy dzwonić, jeśli ktoś widzi, że zwierzęciu dzieje się krzywda, lub ma jakiekolwiek informacje mogące pomóc w wykryciu sprawców napaści. Plakaty zamierzamy rozwiesić w mieście, a szczególnie na ogródkach działkowych.
Na ogródkach działkowych mieszka wiele dzikich kotów. Wiele też tam poluje. Działkowicze zwykle je dokarmiają, ale są i tacy, którym koty po prostu przeszkadzają. Ponoć posądza się je o bałaganienie odchodami, co jest dość niedorzeczne, bo koty zakopują swoje odchody. Od niechęci do sadyzmu jednak daleka droga. Ktoś bardzo brzydko bawi się kotami. To chore i niebezpieczne nie tylko dla kotów, ale może i dla nas. (Al)
GAZETA KOŚCIAŃSKA 12/2016
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Masakra!