Magazyn koscian.net
05 listopada 2019Całą ją przebiegli
Trzydzieści jeden tysięcy sto sześćdziesiąt złotych. Tyle dla Dagmary Jankowskiej zebrał Team Bieganie na Śniadanie. - Dopiero od jakichś trzech tygodni umiem się cieszyć tym, że przebiegliśmy całą Polskę – mówi Albert Pelec, twórca Teamu.
Przypomnijmy, szesnastu biegaczy ze Śmigla i okolic pobiegło sztafetą na przełomie sierpnia i września z Helu na Rysy, by zebrać pieniądze na rehabilitację ośmioletniej Dagmary Jankowskiej z Nowej Wsi. Śmigielski Team ,,Bieganie na Śniadanie’’ w 73 godziny i 45 minut (tu przepraszamy za oczywisty błąd w poprzednim tekście zdecydowanie wydłużający dobę biegaczy) w piekielnym skwarze dnia, ciemnymi nocami i mimo burz przebiegł 831 kilometrów. Spali na trawnikach, parkingach, opuszczonych działkach. Kąpali się na stacjach paliwowych i w restauracjach. Żywili się zazwyczaj tym, co sami sobie przygotowali, ale przede wszystkim cały czas biegli.
„Jesteśmy przede wszystkim bardzo zmęczeni i bardzo głodni, ale tak zrobiliśmy to. Naprawdę to zrobiliśmy!” – powiedział ,,GK’’ tuż po dobiegnięciu nad Czarne Oko – Albert Pelec.
Następnego dnia - zgodnie z planem – podjęli próbę zdobycia Rysów, ale niestety pogoda nie była dla nich łaskawa. Z nieba lał się deszcz. Wyprawa stała się niebezpieczna.
- Dopiero od trzech tygodni mogę się cieszyć tym , co zrobiliśmy – mówi teraz Pelec. - Tuż po biegu byłem tak potwornie zmęczony, jakbym był w środku odrętwiały. Aż niedawno moja córka przyniosła kolorowankę z przedszkola – kontur Polski. Spojrzałem na to i... Popatrz, całą ją przebiegliśmy. Naprawdę to zrobiliśmy – powiedziałem do żony. Dopiero wtedy do mnie to dotarło. Wcześniej byłem tak zakręcony wokół tego, by wszystko spiąć, dograć, załatwić... Tak, teraz się cieszę... Dopiero teraz.
Zbiórka na siepomaga.pl już jest zakończona. Zebrano tam 20 305 złotych. Zanim zaczęła się akcja biegaczy, na koncie było tylko 2 tys. Na sprzedaży kubków okolicznościowych ufundowanych przez firmę z Maksymilianowa biegaczom udało się zyskać 7200 zł. Kolejne 1660 i 3400 złotych zgodnie z umową za przebiegnięty każdy kilometr ofiarowali: firma Wener Kenkel i AGRI z Bruszczewa, a 900 złotych zostało z puli sponsorów biegu.
- Tym byłem najbardziej zaskoczony – komentuje Pelec. -Na organizację biegu otrzymaliśmy wsparcie sponsorskie w wysokości 12 tysięcy złotych. Kwota wydawała nam się oszałamiająca. To były lokalne firmy, często też nasze babcie, rodzice, krewni, sąsiedzi, którzy w ten sposób chcieli wesprzeć nasze marzenie. Sądziliśmy, że sporo z tego zostanie. Naprawdę żyliśmy w czasie biegu po spartańsku. Nie szafowaliśmy pieniędzmi, a nawet i wiele rzeczy po prostu kupowaliśmy za swoje, a mimo tego, z tej ogromnej, jak mi się zdawało kwoty, zostało tak niewiele. To nauka...
Sporo kosztowała opieka taterników podczas wyprawy na Rysy.
- Był to, nie powiem, spory koszt, bo jeden przewodnik nie chciał wziąć odpowiedzialności za tak dużą grupę i trzeba było zatrudnić dwóch. Szczęśliwie nic złego się nie wydarzyło. Mam jednak ogromny respekt przed górami i nie potrafiłbym spojrzeć w oczy najbliższym, gdyby cokolwiek złego stało się komukolwiek. Ostatnie wypadki w górach powinny być przestrogą. To naprawdę było konieczne...
Biegacze od sztafety nie zdążyli na spokojnie nawet podsumować swego sukcesu. Wciągnęły ich obowiązki zawodowe i rodzinne. Do tego cały czas przecież trenują i stawiają sobie coraz to wyższe sportowe cele. Ostatni – maraton – jest tego najlepszym przykładem.
- Mieliśmy ogromne szczęście, że dopadły nas podczas sztafety upały. Były mordercze, to fakt, ale teraz sobie myślę, że o wiele gorzej byłoby, gdyby padał deszcz. Teraz widzimy, że tak naprawdę byliśmy totalnie nieprzygotowani na niepogodę – komentuje Pelec i zachęca do podróży przez Polskę. - Samochodem, rowerem, pieszo – jak kto woli, ale warto wyruszyć. Można wtedy zobaczyć, jak Polska jest piękna, i jak dobrze żyje się tu, gdzie jesteśmy. Biegliśmy takimi drogami, jakich u nas po prostu od dawna już nie ma. Biegliśmy pięćdziesiąt kilometrów w tunelu z kukurydzy i nie spotkaliśmy ani jednaj stacji benzynowej. Za tą jedną – nota bene Pieprzyka – było kolejne pięćdziesiąt kilometrów pustki. U nas samorządy zastanawiają się, co by tu jeszcze poprawić, a tam po prostu do poprawienia jest niemal wszystko. Naprawdę, dobrze tu u nas.
Nie ma tygodnia, by biegacze nie spotkali kogoś, kto nagle zaskakuje ich słowami: podziwiam Was, jesteście wspaniali, albo – cieszę się, że znam takich ludzi. Również podczas sztafety doświadczyli wiele ludzkiej serdeczności. Ktoś udostępnił za darmo łazienki, ktoś poczęstował kompotem, ktoś gorącą herbatą itd. Bywało też nieprzyjemnie. Gdy na przykład trzeba było biec nocą przez zupełnie nieoświetlone osiedla, albo w tymże tunelu z kukurydzy. Nocą biegacz wezwał busa, bo bał się sam sunąć w całkowitej ciemności ze ścianą zieleni ocierającą się o łokcie. Najtrudniejsze jednak było zmęczenie i niepewność snu.
- Bardzo dziękujemy wszystkim sponsorom. Bez ich wsparcia nie dalibyśmy rady nic zrobić – mówi Albert Pelec. - Dziękujemy też naszym ambasadorom i setkom ludzi, którzy pomogli Dagmarce. Bardzo cieszymy się, że udało nam się zwrócić uwagę na jej los, i choć troszkę ulżyć jej rodzicom. Nie wiem, czy będzie kolejna akcja, ale wiem, że ten bieg przez Polskę to była przygoda, którą na pewno będziemy wspominać do końca życia. (Al)
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Super !