Magazyn koscian.net
2008-10-14Himalaje dla każdego
Nie trzeba być himalaistą, by wybrać się na wędrówkę po Himalajach. Do takiego wniosku doszli uczestnicy wyprawy trekkingowej (trekking - piesze wędrowanie). W Nepalu spędzili prawie cztery tygodnie (5-27 września).
Grupę tworzyło pięć osób: Marta – 22-letnia studentka II roku medycyny, Mateusz – 22-letni student II roku biotechnologii, Szymon – 32-letni pracownik firmy polsko-niemieckiej, Ania – 26-letnia przedstawicielka handlowa i Cezary – 49-letni nauczyciel akademicki. Był to ich pierwszy wspólny wyjazd w tak odległe i ekstremalne kulturowo miejsce.- Kocham góry – wyznaje pan Cezary, dopowiadając, że początek pasji sięga czasów szkoły średniej. – Hasło ,,Nepal’’ padło po raz pierwszy jakieś trzy lata temu. Szukałem wówczas ekipy, z którą mógłbym wybrać się na trekking. Rok temu już było blisko wyjazdu, ale grupa nastawiona była bardziej na zwiedzanie, niż chodzenie po Himalajach, więc uznałem, że szkoda pieniędzy i zrezygnowałem. Teraz wreszcie się udało zmontować pięcioosobową grupę osób doświadczonych w górskich wędrówkach.
Wyjazd do Nepalu poprzedziły przygotowania kondycyjne i niezbędne szczepienia.
- Każdy z nas ćwiczył na własną rękę. Miesiąc przed wyjazdem ćwiczyliśmy intensywniej biegając, jeżdżąc na rowerze, pływając – zdradza, stwierdzając, że na trekking w Himalaje nie może wybrać się ktoś, kto nigdy nie wędrował po górach z plecakiem.
Przez Berlin i Paryż dolecieli do stolicy Nepalu - Katmandu. Zaraz po wyjściu z samolotu uderzyła ich odmienność kulturowa Nepalczyków. Tuż po wyjściu z lotniska ,,zaatakował’’ ich tłum przekrzykujących się taksówkarzy oferujących kurs do centrum miasta. Nie pomagały nawet prośby o spokój. Rwetes zakończył się dopiero, gdy stanowczo wskazali jednego z przewoźników. Problemów z porozumieniem się nie mieli, ponieważ Nepalczycy mówią swobodnie po angielsku. Pozytywnie zaskoczyła ich życzliwość Nepalczyków.
- To były cztery tygodnie bez agresji – stwierdzają, wspominając niezapomniane spotkanie z uczniami z Manang. – Te dzieci uczyły się matematyki za pomoc naukową mając kamienie, a zamiast tornistrów plastikowe siatki. Wówczas narodził się pomysł, by w podziękowaniu za życzliwość i gościnność wysłać zeszyty, kredki, plecaki.
Podróżnicy spędzili w Katmandu dwa dni. Poświęcili je na aklimatyzację i załatwienie niezbędnych pozwoleń na wejście do parku narodowego. Rozważali dwie opcje: trekking w okolicach Everestu lub Annapurny. Zwyciężyła ta druga z powodu niższych kosztów i mniejszego prawdopodobieństwa wystąpienia monsunu, którego najbardziej się bali.
Do Pokhary dotarli autobusem, a stamtąd wyruszyli na trekking. Wędrowali zgodnie ze wskazówkami autora przewodnika ,,Himalaje Nepalu’’ Janusza Kurczaby. Trasa obliczona była na 18 dni. Zaczynała się na wysokości 900 m, a kończyła na przełęczy Thorong La (5416 m). Dojście zajęło im 12 dni. Trasy obliczane na 4-6 godzin marszu im zajmowały 6-8 godzin. Po drodze zadecydowali, że zejdą z głównej trasy, by dojść do najwyżej położonego na świecie Jeziora Tilicho (4919 m). Droga zajęła im trzy dni.
- Pogoda była idealna, a niebo szkliste. Przed naszymi oczami rozgrywał się przepiękny spektakl pomiędzy chmurami, niebem i górami. Z turkusowego jeziora wyłaniał się lodowiec sięgający ośmiu tysięcy metrów, a wokół widać było całe pasmo Annapurna – relacjonuje kościaniak. – Tam poczuliśmy to, po co poszliśmy w Himalaje. Każdy szukał odosobnionego miejsca, by w spokoju pokontemplować.
Gdy wracali do obozu popsuła się pogoda, a w nocy zaskoczyła ich burza śnieżna. Wówczas najdotkliwiej odczuli objawy choroby wysokościowej – płytki oddech, bóle głowy i problemy ze snem.
- U mniej odpornych osób pierwsze objawy choroby wysokościowej mogą się pojawić już na 1500 metrów, a na 4000 metrów każdy ma jakieś objawy, bo organizm domaga się więcej tlenu. My powoli nabieraliśmy wysokości, a w Manang położonym na wysokości 3600 metrów zrobiliśmy sobie dzień przerwy na aklimatyzację. Dzięki temu udało się uniknąć gwałtownych objawów – uważa pan Cezary.
Z Jonson samolotem wrócili do Pokhary.
- Przelot nad szczytami gór i lodowcami to było coś. Naprawdę niesamowite wrażenie – zapewniają uczestnicy wyprawy.
- Trasa, którą zrobiliśmy przygotowana jest pod zachodnich turystów. Są tam hotele z prysznice. Infrastruktura jest nawet lepsza niż w Karkonoszach – ocenia kościaniak, dopowiadając, że niepotrzebne były im śpiwory, karimaty, sztućce, czy butla gazowa. – Mając własne ubrania i pieniądze można przejść tę trasę bez noszenia sprzętu turystycznego czy jedzenia. Oczywiście warto mieć w rezerwie żywność o przedłużonej trwałości.
Żywili się regionalnymi, głównie wegetariańskimi potrawami. Pili tylko wodę kupowaną w butelkach. Na wysokości ponad 3000 m, gdy trzeba było za nią zapłacić nawet 250 rupii, używali kranówki zabijając specjalnymi tabletkami groźne drobnoustroje.
Do Kościana wrócili pełni wrażeń, z trzema tysiącami fantastycznych zdjęć i ogromną chęcią, by wrócić w Himalaje. Póki co pracują nad przygotowaniem prezentacji multimedialnej, chcą bowiem podzielić się swoimi wrażeniami z podróży do Nepalu. Spotkanie zaplanowano na początek grudnia w kościańskim Kolegium UAM. Biletem wstępu będzie symboliczny datek. Za zebrane pieniądze zakupione zostaną artykuły szkolne dla dzieci z Manang.
KARINA JANKOWSKA
GK 42/2008
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Super! Zazdroszczę!!!