Wiadomości
15 grudnia 2021Hodowca z Kiełczewa usłyszał wyrok
Zapadł wyrok w sprawie Jasia i Małgosi, lisów uratowanych z fermy w Kiełczewie przez aktywistów Stowarzyszenia Otwarte Klatki.
W 2015 r. aktywiści Otwartych Klatek uratowali z fermy w Kiełczewie lisie szczenięta z okaleczonymi łapami. Lisia mama, najprawdopodobniej w wyniku stresu, odgryzła łapy małym liskom – Małgosia miała okaleczone dwie kończyny, a Jaś jedną.
Hodowca nie poddał ich jednak eutanazji i skazał na dalsze życie na fermie. Liski kuliły się w klatce, a kikuty łapek wpadające pomiędzy metalowe pręty klatek powodowały u nich dalsze urazy i cierpienie. Dodatkowo weterynarz, do którego liski zostały przewiezione stwierdził, że są one zaniedbane: Małgosia była wychudzona, z łupieżem, zmianami grzybiczymi, świerzbowcem i przetoką ropną w kikucie. Jaś miał kaszel i otarcie na kikucie, który cały czas podrażniał od wewnątrz fragment kości.
Otwarte Klatki złożyły zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa jeszcze w 2015 r., jednak na skutek zawirowań w toku postępowania przygotowawczego, sprawa trafiła do sądu dopiero w listopadzie 2020 r.
Wyrok sądu I instancji uniewinnił hodowcę, twierdząc, że lisy miały właściwe warunki bytowania.
– W uzasadnieniu wyroku sąd pierwszej instancji wskazał, że klatki, w których utrzymywano lisy były właściwe, pominął jednak, że te zwierzęta w ogóle nie powinny były się tam znaleźć w takim stanie. To, w jaki sposób sąd ten zinterpretował zeznania świadków, także było dla nas zaskoczeniem. Złożyliśmy apelację od wyroku uniewinniającego, bo nie może być zgody na trzymanie na fermach chorych zwierząt bez odpowiedniej opieki lekarsko-weterynaryjnej. Zysk hodowcy nie może być ważniejszy od dobrostanu zwierząt. Swoją apelację wniosła również Prokuratura Rejonowa w Kościanie, a Sąd Okręgowy w Poznaniu nakazał ponowne rozpoznanie sprawy – mówi radczyni prawna Angelika Kimbort, która reprezentowała Otwarte Klatki w sądzie.
13 grudnia br. miała się odbyć pierwsza rozprawa w procesie, który ruszał na nowo. Jednak przed rozprawą okazało się, że hodowca chce się dobrowolnie poddać karze. Po przeprowadzonych negocjacjach uzgodniono wymiar kary.
Hodowca usłyszał wyrok za znęcanie się nad zwierzętami:
- 6 miesięcy kary pozbawienia wolności z zawieszeniem jej wykonania na 2 lata,
- 5 lat zakazu prowadzenia działalności gospodarczej związanej z chowem i rozrodem zwierząt,
- 2500 zł nawiązki na rzecz Stowarzyszenia Otwarte Klatki,
- zwrot kosztów zastępstwa procesowego na rzecz Otwartych Klatek.
– Jesteśmy zadowoleni z wyroku. Ta sprawa po ponad 6 latach znajduje swój finał, a my możemy skupić się na innych postępowaniach, które prowadzimy jednocześnie przed kilkoma prokuraturami i sądami – mówi Angelika Kimbort.
Ferma w Kiełczewie już nie istnieje. Jeden z uratowanych lisów – Małgosia – odszedł już 2019 r. Skutki zdrowotne narodzin i życia na fermie ciągnęły się za nią do końca jej życia. Jaś ma się dobrze, jego towarzyszami są teraz Tadek i Władek, lisy uratowane w 2020 r. z fermy w Durzynie.
Źródło: Otwarte Klatki
Petycję o zakaz hodowli zwierząt na futro można podpisać na stronie: cenafutra.pl
Lisy zabrano z farmy w roku 2015.
Małgosia miała okaleczone dwie kończyny, a Jaś jedną.
Lisy trafiły do azylu. Zdjęcie z roku 2019.
Zdjęcie z roku 2019.
Małgosia odeszła w 2019 r. Jaś ma się dobrze, jego towarzyszami są teraz lisy uratowane z fermy w Durzynie.
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Lisy uratowane. 6 lat procesu,strach o rozwod wystapic do sadu bo zywota moze nie starczyc. Kto odpowie za ludobujstwo ktore rozgrywa sie na naszych oczach? Nierobstwo naszego rzadu kwalifikuje sie na paragraf o ludobujstwo na narodzie.