Magazyn koscian.net
13 kwietnia 2020Kościan dziękuje Szarytkom
Do końca kwietnia 2020 roku Szarytki opuszczą Kościan. Zgromadzenie Sióstr Miłosierdzia Św. Wincentego a Paulo podjęło decyzję o sprzedaży nieruchomości i opuszczeniu miasta, w którym siostry pełniły posługę od 25 lutego 1864 roku.
Decyzji władz zakonu nie zmieniła prośba podpisana przez kilka tysięcy kościaniaków, ani oferty zapewnienia im nowego lokum. „Kościańskie” siostry muszą opuścić miasto. Zasmuceni takim obrotem sprawy mieszkańcy zasiedli do pisania pożegnalnych listów, w których dziękują Szarytkom za przyjaźń, pomoc i służbę. Część z nich wysłano także do Gazety Kościańskiej i portalu koscian.net. Z uwagi na ich objętość, w świątecznym numerze „GK” opublikowano jedynie krótkie fragmenty. Całość ukazała się w Poniedziałek Wielkanocny na stronie internetowej koscian.net
***
Zakonnice mojego życia
Pracowały w szpitalu gdzie się urodziłem. W parafii gdzie mieszkałem także, bo to ta sama miejscowość! Szarytki, te od św. Wincentego a`Paulo, później Elżbietanki i Franciszkanki, w Czempiniu Służebniczki od Bojanowskiego, w Rogoźnie Pasterki, na Jeżycach Adoratorki Krwi Chrystusa, Dominikanki, Uczennice Krzyża, Misjonarki Chrystusa Króla dla Polonii Zagranicznej, Franciszkanki Rodziny Maryi w Seminarium , Nazaretanki, Szarytki i bezhabitowe Siostry Oblatki Serca Jezusa od św. Ludwiki i znowu w Kościanie Siostry SZARYTKI. Złośliwi mówią, że Pan Bóg nie wie trzech rzeczy: Jak wygląda Franciszkańskie ubóstwo, Jezuickie posłuszeństwo i ile jest zgromadzeń żeńskich ;)
I tak mnie PRZEŚLADOWAŁY ;), całe życie, po prostu były i są!
Ale PO CO ?
Swoim życiem i ofiarną, cichą pracą a przede wszystkim wytrwałą modlitwa są dla nas, ze względu na Boga. Są znakiem i wyzwaniem! Nie mieszczą się w kategoriach tego świata. Żyją TU ale nie dla świata, który przemija (dzisiaj bardzo mocno ten fakt napełnia wielu lękiem), żyją dla WIECZNOŚCI! Są jak sól w oku i wyrzut sumienia dla tych co WIDZĄ tylko doczesność!
Zawdzięczam ZAKONNICOM mojego życia bardzo wiele. Od zwykłych ludzkich przyjaźni, po piękne i zawstydzające mnie życie dla BOGA.
Noszę JE WSZYSTKIE w sercu i dziękuję Bogu, że wymyślił TAKIE POWOŁANIE!
Ks. Paweł
***
W krajobrazie miasta i okolicy będzie nam brakowało Sióstr Szarytek. Ich dziejowe zasługi w niesieniu pomocy chorym, strapionym, ubogim, potrzebującym – znane są dobrze lokalnej społeczności. Zakonnice ze Zgromadzenia Św. Wincentego a’Paulo, które swoją służbę Bogu i Bliźnim pełniły w Kościanie od 1864 roku, wpisały się zarazem w patriotyczny nurt dziejów miasta - zgodnie z zasadą „Deo et Patriae semper fidelis” - stały w obronie Wiary i Polskości wobec agresywnych poczynań Kulturkampfu, nazizmu i komunizmu.
Kościan zawsze cenił i szanował Siostry Miłosierdzia za łagodność, dobroć i pokorę z jaką spełniały swoje powinności. W 1990 roku dziennikarskie środowisko „Wiadomości Kościańskich” uhonorowało nieodżałowanej pamięci siostrę Klarę - Jadwigę Zimmermann indywidulną nagrodą „Za serce”. Kościański Dom Zakonny otrzymał taką samą nagrodę zbiorową.
Jako przewodniczący Rady Miejskiej Kościana wraz z ówczesnym burmistrzem panem Michałem Jurgą mieliśmy też wielką satysfakcję, wręczając Siostrom w 2015 roku symboliczną statuetkę nagrody „Kościan Dziękuje” za wszechstronną pomoc chorym i ubogim. Miasto chciało, aby Szarytki pozostały nad Obrą, czyniono w tym kierunku wszechstronne zabiegi, ale siła wyższa spowodowała, że stało się inaczej.
W imieniu władz miasta z całego serca dziękuję kościańskim Siostrom za wszystko to, co uczyniły dla dobra mieszkańców. Życzę Błogosławieństwa Bożego w dalszej służbie bliźnim. Będziemy pamiętali o naszych „siostrzyczkach” i mam nadzieję, że one o nas też nie zapomną.
Szczególnie podziękowania i najlepsze życzenia składam siostrze Marii Bagińskiej, której długoletnia posługa i aktywność w służbie ludziom pozostawia trwały ślad w świadomości wielu obywateli Kościana.
Bóg Zapłać i Szczęść Boże.
Piotr Ruszkiewicz
Burmistrz miasta Kościana
***
Od kilkunastu lat pracuję w szpitalu. Droga do pracy prowadzi przez ulicę Prymasa Wyszyńskiego, obok Domu Sióstr. Często widywałam Siostry, kiedy rano wychodziły do Kościoła Farnego. Trudno jest sobie wyobrazić, że ich posługa dobiegła końca... Myślę, że wraz z odejściem Sióstr, odchodzi jakaś ważna część życia.. Myślę, że dla wielu osób będzie to temat do przemyśleń, jeszcze przez długi czas...
Z pośród wszystkich Sióstr Szarytek, które przebywały w ostatnim czasie w Kościanie znałam dwie. Moją ciocię, Siostrę Zofię, która przez pewien czas była przełożoną w Domu Sióstr oraz Siostrę Marię. Obie bardzo podobne z charakteru. Radosne, lubiące przebywać wśród ludzi i ludziom posługiwać. Opiekowały się kaplicą szpitalną, która zawsze była i jest otwarta dla każdego. Obie też z pasją do gry na organkach.
Chciałam podziękować Siostrze Marii, za radość którą dawała, kiedy tylko się pojawiała na dziedzińcu szpitala i za niezliczoną ilość rozmów oraz za ciągłą pamięć w modlitwie. I za to wszystko, czego zwyczajnie po ludzku nie można opisać.
Ania Cieśla
***
Naszym Kochanym Siostrom Zakonnym, serdeczne podziękowania za wszystko, za całą posługę, za modlitwy, za różańce, za to, że były ozdobą naszej parafii, za życzliwość, za dobre słowa, za uśmiech. Będzie nam brakowało obecności Sióstr w naszej kościańskiej farze. Żałujemy, że nie udało się nam zatrzymać Sióstr. Jednak musimy pogodzić się z wolą Bożą. Życzymy Siostrom błogosławieństwa Bożego i opieki Maryi oraz dobroci od napotkanych ludzi. Szczęść Boże!
A. G. Świątkowscy z Anią i całą resztą rodzinki
***
Siostrę Marię poznałem kilka lat temu. Zabezpieczałem wtedy biegi kościańskie. Pilnując bezpieczeństwa w ruchu drogowym, stałem na skrzyżowaniu ulic Wyszyńskiego i Szpitalnej. Podeszła do mnie wtedy siostra Maria z kubkiem, w którym był rosół z kluskami, mówiąc żebym zjadł. Porozmawialiśmy chwilę. Wspomniałem wtedy, że pamiętam pewne zabezpieczenie meczu piłkarskiego na stadionie w Kościanie, gdzie siostra przyjechała na rowerze i udała się do kibiców skandujących głośne okrzyki (nie zawsze cenzuralne), co przełożyło się na wyciszenie. Powiedziałem wtedy do kolegi „patrz, nie potrzeba Policji, siostra zapanowała nad tłumem”.
Częstszy kontakt z siostrą Marią zaczął się później, dzięki moim dzieciom, z którymi siostra była zaprzyjaźniona. Ja powróciłem do mojej pasji muzycznej i zacząłem grać na trąbce wspólnie z moim zięciem Jakubem, który jest organistą w kościańskiej Farze. Podczas niektórych muzycznych opraw mszy świętej pomagała nam siostra Maria, wzbogacając utwory profesjonalną sekcją perkusyjną, przepełnioną cudownym dźwiękiem dzwonków. Żartowałem wtedy, pytając się siostry, czy sekcja perkusyjna jest nastrojona i gotowa do gry. Otrzymywałem z jej strony uśmiech i skinienie głową, że tak. Wielokrotnie miałem okazję spotkać siostrę w domu moich dzieci, gdzie rozmawialiśmy na różne tematy, nieraz się spierając. Jednak zawsze rozmowy były z poszanowaniem i kiedy można było, z nutą żartu. Ciągle uśmiechnięta, pełna radości, spełniająca swoje obowiązki w trosce o osoby starsze, chorych w szpitalu i funkcjonowanie kaplicy szpitalnej. No i ten rower, którym się poruszała. Nieraz w rozmowie z nią śmiałem się, że przekracza prędkość i będę musiał wyciągnąć wobec niej „konsekwencje prawne”, stosując ostatecznie pouczenie.
Przyszła ta chwila, że została podjęta decyzja o zamknięciu domu sióstr Szarytek w Kościanie i przeniesieniu ich do innych placówek. Dla mnie jest to smutna wiadomość, wiedząc, że w Kościanie nie zobaczę tego pędzącego roweru, nie zobaczę uśmiechu na twarzy, nie usłyszę słów na przywitanie „i co tam ojciec” „i co tam brodaczu”. Życzę wszystkim, aby na swojej drodze życiowej spotkali taką siostrę Marię, tak jak to wydarzyło się u mnie.
Bogusław Brukiewicz
***
Jak tylko sięgam pamięcią to na terenie miasta Kościan zawsze były Siostry Miłosierdzia Św. Wincentego a Paulo.
Chodziłam przecież do przedszkola, które prowadziły siostry na ulicy Wodnej. Cała moja rodzina była związana z służbą i pomocą Sióstr. Przez wiele lat ukochana siostra Klara była naszą domową pielęgniarką i zawsze wiele dobra otrzymaliśmy w trudnych dla nas chwilach. Przyszedł też czas kiedy Siostry prowadziły katechizację i nasi synowie bardzo chętnie uczęszczali, a później nasze wnuki.
Siostry zawsze były blisko nas: podczas rozmów, modlitw, potrafiły podtrzymać nas na duchu w chwilach kiedy potrzebowaliśmy pociechy i otuchy.
Z wielkim smutkiem przyjęliśmy informację, że dla dobra poprawy leczenia mieszkańców Kościana siostry Miłosierdzia opuszczą nasze miasto. Dlatego pragniemy wyrazić głęboką wdzięczność
za życzliwość, wszelkie dobro i modlitwę w naszych intencjach.
Życzymy kochanym Siostrom Miłosierdzia wiele obfitych łask Bożych w dalszej posłudze zakonnej, a Najświętsza Maryja Panna niech otacza Je swoją matczyną opieką każdego dnia.
Z pamięcią w modlitwie Barbara i Stanisław Styzińscy z rodziną
***
Bóg postawił Siostry na mojej drodze w czasie choroby mojego męża. Siostra Róża i ksiądz dziekan Paweł Skrzypczak pomogli mi w zorganizowaniu bezpłatnych noclegów w Warszawie, z kolei siostra Wanda wspierała mnie w kaplicy podczas ostatnich różańców. Największy jednak kontakt miałam z siostrą Marią. Siostrę Marię na początku znałam tylko z opowiadań Jej wychowanków – była katechetką. Zawsze wspominali Ją bardzo ciepło, w ich opinii była bardzo fajnym i dobrym człowiekiem. Często grała z dziećmi w piłkę, bawiła się z nimi, cała sobą przyciągała do Boga. O Siostrach, a szczególnie o siostrze Marii opowiadał też mój syn – Kuba. Osobiście poznałam siostrę Marię w czasie pobytu Macieja w szpitalu, w październiku. Zwracała się do mnie: ,,I co tam dyrektorka?”. Obie traktowałyśmy to jako żart, bo siostra doskonale wiedziała, że nie lubię słowa dyrektor. Znajomość z siostrą – moja i Macieja w krótkim czasie przerodziła się w znajomość… przyjacielską? Rodzinną? Na pewno nie były to takie sobie zwykłe relacje. Siostra codziennie odwiedzała Macieja na oddziale intensywnej terapii i na oddziale wewnętrznym. Na początku Macieja trochę denerwowała, bo siostra Maria ma w zwyczaju bardzo dużo mówić, ale szybko zmienił zdanie i bardzo czekał na Jej wizyty. Przekomarzali się, ale rozmawiali też i na poważne tematy. Siostra masowała Mu nogi i stawiała diagnozę po kolorze Maciejowych uszu. Jeżeli były czerwone, to znaczyło, że idzie ku dobremu. Maciej zawsze pytał siostrę o te uszy. …A potem, gdy stało się to co się stało, a ja płakałam i nieśmiało pytałam Boga: dlaczego?, to właśnie Ona pomogła mi to wszystko zrozumieć. To Ona zwróciła mnie wierze i życiu. Otoczyła opieką i robi to nadal.
Beata Zielonka
***
Siostrę Marię poznałyśmy jak zaczęła uczyć w naszym przedszkolu religii. Od pierwszej chwili, gdy dołączyła do naszego zespołu dala się poznać jako osoba bardzo życzliwa i kontaktowa. My dzieliłyśmy się z nią swoimi kłopotami i radościami dnia codziennego, a dzieci po prostu za Nią przepadały. Religia dla dzieci była najbardziej wyczekiwanym zajęciem. Pierwszego dnia dzieci się zdziwiły bo Siostra Maria przyjechała na rowerze. Nie byle jakim, bo ,, kwaczącym”. Na kierownicy Siostra miała przyczepioną trąbkę w kształcie kaczki i chcąc rozbawić dzieci, głośno trąbiła. Podczas zajęć religii Siostra bawiła się z dziećmi, śpiewała, tańczyła - w ten sposób przybliżała dzieciom wiadomości o Bogu. Wspomniałyśmy o tym, że dla nas też zawsze miała dobre słowo i służyła pomocą. Mogłyśmy z Nią rozmawiać o wszystkim.
Danka - Jak mój tata chorował, spotykałam siostrę Marię w Sanatorium. Bardzo mi wtedy pomogła, była dla mnie oparciem w trudnych chwilach.
Bożena – Mój syn bardzo ciężko zachorował (siostra już u nas nie pracowała), ale za każdym razem, gdy ją spotykałam dopytywała się o niego i zapewniała o swojej modlitwie.
Myślimy, że siostra Maria jest po prostu bardzo dobrym człowiekiem, dla każdego zawsze ma dobre słowo i otwarte serce.
Bożena i Danka
***
Siostra Maria jest jedną z najbardziej rozpoznawanych twarzy w Kościanie, jest jego ikoną! Kogokolwiek zapytałam o nią, twarz mojego rozmówcy rozjaśniała się – „aaa, ta na rowerze!” i zaraz słyszałam jakąś zabawną historyjkę. Siostrę Marię lubili wszyscy. Ona łączyła ludzi głębokowierzących i płytkowierzących. Nie znam nikogo, kto wypowiadałby się o niej źle, bo zawsze była szczera i dobra. Roześmiana. Szczęśliwa. Bardzo podoba jej się Kościan. Była wdzięczna Bogu, że może tu mieszkać i bardzo chciała tutaj umrzeć. Tam, gdzie ona, tam wszystko tętniło życiem – począwszy od niestandardowo wystrojonych kanapek, a skończywszy na... pogrzebach, kiedy potrafiła skutecznie pocieszyć nawet najbardziej strapioną duszę. Dawała poczucie bezpieczeństwa. Głęboko wierzyła w Boga, którego głosiła swoim życiem. Dla wielu ludzi (w tym także dla nas!) była po prostu babcią, członkiem rodziny.
W okresie naszego narzeczeństwa mówiła (żartem) do Mirka – pamiętaj, masz jeszcze czas, możesz iść do seminarium! Odpowiadałam, że go nie puszczę. W dniu naszego Ślubu nie spodziewaliśmy sie jej zobaczyć, ponieważ akurat się tak niefortunnie zdarzyło, że w tym czasie była w sanatorium. Jakie było nasze zdumienie, kiedy zobaczyliśmy ją przed kościołem! Powiedziała, że nie mogła jej ominąć taka uroczystość. Następnie spojrzała na Mirka ze słowami, że jeszcze nie jest za późno! (pójść do seminarium) W odpowiedzi rzuciłam się na niego z krzykiem „mój ci on!”. Kiedy potem dotarliśmy do ołtarza, zobaczyliśmy na naszych ślubnych klęcznikach coś, co „zaburzało” ich wystrój: Dwa „Cudowne Medaliki”! W głowie pojawiła się tylko jedna myśl: Maria! Tylko ona mogła mieć odwagę, by je położyć w takim dniu na takim miejscu! I dlatego potraktowałam je poważnie. To był tak wyjątkowy i ważny prezent, że postanowiłam go nosić. Od wtedy każda błyskotka, którą przymierzam, wygląda jakoś płytko, próżno, nieswojo. Mój mąż od dawna taki nosił. Ten medalik dany z prawdziwej troski jest zawsze ze mną i przypomina nam o dwóch wyjątkowych osobach: Maryi i Marii. I teraz możemy modlić się do tej pierwszej za tę drugą!
Dominika i Mirek
***
W związku z sytuacją, że Siostry Stowarzyszenia Wincentego a Paulo opuszczają parafię kościańską składam najserdeczniejsze wyrazy ubolewania.
Ja, że pracuję od kilku lat w Stowarzyszeniu miałam możność poznać i pokochać siostrę Wandę, która prawie codziennie przychodziła na dyżury i pracowała z wielkim oddaniem i wspomagała nas także duchowo. Oprócz tej pracy chodziła też do biednych i chorych i się nimi opiekowała. Za wszystko Bóg zapłać.
Kazimiera Fabiś
***
Gdy zostałam poproszona o napisanie tych paru słów na temat Sióstr Miłosierdzia i ich roli dla naszego miasta Kościana, przyjęłam to zadanie bez wahania, bo wiele razy w naszym domu wspominało się Siostry.
W obliczu konieczności odejścia Sióstr z Kościana trzeba podkreślić ogrom pracy, jaką przez ponad półtorej wieku Siostry włożyły w istnienie naszego miasta. Jak już w swym kilkuczęściowym artykule, który ukazał się na łamach „Gazety kościańskiej”, wspominał p. Zielonka, Siostry przybyły do Kościana w okresie panowania cholery w II połowie XIX wieku. M.in. dzięki nim w naszym mieście powstał szpital, który funkcjonuje do dziś. Moja mama, która długi czas pracowała w szpitalu jako pielęgniarka na wielu oddziałach, wspomina ciężką i oddaną pracę Sióstr w charakterze pielęgniarek, także oddziałowych (np. ostatnio S. Joanna, S. Justyna, S. Magdalena).
Siostry serce swe zawsze oddawały potrzebującym, których nigdy nie brakowało. Nikomu nie odmawiały pomocy. Przyjmowały dary rzeczowe zarówno od osób prywatnych, jak i kościańskich przedsiębiorców (odzież, jedzenie, zabawki itp.), aby później przekazywać je osobom ubogim, czy bezdomnym.
Wiele lat przy parafii farnej działały różne agendy prowadzone przez Siostry, jak choćby „Dzieci Maryi”, czy „Oratorium Genezaret”, do którego uczęszczały dzieci z biednych rodzin. Przy pomocy Sióstr i wolontariuszy dzieci odrabiały tam lekcje, bawiły się, jadły podwieczorek. Siostry tez wielokrotnie organizowały wyjazdy dla dzieci z parafii np. na biwak nad jezioro, na półkolonie na Kaszubach.
Spory wkład Sióstr można też zauważyć przy oprawie liturgicznej mszy, czy też różnego rodzaju świąt, szczególnie w powstałej w szpitalu Kaplicy, gdzie oprawę muzyczną przez wiele lat zapewniała S. Zofia, a później S. Maria. Siostry zajmowały się również prowadzeniem lekcji religii w szkołach podstawowych oraz przygotowywaniem dzieci do I Komunii Św.
Przyznam, że będzie nam brakowało widoku Sióstr na ulicach naszego miasta, czy to idących do jakiegoś podopiecznego, czy jadących rowerem na cmentarz, by odmówić różaniec za zmarłych. Ufamy, że w nowych miejscach Siostry będą się czuły tak dobrze, jak u nas, w Kościanie, a my zachowamy je na lata w naszej pamięci.
Katarzyna Hordecka-Sadowska
***
Chciałabym podziękować Wszystkim Siostrom razem, za ich obecność przez długie lata w Kościanie, tym co były wcześniej i tym które odchodzą ostatnie...
A także każdej z osobna:
* Dziękuję siostrze Róży, za obecność na zebraniach Stowarzyszenia Św. Wincentego 'a Paulo, a także za wspólną podróż do Krzeszowic, koło Krakowa na Spotkanie Rodziny Wincentyńskiej.
*Dziękuję siostrze Marii za zaangażowanie w liturgię, przez śpiew i czytanie pisma świętego podczas Eucharystii. I nieodłączny rowerek :)
*Dziękuję siostrze Wandzie za wspólne przygotowywanie kanapek dla ubogich w sobotnie ranki. Za zaangażowanie w różaniec za zmarłych.
*Dziękuję siostrze Magdalenie za życzliwy uśmiech na ulicy, a także za wspólny śpiew z Młodzieżą Wincentyńską, podczas różnych uroczystości.
Katarzyna Walla
***
Dzień dobry. Ja wdzięczna jestem za opiekę duchową i wsparcie oraz modlitwę, gdy zmarł mój ukochany Mąż i jego Rodzice. To Siostry prowadziły różaniec i zawsze witały uśmiechem. Są naszym pomostem w drodze do Domu Ojca. Dziękuję.
Lucyna Napierała
***
Są w krajobrazie miast, takie postacie, bez których tych miast wyobrazić sobie nie można. Postacie, które w miasto tak wrosły, że łatwiej byłoby sobie je wyobrazić bez ratusza czy wieży ciśnień niż bez tych osób. One mają swoją właściwość. Cechują się otwartością, życzliwością. Cieszą się powszechną sympatią, czasem wręcz miłością całej społeczności.
Dla mnie przez lata jedną z takich postaci była siostra Maria. Widziałem ją zawsze w pośpiechy, zawsze na rowerku, zawsze z błyskiem w oku i serdecznym uśmiechem. Był nieodłączny. Pogoda mogła się zmieniać, pory roku mogły się zmieniać ale uśmiech przy siostrze Marii był zawsze. Gdybym miał wymienić to co w Kościanie lubię najbardziej- w czołówce zawsze byłby ten uśmiech.
Taką siostrę znałem przez lata. Wiedziałem, że niesie pomoc chorym, starszym ale nie miałem okazji przekonać się o niej osobiście. Aż do czasu, w którym do szpitala w ciężki stanie trafił mój przyjaciel. Zobaczyłem, że siostra w szpitalu jest zawsze. Zawsze przy chorych. Zawsze przy ich rodzinach. Także przy mnie, choć byłem tylko przyjacielem. Niosła niezwykłą energię, optymizm, ciepło. Dawała oparcie. Podnosiła na duchu. Modliła się. Angażowała w modlitwę innych. To wszystko przez drobne gesty, słowa, spojrzenie, czasem chwycenie za rękę. Przez coś niewysłowionego co niosła ze sobą. Przez swój uśmiech. Coś takiego co człowiek doceni prawdziwie tylko gdy sam znajdzie się w sytuacji strachu, niepewności, rozpaczy. Takie lokalne tornado dobroci, nadziei, wsparcia. Nie na chwilę i nie na moment. Ale zawsze.
Wtedy przekonałem się ile siostra Maria faktycznie znaczy dla tej społeczności. Jaką rolę odgrywa. Na jaki szacunek zasługuje.
Nie jestem człowiekiem wielkiej wiary. Jednak gdy widziałem ją w szpitalu, przy chorych, pomyślałem, że jej siła, energia, dobroć musi pochodzić od Boga. Że jej pełne ciepła spojrzenie, uśmiech, musi być Jego odbiciem. Myślę, że świadectwo siostry Marii, codzienna praca, przyciągnęły do Boga więcej niż tabun biskupów.
Od tego czasu gdy słyszę o kościelnych błędach, aferach, głupocie, małostkowości, mieszaniu się do polityki, obok tego staje obraz siostry Marii. Kościół, w którym jest jedna siostra Maria, mimo wszystkich błędów jest święty, zasługuje na szacunek. Dziś myślę jednak, że przy całej wyjątkowości kościańskich sióstr, takich jak one jest w Kościele dużo więcej. Tylko nie zawsze mamy okazje doświadczać ich działalności.
Nie wiem czy decyzja o przeniesieniu sióstr wyrządza im krzywdę. Nie wiem czy wyrządza krzywdę siostrze Marii. Jestem jednak pewny, że wyrządza krzywdę społeczności miasta i regionu. Trudno mi sobie wyobrazić, żeby Kościół siostry Marii pozwolił na krzywdę kilkudziesięciu tysięcy osób.
Jeśli się jednak okaże, że chwilowo wśród hierarchicznych decydentów ludzi dobrej woli jest za mało, to jestem pewny, że Ci, którym siostry pomogły, ich rodziny, przyjaciele, znajomi, wszyscy, którzy doświadczyli ich dobra- a były tych ludzi tysiące, pójdzie za wezwaniem Papieża Franciszka i zrobi w tym kościele raban. Taki raban jakiego od czasu reformacji nie widzieliście. Kościan zawsze potrafił walczyć o swoich. Oddajcie więc siostrę Marię i pozostałe siostry po dobroci.
Maciej Kasprzak
***
Witam serdecznie. Jestem mieszkanką Kościana. Siostry Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo towarzyszyły mojej rodzinie , a konkretnie mnie i mojemu bratu całe dzieciństwo podczas choroby. Jak to z dziećmi bywa mama zawsze opowiadała , że tydzień spędzaliśmy w przedszkolu dwa tygodnie w domu. Wtedy z pomocą przychodziły Nasze kochane siostry szarytki. Charakterystyczną cechą oprócz stroju był czarny rower na którym siostra przyjeżdżała, granatowa torba , a w niej stukały bańki. Strach z bratem mieliśmy niesamowity. Jednak z każdą kolejną bańką lęk mijał. Siostra była przy tym bardzo miła, wrażliwa, delikatna, opowiadała ciekawe historie. Zawsze "wyciągnęła" nas z choroby. Mama mówiła ,że to ręce , które leczą. Siostry szarytki pomagają także w tych trudnych chwilach , gdy ktoś odchodzi to One odmawiają różaniec ,wspierają, podnoszą na duchu, pomagają zrozumieć dlaczego tak , a nie inaczej. Nie wyobrażam sobie , żeby sióstr Miłosierdzia św Wincentego a Paulo miało nie być w Kościanie. Myślę , że jest inne wyjście, rozwiązanie tego problemu.
Monika Zaremba
***
Siostrze Róży serdecznie dziękuję za życzliwość podejściu do człowieka. Dziękuję za to, ze nie traktuje nikogo przedmiotowo, ani też nie traktuje ludzi „ z góry ,, nie kategoryzuje ludzi , co rzadkie dziś. Dziękuję za to, że słucha ludzi , co jest coraz rzadsze. Dziękuje, za to że kocha ludzi, za zwykłe dzień dobry z imieniem dla każdego spotkanego biednego człowieka. Dziękuję za uśmiech, za ciepło jak Maryja i za to ,że jest prawdziwie człowiekiem tak jak Chrystus.
Dziękuję za to że Siostry modlą się gorąco za wielu mieszkańców Kościana, Polski i świata szczególnie w tym trudnym czasie. Dziękuję Siostrom, za to ze z każdym kawałkiem strawy dają biednym ludziom swe serce . Taki dar to nie jałmużna. Za to wszystko dziękuję.
Małgorzata Zielińska
***
Przez kilkanaście lat naszej znajomości z Siostrami Miłosierdzia największy kontakt mieliśmy z s. Joanną Tomaszewską, s. Justyną Galant oraz przede wszystkim z s. Marią Bagińską, której to chcemy poświęcić całe to wspomnienie.
Wieść okropna, wieść to smutna… od listopada wiedzieliśmy, że dni Sióstr Miłosierdzia w Kościanie mogą być policzone… próbowaliśmy poprzez zebranie jak największej liczby podpisów pod prośbą, przekonać Władze Zakonne oraz Władze Powiatu do zmiany decyzji. Niestety nie udało się. I oto nadszedł dzień, kiedy pierwsza z sióstr opuściła Kościan. Pierwsza w kolejności, i pierwsza w naszych sercach. Przez ponad 1/3 naszego życia Siostra Maria swoją postawą pokazywała nam co to znaczy być Dzieckiem Bożym. Nieraz z podziwem patrzyliśmy, jak swoją charyzmą starała się przybliżyć innych do Pana Boga. Wychodzimy raz z Siostrą z kaplicy szpitalnej po Mszy Świętej. Dwóch pacjentów pali papierosy przed budynkiem szpitala. Siostra Maria wesoło woła do nich: „smacznego! Ale… na Mszy Świętej panów nie widziałam!”. Obiecali poprawę. Innym razem na terenie kościańskiego sanatorium zobaczyła samotnie siedzącą osobę, którą niewątpliwie coś gryzło. Podjechała do niej rowerem (na którym często popisywała się, że potrafi jeździć „bez trzymanki”), porozmawiała i widać było, że problem w jakimś stopniu udało się rozwiązać.
Niewątpliwie musimy też wspomnieć o mistrzostwie Siostry Marii w grze w piłkarzyki. Na początku znajomości zaprosiła nas do Domu Sióstr Miłosierdzia przy ulicy Wyszyńskiego 18, pokazała nieco wymęczony już życiem stół do piłkarzyków i powiedziała – „gramy!”. Podeszliśmy do tego trochę z humorem. My dwoje na jedną siostrę? Nie ma szans. Miny szybko nam zrzedły, a oczy z każdą bramką otwierały się coraz szerzej ze zdziwienia. Przegraliśmy do zera. Kilka razy. Pierwsza strzelona bramka była dla nas ogromnym sukcesem. A pierwszy wygrany mecz… po wielu, wielu przegranych okazał się dla nas niemal świętem. Te mecze zbliżyły nas do Siostry… a także nas samych do siebie. Z pewnością Siostra Maria wywarła ogromny wpływ na nasze zbliżanie się do siebie. Zaczynaliśmy grać jako znajomi. Później jako para, narzeczeni, małżeństwo. Ostatnie mecze zagraliśmy dzień przed wyjazdem Siostry Marii z Kościana. Zremisowaliśmy obiecując sobie, że jeszcze zagramy…
Nie sposób nie wspomnieć też o muzyce. Siostra Maria, pełniąca posługę organistki w kaplicy szpitalnej nie raz, nie dwa zachęcała nas do grania z Nią podczas Mszy Świętych w kaplicy. Z czasem zaczęliśmy wspólnie organizować śpiewanie kolęd dla pacjentów. Każde śpiewanie kończyło się wspólnym zdjęciem. Pacjenci się zmieniali. My na przestrzeni lat też. Nie zmieniało się jedno – uśmiech Siostry Marii. Taką Ją zapamiętamy. Zawsze radosną, uśmiechniętą, otwartą na drugiego człowieka. Właściwie w pewnym momencie zaczęliśmy Ją traktować jako taką naszą Siostrzaną Babcię. Zawsze gotową do pomocy, służącą radą i dobrym słowem. Jesteśmy pewni, że pomimo odległości, nasza znajomość z Siostrą Marią przetrwa i będzie trwać dalej, jednak niewątpliwie będziemy tęsknić za Jej głosem z drugiego końca ulicy: „Kubciu, Marciu…”.
Poprzez niezrozumiałe dla nas decyzje przede wszystkim Władz Zgromadzenia, ale też Powiatu, Kościan, który Siostra Maria kochała (i kocha nadal!) całym sercem, poniósł ogromną stratę.
Marta i Jakub Zielonka
***
Siostrom Miłosierdzia w Kościanie zawdzięczamy nasze małżeństwo. Ilekroć ktoś pyta nas, jak to się stało, że chłopak z Kościana i dziewczyna z Tczewa poznali się i zakochali w sobie, jest to dla nas okazja by wspomnieć Zgromadzenie, dzięki któremu oboje przez większość dzieciństwa i młodości należeliśmy do Stowarzyszenia Wincentyńskiej Młodzieży Maryjnej, które dało nam tę możliwość. Siostry: Maria, Joanna, Justyna, Wanda, Zofia, Wanda i Róża, były od początku świadkami narodzin i rozwoju naszego zakochania, z którego wyrosła miłość. Były dla nas nauczycielkami, opiekunkami, ale też przyjaciółkami, służąc na każdym kroku przede wszystkim wsparciem i dobrym słowem. Zawdzięczamy Siostrom wiele pięknych chwil, wspomnień i doświadczeń oraz rozwój osobisty i duchowy, a więc to kim i gdzie teraz jesteśmy. Za to wszystko do końca życia pozostaniemy wdzięczni.
Nicole i Bartosz Wyrzykiewicz
***
Czcigodne Siostry!
Nie sposób ująć statystycznie liczb ubogich, chorych, samotnych, którym przyszłyście z pomocą. Za wszystko dobro i pomoc całym sercem jak umiemy Kochanym Siostrom serdecznie dziękujemy! Wszędzie tam, gdzie Was Bóg pośle, nieście tak jak i nam radość , uśmiech i piękne świadectwo wiary. Życzymy wiele łask Bożych na nowych placówkach. Szczęść Boże!
Urszula Wodzińska
***
Drogie Siostry!
Serdeczne podziękowania Siostrom za współpracę, za wszelką pomoc i życzliwość. Cieszyłyście się dużym szacunkiem i wsparciem. Byłyście przykładem dla nas wszystkich. Będzie nam Was bardzo brakowało.
Bóg zapłać za wszystko.
Barbara Duda
***
Drogie Siostry!
Smutne jest rozstanie, ale to Wy w trudnych chwilach byłyście niezawodnym wsparciem, potrafiłyście dzielić z nami radości i smutki. Dużo błogosławieństwa w dalszym życiu
życzy Jadwiga Dudziak
***
Kochane Siostry!
Trudno mi dziś znaleźć słowa, które byłyby dość piękne, aby w imieniu nas – parafian, mieszkańców Kościana podziękować Wam za pracę, poświęcenie, za serce i miłość, która przez tyle lat ofiarowywałyście mieszkańcom. Nasze podziękowania to wdzięczność, obietnica, że wasza praca nie pójdzie w zapomnienie. Towarzyszyłyście nam- młodzieży od najmłodszych szkolnych lat ucząc nas jak być dobrym chrześcijaninem, ucząc miłości do Boga i bliźniego. Dzięki Waszej pomocy kształtowała się niejedna osobowość i wrażliwość.
Niech Pan Bóg Wam błogosławi we wszystkich dobrych poczynaniach, a Maryja otacza nieustanną opieką. Drogie Siostry – będziemy pamiętać o Was w modlitwie. Dziś wiemy jedno – „Bóg zapłać- to za mało”
Lidia Picz
***
Drogie Kochane Siostry Miłosierdzia Św. Wincentego a Paulo
Piszę moje podziękowania za Waszą pracę w Kościanie, za pomoc, ciepły uśmiech, radę w trudnych chwilach, które czasami miałam, za pomoc dla ubogich w szczególności Siostrze Wandzie Biały. To ona spędzała z nami ostatnie lata codziennie pomagając w punkcie Stowarzyszenia Miłosierdzia Świętego Wincentego a Paulo. To ona robiła nam ciepłą herbatę na dzień dobry, ona dbała i zbierała resztki chleba dla ptaszków mówiąc, że to stworzenia Boże. Ona opowiadała nam kawały, potrafiła nas rozśmieszać do łez. To ona stojąc na cmentarzu na kweście czy w kościele jak myśmy coś rozprowadzały potrafiła stać od godziny 9.00 do końca- rozumiała , że nie mamy ludzi do pomocy. Siostro Wando Biały- będzie nam Ciebie brakowało.
Pamiętam siostrę Klarę śp., która pracowała pomagając ubogim i chorym, siostrę Anielę Borowską, która prowadziła Stowarzyszenie 16 lat, obecnie przebywa w Poznaniu schorowana.
Siostra Przełożona Teresa Drzewiecka jest też w Poznaniu –to ona robiła mi zastrzyki, gdy byłam chora. Mogłam z nią porozmawiać o wszystkim, o swoich problemach jak z matką. Po siostrze Drzewieckiej Przełożoną była siostra Wanda Frankowska, która była w kościanie przez 6 lat. Przychodziła do punktu Stowarzyszenia raz w tygodniu pomagać gdy miała swój dyżur nie pozwoliła nikomu sprzątać, wszystko robiła sama. To ona mówiła na rekolekcjach , że w Kościanie jest jedna co potrafi rozmawiać ze Świętym Wincentym jak ze zwykłym człowiekiem ,zawsze umiała załatwić co chciała, co potrzebowała, cudowny człowiek, potrafiła doradzić , podnieść na duchu w trudnych chwilach. Obecnie przebywa w Kórniku, byłam ja raz odwiedzić, to były jej imieniny- bardzo się ucieszyła. Dzwonimy do siebie – mamy nadal kontakt. Po niej przyszła do Kościana na Przełożoną Siostra Zosia Martin, była dwa lata, zawsze mogłam do niej iść po poradę. Miała zawsze uśmiech na twarzy, to taki chodzący Anioł- do dziś mam z nią kontakt. Mile wspominam Siostrę Joannę Tomaszewską, która pracowała w szpitalu. Zawsze miała czas choć na chwilę wpaść do naszego Stowarzyszenia. Na nasze uroczystości przychodziła z Młodzieżą Maryjną. Wiem , że teraz jest w Pelplinie razem z Siostrą Zofią Martin. Pamiętam też siostrę ś. Zofię Cieśla – która grała i śpiewała w kaplicy szpitalnej. Zawsze dla każdego miała ciepły uśmiech i kilka słów. Siostrę Marię Bagińską będziemy pamiętać jak jeździła na rowerze, wołając z daleka do każdego „Szczęść Boże” . Była w Kościanie kilka lat- była katechetką. Siostrę Wandę Biały będę miała zawsze w pamięci jak chodziła z różańcem w ręku i każdą chwilę wykorzystywała na modlitwę, na mieście, pod Stowarzyszeniem, w drodze po zakupy. Siostro Wando – niejeden mógłby brać z Ciebie przykład. Nie traciłaś chwil w życiu modląc się do Matki Bożej. Kochane Siostry będzie nam Was brakowało.
Ja osobiście bardzo przeżywam Wasze odejście i boję się, że nasze Stowarzyszenie Miłosierdzia Świętego Wincentego a Paulo bez Was się rozpadnie. Zrobię wszystko, aby istniało jak najdłużej, czy mi się uda? Nie wiem.
Będę się za Was modliła, byście na nowych placówkach były szczęśliwe, a Matka Boża i Święty Wincenty nadal nad Wami czuwał. Jeszcze raz bardzo Wam dziękuję za wszystko: za wasz uśmiech, dobre słowo, za Wasze modlitwy jak byłam chora, za wasze szlachetne serca. Mogę tylko krótko powiedzieć „Bóg Wam Zapłać”
Maria Tylinska Grzelak
Kościan, kwiecień 2020 roku.