Magazyn koscian.net
27 maja 2014Mój Dziadek od Andersa
70. rocznica bitwy o Monte Cassino. Prawie wszyscy uczestnicy tamtych wydarzeń odeszli na Wieczną Wartę. Chciałoby się zadać tyle pytań, ale nie ma już komu ich zadać. Pozostały dokumenty, odznaki, stare fotografie, wspomnienia towarzyszy broni. Tomasz Klemenski z Kościana krok po kroku, szuka śladów swojego dziadka - Jana Kazimierza Piotrowskiego, lwowianina, Sybiraka, żołnierza Armii Andersa. Zgromadził spore archiwum, chce wydać album z fotografiami.
- Przedwojenne świadectwa szkolne i pracy dziadka, fotografie, odznaczenia, legitymacje znalazłem po jego śmierci pochowane po zakamarkach domu. Część dokumentów zdobyłem pisząc do różnych instytucji: Centralnego Archiwum Wojskowego, Biura Informacji i Poszukiwań PCK, Instytutu Sikorskiego w Londynie, najwięcej przysłało Ministerstwo Obrony Wielkiej Brytanii – wylicza wnuk.
Jan Kazimierz Piotrowski, rocznik 1911, był za młody na pierwszą wojnę światową i polsko-bolszewicką, ale działał w Związku Strzeleckim, a w rocznicę zwycięskiej bitwy z wojskiem bolszewickim uczestniczył w Marszu Zadwórzańskim. Ukończył 6 klas lwowskiego gimnazjum. Z zawodu był ślusarzem, pracował na budowach jako zbrojarz. Specjalność niewątpliwie potrzebna w mieście odbudowującym się ze zniszczeń. We Lwowie stawiał „Dom Żołnierza”. Zakończenie budowy i uroczyste otwarcie zaplanowano na 1 września 1939 r. U wybitnego architekta inżyniera Henryka Zaremby pracował przy wznoszeniu Domu Robotniczego w Przemyślu. Inżynier postawił wiele kamienic, domów czynszowych we Lwowie, ale najbardziej znany był ze sprawy Gorgonowej, która najpierw była nianią jego dzieci, potem kochanką, w końcu została oskarżona o zabójstwo córki Zaremby.
Krótko przed II wojną światową Piotrowski otrzymał przydział do straży pożarnej, w której pracował do końca września 1939 r. Po wejściu Sowietów imał się dorywczych zajęć, aż do 28 września 1940 r., kiedy to – jak wynika z dokumentów przesłanych z PCK – został aresztowany i wywieziony w głąb Rosji Sowieckiej. Za jedyne „przewinienie” wystarczyła przynależność do „Strzelca”. Trafił na Kołymę do wycinki lasów. Podobnie jak przyszły Prezydent Rzeczypospolitej na Uchodźstwie Ryszard Kaczorowski oraz pisarz i dziennikarz Anatol Krakowiecki. Ich drogi były podobne. Po uwolnieniu z gułagu wstąpili do Armii Andersa i przeszli cały szlak bojowy 2 Korpusu. Piotrowskiego wcielono do 19 pułku piechoty. W Centrum Wyszkolenia Broni i Służb zrobił specjalistyczne prawo jazdy i jako kierowca służył w 21 kompanii transportowej. W kampanii włoskiej uczestniczył w bitwach o Monte Cassino, Anconę, Bolonię. Kierowcy kompanii transportowych, zwłaszcza w walce o Monte Cassino, dokonywali cudów, żeby dostarczyć żywność i amunicję na pierwszą linę frontu. Melchior Wańkowicz po bitwie obliczał:
„Do eszelonu A dochodziły cięższe wozy i dopiero tam przeładowywano je na łaziki. Otóż samą amunicję przewiozło 16 000 wozów, 4000 wozów dowoziło żywność i 4000 – materiały pędne. Wozy, te robiąc zaledwie siedemdziesięciokilometrowy szlak z baz zaopatrzenia, przejechały łącznie 56 razy naokoło świata. Na ileż łazików należało je tedy przeładować i ile do tego dodać łazików przewożących wodę, którą brały na miejscu w eszelonie A?”
Nie dziwi więc Brązowy Krzyż Zasługi, który wpięto w pierś dumnie wyprężonego starszego strzelca Piotrowskiego.
*
Jesienią 1946 r. popłynął statkiem z Neapolu do Wielkiej Brytanii. O czym wtedy myślał, o Lwowie, do którego już nie było powrotu? Wiedział, że jego matka żyje i przebywa w Strzelinie na Dolnym Śląsku. Nie zapisał się do Polskiego Korpusu Przysposobienia i Rozmieszczenia, co oznaczało, że zdecydował się wrócić do kraju. Do demobilizacji pozostawał w Seighford Camp, byłej bazie RAF, oddalonej około 3 godziny jazdy od Londynu. Latem 1947 r. statek, którym płynął przybił do gdańskiego portu. Po kilku latach rozłąki ucałował matkę.
W Strzelinie zatrudnił się jako kierowca kina objazdowego, poznał i ożenił się z Leokadią, która przed wojną mieszkała w Osiecznej w powiecie leszczyńskim. Ludzie z Kresów na Ziemiach Odzyskanych nie czuli się pewnie, krążyły pogłoski, że wkrótce Niemcy wrócą po swoje. Być może z tego powodu zdecydowali się osiedlić w Kościanie. Jeszcze w Strzelinie urodził im się syn, córka przyszła na świat w mieście nad Obrą. Jan Piotrowski pracował jako kierowca w Wojewódzkim Przedsiębiorstwie Handlu Wewnętrznego. W 1990 r. zmarł. Nigdy nie zobaczył już Lwowa.
- Dużo rozmawialiśmy, uczył mnie piosenek, „Czerwone maki”, pieśni strzeleckie i z wojny polsko-bolszewickiej. W stanie wojennym pani w przedszkolu zapytała, jakie kto zna piosenki, to wyskoczyłem „z makami”. Przedszkolanka powiedziała dziadkowi: - Po co takie pieśni? Lepiej o tym nie wspominać. Płakał na starych filmach z Tońciem i Szczepciem. Tęsknił za Lwowem, chociaż to był temat tabu, tak samo jak wojna i łagry. Przyjeżdżał do niego brat, zamykali się w pokoju i rozmawiali - rozmawiali, pili, śpiewali i płakali. Reszta domowników w tym nie uczestniczyła. Dziadek zmarł, kiedy miałem 13 lat.
Podążając śladami dziadka Tomasz Klemenski pojechał w ubiegłym roku do Lwowa. Znalazł kamienicę, w której mieszkał. Na przedwojennej fotografii Piotrowski pozuje do fotografii w drzwiach swojego domu, na współczesnym zdjęciu wnuk stoi w tych samych drzwiach. W hołdzie dziadkowi wnuk planuje wydać album z jego fotografiami. Przygotowuje też serię artykułów do „Wiadomości Kościańskich”.
TERESA MASŁOWSKA
GK 19/2014