Magazyn koscian.net

14 maja 2014

Perfekcyjne panie domu z Nietążkowa

Miały po siedemnaście lat i uczyły się prać, prasować, szyć, piec, marynować, hodować zwierzęta i uprawiać ogródki. Zjeżdżały na tę naukę znad morza, z gór, z Kresów, a nawet z innych krajów. Dokąd? Do Nietążkowa pod Śmiglem. Prawie sto lat temu działała tam jedna z lepszych pensji dla wiejskich dziewcząt w Polsce


Nietążkowo
   
- Ja te zdjęcia pamiętam – wzdycha sekretarka z Zespołu Szkół w Nietążkowie. -  Były w moim biurku. Prawie je widzę.... Gdzie są teraz, nie mam pojęcia. I to świadectwo pani Swobodzianki też pamiętam. W biurku dyrektora... Przeczesałam już wszystkie znane mi zakamarki, w których mogliśmy je schować i niestety nie ma po nich ani śladu. Może się jeszcze znajdą ...? Łudziłam się, że może w kronice, ale nie...
   
W Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych w Nietążkowie nie ma już więc nawet tych zdjęć. Szkoła Włościanek w Nietążkowie dziewięćdziesiąt lat temu działała w tych samych budynkach. W latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku znalazł je tam jeszcze wicedyrektor szkoły – Hubert Zbierski - i umieścił w swej pierwszej książce historycznej pt.: ,,Szkolnictwo rolnicze w Nietążkowie 1912-1987”.  Na pierwszym zdjęciu  widać tam w czterech rzędach pyzate kobiety w sukniach jak sutanny, kończących się kilkanaście centymetrów nad kostką. Dwie z siedzących na ziemi nie mają na głowach chustek. Na drugim w centralnym miejscu siedzi mężczyzna w kapeluszu, a obok i za nim panie ubrane po miejsku. Trudno rozpoznać, czy to młode dziewczyny, czy grono nauczycielskie. Jest  i świadectwo szkolne Cecylii Swobodzianki z 1933 roku. Miała dobre i bardzo dobre oceny, ale z jakich przedmiotów, trudno odczytać.
   
- Książkę Pani ma?
Dostaję kontakt do starszej pani. Ponoć pamięta.
   
Irena Kicińska ma dziewięćdziesiąt lat. Mieszka teraz kilkaset metrów od szkoły, ale w latach dwudziestych i trzydziestych – gdy była tu Szkoła Włościanek w Nietążkowie  - mieszkała z rodzicami w gospodarstwie przyklejonym do otaczającego ją  parku. Uczennice przychodziły do jej mamy po mleko, a i ona, Irenka, gdy miała kilka lat, czasem im to mleko nosiła.  
   
- Miały tam krowy, ale chyba raczej cielaki, nie takie mleczne. I świnie były i pole całkiem spore z chwastów obrabiały. Chustki miały na głowach i fartuszki, i spódnice czerwone. Tak je pamiętam. Pokoje do spania miały na zamku (dziś i wówczas główny budynek szkoły – red.), na samej górze. Niżej była kuchnia. Wielka. Bardzo wielka. Jak zamknę oczy, to widzę te kafelki, jakbym tam ciągle stała... I wielką angielkę tam miały do gotowania. Piękną... Mówię miały, bo one tam pod okiem nauczycielek, ale wszystko same robiły.
  
 Z opowieści pani Ireny wyłaniają się grzeczne panny całe dnie pracą i nauką zajęte, i co dzień na mszę chodzące.
    - Msze w szkole były. Tylko w niedzielę panny do Śmigla, do kościoła chodziły. W zwykłe dni modliły się na miejscu. Jedna z sal w zamku była kaplicą. Ołtarz, pamiętam, okrągły...  Raz na mszy tam byłam, bo mi dziewczęta powiedziały, że wielka uroczystość będzie.  Ubrałam się ładnie i poszłam. Wszystkie drzwi były pootwierane jak szeroko i ten ołtarz... Pięknie było...  – zamyśla się.  - Z jakiej okazji ta msza, nie wiem... - dodaje zaraz.
   
W czasie przerw w nauce nauczycielki miejscowe dziewczęta do szkoły zapraszały. Haftu uczyć chciały, gotowania, pieczenia ciast, domu zdobienia.
    - To się wielu nie widziało... bo to przecież my w domu tyle roboty miały... Ja trochę chodziłam, ale w końcu przestałam. Najstarsza byłam w domu. Rodzeństwem trzeba się było zająć i w gospodarce pomóc... Na takie tam czasu nie było... Na zazdroszczenie też. Ale zapraszali...
   
Zamek – główny budynek dzisiejszego Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych – wygląda jak na zdjęciu z lat czterdziestych. W latach dwudziestych i trzydziestych pewnie wyglądał tak samo. Właśnie zaczyna się przerwa.  Wylewa się niego kilkunastu kilkunastolatków. W jeansach, lekkich kurtkach i z plecakami. Dziewczyna w blond włosach i koszuli w kratkę poprawia koraliki na przegubie ręki, chłopak wciska czapkę z daszkiem na głowę i wkłada w ucho białą słuchawkę. Kabelek sączy się gdzieś do kieszeni ukrytej pod burą kurtką. Idą z ociąganiem, ale i tak są pierwsi w kolejce pod mobilną piekarnią stojącą przy parkingu. Mają czas. Tłoczno zrobi się za jakieś dwie, trzy minuty. Kupują drożdżówki – on ze słuchawkami, ona z koralikami. Za kilkanaście minut zacznie się  kolejna lekcja.  Dziewięćdziesiąt cztery lata temu stały tu ich rówieśnice w chustkach na głowach i fartuszkach roboczych. Może też miały o tej porze przerwę? Jedno jest pewne, drożdżówki, jeśli w ogóle je jadały, musiały same sobie upiec.

Z siennikiem na plecach
   
To było zwykle w styczniu. Zaraz po Nowym Roku. Rok szkolny zaczynał się z rokiem kalendarzowym i kończył w listopadzie. Padał więc śnieg, wiało, było mroźno, a może była plucha.  Większość przyjeżdżała pociągiem. Wstawały pewnie przed świtem, jechały wozem na stację gdzieś pod Gnieznem, a może pod Warszawą. Wsiadały w pierwszy pociąg, potem może w kolejny i kolejny.  Wysiadały w Starym Bojanowie, a tam przesiadały się do wąskotorówki. Z przystanku w Nietążkowie do szkoły było już tylko kilkaset metrów. Może wyjeżdżała im naprzeciw jakaś szkolna kolaska, albo sanie? Bo jak tu iść w śniegu, albo błocie z: siennikiem, pościelą, powleczeniami, talerzami, filiżanką z podstawkiem, szklanką, czterema ręcznikami,  sztućcami, dwoma kompletami ubrań, kabatem do pracy i bielizną na cały miesiąc na plecach? A przywieźć musiały jeszcze: książkę do nabożeństwa, przybory do pisania i robót ręcznych, pudełko na grzebienie, dwie ściereczki do zmywalni i jedną do chwytania garnków itd.  Pewnie pomagał im ojciec albo starszy brat, matka albo starsza siostra. A może wszyscy jechali razem z nią, by toboły nieść? Pewnie co dziewczyna, to inna historia. Było ich w sumie około ośmiuset. To osiemset historii i niestety nie dało nam się dotrzeć do żadnej z nich.
   
- Ja spotkałem tylko jedną wychowankę tej szkoły, to przez przypadek!  Siostrę śmigielskiego dziekana Swobody – Cecylię Swobodziankę. Niestety nie pamiętam, co mówiła o szkole. Nic. To było trzydzieści lat temu ...- uśmiecha się Hubert Zbierski. - Wiem tylko, że przez lata to ona prowadziła księdzu jego gospodarstwo. Wzorowo ...
   
Nie zachowały się listy uczennic. Nie wiemy, jakie miały imiona i skąd dokładnie pochodziły. Gdybyśmy nawet znali ich nazwiska, niewiele by nam dziś powiedziały. Powychodziły pewnie za mąż i je zmieniły. A potem przetoczyła się po nich II wojna światowa. Gdzie ich rzuciła? Nie ma ich na Naszej Klasie, ani na Facebooku. Zostały już tylko w pamięci Ireny Kicińskiej i pewnie jeszcze kilku innych osób.
    - Pamiętam je, jak szły do kościoła – opowiada pani Zofia ze Śmigla. -  Na sumę w niedzielę przychodziły do nas, do fary. Zawsze piechotą, parami, grzecznie. Wszystkie w takich samych chustkach na głowach i białych bluzeczkach. Jakie miały spódnice, nie pamiętam...
   
Może pamięta je któryś z okolicznych staruszków?
    - Podkochiwały się? Nie! Tu czegoś takiego nie było! To były porządne dziewczęta. Zawsze grzeczne, ciche. One się tu uczyły!  To porządna szkoła była! - obrusza się starsza pani. - Wtedy młodzież była inna niż dziś... - dodaje.
   
Nauka była nieodpłatna, ale utrzymanie niestety kosztowało. Tylko co zamożniejszych włościan – czyli chłopów – stać było na to, by za utrzymanie i wyprawkę szkolną zapłacić, a na dodatek poradzić sobie rok bez córki w gospodarstwie. Czesne za pobyt kosztowało równowartość 9 centnarów metrycznych żyta, czyli niespełna pół tony. Dziś by to było około trzystu złotych.  Pierwszeństwo na liście przyjęć miały siedemnastolatki pochodzące z włościaństwa. Musiały przedstawić metrykę chrztu (nie przyjmowano więc Żydówek), ostatnie świadectwo szkolne, świadectwo lekarskie i ,,świadectwo moralności od miejscowej władzy duchownej lub świeckiej’’  - czytamy w aktach Archiwum Państwowego w Lesznie. Niemoralnych – cokolwiek to wówczas znaczyło - do szkoły więc nie przyjmowano.

Duma narodu
   
To nie był nasz pomysł. Szkoła dla dziewcząt była tam jeszcze za czasów zaboru pruskiego. Otwarto ją najprawdopodobniej  w 1912 roku. Prowadził ją „Landwirtschaftskammer”, czyli Izba Rolnicza. Służyła córom niemieckich gospodarzy. Czy była popularna? Hubert Zbierski pisze, że w pierwszym semestrze zapisanych było 10 dziewcząt, a w 1917 roku – piętnaście. Rozmachu więc raczej nie było.
    - Uczyły się najprawdopodobniej tego samego, czego potem uczyły się Polki: gospodarzenia w domu i zagrodzie – wyjaśnia teraz Zbierski.
   
Po nastaniu II Rzeczpospolitej szkoły „Landwirtschaftskammer” przejęła Izba Rolnicza w Poznaniu. Pierwszy roczny kurs w Nietążkowie zaczął się już na początku 1920 roku. Rok później, w 1921 roku Szkoła Włościanek w Nietążkowie brała udział w wielkiej wystawie ptactwa w Poznaniu, organizowanej przez Towarzystwo Ornitologiczne. Wystawiła tam pięć okazów indyków burych amerykańskich olbrzymich. Pisała o tym 13 lutego 1921 roku  ,,Gospodyni Wiejska’’.  Ile dziewcząt uczyło się w 1920 roku, nie wiemy, ale już w 1921 roku egzamin zdały 23. Były, jak się zdaje najlepszą reklamą szkoły.
    
,,Wierzyć się wprost nie chciało, że w tak krótkim czasie można nauczyć się tak dokładnie i tak pożytecznych rzeczy’’ – pisał zachwycony dziennikarz ,,Przewodnika Katolickiego’’ zaproszony na zakończenie roku szkolnego w listopadzie 1922 roku. Był pod wrażeniem wiedzy i umiejętności wychowanek nietążkowskiej szkoły. Opisywał wystawę haftów, tortów i ciasteczek.
   
Dość powiedzieć, że w 1925 roku było już 61 uczennic, a rok później aż 80. O zawrót głowy przyprawia też pochodzenie ówczesnych uczennic z powiatów: bydgoskiego – 2, czarnkowskiego  - 1, jarocińskiego – 2, inowrocławskiego – 2, gostyńskiego – 3, grodziskiego – 1, koźmińskiego – 2, kościańskiego – 1, krotoszyńskiego – 2, międzychodzkiego – 1, mogileńskiego – 1, dolanowskiego – 1, ostrowskiego – 1, ostrzeszowskiego – 2, obornickiego – 2, poznańskiego – 11, pleszewskiego – 2, średzkiego – 3, śremskiego – 8, szamotulskiego – 4, leszczyńskiego – 1, śmigielskiego – 2, witkowskiego – 1, wrzesińskiego – 3, żnińskiego – 1, wągrowieckiego – 4, z Pomorza – 9, z byłej Kongresówki – 1.
   
W kolejnych latach bywało i po kilka dziewcząt z Kresów, z Małopolski, a nawet z zagranicy. Z jakich państw – statystyki niestety nie podają. Szkołę odwiedzały delegacje z Izb Rolniczych innych regionów Polski, a nawet delegacje zagraniczne. W 1926 roku na przykład zwiedzali ją ,,Finlandczycy’’ – jak odnotowano w rocznym sprawozdaniu Izby Rolniczej w Poznaniu. Wielkopolska wiodła w II RP  prym w kształceniu rolniczym. W innych regionach na 100 tys. mieszkańców wsi przypadało 22 uczniów szkół rolniczych, a w Wielkopolsce ,,aż” 68. Czy ujęto w tym zestawieniu dziewczęta z Nietążkowa – trudno powiedzieć. Izba kształcenie dziewcząt traktowała bowiem trochę pobłażliwie. W rocznych sprawozdaniach wszystkim szkołom dla dziewcząt poświęcano zwykle jedną stronę, a męskim czasem i po kilka stron. Nie znajdziemy więc tam danych o rodzicach dziewczynek, ich zamożności i wykształceniu, ani o tym jak zdobyta wiedza wpłynęła na ich życie. O chłopięcych uczniach takie informacje zbierano.  
   
- To były typowe szkoły dla dziewuch na gospodarstwo. Dawały większe szanse na zamążpójście albo na bycie gosposią – wylicza Hubert Zbierski.
   
To były też jedyne szkoły dla dziewczyn z gospodarstwa. Uczyły się piec, gotować, konserwować owoce, warzywa i mięso, prać, sprzątać, szyć, cerować, haftować, hodować i pielęgnować zwierzęta, sadzić drzewa, kwiaty i warzywa, obrabiać len, prząść i tkać. Uczono je też zasad higieny (wykłady po powrocie z frontu w 1922 roku prowadził doktor Rakowski). Szkoła wysyłała w Polskę perfekcyjne panie domu i zagrody. Czytano tam też jednak literaturę, wykładano historię, uczono dziewczęta samodzielnego poszerzania wiedzy, organizacji pracy, współpracy i odpowiedzialności społecznej. Wychowanki tej szkoły miały być krzewicielkami wiedzy i umiejętności wśród kobiet w swoich wsiach.  Miały zakładać i działać w kołach włościanek. Dziś powiedzielibyśmy, że miały być liderkami w swoim środowisku. Czy były?
    
Najwyższe obłożenie szkoły odnotowano w 1927 roku. W styczniu rok szkolny zaczęło tam 91 uczennic, przekraczając o 11 osób wyznaczone wcześniej ,,normy’’.  Części kandydatek trzeba było wręcz odmówić. W chrześcijańsko-narodowym czasopiśmie ,,Postęp’’, wydawanym w Poznaniu, co rusz ukazywały się istne peany na temat niezwykłej szkoły kształcącej krzewicielki kultury polskiej na wsi – ,,tuż obok nas dokonuje się żywy czyn w imię dobrze rozumianej miłości do młodzieży’’ – pisano nieco patetycznie na pierwszej stronie gazety w lipcu 1925 roku.  
   
Odurzona sukcesem Izba Rolnicza otwierała kolejne podobne nietążkowskiej szkoły. W Tuchorzy działała niemal równolatka z nietążkowską (otwarta w 1922 roku), w 1928 roku otwarto szkołę w Witkowie pod Gnieznem (Na otwarciu była generałowa hrabina Zamojska ,,pierwsza propagatorka żeńskich szkół gospodarczych’’ – napisano w ,,Orędowniku Wrzesińskim’’  z października 1928 roku), a  w  1937 roku ruszyła kolejna w  Odolanowie. Ta szkoliła też do roli matki lub niańki. Stworzono tam dzieciniec, do którego ,,przyjęto’’ troje dzieci – pięciomiesięczne, roczne i dwuletnie, by uczennice mogły się wprawić w pielęgnacji (sic!).
   
W latach dwudziestych szkoła w Nietążkowie ciągle jeszcze wiodła prym. W 1929 roku wykształciła 83 dziewczęta, czyli o dziesięć więcej, niż szkoły w Tuchorzy i Witkowie razem wzięte. Wymagania wobec szkół jednak rosły, wewnętrzna konkurencja też, a na dodatek na wieś dotarł ogólnoświatowy kryzys. Ubożenie wiejskiej społeczności widać nie tylko w szkołach żeńskich, ale i męskich. Wielu uczniów zjeżdżało do domów w połowie roku, bo rodzin nie było stać na dalsze ich utrzymywanie. Dziewczęta do szkół po prostu przestano wysyłać. W 1931 roku w Nietążkowie kształciło się już zaledwie 29 uczennic (Tuchorza 22, Witkowo 45). Zapisów było znacznie więcej, ale opłata za pobyt w internacie okazała się dla wielu nie do udźwignięcia. Co uboższym Izba je i tak  obniżyła. Było tak źle, że w 1931 roku planowano zlikwidować szkołę w Tuchorzy, ale ostry sprzeciw lokalnych władz zadziałał i szkoła została. Pięć lat później w 1936 roku -  Izba zamknie za to szkołę w Nietążkowie.  W 1934 i 35 roku piec, gotować, sadzić i hodować uczy się w Nietążkowie już tylko 20 dziewcząt (Tuchorza 21 i Witkowo 23), a rok później zgłasza się 19 (Tuchorza 16, Witkowo 26). Po kilkunastu pierwszych dniach nauki Izba Rolnicza decyduje się zamknąć szkołę pod Śmiglem. Szesnaście uczennic przenosi się do Tuchorzy. Trzy rezygnują z dalszej nauki. W Śmiglu ostrych protestów na decyzję o likwidacji nie było. Szkoła nie wpisała się w lokalną świadomość. Dla porównania - w 1931 roku w Nietążkowie uczyły się tylko cztery uczennice spod Śmigla, co było sukcesem, bo we wcześniejszych latach bywało, że nie było żadnej, a w Witkowie aż 18 dziewcząt z powiatu gnieźnieńskiego. Albo gospodarze tutaj byli za biedni, albo świadomość potrzeby nauki była niska.
   
- Były i pojechały – wzdycha pani Irena. - Nikt tu nie został. Potem zjechali nowi i nowe szkoły robili. Żadna z tamtych dziewcząt tu nie została.
   
Jedynym namacalnym śladem po szkole perfekcyjnych gospodyń jest grób jednej z przełożonych tej szkoły – Olgi Hoffmann z 1923 roku. Zmarła tu po roku urzędowania i długiej chorobie. Nagrobek znajduje się w szeregu śmigielskich osobistości przy kościółku św. Wita. Co roku uczniowie Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych w Nietążkowie stawiają tam kwiaty i zapalają znicze.  (Al)

 

Gazeta Kościańska 18/2014

Już głosowałeś!

Zobacz także:


Komentarze (2)

w dniu 16-05-2014 14:33:02 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

moja szkola 1993-1998 t5 :-) wspomnienia to wszystko co nam zostalo...

moja szkola 1993-1998 t5 :-) wspomnienia to wszystko co nam zostalo...

w dniu 03-09-2017 09:50:43 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Moja babcia uczęszczała do szkoły w tuchorzy ma obecnie 98 lat arek Mikołajczak poznan

Moja babcia uczęszczała do szkoły w tuchorzy ma obecnie 98 lat arek Mikołajczak poznan

STOP HEJTOWI - PAMIĘTAJ - NIE JESTEŚ ANONIMOWY!
Jeśli zamierzasz kogoś bezpodstawnie pomówić, wiedz, że osobie pokrzywdzonej przysługuje prawo zgłoszenia tego faktu policji, której portal jest zobligowany wydać numer ip Twojego komputera: 3.144.114.8

Internauci piszący komentarze ponoszą za nie pełną odpowiedzialność karną i cywilną. Redakcja zastrzega sobie prawo do ingerowania w treść komentarzy lub ich całkowitego usuwania jeżeli: nie dotyczą one artykułu, są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego, naruszają normy prawne lub obyczajowe.

Dodaj komentarz
Powrót do strony głównej
×

Dodaj wydarzenie

Wydarzenie zostanie opublikowane po zatwierdzeniu przez moderatora.

Dane do wiadomości redakcji
plik w formacie jpg, max 5 Mb
Zgłoszenie zostało wysłane - zostanie opublikowane po akceptacji administratora.
UWAGA: W przypadku imprez o charakterze komercyjnym zastrzegamy sobie prawo do publikacji po uzgodnieniu ze zgłaszającym opłaty za promowanie danego wydarzenia.