Magazyn koscian.net
12 Lip 2016Muzyczna szklarnia
O projekcie „gramy w szklarni” i pomyśle na muzykę w miejskiej przestrzeni z Karolem Flakiem rozmawia Paweł Sałacki
- Występowałeś na naszych łamach wielokrotnie jako ogrodnik. Dziś porozmawiamy o Karolu muzyku. Coraz głośniej – i to dosłownie – dajesz o sobie znać jako gitarzysta. Tu i ówdzie mówi się o twojej szklarni, jako o miejscu do muzykowania. Były tam już jakieś koncerty, mają być kolejne. Zmieniasz branżę?
- Nie, jestem ogrodnikiem, który kocha muzykę, i który chce się nią dzielić z innymi.
- Dotąd miano cię za artystę ogrodnika.
- Staram się nie być rzemieślnikiem. Szukam w pracy czegoś więcej. Wszystkie ogrody tworzę według jakiejś wizji, próbując przekonać do niej klientów. W każdy projekt wkładam nie tylko wiedzę, ale i wrażliwość, którą chcę się dzielić. Tak samo jest z muzyką, która towarzyszy mi od dziecka. Splot wielu okoliczności sprawił, że powróciłem do grania.
- Ale dlaczego w szklarni?
- Bo jestem ogrodnikiem (śmiech). Tak naprawdę szklarnia nie jest miejscem, w którym gram często, ale przyczyniła się do powstania grupy, w której obecnie gram. Jest miejscem spotkań ludzi związanych z muzyką. Tych, którzy grają, i tych którzy słuchają. Mam nadzieję, że wyjdziemy z niej w miasto, że muzyka grana na żywo będzie towarzyszyła kościaniakom częściej.
- Zanim wyjdziemy ze szklarni, opowiedz jak stała się miejscem do muzykowania.
- Początkowo chodziło o wprowadzenie nowości w działalności ogrodniczej. Postanowiłem wyłączyć część szklarni z typowej produkcji i zrobić tam coś nowego. Jeden sezon poświęciliśmy roślinom egzotycznym. Po zrobieniu w szklarni drewnianej podłogi okazało się, że panuje tam świetna akustyka. Jak wiesz, rośliny zalecane są do pokoi, w których słucha się muzyki, a w szklarni jest ich pod dostatkiem. Boki wyłożyliśmy wikliną, a pod sufitem podwiesiliśmy tkaniny. Akustyką tego miejsca zachwycił się Tomek Boguś i to on popychał mnie do tego, aby coś się tutaj działo.
- I zadziało się w grudniu. Zorganizowałeś w szklarni koncert kolęd w wykonaniu grupy Jaromi zez Ekom.
- Tak, przychodząc po choinki można było posłuchać kolęd w wykonaniu świetnych kościańskich muzyków: Jaromiego, Joasi Dudkowskiej i Tomka Bogusia. Koncertowali dwukrotnie, a przy okazji zagrało paru innych muzyków.
- W sieci pojawiły się filmiki z grania u ciebie i w świat poszła fama o muzycznej szklarni. Równolegle zaczynasz tworzyć zespół.
- Grupa powstała spontanicznie. Bena Skałeckiego znałem z widzenia. Mieszka dwie ulice dalej. Przyjechał kiedyś po kwiatki i zobaczył w szklarni perkusję. Choć miał dwudziestoletnią przerwę w graniu, spróbował i muzyka w nim odżyła. A to nasz muzyczny weteran. W latach siedemdziesiątych zakładał pierwszy skład z Wojtkiem Hoffmanem. Drugi sąsiad, Tomek Kukurdyna, to pasjonat basu. Przeorganizował garaż tak, by mieć gdzie grać i czasem mnie zapraszał. Poznałem tam Wiktora Pieprzyka, naszego obecnego basistę i wokalistę. Spodobał mi się. Dostrzegłem w nim talent, a jemu taki staruch z gitarą, jak ja, przypadł do gustu. Z tego wszystkiego i dzięki internetowi musiał narodzić się zespół.
- Dzięki internetowi?
- Okazał się miejscem inspirujących spotkań z ludźmi o podobnej wrażliwości. Dzięki niemu mamy w kapeli Marcina Hasińskiego. W spotkaniu pomógł nam Facebook.
- Mam wrażenie, że późno odkryłeś tę formę komunikacji.
- To prawda. Facebooka poznałem dzięki córce. Przekonała mnie, że to proste narzędzie i zacząłem z niego korzystać. Poznałem wielu ludzi i mogłem wreszcie swobodnie dzielić się muzą.
- Z tego powstaje grupa Flow Garden.
- Niektórzy myślą, że ta nazwa ma reklamować moją działalność ogrodniczą (śmiech), ale nie ma z nią związku. Zespół w tym składzie ćwiczy intensywnie od jesieni. Gdy z przyczyn zdrowotnych musiał odejść Tomek, jego miejsce na basie zajął Wiktor, który szybko zakochał się w tym instrumencie. Zresztą ma świetną starą gitarę, którą wypatrzyłem dla niego u naszego mentora i lutnika Rafała Baltera.
- Gdzie gracie?
- Początkowo gdzie się da. Próbowaliśmy robić jakieś jazzy w Kuźni, ale się nie przyjęło. Ćwiczyliśmy u Wiktora na strychu, a później znaleźliśmy świetne miejsce nad kwiaciarnią przy ulicy Gostyńskiej.
- A dlaczego nie ćwiczyliście w szklarni?
- Szklarnia to scena, a nie sala prób. Poza tym zbyt wiele dźwięków z niej wychodzi. Byłoby to bardzo uciążliwe dla otoczenia.
- Flow Garden wygląda jak ucieleśnienie przysłowia „muzyka łączy pokolenia”.
- Bo łączy. Benon (perkusja) ma 63 lata, ja (gitara prowadząca) 46, Marcin (gitara rytmiczna) trzydzieści-parę, w Wiktor (bas i wokal) 18.
- Każdy z was wychowywał się na innej muzyce.
- To prawda, dzięki temu każdy może wnieść coś innego do wspólnego grania. Łączy nas pasja. Nie możemy się doczekać kolejnych prób, a spotykamy się dwa razy w tygodniu.
- Gracie własny repertuar?
- Tak, zręby części utworów tworzyłem w latach dziewięćdziesiątych, w czasach boomu grunge. Grałem wówczas w garażu z Maciejem Kabatem, Oskarem Strawińskim i Cezarym Żurczakiem. Później wyjechałem na studia do Poznania, ale pozostały mi po tej przygodzie szkice piosenek.
- Jak określisz muzykę, którą gracie?
- Rock na solidnej podstawie bluesa, z lekką nutą progresji, stylu grunge i funk. Mamy nawet kawałek reggae. Jednym słowem gramy rytmicznie i melodycznie. Nigdy nie ciągnęło mnie do skomplikowanych solówek. Jestem humanistą, a takie solówki to matematyka. Najważniejsza jest melodia. Tak czuję muzykę, a mam ją w genach. Może po mamie, która w połowie ubiegłego wieku była didżejką
- Didżejką?
- Współcześnie chyba tak by ją nazwano. Wyobraź sobie wieś pod Gostyniem, gdzie po pracy mama serwowała ludziom muzykę z gramofonu z tubą. Płyty dostarczał z Łodzi wujek, a mama puszczała to ludziom. Didżejka. Ja też uczyłem się muzyki z płyt. Starsze rodzeństwo robiło prywatki, a ja pod stołem wsłuchiwałem się w Beatlesów. Nie ma lepszej edukacji muzycznej od słuchania Beatlesów.
- Szukając analogii, to twój szklarniany projekt jest tym co robiła twoja mama. Chcesz się z ludźmi dzielić muzyką. Tyle, że własną.
- Nie tylko własną. Chcemy zapraszać innych muzyków, również spoza Kościana. Znam wiele wspaniałych zespołów, które przyjadą tu grać nawet za zwrot kosztów.
- Po kolędach odbyły się w szklarni jakieś koncerty?
- Gościliśmy projekt Womanhood, w którym uczestniczy Joasia Dudkowska i Kacha Pakosa oraz dwukrotnie wystąpił Flow Garden. Nasz pierwszy koncert był dla rodzin i znajomych, a drugi miał służyć integracji kościańskich muzyków. Wystąpili wówczas Roman Wolsztyński, Maciej Ratajczak i Tomek Jazy. Miało być kameralnie, a zrobiło się bardzo rockowo, bo Adam Wojciechowski zrobił nam niespodziankę. Wpadł ze swoim sprzętem i nagłośnił koncert. Na tyle skutecznie, że chwilami było nas słychać w Kiełczewie.
- A szklarnia jest w Kościanie na ulicy Krańcowej. Jak znieśli to sąsiedzi?
- Byli bardzo wyrozumiali, choć nikogo nie uprzedziłem, że będzie głośno, bo sam wcześniej tego nie wiedziałem. Przyjazd policji był oczywiście kwestią czasu. Dotarli do nas kierując się wyłącznie słuchem około 23.30. Byli bardzo mili. Wysłuchali i pouczyli, a my przyjęliśmy do wiadomości, że nasz czas się skończył i przeszliśmy na akustyczne granie. Co ciekawe, na hałas skarżył się ktoś z daleka. Sąsiedzi jakoś to znieśli, za co im dziękuję.
- Kolejne granie też będzie znienacka?
- Tym razem chcemy zgłosić imprezę i dzięki gazecie powiadomić o niej wszystkich. Zapraszam już dziś na koncert poznańskiej grupy „Smutne piosenki”. Zespół gra własne kompozycje w konwencji popu z elementami jazzu, soulu, elektroniki i folku. Jesienią tego roku wydadzą swoją debiutancką płytę, a 23 lipca wystąpią w kościańskiej szklarni. Zapraszam już dziś.
- A kiedy będzie można usłyszeć waszą grupę?
- Może zagramy jako support przed gośćmi z Poznania. Wkrótce też w akustycznej wersji damy koncert w Poznaniu.
- Jednym słowem zaczęliście koncertować. Graliście kilka dni temu na poznańskim Jarmarku Świętojańskim.
- Tak, było wspaniale. Polska wygrała wówczas mecz ze Szwajcarią, a nad miastem przeszła burza. To wszystko wprowadziło poznański Rynek w stan euforii, która i nam się udzieliła.
- Powróćmy do szklarni. To co w niej wyrosło chcesz przesadzać w inne części miasta. Chcesz wyprowadzić muzykę w plener.
- Kościan aż prosi się o organizowanie małych plenerowych koncertów. Urokliwe kanały, wierzby, park, Łazienki. Tyle miejsc do grania. Muzyka na żywo to nie tyko wielkie imprezy, to nie tylko festiwale i klubowe granie. To może być także przypadkowe spotkanie z muzyką w weekend, w miejskiej przestrzeni.
- Sądzisz, że ktoś na to czeka?
- Tak, ale chodzi też o tych, którzy na to nie czekają. O tych, którzy przypadkiem posłuchają innej muzyki. Może coś w sobie odkryją? Może pojawi się w nich jakaś nowa wrażliwość? To wszystko może się wydarzyć. Znam wiele takich przypadków.
- I zagrałbyś dla kilkunastu przechodniów?
- Nawet dla jednego. Gdybym myślał inaczej nie gralibyśmy na poznańskim jarmarku. Tam nie ma nikogo pod sceną. Trwa wieczny ruch i sztuką jest kogoś zainteresować. Nam się udało i byliśmy szczęśliwi. Wiele zespołów z chęcią przyjedzie do Kościana i zagra za darmo, ciesząc się z tego, że mogą się dzielić muzyką. Choćby z kilkoma słuchaczami. Mam nadzieję, że muzyki będzie w Kościanie coraz więcej, a to oznacza, że i słuchaczy będzie przybywać. Wiesz jak wiele muzyki tworzy się po domach? Wielu kończy na weselnym graniu, a mogą przecież zrobić jeszcze jeden krok i pójść dalej. Od tego jest szklarnia i od tego jest granie „na mieście”.
- Szklarnia jest twoja, ale w przestrzeni publicznej rządzą inni. Jak ich przekonasz do pomysłu muzycznego ożywiania miasta?
- Najpierw zaproszę na muzykę do szklarni, później opowiem o pomyśle. Mam nadzieję, że to wystarczy i wspólnymi siłami coś zdziałamy. Muzyką warto się dzielić.
© Gazeta Kościańska 27/2016
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Koncerty w szklarni mają swój urok... Piękne miejsce, wspaniali ludzie i fajna muzyka. Byłam, słuchałam i polecam. Fajnie byłoby wyjść z tym w miasto...