Magazyn koscian.net
01 Sie 2018Nic o tym nie wiemy
Z Edytą Stępczak, pochodzącą ze Starego Bojanowa reporterką i działaczką humanitarną rozmawia Paweł Sałacki
We wrześniu, nakładem Wydawnictwa Znak, ukaże się książka Edyty Stępczak, pochodzącej ze Starego Bojanowa reporterki, zatytułowana „Burka w Nepalu nazywa się sari”. To przejmująca, opowieść o współczesnych Nepalkach, które nie chcą już żyć w tradycyjnym, patriarchalnym społeczeństwie. Stawiając na szali swoje bezpieczeństwo, zdrowie, a często nawet życie – próbują zmieniać miejscową mentalność, a poprzez nią opresyjny system, w którym przyszło im żyć, a który odmawia im godności. Rozdarte między tradycją, uwierającą jak sztywny gorset, a aspiracjami i dążeniami, które rozbudza w nich nowoczesny świat, walczą o podstawowe prawa człowieka.
- Jak w życiu Edyty Stępczak pojawił się Nepal?
- W szkole średniej zaczęłam się wspinać. Po Tatrach, Alpach i Dolomitach w naturalny sposób zrodziło się marzenie, aby któregoś dnia zobaczyć Himalaje. Udało się to kiedy byłam na studiach. Tak więc po raz pierwszy pojechałam do Nepalu jako miłośniczka gór. Wyjeżdżałam stamtąd z postanowieniem, że wrócę, ale już w innym charakterze, do pracy społecznej. Bo, jak się okazało, warunki życia tamtejszych ludzi zrobiły na mnie większe wrażenie niż Himalaje. Realizacja tego zamierzenia zajęła mi osiem lat – musiałam najpierw skończyć studia i zebrać oszczędności. Powróciłam do Nepalu w roku 2010 roku, nie wiedząc jak długo tam pozostanę. Spędziłam w Nepalu ponad pięć lat.
- Ukończone przed wyjazdem studia to?
- Dziennikarstwo oraz Stosunki Międzynarodowe na Uniwersytecie Wrocławskim. Studia kończyłam w Hiszpanii, dokąd wyjechałam na stypendium w trakcie drugiego fakultetu.
- A na wyjazd do Nepalu oszczędzała pani pracując...
- Na początku w galerii sztuki. Później dla lokalnego rządu w południowej Hiszpanii, w biurze promocji regionu. Moja praca polegała na promowaniu regionu na świecie. W imieniu miejscowych przedsiębiorców podróżowałam do różnych krajów w celu nawiązywania współpracy z kontrahentami z zagranicy.
- Wróciła pani do Nepalu w roku 2010 jako przedstawicielka hiszpańskiej fundacji na rzecz edukacji dla dzieci zmarginalizowanych. Pracowała pani dla niej przez cały pobyt?
- Na przestrzeni pięciu lat współpracowałam z kilkoma organizacjami pozarządowymi, o różnym profilu. Głównie z takimi, które działały na rzecz kobiet oraz edukacji zmarginalizowanych dzieci. W różnych rolach: kierując projektami czy działem komunikacji. Zarobkowo pracowałam w Nepalu jako rzecznik prasowy galerii sztuki, uczyłam hiszpańskiego w instytucie językowym, a także byłam dyrektorem agencji trekkingowej. Równocześnie zbierałam materiał do książki.
- Kiedy zrodził się pomysł na jej napisanie?
- Natychmiast po przyjeździe do Nepalu. Byłam zdumiona, kiedy zorientowałam się, że Nepalki cierpią opresję zbliżoną do tej, która jest udziałem muzułmanek, a mimo to nic o tym nie wiemy. Stąd tytuł książki, w którym zestawiam afgańską burkę z sari - jednym z tradycyjnych strojów noszonym przez Nepalki. To burka jest dla świata symbolem uciemiężenia kobiet, które automatycznie kojarzymy z krajami islamskimi, tymczasem w Nepalu mamy do czynienia z bardzo podobną rzeczywistością. Pracując z Nepalkami zaczęłam odkrywać ten nieznany i niezrozumiały w Europie świat.
- W jaki sposób zbierała pani materiały do książki?
- Mieszkając w Nepalu, odbyłam na przestrzeni pięciu lat rozmowy z przedstawicielami wszystkich warstw, kast i klas społecznych oraz kilkudziesięciu grup etnicznych. Wśród moich rozmówców byli czołowi dziennikarze, aktywiści na rzecz praw człowieka, członkowie organizacji pozarządowych oraz elity finansowej i intelektualnej. Rozmawiałam z ministrami i niepiśmiennymi więźniami, ofiarami handlu żywym towarem i nieletnimi sierotami żyjącymi na ulicy. Spotkałam się z byłą żywą boginią Kumari, ofiarami praktyk chhaupadi, czyli izolowania kobiet podczas miesiączki, czy kamalari, formy pracy niewolniczej. To ich świadectwa, oraz moje obserwacje i doświadczenia składają się na tą opowieść. Starałam się w niej ukazać nieznane dotąd oblicze Nepalu, które dla mnie okazało się bardziej hipnotyzujące niż piękne górskie krajobrazy.
- W 2015 roku postanowiła pani wrócić do Polski, by dokończyć pisanie książki. Zanim to nastąpiło, w Nepalu zatrzęsła się ziemia, powodując ogromne straty ludzkie i materialne. Trzęsienie z 25 kwietnia miało siłę 7,8 stopni w skali Richtera.
- A po nim nastąpiło ponad 400 wstrząsów wtórnych o mniejszej skali... W wyniku kataklizmu śmierć poniosło blisko 10 tysięcy ludzi, kilkadziesiąt tysięcy zostało rannych. Miliony ludzi zostało bez dachu nad głową. Skutki trzęsienia dotknęły 90 procent Nepalczyków.
- Od razu zaangażowała się pani w pomoc humanitarną.
- Tak, Nepalczycy zaczęli się natychmiast mobilizować i organizować pomoc, ja również się zaangażowałam. Działaliśmy z lokalnymi przyjaciółmi na własną rękę oraz we współpracy z organizacjami międzynarodowymi. Zajmowaliśmy się dystrybucją artykułów pomocowych, budowaliśmy tymczasowe domy oraz powołaliśmy projekt „Healing Haku” („Uzdrowić Haku”). Jego celem jest pomoc mieszkańcom górskiej wioski w północnym Nepalu, Haku, którzy stracili domy i pola uprawne - ich jedyne źródło dochodu, co uzależniło ich od pomocy z zewnątrz.
- Pisaliśmy o Haku w 2015 roku relacjonując wernisaż wystawy „Oblicza Nepalu”, który odbył się w Centrum Kultury w Śmiglu. Wystąpiła pani wówczas z prelekcją. Na wystawie prezentowano 32 fotografie Nepalczyka Ravina Man Bajracharyi. Były to głównie portrety jego rodaków.
- W mediach pełno było wówczas relacji szokujących ogromem zniszczeń po trzęsieniu ziemi. Te wstrząsające obrazy odstraszały turystów, a turystyka jest jedną z głównych gałęzi gospodarki tego kraju. Postanowiliśmy więc pokazać Nepal z innej perspektywy. To prawda, że zawaliła się część zabytków, wiele domów, szkół i budynków użytku publicznego. Ale pozostali ludzie. To oni są najważniejsi i potrzebują naszej pomocy. Takie było przesłanie tej wystawy.
- Proszę opowiedzieć więcej o projekcie „Uzdrowić Haku”.
- Działamy na wielu polach. Nie koncentrujemy się na jednej dziedzinie, bo potrzeby są zróżnicowane. Udało się już zrealizować wiele programów i przedsięwzięć, każde w odpowiedzi na najpilniejsze potrzeby danego momentu. W pierwszych miesiącach była to dystrybucja żywności, ubrań, leków, namiotów, środków higieny. Następnie materiałów szkolnych dla dzieci. Przeprowadziliśmy też szkolenia dla dorosłych aby wyposażyć ich w nowe umiejętności. Wielu z nich żyło z rolnictwa, ale w wyniku osuwisk i lawin kamiennych spowodowanych trzęsieniem ziemi, stracili swoje pola, potrzebowali więc alternatywnych źródeł dochodu. Zaś te rodziny, które nadal mogły uprawiać ziemię, zaopatrzyliśmy w nasiona i nawozy. Zbudowaliśmy także szkołę i doprowadziliśmy do wsi wodę. Obecnie powstaje druga szkoła, a kilka tygodni temu zakończono budowę drogi jezdnej do wioski. Jak widać pomoc ta jest kompleksowa.
- Plany na najbliższą przyszłość?
- Ostatecznym celem jest odbudowa wioski, a mowa tu o 750 rodzinach, które straciły dach nad głową oraz zapewnienie dobrego poziomu edukacji dla dzieci, i źródeł dochodu dla ich rodziców. Pracy mamy więc na lata. Każdy chętny może dołożyć swoją cegiełkę do odbudowy Haku. Zapraszam do odwiedzenia strony www.healinghaku.org, na której znajdują się wszystkie informacje o projekcie.
- Powróćmy do książki. Czy pani reportaż, choćby we fragmentach, czytali Nepalczycy?
- Książka jest w języku polskim, więc Nepalczycy nie mogą jej przeczytać. Ale moi nepalscy przyjaciele, którzy bardzo liczą na wydanie jej po angielsku, doskonale wiedzą o czym jest, bo towarzyszyli mi w procesie zbierania materiału, dyskutowałam z nimi wielokrotnie na te tematy i byli mi wdzięczni za to, że się nimi zajęłam. To ludzie świadomi swojej kultury, w tym pozycji kobiet w społeczeństwie, świadomi tej trudnej prawdy. Bardzo mnie wspierali, bo wiedzą jak istotna to publikacja. A teraz są bardzo dumni i kibicują tej książce. To aktywiści, ludzie bardzo zaangażowani, którzy rozumieją, że zastępowanie stereotypów prawdą jest potrzebne, a nagłaśnianie ważnej społecznie sprawy może wpłynąć na zmianę błędnej percepcji na jakiś temat.
- Nie obawia się pani, że ta książka może utrudnić działania w ramach projektu „Uzdrowić Haku”?
- Ten reportaż może wpłynąć tylko pozytywnie na moją działalność w Nepalu. Pokazuje, że moje zobowiązanie wobec tego kraju jest poważne i długofalowe. Być może dotrze on do osób, które zainteresują się tym, co tam robię i też zechcą się zaangażować w jakiejś formie.
- O losie nepalskich kobiet będziemy mogli przeczytać już we wrześniu, o czym w stosownym czasie przypomnimy czytelnikom, zachęcając do zakupu pierwszej polskiej książki reporterki z podśmigielskiej wsi. Po „Burce..” ukaże się...
- Kolejna książka o Nepalu - „Huśtawka nad przepaścią”. Jest już gotowa. Piszę w niej o nepalskiej tradycji i obyczajach, o gospodarce, religii, pomocy zagranicznej i polityce.
- Plany na kolejne?
- Oczywiście są. Planuję książkę o Nigeryjkach. Podczas pobytu w tym kraju zebrałam kilka zaskakujących historii. W dalszej przyszłości chcę napisać o Latynoskach. Mam w zamyślę coś na kształt trylogii o kobietach tych trzech kontynentów, Azji, Afryki i Ameryki Łacińskiej.
EDYTA STĘPCZAK – pochodząca ze Starego Bojanowa absolwentka dziennikarstwa oraz stosunków międzynarodowych. Reporterka, działaczka humanitarna.
Współpracowała z różnymi stacjami telewizyjnymi przy produkcji filmów dokumentalnych. Autorka artykułów prasowych w języku polskim, hiszpańskim i angielskim oraz książek: reportaży Burka w Nepalu nazywa się sari (Znak, 2018) i Huśtawka nad przepaścią (w przygotowaniu) oraz książki dla dzieci Matt in Africa. The Story of a Young Dreamer Who Wants to Make a Change (CreateSpace Independent Publishing Platform, Nigeria, 2018).
W Nepalu, gdzie mieszkała ponad pięć lat, współpracowała z kilkoma organizacjami pozarządowymi o zróżnicowanym profilu, jednocześnie zbierając materiał do książek. Od 2015 roku kieruje własnym projektem humanitarnym, Healing Haku, który powołała w celu niesienia kompleksowej pomocy ofiarom trzęsienia ziemi w Nepalu i odbudowy wioski Haku.
Pasjonuje ją literatura faktu, przedsiębiorczość społeczna oraz nowatorskie inicjatywy w obrębie trzeciego sektora. Bardzo ważne miejsce w obszarze jej zainteresowań zajmują prawa człowieka. W pierwszą podróż do Nepalu pojechała jako miłośniczka gór i wspinaczki, a wróciła jako aktywistka. Podziwia wizjonerów oraz ludzi przełamujących wszelkie bariery, w tym kulturowe i społeczne.
Zgłaszasz poniższy komentarz:
I co z tego, zajęcie jak każde inne.