Wiadomości
29 grudnia 2012Niebywała to rzecz...
94 lata temu, w nocy z 29 na 30 grudnia 1918 roku, w Kościanie padał deszcz. W jego strugach czterdziestu pięciu skautów bez jednego wystrzału rozbroiło 1000-osobowy garnizon i wyzwoliło miasto. Uratowali w ten sposób wielu ludzi i zdobyli broń dla tworzących się powstańczych jednostek.
Choć uczestnicy wydarzeń z roku 1918 szczegółowo opisali ów wyjątkowy epizod powstania wielkopolskiego, to wciąż pozostaje on mało znany. A niebywała to rzecz...
W listopadzie 1918 w porozumieniu z Naczelną Radą Ludową, kościańscy skauci przeprowadzili (w mieszkaniu Janusza Czaplickiego) tajny pobór pod pozorem starania się o pracę. Zgłosiło się 320 ludzi! Wszyscy złożyli przyrzeczenia, że stawią się w razie alarmu. Wszyscy oni jednak przejęci zostali pod komendę Rady Ludowej.
W połowie grudnia skauci postanowili utworzyć własny oddział: ,,Kampanię Rezerwy Skautowej’’. Każdy skaut miał za zadanie zwerbować dziesięciu ludzi. 20 grudnia na pierwszy alarm stawiło się 120 ludzi. Na zmianę patrolowali ulice miasta, aż dotarła do Kościana wiadomość o powstaniu w Poznaniu. Był 27 grudnia. I nastała ta jedna noc chwały – kiedy udało im się rozbroić niemiecki garnizon. Potem, jak i przedtem, nic nie było już takie proste.
Że broń Niemcy wywieźć chcą 30 grudnia 1918r, dowiedzieli się 28 grudnia. Szukali pomocy, ale na zebraniu ,,Sokoła’’ trzy godziny kłócono się tylko o to, kto będzie komendantem. Żadnych decyzji w sprawie miasta nie podjęto. 29 grudnia Kamiński uprosił więc komendanta ,,Wacht- und Sicherheitsdienst’’ - Sardeckiego, by ten pokazał mu skład z bronią i by na noc obsadził wachty Polakami i to z daleka od składu. O planowanej akcji wykradzenia broni poszedł powiadomić Radę Ludową, ale jej szef – Donaj umył od sprawy ręce. Uznał, że Rada nie ma żadnej siły, by móc akcję wesprzeć - ,,Za późno, róbcie, co chcecie, my o tem nie chcemy nic wiedzieć’’. To zrobili.
Zbliżała się północ. 29 grudnia 1918 roku. Miasto było ciche i ciemne (latarnie uliczne nie dawały światła, bo nie było gazu). Padał deszcz. Szli rozproszeni. Czterdziestu pięciu. Brama garnizonu, zgodnie z umową, była otwarta (Hofmański stróż nocny spisał się). Drzwi do magazynu otwarli wytrychem (ppor. Jan Żakowski), a potem otwarłszy okiennice i okna zaczęli przez nie podawać broń i po cichutku wynosić ją przez bramę od strony Placu Bernardyńskiego.
,,Każdy z naszych nosił po 6 do 8 karabinów (po 2 na każde ramię, 2 na szyję z przodu i po 1 w każdą rękę, a ciężkie cekaemy niosło dwóch. W ten sposób wynieśliśmy kilkaset (800) karabinów ręcznych, 12 lekkich i 6 c/k, kilkanaście tysięcy naboi karabinowych i do kulomiotów w skrzynkach oraz kilkanaście skrzyń granatów ręcznych’’ – pisał po latach Józef Kamiński, drużynowy bohaterskich skautów.
Przy bramie z nałożoną na ramię opaską kompanii: ,,Wacht- und Sicherheitsdienst’’ stał na czatach Janusz Czaplicki. Bramę otwierał na hasło: ,,Wolność’’. Miasto spało.
Broń składowali na placu przy Rzeźni Miejskiej. Już około drugiej w nocy jeden wóz z bronią pojechał do Krzywinia. Resztę zdobyczy skauci przewieźli do stodoły Władysława Wittiga, właściciela folwarku pod laskiem miejskim. Tak jak po cichu zeszli się, tak po cichu się rozstali.
Znów szli ulicami miasta. Rozproszeni, zabłoceni, brudni i... szczęśliwi. W mniej więcej w cztery godziny rozbroili niemiecki garnizon i zdobyli broń dla setek powstańców w regionie. To był jedyny tak duży garnizon w okolicy. Ta noc zdecydowała o wszystkim...
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Chwała bohaterom!