Wiadomości
16 sierpnia 2015Odebrali hodowcy lisy
Inspektorzy Stowarzyszenia Otwarte Klatki odebrali w trybie interwencyjnym dwa młode lisy z fermy w Kiełczewie.
Podczas kontroli przeprowadzonej za zgodą właściciela fermy inspektorzy ujawnili dwa cierpiące szczeniaki. Jeden nie miał jednej, a drugi obu tylnych łap. Przedstawiciele Stowarzyszenia postanowili odebrać zwierzęta w trybie interwencyjnym w celu udzielenia im natychmiastowej pomocy.
U suczki weterynarz stwierdził brak obu kończyn, stan zapalny przy kikutach, nadmierny rozrost tkanki kostnej na skutek niewłaściwego gojenia urazu, przetokę ropną, grzybicę i zakażenie świerzbowcem. U samca m.in. kaszel, gorączkę ponad 40 stopni i szmery w sercu. Lisy, które do tej pory nie były leczone, znajdują się pod opieką lekarza weterynarii. Obu grożą dalsze amputacje.
- Nie mogliśmy podjąć innej decyzji, niż natychmiastowe odebranie szczeniąt. Postąpiliśmy słusznie. Zostawienie maluchów na fermie mogło być dla nich tragiczne w skutkach i tej opcji nie braliśmy pod uwagę. Oba mają stany zapalne kości, które nieleczone mogły prowadzić do dalszych infekcji i ogromnego cierpienia. One maja po 2,5 miesiąca i już zdążyły posmakować tak wielkiej niesprawiedliwości. Nie wybrały sobie takiego życia – mówi Barbara Karbowiak, inspektorka Stowarzyszenia Otwarte Klatki.
Zgodnie z Ustawą o ochronie zwierząt inspektorzy Otwartych Klatek zgłosili odebranie lisów wójtowi gminy Kościan. To do niego należy teraz decyzja o dalszym losie odebranych zwierząt. Jednocześnie Stowarzyszenie zbiera podpisy pod petycją w tej sprawie www.otwarteklatki.pl/petycja-liski.
Na facebooku osoba podająca się za właściciela fermy opublikowała swoje stanowisko w tej sprawie, które w całości poniżej publikujemy.
Szanowni Państwo,
Nie ukrywam, że działanie, jakie Państwo podjęli było dla mnie olbrzymim zaskoczeniem. Po tej interwencji noszącej wyraźne znamiona wtargnięcia z kradzieżą wnioskować jedynie mogę, że nie są Państwo skłonni do dialogu. Co wydało mi się niezrozumiałe, tym bardziej, że nasze pierwsze spotkanie, które odbyło się w czwartek, 30 lipca pod żadnym względem nie zwiastowało takiego rozwoju wydarzeń.
Przypominam, że poproszony (podczas Państwa pierwszej wizyty) o wpuszczenie na teren celem dokonania inspekcji, wyraziłem na to zgodę, co wyraźnie zaskoczyło jedną z Państwa wolontariuszek. Domyślam się zatem, że nieczęsto tak się dzieje i powoli zaczynam rozumieć dlaczego. Nie mając nic do ukrycia i wierząc, że wszelkie obowiązkowe procedury są w prowadzonej przeze mnie działalności przestrzegane, oprowadziłem trzyosobowy zespół po fermie prezentując jej stan.
Historia parki młodych lisów rzeczywiście jest koszmarna i uważam ją za osobistą porażkę. Jest to jednak przypadek odosobniony (co potwierdza wystawiony przez Państwo protokół kontroli) i nie wynikający z mojej złej woli, czy też braku troski o te zwierzęta. Ponadto temat przekazania Państwu tych lisów pojawił się już podczas tego spotkania. Wyraziłem zainteresowanie sprawą prosząc o dalszy kontakt w celu ustalenia szczegółów.
Ubolewam nad tym, że sprawa ta doczekała się takiej kontynuacji, a nie innej. Domyślać się jedynie mogę, że polubowne jej rozwiązanie nie przyniosłoby tak wielkiego rozgłosu medialnego, na którym Państwu z pewnością zależy. W porządku, rozumiem rolę mediów społecznościowych w pomocy osiągnięciu zakładanych przez Państwa celów, ale uważam, że skupiają Państwo swoją uwagę na nieodpowiednich osobach.
Właściciele małych ferm są najłatwiejszym celem. Często nie posiadamy środków, a nawet i wiedzy o tym jak w takich sytuacjach bronić swoich racji. Kończy się to tak, że po zaznajomieniu się z przypadkiem innego hodowcy, który miał z Państwem kontakt, mało kto jest zainteresowany rozmową z Państwem, a Państwo, wskutek tego, nabierają przekonania, że i tak nikt nie będzie zainteresowany dialogiem, więc potrzebne są natychmiastowe „działania interwencyjne”. I spirala się nakręca.
Dopóki prowadzenie takiej działalności będzie legalne, będą Państwo musieli zmienić charakter swoich działań. Zmiana litery prawa jest czymś, z czym jestem w stanie się pogodzić, ale do momentu, gdy to nastąpi, będą Państwo w stanie bardziej przysłużyć się dobru tych zwierząt pomagając hodowcom podnosić standard ich działalności i edukując ich w kwestii zapewniania zwierzętom godnego życia. Z doświadczenia mogę Państwu powiedzieć, że nie jest łatwo zasięgnąć takich informacji i większość z nas z pewnością chętnie nawiązałaby z Państwem współpracę w takim charakterze.
Pomimo tak niesprzyjającego mi rozwoju sytuacji, nie zamierzam zmieniać zdania i parkę kalekich lisów chcę Państwu dobrowolnie przekazać. Jeśli nie posiadają Państwo mojego numeru telefonu, proszę o kontakt poprzez wiadomości na Facebooku.
Chciałbym również podziękować za nieujawnianie moich danych osobowych. Zwracam się z serdeczną prośbą o zachowanie takiego stanu rzeczy, gdyż po lekturze niektórych z komentarzy mam podstawy obawiać się o swoje bezpieczeństwo.
Z poważaniem,
Właściciel fermy
Fot. www.otwarteklatki.pl
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Proponuję pozbawić dolnych kończyn hodowcę, skoro w jego mniemaniu są one zbędne. Zabieg ten oczywiście należałoby przeprowadzić w podobnych warunkach, bez znieczulenia. Ale nie przecież nasze prawo ma niewiele wspólnego ze sprawiedliwością. Może pora przyjrzeć się dokładniej innym hodowcą wszelakich stworzeń?