Magazyn koscian.net
01 Mar 2016Przyjdzie walec i wyró…?

Najstarszy dom mieszkalny w Kościanie może w każdej chwili się przewrócić i na zawsze zniknie z miejskiego krajobrazu. - I co niby ja miałabym zrobić? - pyta pracownica Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków. Co by miała? Kto by miał?
To nie pałac. Pałace, nawet nie stare, łatwo trafiają do rejestru zabytków. To nie kościół. Kościoły, że stare, że zabytki - nikogo przekonywać nie trzeba. To zwykły, stary dom. Niemal wszyscy decyzyjni rozmówcy używają eufemizmów – że skromny, że nie rzucający się w oczy. Znaczy – nic szczególnego. Ustawiony szczytem do ulicy. Dach strzelisty jak na dziecięcym obrazku. Małe okienka – też jak z obrazka – z pojedynczymi szybami. W szczycie kiedyś było kółko – tak dla ozdoby. Gzyms zaczął się tam kruszyć i wiele lat temu siostrzeniec właścicielki zakrył je trójkątną dyktą. Dach kiedyś kryty był drewnianym gontem, ale kilkadziesiąt lat temu zastąpiono go prostszą do zdobycia papą. Ciemne gzymsy wokół okien wyblakły już dawno. Ściana od podwórka została podmurowana już kilkadziesiąt lat temu. Z tyłu, od strony ogródka, ścianę też dawno temu już częściowo wsparto na cegłach. Co się jednak dziwić. Gliniany domek – bo to prawdopodobnie ostatni gliniany budynek w Kościanie - ma prawe trzysta lat. Cud, że stoi. Kilkanaście takich stało jeszcze w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku przy ulicy Szewskiej. Dziś to przedmiot westchnień, że proszę państwa, Kościan też kiedyś miał swoją złotą uliczkę. Miał… Miał też zamek.
- Tych domków nie dało się już uratować, ale gdyby budowano nowe domy w takim samym szeregu i z takimi samymi dachami, i oknami od ulicy? - zastanawia się Zdzisław Witkowski, prezes Towarzystwa Miłośników Ziemi Kościańskiej. - Pozwolono tam jednak budować klocki. To była kiedyś niezwykle urocza uliczka...
Dom przy Masztalerza 2 jeszcze stoi, ale jego dni są policzone. Wbrew informacjom zawartym w starych przewodnikach, pochodzi nie z początków dziewiętnastego wieku, ale osiemnastego – ma 281 lat. W 1735 roku wybudował go ksiądz dziekan Jan Kanty Jurdzeński, którego grobowiec znajdował się w rozebranym przez hitlerowców kościele św. Krzyża (w kościele znajdowała się pisana po łacinie tablica). Kiedy dom budowano królem Polski był (chwilowo) Stanisław Bogusław Leszczyński herbu Wieniawa, a papieżem Klemens XII. Kościan od dwudziestu lat we względnym spokoju odbudowywał się po pożogach spowodowanych dwukrotnym najazdem Szwedów i okupacjami innych wojsk oraz po zarazie z 1706 roku. Dom prawdopodobnie służył dziekanowi, jako proboszczówka. Data, nazwisko dziekana, a także łacińska inskrypcja, (,,Na większą chwałę bożą i cześć św. Barbary wybudował...’’) wyryta w drewnie, znajdują się na jednej z potężnych belek stropowych w największej izbie domu.
- Tuż za drzwiami wejściowymi jest sień, po lewej mały pokoik, a dalej, od strony podwórka, duży pokój. Strop cały z drewnianych belek, deski na podsufitce układane są w ozdobną jodełkę i elegancko zdobione, zamalowane kredą i wapnem. To małe okienko od strony kościoła oświetla drabiniaste schody do pokoiku na strychu. Kiedyś to był bardzo porządny dom – opowiadał ,,GK'' w 2007 roku Kazimierz Zieliński, opiekun ostatniej mieszkanki domu - Małgorzaty Gralińskiej. Pani Małgorzata zamarła w 2006 roku. Dom stoi pusty od roku 2005. Kazimierz Zieliński otrzymał go w spadku po cioci kilka miesięcy po naszej publikacji.
- Czuję się z nim bardzo związany - wyjaśniał nam pan Kazimierz w 2007 roku i powtarza to dziś. Remont domu jednak przekracza jego możliwości. Był w jego sprawie wiele lat temu u burmistrza Kościana, ale tam dowiedział się, że szans na dofinansowanie nie ma. Więcej nigdzie prosić nie chadzał. Tymczasem lata mijały, kościoły ,,podremontowano'' i miasto zaczęło wspierać też prywatne zabytki – kamienice. Domek też mógłby dostać wsparcie, ale musiałby być ujęty w rejestrze zabytków, a nie jest. Nie jest nawet ujęty w ewidencji zabytków – takim szerszym katalogu wartościowych rzeczy w mieście. Dlaczego?
- To kosztowny proces, a my od lat nie dostajemy na jego przeprowadzenie pieniędzy – wyjaśnia pracownica leszczyńskiej delegatury Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Poznaniu. W poznańskiej siedzibie urzędu dowiaduję się, że wpisać obiekt do rejestru zabytków powinien właściciel. Oczywiście na swój koszt (trzeba zatrudnić specjalistyczną firmę do opisania zabytku, a to kosztuje około 1500 zł. Do tego dochodzą jeszcze znaczki skarbowe za kilkadziesiąt złotych).
- To nielogiczne. To mu się zazwyczaj nie opłaca – dziwię się w telefonicznej rozmowie z urzędem. - Przecież na żadne finansowe wsparcie z waszej strony nie może po tym liczyć. Czekają go tylko większe koszty.
Pani po drugiej stronie, w Poznaniu wzdycha ciężko. Dopytuję więc, czy prawie trzystuletni domek z gliny w samym centrum miasta powinien być jej zdaniem ujęty w takim rejestrze? Niemal wszystkie kamienice na Rynku w Kościanie pochodzą z początków XX wieku. Pani na to, że pewnie nie jest ujęty, bo został przebudowany – nie ma więc żadnej wartości historycznej – dowiaduję się. Rzecz jednak w tym, że nie został. Nawet pojedynczych okien nigdy nie wymieniono.
- I co niby ja miałabym zrobić? - pyta w końcu pracownica Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków.
Co by miała? W 2007 roku zdjęcie domku wysłałam do leszczyńskiej delegatury WUOZ.
- Jest śliczny! - krzyknęła do słuchawki Katarzyna Wacławska, pracownik urzędu. - Niesamowity. Byłaby wielka szkoda, gdyby miał się przewrócić. Taki domek na starówce, to prawdziwy smaczek.
Komuś więc, oprócz mnie jeszcze się domek podoba. Niestety, chatka w ostatnich latach przekrzywiła się jeszcze bardziej. Ze ścian odpadają kawałki tynku. Kazimierz Zieliński – obecny właściciel - choć ma do domku wielki sentyment – na ratowanie go nie ma pieniędzy ani sił. Sprawą walącej się chatynki w samym centrum Urząd Miejski zainteresował powiatowego inspektora nadzoru budowlanego. W listopadzie ubiegłego roku pracownicy inspektoratu przeprowadzili kontrolę. W grudniu poprosili WOUZ o zajęcie stanowiska w sprawie.
- Umarzają postępowanie, jako bezpodstawne z uwagi na to, że budynek nie jest obiektem zabytkowym. Nie jest w rejestrze, więc nie będą w jego sprawie zajmować żadnego stanowiska – relacjonuje Brylczak, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Kościanie. - Jestem tym zdziwiony. Zdumiony. Nie wiem, czemu domku nie wpisano do rejestru. Na tym urząd zakończył swoje uczestnictwo w sprawie.
Inspektor tymczasem planuje spotkać się z właścicielem domu. W jego opinii, domek nie nadaje się już do remontu. Wszystko wskazuje na to, że zapadnie decyzja o jego rozbiórce.
- Rozwalano już w Polsce i bardziej wartościowe budynki – zauważa Stefan Drobner, artysta od niedawna mieszkający w Kościanie. - Tego nie da się już uratować. Wartość historyczna jest niewielka, wartość estetyczna – cóż - są w Kościanie dużo ładniejsze budynki. Zostaje jednak kwestia dziury w widoku z Rynku. Gdy domek zniknie, nie będzie to ładnie wyglądało. Rozmawiałem już nawet o tym z burmistrzem Jurgą, że można by wykonać atrapę fasady...
- Wiem, ten domek ładnie wygląda na obrazach pejzażystów, ale to własność prywatna – rozkłada ręce Maciej Kasprzak, zastępca burmistrza Kościana. Wyjaśnia, że miasto wspiera renowacje kamienic. Właściciel powinien był złożyć wniosek. Może i powinien, ale wsparcia by raczej nie dostał. Według ,,Gminnego Programu Opieki nad Zabytkami dla miasta Kościana na lata 2014 -2017” , miasto wspierać może jednak tylko te obiekty, które są wpisane do rejestru zabytków, a domek nie jest. Dokument obliguje samorząd do wpisywania godnych zachowanie budynków do rejestru na swój koszt. Domku jednak miasto nie wpisało. Ujęło go jednak w gminnej ewidencji zabytków. Czy coś z tego wynika? Na razie nic. Sprawa najstarszego domu w centrum miasta zaintrygowała jednak włodarzy. Tak jak i powiatowy inspektor zabytków, chcą się oni spotkać z właścicielem i porozmawiać o jego planach i możliwościach. Inspektor prawdopodobnie wyda decyzję o rozbiórce. Pan Kazimierz owinął dom biało-czerwoną taśmą. W oknie wstawił tabliczkę: ,,Uwaga budynek grozi zawaleniem'' i martwi się, że któregoś wietrznego dnia, domek zrobi komuś krzywdę.
Kto tam mieszkał?
Dom nazywany jest domem Masztalerza. Tam, jak niegdyś sądzono – wychował się dziewiętnastoletni skaut Franciszek Masztalerz – pierwszy kościaniak poległy w powstaniu wielkopolskim. Na domu wisi upamiętniająca go tablica. Stara chatynka pasowałaby do bohatera, ale niestety nie był to jego dom. Może gdyby to był dom bohatera, łatwiej byłoby go uratować? Masztalerz mieszkał po sąsiedzku. W 2007 roku pisaliśmy, że mieszkał w domku stojącym niegdyś na sąsiednim podwórku. Kazimierz Zieliński twierdzi jednak, że na tyłach ulicy owszem stał kiedyś jeszcze jeden dom, ale tam mieszkała inna rodzina. Wdowa Masztalerzowa z dziećmi mieszkała w domku na tym samym podwórku, ale stojącym bardziej na lewo. Dziś handluje się w nim używanymi rzeczami.
Zebrane przez pana Kazimierza dokumenty rodzinne wskazują, że uroczy dom przy obecnej ulicy Masztalerza 2 jego pradziadkowie - Teofil i Józefa Fellmannowie - wynajmowali, a potem zaczęli spłacać wykup domu, od parafii kościańskiej. Spłaty ostatniej należności dokonał już dziadek, pana Kazimierza - Józef Reich, który wziął sobie za żonę jedną z córek Fellmannów - Mariannę.
- Mój pradziadek był mistrzem rzeźnickim, a dziadek mistrzem ślusarskim i specjalistą od lokomobili. Dziadek był bardzo cenionym fachowcem. Pracował w majątku w Czaczu i mam nawet napisane dziadkowi przez dziedzica referencje. Przez szesnaście lat też, od tysiąc dziewięćset trzynastego do dwudziestego dziewiątego, dziadek zaciągał i naprawiał ratuszowy zegar w Kościanie. Na tyłach domu zbudował sobie warsztacik ślusarski, a na rogu domu jako szyld zawiesił duży, kuty klucz. Zdjąłem go potem w obawie, że komuś spadnie na głowę, ale ciągle go mam – opowiadał w 2007 roku pan Kazimierz.
Marianna i Józef Reichowie wychowali w małym domku osiem córek, a przedostatnia - Maria (urodzona w 1895 roku) w 1920 roku, czyli rok po śmierci sąsiada Franciszka Masztalerza, wyszła za mąż za Bronisława Zielińskiego. Z domu się wyprowadziła. To mama pana Kazimierza.
- Nie mieszkałem tam, ale znam tam każdy kąt. To jeden z domów mojego dzieciństwa. Chodziłem do ochronki prowadzonej przez siostry zakonne. Codziennie z ochronki szedłem prosto do babci. Musiałem opowiadać, czego się nauczyłem - wspominał z uśmiechem pan Kazimierz.
Dziadek Józef Reich zmarł w 1933 roku, a babcia w 1940. W domu do końca wojny mieszkały samotnie ich dwie córki: panny Kazimiera i Zofia. Po wojnie dojechała do nich z Niemiec siostra Anna z córką Małgorzatą. To był dom kobiet. Pierwsza opuściła go Małgorzata. Dorosła, znalazła pracę krawcowej w Łodzi. Druga - na zawsze - opuściła go Zofia. Zmarła w 1962 roku. Dom żył zgodnie z fantazją Kazimiery.
- Była duszą towarzystwa. Jej dom był zawsze otwarty dla wszystkich i to nawet fizycznie. Po prostu drzwi do sieni były otwarte - wspomina pan Kazimierz.
Kazimiera Reich zmarła w 1975 roku, a cztery lata później odeszła ostatnia z sióstr - Anna. W dawnej plebanii została już tylko jej córka Małgorzata. Mieszkała tam samotnie do 2005 roku.
- Wróciła do Kościana, by zaopiekować się matką po śmierci Kazimiery. Ona już nie lubiła gości. Zamykała się w domu na trzy spusty i zamykała się w sobie. Była odludkiem. Na starość niemal całkowicie straciła wzrok i to chyba potęgowało jej strach przed ludźmi. Całymi miesiącami nie wychodziła z domu - opowiada pan Kazimierz.
Zmarła w 2006 roku w Domu Pomocy Społecznej. Od 2008 roku dom należy do pana Kazimierza.
- Chciałbym, żeby ten dom pozostał, choć aż boję się myśleć ile kosztowałaby jego renowacja. Jak konserwator zabytków pomoże, to może uda się go uratować... - zastanawiał się kilka lat temu pan Kazimierz. Teraz mówi, że w Polsce nie szanuje się przeszłości. Nikogo nie interesuje, co dzieje się z trzystuletnim domkiem. Potem kiedyś będzie się mówiło o tym, że szkoda… Prawda jest taka, że system ochrony zabytków wszystkie koszty ich zachowania zrzuca na właścicieli. Tym zwyczajnie nie opłaca się ich zachowywać. Dużo taniej i wygodniej jest pozwolić im się zawalić i zbudować nowy, wygodniejszy budynek. Wygodnie jest też wmawiać sobie, że nas wszystkich – którzy zabytki tylko oglądamy - to nie dotyczy. Dotyczy.
(Al)
W tekście wykorzystano fragmenty naszej publikacji z 2007 roku pt. ,,Domek Masztalerza”
Gazeta Kościańska 7/2016
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Dla PT Redakcji mam kolejna zagadke ortograficzna - jak piszemy wyrównac? W razie watpliwosci odsylam do tekstu piosenki.