Magazyn koscian.net
18 Lip 2018Rybak z Kościana leci do Boliwii
Kościaniak - Robert Bartkowiak będzie współtworzyć centrum młodzieżowe w amazońskiej dżungli. - Wylatuję w środę, 18 lipca – wyjaśnia. Ma niezwykłe wsparcie setek parafian kościańskiej fary.
O panu Robercie pisaliśmy raptem kilka tygodni temu (,,Rybak z Kościana’’ - GK z 25 kwietnia). ,,Ma 27 lat, studia za sobą i dobrą pracę. Za trzy miesiące całkowicie odmieni swoje życie dla innych. - Będę opiekował się dziećmi ze slumsów pod Limą – opowiada Robert Bartkowiak z Kościana «» – pisaliśmy. Bartkowiak od trzech lat aktywnie działa w Salezjańskim Wolontariacie Misyjnym MŁODZI ŚWIATU. Organizacja zrzesza młodych ludzi chcących nieść pomoc. Wspierają najuboższych i wykluczonych społecznie, szczególnie dużo czasu, i serca poświęcając dzieciom i młodzieży. Pracują w Polsce i poza jej granicami. Tylko w lipcu z kraju wyleci w świat aż 20 młodych ludzi. Pan Robert jest pierwszym od lat wolontariuszem z Kościana.
- Nie ma w tym nic aż tak bardzo niezwykłego – mówił ,,GK’’ w kwietniu. - Poznań ma bogatą historię świeckich misji, że powołam się na znaną powszechnie Wandę Błeńską.
Kościaniak zakładał, że będzie pracował w Callao, dzielnicy slumsów pod stolicą Peru. Miał wspierać księdza Piotraka Dąbrowskiego. W pracy misyjnej nigdy nie wiadomo, jakie dokładnie zadania staną przed wolontariuszem, ale pan Robert spodziewał się, że będzie organizować czas młodym ludziom i pomoże przy elektryfikacji starego kina, które właśnie adaptowane jest na kościół. Z przyczyn od niego niezależnych plany trzeba było zmienić. Potrzebny jest bardziej gdzie indziej.
- Lecimy do Boliwii – wyjaśnia teraz. - I ja, i kolega z którym miałem pracować pod Limą. Do ojców franciszkanów. Najpierw trafimy do Cochabamby. Pierwsze dwa, trzy miesiące będę pracował przy renowacji kaplicy i prowadził zajęcia w tamtejszej szkole zawodowej, a potem przenosimy się do malutkiej miejscowości w dżungli. Tam ojcowie franciszkanie chcą postawić centrum młodzieżowe dla całej prowincji. Prace przewidziano na najbliższych kilka lat, a my mamy to zacząć od strony technicznej, ale i stworzyć jakiś program działań w tym ośrodku. Czeka nas dużo pracy...
Bartkowiak we wtorek jechał żegnać wylatujących na misje kolegów i koleżanki. Za tydzień sam wsiądzie do samolotu i odda rok swego życia obcym sobie jeszcze ludziom na drugim końcu świata. Wylatuje wieczorem 18 lipca z Krakowa do Frankfurtu nad Menem, skąd poleci do Argentyny – do Buenos Aires by tam wsiąść w samolot do Santa Crus w Boliwii. Stamtąd wolontariusz jeszcze z osiem-dziewięć godzin tłuc się będzie jakieś 500 kilometrów autem po boliwijskich drogach. Jeśli nie będzie żadnych opóźnień - w Cochabambie powinien być 20 lipca.
Podróż potrwa prawie dwie doby – komentuje Bartkowiak. W kwietniu mówił nam, że nie da się spakować rzeczy na rok. - ...więc będę pakował się tak, jakbym wyjeżdżał na kilka tygodni.
Każdy wolontariusz ma obowiązek zebrać na swój wyjazd 8 tysięcy złotych. Parafie, do których trafiają wolontariusze często są bardzo ubogie. Owe 8 tys. zł. pokrywa koszty przelotu i dofinansowuje koszty pobytu na misji. Salezjański Wolontariat Misyjny MŁODZI ŚWIATU wspiera finansowo swoich wolontariuszy dzięki środkom z 1% podatku, i dzięki sponsorom. 20 maja w rodzinnej parafii pana Roberta, gdzie przez wiele lat służył jako ministrant, zorganizowano tzw. Niedzielę misyjną. Tego dnia wolontariusze, którzy już byli na misji podzielili się z parafianami kościańskiej Fary swoimi doświadczeniami. Wymagane 8 tysięcy złotych dla kościaniaka udało się zebrać tylko tej jednej niedzieli.
- Podobno od dwudziestu lat nie było takiego przypadku – uśmiecha się Bartkowiak. - Bardzo pomógł proboszcz, który wstawił się za mną. Wszystkim darczyńcom, oczywiście, raz jeszcze bardzo dziękuję.
Od strony formalnej wszystko już gotowe. Misja to wielka szkoła pokory. Wolontariusz oddaje niemal cały swój czas pracy dla innych ludzi. Musi też nauczyć się iść za głosem swego przewodnika, bo to on najlepiej wie, jaka praca jest w danym momencie najbardziej potrzebna.
- To nie tak, że jeśli jedziemy na drugi koniec świata i ofiarowujemy kawałek swojego życia innym, to nic nie dostajemy w zamian. Nie dostajemy pieniędzy. To prawda, ale uczymy się języków, poznajemy wielu wspaniałych ludzi, zdobywamy nowe doświadczenia i inne podejście do życia. Koledzy i koleżanki, którzy byli już na misji, opowiadają, że ich to zmieniło. Na lepsze. Gdy rozejrzeli się po Polsce po powrocie, stwierdzili, że 95% Polaków dla ludzi, z którymi pracowali na misji byłoby bogaczami. To zmienia sposób myślenia... Tam odkrywa się, że tak naprawdę do życia nie potrzebujemy tak wiele, i najważniejsze jest to, jacy jesteśmy, a nie ile mamy.
Robert Bartkowiak jest absolwentem elektrotechniki na Politechnice Poznańskiej. Fascynuje go astronomia. Dla wyjazdu na misję zrezygnował z dobrze płatnej pracy i wygodnego życia. Jak każdy wolontariusz – będzie w miarę możliwości (przynajmniej raz w miesiącu) informował na blogu o tym, jak radzi sobie z nowymi obowiązkami. Wszystkich, którzy trzymają za niego kciuki zapraszamy na swm.pl.
Można też cały czas wspierać projekty realizowane przez wolontariuszy SWM drogą elektroniczną. Adres: http://poznan.swm.pl/darowizna/. Kto chce wesprzeć dzieło współtworzone przez Roberta Bartkowiaka, powinien dokonać wpłaty jej z podaniem jego imienia i nazwiska.
- Na pewno przydadzą się w takim centrum na przykład komputery. Dzięki wpłatom będziemy mieli szansę je kupić. O wszelkich zakupach informować będziemy w internecie – wyjaśnia Bartkowiak. (Al)
Gazeta Kościańska
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Powodzenia!