Magazyn koscian.net
17 czerwca 2014Szkoła w jabłoniach
- Osiem pokoleń?! Nie wiedziałam. To chyba moja babcia jeszcze się tu uczyła! I jeszcze jej babcia!? – dziwuje się jedna z najstarszych mieszkanek Żegrówka. Ona sama uczyła się tam jeszcze w czasach II RP. Za 16 dni 187-letnią szkołę w Żegrówku opuści ostatnich siedmiu uczniów: Jonasz, Daria, Kamil, Kacper, Oliwia, Ola i Roksana. Szkoła przestaje istnieć
Wolność w sadzie
Gdzieś na niebie śpiewają skowronki. W powietrzu unosi się odurzający zapach kwiatów czarnego bzu. Szkołę ledwo widać. Zasłaniają ją rozłożyste gałęzie wielkich, starych jabłoni i wijące się na wietrze witki wiśniowych drzew. Drewniany plac zabaw oblepiły cztero-, pięcio-, sześcio-, siedmio- i dziewięciolatki. Żegrówko, 5 czerwca. Sad przed szkołą. Przerwa.
- Jeśli tak lubisz komputery, to przenieś się w wirtualny świat. Ten ci się nie podoba? – pyta kąśliwie Kacper. Kamil przechodzi na drugą stronę drewnianej barierki.
- Może się przeniosę... - odpowiada. Na razie obaj są w realu. Lubią się sprzeczać. Huśtawki opanowały dziewczęta. Na jednej Roksana, na drugiej pięciolatka z przedszkola. Na karuzeli dziewczynka w leginsach w różowe groszki trzyma sztywno nogę opartą o rękę koleżanki. Zdrapała strupek i dwa groszki zalały się czerwienią krwi. Słońce przebija przez liście jabłoni i oślepia dziewczynkę kręcącą skakanką. Pani Basia rozwija materiałowy tunel i linowe drabinki na trawie, i zaraz stają tam obok siebie i przedszkolaki, i uczniowie. Rodzinnie...
- O tak. U nas rodzinnie – uśmiecha się pani Basia, czyli kierownik Szkoły Filialnej w Żegrówku Barbara Ławniczak. Uczy tu od 27 lat. - Wszyscy się tu znają. Dzieci mieszkają obok siebie, albo niedaleko. Razem chodzą do szkoły, razem wracają do domów i często bawią się razem popołudniami. Często też naprawdę są rodziną – znów się uśmiecha.
W piaskownicy toczy się wielka budowa. Królują przedszkolaki. Tu, gdzie kiedyś był szkolny warzywniak teraz jak piłeczka w rytm sznurowej skakanki odbija się dziewczynka w białych rajstopkach. Na huśtawkę wskakuje Roksana. Wybija się mocno, buja szybko i nagle zeskakuje. Tu nie ma dzwonka, a w każdym razie się go nie używa. Po co dzwonić? Wystarczy powiedzieć, że czas na wyjście, albo powrót do szkoły. Tym razem część lekcji odbędzie się po prostu w sadzie, i granica między lekcją, a przerwą zaciera się jeszcze bardziej. Ktoś przynosi flagę, ktoś krzesełka. Ola dostaje krakowską czapkę, a Oliwia pożyczoną od jednego z maluchów z napisem POLSKA. Cztero, pięcio, sześcio-, siedmio- i dziewięciolatki cichną, i siadają na zjeżdżalni, wieży, i drabinkach.
- Wiecie, jakie wczoraj było święto? - pyta pani Basia. Dziewięciolatki niemal chórem odpowiadają, że dwudziesta piąta rocznica pierwszych wolnych wyborów. Potem kilka prostych zdań o czasach PRL-u i uroczyste otwarcie urny, do której trzecioklasiści wcześniej wrzucili swoje osobiste życzenia dla świętującej ojczyzny. Siedem życzeń wyjmuje Oliwia, a czyta Ola: ,,żeby w Polsce był pokój i dobro i żeby nie było trzeciej wojny na świecie i żeby Polska nigdy nie zniknęła z mapy’’ – niesie się jej cichy, spokojny głos.,, Kocham moją ojczyznę i nie chcę by ktoś ją zmieniał’’ – czyta zacinając się, aż w końcu milknie wpatrując się z uporem w karteczkę w dłoniach.
- No, nie mogę się tych gryzmołów doczytać – skarży się, a ze zjeżdżalni słychać oburzenie. Ola czyta jednak dalej: ,,Życzę mojej ojczyźnie, żeby była coraz piękniejsza...’’ , ,,żeby nie wycinano lasów i żeby śmiali się ludzie’’...
Jedna z przedszkolnych dziewczynek siada w tym czasie na huśtawce i buja się wysoko. Pachnie bez, śpiewa skowronek, świeci słońce.
187 lat szkoły
,,Pierwszy budynek szkolny na tutejszym terenie został zbudowany w 1837 roku. Cały dom i do niego przyległe budynki gospodarcze były z drzewa i pokryte słomą’’ – tak zaczyna się pierwsza zachowana w szkole kronika. Pisana równo, metodycznie, piórem. Prawdopodobnie autorką jest legendarna nauczycielka żegrowskiej szkoły - Pelagia Rzepkówna ( uczyła tu od 1921 roku do 1961 z przerwą w czasie okupacji). Dalej dowiadujemy się, że w 1851 roku szkoła razem z zabudowaniami doszczętnie spłonęła i w tym samym roku na pogorzelisku została zbudowana nowa – obecna szkoła. Tradycje szkolne mają tu więc 187 lat, a sam budynek 163 lata.
- Kronika o tym nie mówi, więc nie wiem, skąd to przekonanie, ale zawsze mówiło się, że szkołę budowano tu społecznie. Że to był taki zryw lokalnej społeczności – opowiada Barbara Ławniczak.
Jedno jest pewne - lokalna społeczność do zrywów na rzecz szkoły była tu zawsze chętna i gotowa. Oba place zabaw – ponad trzydziestoletni w podwórzu i drewniany z certyfikatami w sadzie - powstały z inicjatywy, pracy i funduszy rodziców. Rodzice fundowali lub zarabiali na zabawki, nowe okna, pomoce dydaktyczne.
To szkoła skupiła rady sołeckie, radnych gminnych, koło gospodyń wiejskich, ochotniczych strażaków i harcerzy Żegrowa, Żegrówka i Bielaw w tak zwaną Trójwieś. W końcu Trójwieś wyznacza jej obwód szkolny. Dziś Trójwieś wspólnie świętuje, wspólnie buduje, wspólnie zbiera pieniądze na wspólne inicjatywy.
Jaka ta szkoła? Z ulicy prawie jej nie widać. Zasłania ją sad. Aleja śliw przy drodze wyprowadziła na prostą drogę jakieś osiem pokoleń. Idzie się nią prosto na podwórko przy szkole, pod dorodnym kasztanowcem trzeba skręcić w prawo i już jesteśmy pod drzwiami. Szkoła ma numer 1. A więc stare drzwi z podkową przybitą do futryny (jeszcze za pani Rzepkówny) i korytarzyk. Ten – jakieś sześć lat temu bardzo się zmienił. Zmniejszono izbę lekcyjną po prawej, powiększono szatnię i zbudowano nowe łazienki. Stara ubikacja dyskryminowała tęższych. Prowadziły do niej pięćdziesięciocentymetrowe drzwi, których nawet nie dało się szeroko otworzyć, bo wadziły o schody. Po lewej klasyczna, przestronna słoneczna izba lekcyjna. Dziś jest tam sala przedszkolna (króluje tu Agnieszka Łochowicz i jej 22 kilkulatków), a popołudniami świetlica opiekuńczo-wychowawcza. Po prawej mała sala lekcyjna – dla ostatnich uczniów. Kręte drewniane schody i na piętrze, de facto na stryszku, harcówka, a obok salka komputerowa. Do pokoju nauczycielskiego i biblioteki w jednym (jakieś dwa na trzy metry) wchodzi się mijając potężny szkolny komin. Tynki na piętrze wyglądają na wykonane jeszcze przez ojców założycieli szkoły. Z okna w pokoju nauczycielskim widać podwórko w oparach czarnego bzu.
Od wielu lat uczy się tu dzieci tylko w klasach od 1 do 3. A mimo to w tej maleńkiej szkółce od 27 lat redaguje się szkolny miesięcznik (,,Smurfy’’). Regularnie. Nawet teraz, gdy zostało tylko siedmiu uczniów. Wiele lat działał promujący zdrowie ,,Klub Wiewiórka’’, było kółko komputerowe, potem europejskie, ekologiczne. Nadal działa taneczne i języka angielskiego. Jest biblioteka (księgozbiór darowany przez amerykańską fundację). Od 27 lat działa tu pierwsza w Żegrówku drużyna harcerska ,,Słoneczna Gromada’’ a popołudniami największa sala - dziś przedszkolna – zamienia się w ,,świetlicę terapeutyczną’’. Szkolną gazetkę zdobią dyplomy uczniów zdobyte w konkursach, a na szafce stoi tam rzędem większość zdobytych przez lokalną społeczność pucharów. Przez lata je tu znosili.
- Zachęcamy nasze dzieci do brania udziału w konkursach gminnych, powiatowych i nawet ogólnopolskich – mówi kierownik Ławniczak. Zdobywają nagrody i pozbywają się kompleksów. Chcemy, by były pewne własnej wartości...
Żegrówko jest chyba pierwszą wsią w kościańśkim powiecie, w której odbywają się koncerty Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy (regularnie od 12 lat). Rok w rok są tam przedstawienia jasełkowe, przedstawienia z okazji Dnia Babci i Dnia Dziadka, Święto Rodziców, Dzień Dziecka itd. I to nie tylko dla rodziców i dziadków, ale dodatkowo dla wsi po prostu. Szkoła aktywnie uczestniczy w każdym lokalnym wydarzeniu.
Cóż się dziwić. Około 70% mieszkańców Bielaw, Żegrowa i Żegrówka jest jej wychowankami. Uczyli się tam dzisiejsi strażacy, sołtysi, harcerze, gospodynie wiejskie, radni, pradziadkowie, dziadkowie i rodzice kolejnego pokolenia wychowanków. Tu starsi uczniowie pomagają młodszym ubierać się przed wyjściem na spacer. Przez dziesiątki programów i projektów od kilkudziesięciu lat wychowuje się ludzi nieobojętnych.
- Tu, pani, sami swoi są. Szkoła też taka swoja. Ja tam chodziłam, moje dzieci, wnuki... - wzdycha spotkana na ulicy pani. Imienia podać już nie chce. Ale szkołę chwali. Dobra, i tyle się w niej dzieje. - To zawsze lepiej, jak to koło domu jest. Chwila moment i już dzieciaki w szkole, a zaraz po lekcjach w domu. A teraz w Śmiglu, to naukę skończą o dwunastej i do drugiej czekać muszą na autobus. Tak słyszałam...
- Pewnie za drogo było ją utrzymywać, ale aż żal było patrzeć, jak te maluszki do autobusu wsadzali z tymi wielkimi tornistrami, do tej wielkiej szkoły w Śmiglu wieźli. Toż takie małe powinno się przede wszystkim czuć bezpiecznie. Tu na pewno było im lepiej... - dodaje inna pani.
Imienia do gazety nikt podać nie chce, bo mówią, że to się afera zrobiła z tym zamykaniem. Szkoła umiera powoli. Drugi rok. Po prostu drugi już rok nie otwarto tu pierwszej klasy. Dwa lata z rzędu wypadało po dwoje dzieci w roczniku. Wszystko wskazuje na to, że w kolejnych latach będzie lepiej, ale szkoła tego już nie doczeka. Teraz jest tak, że została jedna – ostatnia klasa. Siedmiu uczniów, którym pozwolono dokończyć tu naukę. Symboliczna siódemka. Cztery dziewczynki i trzech chłopców.
25-lecie walki o polską szkołę
,, Dziecku mojemu zabraniam stanowczo odmawiać modlitwy, katechizmu i historii biblijnej w języku niemieckim. Proszę uczyć moje dziecko religii w języku polskim’’ – trzydzieści listów tej treści leżało na szkolnej katedrze jesienią 1906 roku. Nauczycielem był wtedy Polak – Julian Wolniewicz. Obok kartek leżało trzydzieści zestawów do nauki religii po niemiecku. Tak zaczął się strajk szkolny w Żegrówku, który trwał aż do 14 czerwca 1907 roku. Już następnego dnia po opisanym zdarzeniu w Zieminie była konferencja zwołana przez inspektora szkolnego na której nakazano zbuntowane dzieci oddzielić od reszty i zatrzymać na dwie godziny po lekcjach.
,, Tak też się stało. Skutek był taki, że dzieci strajkowały jeszcze bardziej stanowczo. Podział na dzieci ,,dobre’’ i ,,złe’’ obudził w nich ducha solidarności...” - napisał Jan Pawicki (,,Witryna Śmigielska, maj 2002 roku). Z czasem strajkujących przybyło. Większość lekcji religii odbywała się w ciszy. Dzieci milczały w trakcie modlitwy. Nie odpowiadały na pytania. Czy, jak w innych szkołach , karano je chłostą, nie ma na ten temat informacji. Raczej nie. Na pewno wbrew woli gminy Żegrówko i wbrew woli nauczyciela przysłano do szkoły stróża dla rzekomej ochrony. Dzieci karano aresztem szkolnym, a rodziców grzywną. Dotkliwą – dodajmy. Grzywną, którą ci za radą prawnika płacili, a którą potem starali się w sądzie zaskarżyć. Przegrali.
Od piętnastu lat w szkolnym korytarzu wisi pamiątka z obchodów 25-lecia walki o szkołę polską. Drugiego lutego 1930 roku Komitet Obchodu tego święta w Warszawie przyznał uczniowi żegrowskiej szkoły – Maciejowi Rance ,,odznakę honorową za walkę o szkołę polską’’.
- Przywiozła go jego córka, Teodozja – opowiada kierownik Ławniczak. - Mówiła, że to była ostatnia wola jej ojca, by to do jego szkoły trafiło. Opowiadała wtedy dzieciom o wychowanym w Żegrówku Macieju, dla którego strajk był początkiem walki o wolność. Potem brał udział w I wojnie światowej, skąd z frontu zjechał wprost na w powstanie wielkopolskie. Zaciągnął się na wojnę bolszewicką i brał udział w kampanii wrześniowej. Mieszkał potem w Ostrorogu. Zmarł w 1965 roku. Pamiętam, że mówiła, że dyplom ten nie dawał jej spokoju. Przyjechała, bo czekała ją jakaś operacja. Kilka miesięcy później dowiedziałam się, że po niej zmarła.
Dyplom przez lata wisiał w korytarzu tuż nad wieszakami na dziecięce kurtki. Potem przeniesiono go na klatkę schodową. Teraz wrócił na korytarz. Na górę przecież już mało kto chodzi. Dyplom ma numer 2108. To taka szkolna świętość.
- To najlepsza szkoła na świecie! - śmieją się trzecioklasiści pytani, czy lubią swoją szkołę.
- Tu nawet nauka jest fajna – dodaje poważnie Kacper.
Nie ma dzwonka. Nauczycielka po prostu mówi: pochowajcie swoje rzeczy. Kończymy. Szybkie sprzątanie i kilka minut później cała siódemka jest na swoich nowych, komunijnych rowerach. Odjeżdżają. Jeszcze tylko szesnaście dni... (Al)
GAZETA KOŚCIAŃSKA 23 (797) / 2014
Fot. Alicja Muenzberg Czubała
Zgłaszasz poniższy komentarz:
:)