Magazyn koscian.net
09 lipca 2019Wynoś się raku!
Gdy dowiedziałam się, że mam raka, nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Chciałam krzyczeć: to za wcześnie, to choroba starszych ludzi! – mówi Zuzanna Tumasz. Mieszkanka Nowej Wsi, pod Śmiglem od pięciu lat walczy z nowotworem. Ma dla kogo. Sama wychowuje dwie córeczki. Żeby zyskać czas dla nich potrzebuje 180 tysięcy złotych na roczną terapię nierefundowanym lekiem
Wszyscy żyli nadzieją
Do 2012 roku Zuzanna Tumasz nie miała kłopotów ze zdrowiem. Wyszła za mąż. Urodziła córeczkę. Nie chciała, żeby Elżbieta wychowywała się sama. Wspólnie z mężem zdecydowała się na drugie dziecko. Starania o zajście w ciążę poprzedziła wizyta u ginekologa. Zuzanna chciała sprawdzić, czy jest zdrowa i nie ma przeciwwskazań do kolejnej ciąży. W trakcie badań lekarze znaleźli guzka. Został zdiagnozowany jako niezłośliwy i określony jako torbiel. Zapadła decyzja o operacji. Guzka nie udało się jednak usunąć w całości. Był zbyt blisko kręgosłupa. Krótko po operacji wrócił do swoich rozmiarów. Późniejsze zabiegi nie poskutkowały. Lekarze stwierdzili jednak, że Zuzanna może zajść w ciążę. Uznali, że może właśnie to pomoże. Liczyli na to, że pod wpływem hormonów guz zmniejszy się, a być może zaniknie. Wszyscy żyli tą nadzieję. Guz miał być niegroźny. Życie napisało jednak inny scenariusz...
To nie choroba młodych ludzi!
W 2013 roku Zuzanna była w upragnionej ciąży. Niestety, wszystko potoczyło się inaczej, niż przewidywali lekarze. Guz zamiast maleć rósł w zastraszającym tempie. Druga: córeczka, Diana urodziła się w styczniu 2014 roku, dwa miesiące przed czasem. Jako wcześniak przez rok była rehabilitowana. Dziś jest zdrowym dzieckiem i dobrze się rozwija. Zuzanna opiekowała się córeczkami i walczyła o swoje zdrowie. Kilka miesięcy po porodzie przeszła kolejną operację. Zabieg niczego nie poprawił. Następną operację przeszła już w Centrum Onkologii w Poznaniu. Ona również nie przyniosła poprawy. Wyniki badań histopatologicznych zwaliły Zuzannę z nóg. Okazało się, że ma złośliwy nowotwór jelita grubego – gruczolaka miednicy mniejszej.
- Gdy dowiedziałam się, że mam raka, nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Chciałam krzyczeć: to za wcześnie, to choroba starszych ludzi. Ja nie miałam jeszcze trzydziestu lat – mówi Zuzanna Tumasz. - Najpierw było niedowierzanie. Myślałam, że to pomyłka. Przecież nie mogę, mieć raka, nie mogę umrzeć. Gdy uświadomiłam sobie, że ten potwór naprawdę mnie zaatakował, byłam zrozpaczona.
Nie wyleczymy pani
W 2014 roku Zuzanna została pacjentką onkologiczną. Lekarze nie ukrywali, że sytuacja jest trudna. Mówili wprost, że nie ma szansy na wyleczenie. Obiecali jednak robić wszystko, żeby powstrzymać raka jak najdłużej. W jej rodzinie nikt wcześniej na raka nie chorował.
Zuzanna walczy z chorobą od pięciu lat. Nie jest już w stanie zliczyć ile cykli chemii przeszła. Na co dzień towarzyszy jej ból i skutki uboczne związane z przyjmowaniem leków. Włosów nigdy nie straciła. Kiedyś nosiła długie. Zdecydowała się je obciąć dla wygody. Mimo przeciwności walczy z chorobą. Ma dla kogo. Sama wychowuje dwie córeczki. Elżbieta ma 8 lat, a Diana 5. Potrzebują mamy. Po kolejnych dawkach chemii często nie jest w stanie normalnie funkcjonować. Nie zostaje w szpitalu. Woli dochodzić do siebie w domu i mieć blisko swoje dzieci. Może liczyć na pomoc rodziny i przyjaciół.
- Nie wiem, jak się im wszystkim odwdzięczę - mówi mama dwóch dziewczynek.
Terapia za 180 tysięcy złotych
W Centrum Onkologii Zuzanna jest już weteranką.
- Jestem na leczeniu paliatywnym. Wiem jak to brzmi. Przyjmuję leki, które pozwalają mi żyć komfortowo i dobrze się czuć – podkreśla mieszkanka Nowej Wsi. - Niestety, kończą się już propozycje lekarzy, i to co może mi zaoferować Narodowy Fundusz Zdrowia. Przyjmuję właśnie ostatnią chemię. Innej już nie ma. Jeżeli nie pomoże, zostanie mi już tylko Lonsurf, lek powstrzymujący raka. Problem w tym, że nie jest refundowany.
Roczna terapia to koszt ponad 180 tysięcy złotych. Zuzanna nie jest w stanie za nią zapłacić. Utrzymuje się z zasiłków z pomocy społecznej. Nie przyznano jej renty ze względu na zbyt krótki staż pracy. Próbowała pracować po urodzeniu Diany. Jej organizm był już jednak wycieńczony chemioterapią. Nie dawała rady chodzić do pracy, zajmować się domem i opiekować dziećmi.
O nowotworze do niedawna wiedziała tylko rodzina i najbliżsi przyjaciele Zuzanny. Nie mówiła o chorobie, bo bała się reakcji ludzi. Na opowiedzenie swojej historii zdecydowała się dopiero w momencie uruchomienia zbiórki pieniędzy na potrzebny lek. Nigdy wcześniej o taką pomoc nie prosiła.
- Wielu chorych, z którymi spotykam się w szpitalu, zbiera pieniądze na leczenie ratujące lub pozwalające przedłużyć im życie. Chciałabym, żeby w Polsce było więcej leków refundowanych na nowotwory w trzecim i czwartym stadium – mówi Zuzanna. - Do zbiórki pieniędzy przekonała mnie koleżanka. Tydzień po uruchomieniu jej w internecie nie pokazałam się jeszcze we wsi. Jeżeli potrzebuję coś ze sklepu, to wsiadam w samochód i jadę.
Mam w sobie żal
Zuzanna przyznaje, że emocje czasami biorą górę. Bezradność i bezsilność powoduje, że do oczu same napływają łzy. Powodem do radości są jednak córeczki. Gdy na nie patrzy, na jej twarzy pojawia się uśmiech.
- Ela i Dianka wiedzą, że choruję. Po rozmowie z psychologiem uznałam, że lepiej nie ukrywać tego przed nimi, żeby cały czas czuły, że są w tym wszystkim ważne. Na swój sposób przeżywają moją chorobę – zdradza mama dziewczynek. - Staram się nie zabierać im dzieciństwa, nie oczekuję, żeby stały nade mną w domu. Są żywiołowe i kochane, jak to dzieci. Mają swoje dobre i złe dni. Czasem w swojej złości mówią: „wykopię ci tego raka” albo „wynoś się raku”. Mam do siebie żal, że nie znają zdrowej mamy. Tego mi właśnie brakuje. (h)
Zbiórka pieniędzy na leczenie Zuzanny prowadzona jest za pośrednictwem Fundacji Siepomaga. Została uruchomiona 21 czerwca na stronie internetowej www.siepomaga.pl/zuza-tumasz . Pieniądze można także wpłacać tradycyjnym przelewem na konto Fundacji: 89 2490 0005 0000 4530 6240 7892 z dopiskiem 18755 Zuzanna Tumasz darowizna.
www.siepomaga.pl/zuza-tumasz