Magazyn koscian.net
26 sierpnia 2014Zdrowi na złość Putinowi!
Ponad tysiąc rodzin w powiecie kościańskim żyje z ogrodnictwa i sadownictwa. Embargo Rosji na nasze owoce i warzywa wisi nad nimi jak topór. - Boimy się. Po prostu się boimy – mówi Krystyna Bertold ze Śmigla. - Za tydzień, dwa , trzy może się okazać, że w ogóle nie będziemy mogli sprzedać swoich produktów – stwierdza Rafał Stam z Poladowa.
Tu mało kto sprzedawał owoce lub warzywa do Rosji, ale wszystkich dotknie w końcu tąpnięcie cen na rynku. Bo nie tylko o jabłka tu przecież chodzi. Embargo dotyczy wszelkich płodów rolnych – od jabłek począwszy po gruszki, cebulę, kapustę, marchew itd.
Powiat kościański jest największym producentem jabłek i czereśni w regionie (od Rawicza po Nowy Tomyśl). Sadami mamy tu obsadzonych ponad osiemset hektarów ziemi. Z czego ponad pół tysiąca hektarów - jabłoniami, a 170 – czereśniami. Mamy tu też 55 ha śliw i 70 ha wiśni. 120 hektarów sadów utrzymuje na stałe około 200 rodzin (gospodarstwa indywidualne) i co najmniej dwa razy tyle samo pracowników sezonowych. 184 rodziny żyją z uprawy warzyw i też zatrudniają pracowników sezonowych. W sumie w sadownictwie i ogrodnictwie na życie zarabia ponad tysiąc osób.
- Boimy się. Po prostu się boimy – mówi Krystyna Bertold ze Śmigla. Jabłoniowy sad rodzina prowadzi od osiemnastu lat. Od dziesięciu w drzewa inwestuje syn.
- Mamy cztery hektary sadu i stałych, hurtowych odbiorców. Mąż już do nich dzwonił i pytał, czy nadal będą z nami współpracować. Twierdzą, że tak – dopowiada Patrycja Bertold. - Ceny jednak już lecą w dół, a może być jeszcze gorzej. Martwimy się. Kilka lat temu zmarzły nam zawiązki i zamiast ponad stu, zebraliśmy tylko kilka ton jabłek. Teraz dopiero wychodzimy po tym na prostą i dokłada nam Putin. Wszyscy go tu klną... A drzewa obrodziły wyjątkowo. Ma być więcej, jak 150 ton.
Bertoldowie jabłka zbierać zaczną we wrześniu i we wrześniu zderzą się z rynkiem. Rodzina Urbaniaków z Bruszczewa swoje jabłka już sprzedaje za połowę ceny.
- Jak tylko to embargo ogłosili, ceny od razu spadły. My nie sprzedawaliśmy do Rosji nic, ale ci co sprzedawali, teraz upychają swój towar na nasz rynek i spuszczają ceny. Co będzie dalej, nie wiem. Musimy jakoś ten rok przetrwać. Nie będzie żadnych inwestycji, tylko czekanie – deklaruje Mirosława Urbaniak z Bruszczewa. Prowadzi sad od ponad dwudziestu lat.
Rodzina Kreuschnerów – ma prawie siedem hektarów ziemi obsadzonych sadami, malinowym chruśniakiem, ogórkami, fasolą, kalarepą, pomidorami, czerwonymi burakami, cukinią i dynią. Prowadzą najstarsze ogrodnictwo w Śmiglu - są spadkobiercami znanego w całej okolicy Wilhelma Kreuschnera, który zaczynał jeszcze w czasie II RP. Wszystko co wytworzą, sprzedają na targu. Tam jest jeszcze stabilnie.
- Na razie nie odczuliśmy nic. Na targu ceny są aż nadto trwałe. Stoją od trzech, czterech lat. Tylko nasiona są coraz droższe. Embarga tam jeszcze nie czuć, ale i bez niego wyżyć nam z ziemi coraz trudniej – wyjaśnia pani Agnieszka, wnuczka Wilhelma.
- Jak tylko coś kosztuje więcej jak złotówkę, ludzie już nie kupią – wyjaśnia jej mama Bożena. - I tak od kilku już lat. A nam koszty tylko rosną... Jak teraz jeszcze ceny miałyby spaść, to nie wiem, co z nami będzie.
Tąpnięcie cen odczuł za to Rafał Stam z Poladowa. Ma cztery hektary upraw. Głównie pomidorów i ogórków.
- Myślę, że wielkie plantacje mogą mieć wielki problem, i to już. Ja działam lokalnie i na razie odczuwam tylko spadek cen. Za tydzień, dwa, trzy jednak może się okazać, że w ogóle nie będziemy mogli sprzedać swoich produktów – mówi poważnie.
Skoro o wielkich ,,badylarzach’’ mowa, zajrzeliśmy i do jednego z większych – Ryszarda Waligóry z Koszanowa. Ma 3 hektary pod szkłem. Uprawia pomidory i ogórki.
- Około trzydziestu procent mojej produkcji jeszcze niedawno jechało do Rosji. Pośrednicy wywozili. Teraz po prostu już nie zamawiają – wyjaśnia. W chłodni na razie nic nie zalega. Spadek cen na giełdzie daje się jednak we znaki.
- Ja już dokładam do tego interesu. Ile w tym wpływu embarga, nie wiem. W sierpniu cena pomidorów zwykle trochę spada, bo spada popyt. Ludziom pomidory w ogródkach dojrzewają, dzielą się nimi z rodziną i sąsiadami, i finalnie mniej kupują od nas. A pogoda dopisała i pomidory w ogrodach ładnie obrodziły. W tym roku cena spadła jednak dużo znaczniej. O jedną trzecią w stosunku do ubiegłorocznej. Jak wielkie będą straty, dowiemy się we wrześniu.
Na razie ani o niszczeniu zbiorów, ani też o wstrzymaniu prac na plantacji nie myśli.
- Jak się pomidorów nie zerwie, zgniją i doprowadzą do gnicia całej rośliny, a ona ma owocować do listopada. Zerwać i pielęgnować musimy. Agencja Rynku Rolnego dopytuje nas, co będzie za kilka tygodni, a ja nie wiem, co będzie jutro! Mówi się, że może trzeba będzie zutylizować zbiory. Nie wiem, czy będę miał sumienie. Jak będzie bardzo źle, po prostu w grudniu nie nasadzimy nowych roślin. Trzeba będzie zwinąć ten interes – mówi wzruszając ramionami. - Jesteśmy jednak optymistami, bo miał już kupiliśmy – dodaje zaraz z uśmiechem.
Wszyscy czekają i na rozwój zdarzeń, i na decyzje Unii, i naszych władz. Tuż po wprowadzeniu embarga deklarowano, że rząd wesprze plantatorów niezależnie od decyzji unijnej komisji. Teraz mówi mniej i decyzji na razie brak. Trudno też tymczasem ocenić stopień strat.
- Codziennie rankiem przeglądamy otrzymane dokumenty i informacje w mediach. Na razie nie ma dla nas żadnych dyspozycji. W najbliższych dniach jednak powinno się coś wydarzyć – wyjaśnia pracownica poznańskiego oddziału Agencji Rynku Rolnego.
Na dyspozycje czeka też kościański oddział Wojewódzkiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego.
- Jeśli ruszą jakiekolwiek dofinansowania dla plantatorów, na pewno pomożemy im w składaniu wniosków – wyjaśnia Jan Szczepaniak, kierownik placówki WODR. - Na razie nic nie wiemy. Nie wiemy - czy? Nie wiemy – kogo ma to dotyczyć? Nie wiemy - na jakich warunkach, ani jakie dokumenty trzeba będzie złożyć. Czekamy na rozwój zdarzeń. Jak wszyscy.
Co zrobić nagle z dwudziestoma tysiącami ton jabłek? Top Farms – jeden z największych producentów jabłek w naszym powiecie (84 hektary sadów) swoje kilka tysięcy ton owoców, może przerobić na sok. Mali plantatorzy nie mają tak łatwo. Rodzina Bertoldów ponad sto ton przechować może do wiosny przyszłego roku w swojej chłodni. Kto takiej nie ma, swoje zbiory musi sprzedać.
- Pomidory mogę przechowywać najwyżej dwa tygodnie. Potem, choćby za grosze, ale warto sprzedać, żeby się chociaż kartoniki do pakowania zwróciły – wyjaśnia Ryszard Waligóra.
- Smażyć przecier? Z takich ilości? To nie są czasy chałupnictwa – obrusza się Mirosława Waligóra.
- Nie jesteśmy na to gotowi – kiwa głową pan Ryszard. - Nikt nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Przygotowanie się na taką ewentualność to spora inwestycja i bardzo czasochłonna. Trzeba mieć pozwolenia, certyfikaty itd. Na dodatek uprawiamy odmiany nie specjalnie nadające się do przetwórstwa.
Soków tłoczyć, ani musów jabłkowych smażyć nie będzie też rodzina Urbaniaków.
- Nie stać nas na to – mówi krótko gospodyni i wzdycha.
Adam Kreuschner ze Śmigla nawołuje do zachowania spokoju.
- Nie narzekajmy! Żyjmy biednie, ale w zgodzie i pokoju – apeluje senior rodu. - Ja już raz przed Ruskimi uciekałem. Z mamą. Przez płoty. Nie chcę tego drugi raz przechodzić. Byleby wojny nie było! Z resztą damy sobie radę. Nie embargo, ale wojna jest niebezpieczna. Z tymi jabłkami sobie jakoś poradzimy, tylko się nie kłóćmy! – macha ręką.
- Myślę, że nie będzie tak źle, jak się mówi – uspokaja emocje Paweł Maćkowiak z Nowego Dworu pod Krzywiniem. Ma cztery i pół hektara jabłoniowego sadu. O zbyt swoich jabłek na razie się nie martwi. - Nasze jabłka są smaczne, a polskie koncentraty jabłkowe – najlepsze na świecie. Jeśli więc coś tąpnie na rynku, jeśli nie jabłka, to koncentraty się sprzedadzą. Wygrywamy jakościowo.
Pokojowy protest przeciw Putinowi – czyli jedzenie mu na złość naszych jabłek - nie koniecznie uratuje plantatorów i może znacząco nie pomoże ich pracownikom, ale na pewno pomoże nam. Będziemy zdrowsi. Zważywszy zaś, że embargiem obłożone są wszystkie warzywa i wszystkie owoce – nie zostaje nam nic innego, jak ku uciesze dietetyków – je też w ramach protestu zjadać. Smacznego (Al)
Część danych w artykule pochodzi z zasobów GUS
Gazeta kościańska nr 33/2014
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Jadłam, jem i będę jadła jabłka. Najlepsze polskie. Polecam )