Magazyn koscian.net
04 Sie 2015Zemsta Stalina pod Śmiglem
- Co za ból! Roztopione żelazo przy tym to łaskotki. Tego nie da się opisać – wykrzywił się pan Eugeniusz z Borowa. Trzydzieści dwa lata temu 300 metrów od rodzinnego domu poparzył się barszczem Sosnowskiego – niebezpieczną rośliną z Kaukazu. Do tej pory rosła ona tylko w Borowie w gminie Czempiń. W tym roku zlokalizowano ją i pod Śmiglem. - Nie mamy wątpliwości – mówi Kamil Dworczak z Urzędu Miejskiego w Śmiglu
Przed barszczem ostrzegaliśmy na łamach ,,GK’’ dwa lata temu. Alarm wszczął wtedy Jacek Losiak z Kościana, który zlokalizował barszcz na własnym ogródku. Tę samą, albo pokrewną roślinę znaleźliśmy wtedy przy nieczynnym torowisku w Kościanie. Sporo wysokich rozet było przy drodze krajowej numer pięć, a szczególnie wysokie okazy tuż przed Poninem. Rosły też pod Bonikowem i w okolicy Sepna. Czy to jednak barszcz Sosnowskiego, nie wiadomo. Barszcz występuje w wielu odmianach. O pomoc wtedy poprosiliśmy kościański oddział Wojewódzkiego Inspektoratu Ochroni Roślin i Nasiennictwa. Specjaliści z WIORiN przyszli roślinę w ogródku pana Jacka obejrzeć i obfotografować.
- To najprawdopodobniej barszcz zwyczajny, znany tutaj od wieków. Kiedyś go kwaszono i gotowano na nim zupę, stąd nazwa barszcz. Około dziewiętnastego wieku wyszedł zupełnie z naszych kulinariów – ocenił wówczas Tomasz Kuśnierczak, inspektor WIORiN.
- Najprawdopodobniej, czyli tak na dziewięćdziesiąt pięć procent – dodał inny inspektor. - Gatunków jest dużo i są do siebie bardzo podobne...
Fachowcy byli jednak zgodni co do tego, że na pewno w ogródku pana Jacka nie rośnie niebezpieczny barszcz Sosnowskiego. Wyjaśnili, że ten rośnie tylko w Borowie w gminie Czempiń. Od ponad trzydziestu lat. W tym roku, ani w ubiegłym, innych lokalizacji tej rośliny do tej pory w raportach WIORiN nie potwierdzono.
- W latach osiemdziesiątych plantacja tu była, bo to jako roślinę pastewną sprowadzili – opowiadał nam w 2013 roku Wiesław Homski, szef borowskiego oddziału Hodowli Roślin Strzelce. - Pamiętam, widziałem to. Jako chłopaszek tu byłem. O, tu koło silosu to rosło. Rośliny takie, że kobiet, które tam nasiona zbierały, to widać nie było. A one tam w ciuchach roboczych, szczelnie ubrane, ale normalnie między tymi łodygami chodziły. Dużo tego nie było. Może ze dwa hektary...
Jego zdaniem kłopotu wielkiego z tą rośliną nie ma, gdy wie się, jak z nią postępować, a dokładniej, żeby jej nie dotykać, wykaszać z zachowaniem ostrożności i tępić chemią.
- Pokrzywy też parzą, a roślin, jagód trujących to u nas przecież od groma po lasach i łąkach rośnie, i to o wiele groźniejszych – stwierdza.
Rzecz jednak w tym, że roślina jednoroczna wygląda podobnie do rabarbaru. Mało kto, poza Borowem kojarzy ją jako niebezpieczną. A w Borowie barszcz Sosnowskiego, wątły, bo regularnie wykaszany, rośnie nawet w środku wsi, w kępce trawy przy wjeździe do pałacu, siedziby borowskiego oddziału Hodowli Roślin Strzelce. Rośnie na terenie gospodarstwa, pod murem, niedaleko miejsca, gdzie trzydzieści lat temu była plantacja. Nie pozwala mu się tam jednak zakwitnąć. Bywa i na łąkach, ale jest regularnie przycinany, razem z trawą. Dorodne okazy – wysokie prawie na trzy metry – rosły też w jednym z prywatnych ogródków. Z Wiesławem Humskim objechaliśmy wtedy pola i okoliczne lasy. Barszcz znaleźliśmy tylko przy jednej z miedz i przy torach kolejowych. Bardzo dużo, choć widocznie przycinanych regularnie, rośnie w rowie w niedalekich Szołdrach, ale to już powiat śremski. W Borowie respekt przed tą rośliną mają. Obcych zwykle ktoś życzliwy ostrzeże, dzieciom w barszczu bawić się tam nie pozwala. Większość osób wie, że dotykać tego po prostu nie warto. Ku przestrodze przypomnijmy opowieść pana Eugeniusza. Barszcz poparzył go trzydzieści dwa lata temu, a on do dziś krzywi w bólu twarz, gdy o tym opowiada.
- To rosło jakby rabarbar. Nowa rzecz. Nikt tu nie wiedział, co to jest, a ja – co będę owijał w bawełnę, biegunki dostałem i jak mnie nagle naszło, to... No nic nie miałem przy sobie, to po taki liść sięgnąłem i... O matko! To był moment! Trzydzieści lat minęło, ale... Co za ból! Roztopione żelazo przy tym to łaskotki. Tego nie da się opisać. Może na skórze w innym miejscu to jakoś mniej boli, ale tam... Matko jedyna! Najgorszemu wrogowi nie życzę. Do domu miałem trzysta metrów i te ostatnie to już w kuckach szedłem.
Pan Eugeniusz powtarzał jak mantrę, że uratował go wtedy denaturat. Jak tylko dotarł do domu, przemył nim ranę.
- Ten pierwszy raz to było piekło, drugi lżej, a trzeci jeszcze lżej. Potem w tydzień mi się to zagoiło. W domu babcia prawie wszystko denaturatem leczyła. I to chyba najlepsze było, bo inni po lekarzach jeździli i kilka miesięcy im się rany goiły.
Pracownicy na plantacji częściej niż poparzenia, leczyli reakcje alergiczne skóry powodowane przez olejki eteryczne wydzielane przez barszcz. Ucierpiały też dzieci, które w wysokich na dwa metry rurach, na których były nasiona, dostrzegli materiał na zabawę. Łamali łodygi, cięli na kawałki i robili z tego dmuchawki.
- Miały straszne rany. Wokół ust wyglądało, jakby im ciało gniło – otrząsa się pan Eugeniusz. - Kilku ludzi się tu sparzyło, to się od tej pory już bardzo uważa. Tu wszyscy wiedzą, co to za ziółko. Dzieci się ostrzega. Teraz mogę się z mojej historii śmiać, ale do śmiechu to mi wcale wtedy nie było, nawet teraz, na wspomnienie, aż mi skóra cierpnie...
Minęły dwa lata od tamtej publikacji ,,GK’’ i alarm w sprawie barszczu Sosnowskiego wszczęto w gminie Śmigiel. Tuż przy drodze numer pięć, w lesie, dostrzegł ktoś mierzące prawie trzy metry rośliny z ogromnymi baldachami.
- Pojechaliśmy to obejrzeć i nie mamy wątpliwości. To jeden z tych barszczy, które parzą – wyjaśnia Kamil Dworczak ze Śmigielskiego magistratu. WIORiN jeszcze nie zawiadomiono. Urzędnicy gminy Śmigiel zadziałali szybko i odpowiedzialnie. Rośliny rosną w niedostępnym miejscu, ale i tak otoczono je taśmą. Zawiadomiono właściciela działki – Zarząd Dróg Krajowych i teraz oczekuje się, że ten z niebezpieczną rośliną stoczy walkę. Ponoć poszukiwania firmy zajmującej się niszczeniem barszczu Sosnowskiego już trwają. Na stronie internetowej gminy zamieszczono zaraz też ogłoszenie o występowaniu niebezpiecznej rośliny w gminie i podano numer, pod jaki należy dzwonić, gdy ktoś ją zlokalizuje (65 518 00 03).
- Nie było telefonów. Mamy nadzieję, że to co znaleźliśmy, to jedyne skupisko barszczu w gminie. Może też być tak, że właściciele działek, na których rośnie ta roślina nie dzwonią, tylko po prostu podejmują z nią walkę – mówi Dworczak.
Tę warto zacząć szybko i trzeba prowadzić konsekwentnie. Roślina jest niezwykle wytrzymała, a jej nasiona mogą nawet kilka lat czekać na dogodny czas, by wykiełkować. Opowieści o jej ekspansywności ocierają się o legendę.
- Słyszałem historię, że gdzieś tam wykopywali mnóstwo barszczu i potem wozili go ciężarówkami, i proszę sobie wyobrazić, w następnym roku na drodze, którą go wożono, wyrósł barszcz Sosnowskiego. Na asfalcie! – opowiadał nam Jacek Losiak z Kościana. (Al)
GK 29/2015