Magazyn koscian.net
2008-06-25Zjazd Rolbudy (galeria)
Mają dzieci, wnuki, własne firmy, wysokie stanowiska, są rolnikami, handlarzami, nauczycielami, radnymi, senatorami, księżmi, artystami, ale w sobotę, 21 czerwca, znów byli uczniami ,,rolbudy’’. Na zjazd absolwentów w 35-lecie pierwszej matury przyjechało do szkoły w Nietążkowie około 400 osób. Zwołała ich Teodozja Ratajczak.
Zjeżdżać do szkoły zaczęli już o jedenastej: pięknie ufryzowane panie w odświętnych kreacjach i panowie „pod krawatami”. Zjechali z gór, znad morza, a nawet z zagranicy. Wielu nie było w szkole od kilkudziesięciu lat.- Wszystko mi się jakieś mniejsze wydaje - stwierdził ni to do mnie, ni do siebie przechadzający się pod aulą pan Tadeusz - lat trochę ponad czterdzieści, jasny garnitur, wąs.
Spotkali się w szkolnej auli, a uroczystość otwarł stary, szkolny, ręczny dzwonek. Przemawiali dyrektorzy, przemawiali zacni goście, dziękowano, chwalono, wspominano, a wreszcie do sali weszły poczty sztandarowe ze szkolnym i polskim sztandarem, i wypełniona niemal po brzegi sala gromkim głosem odśpiewała szkolny hymn. Potem koncert muzyczny dali absolwenci - Maciej Brzeziński i Urszula Dopierała, a kabaretowy występ (niezwykle udany) - miał wicedyrektor Wojciech Ciesielski.
- Myślałam o tym od trzech lat. Jestem absolwentką szkoły w Bojanowie. Tam tradycją jest, że co pięć lat jest zjazd. A tu nawet spisu absolwentów nie było. Trzydziestopięciolecie pierwszej matury to był dobry pretekst i zaczęliśmy - wyjaśnia Teodozja Ratajczak, nauczycielka nietążkowskiej szkoły przez 30 lat (najpierw przedmioty zawodowe, a potem biologia). Od 2004 roku na emeryturze. Siedzieliśmy w sali, w której wystawiono kroniki szkolne, internatu, ognisk, kół, drużyny OSP, klas i spółdzielni uczniowskiej. W sali obok jest wystawa prac artystycznych absolwentek: Violetty Dolczewskiej, Elżbiety Przybeckiej i Lucyny Dudkowiak. Na korytarzu uczennice sprzedają bukiety kwiatów i bileciki ,,dla nauczyciela, albo miłości ze szkolnych lat’’. Na ścianach wiszą tabla sprzed 35, 34, 33 .... i kilku lat. Co rusz słychać kroki kogoś, kto na zdjęciach szuka swego odbicia sprzed lat. A pani Teodozja opowiada, jak dotarła do dzienników wszystkich 82 klas średnich, jakie uczyły się w tej szkole (szkoła ciągle je archiwizuje!), jak spisywała adresy i pisała listy do 2013 absolwentów.
- Tylko sto pięćdziesiąt listów wróciło. Wysyłaliśmy je w marcu. Do końca kwietnia mieli się zdeklarować, czy przyjadą. I zdeklarowało się... czterdzieści osób. Blady strach... Wstrzymałam wydanie książki. Już chciałam powiadomić ich, że zjazdu nie będzie, ale rozdzwonił się telefon. Dzwonili, czy można, czy da się... Do końca maja mieliśmy już na liście dwieście osób, a do dziś zdeklarowało się ponad trzystu absolwentów i stu nauczycieli. Wiem, że przyjechali nawet tacy, którzy się na listę w ogóle nie zapisali. Ot, wpadli tu do nas - pani Teodozja zamyśla się i dodaje - Taaak. Chyba się udało...
A na szkolnym dziedzińcu tłoczy się już kilkaset osób. Uczniowie szukają się w tłumie, zbierają do wspólnych zdjęć, fotograf ustawia, opowiada dowcipy, błyskają flesze, panie poprawiają fryzury, panowie wciągają brzuchy. Pokazuje się zdjęcia żon, mężów, dzieci, wnuków.
- Zawsze narzeka się na szkołę. Ja też narzekałam i zarzekałam się, że nigdy do niej nie wrócę, a teraz tu pracuję - od wielu, wielu lat (w sekretariacie - red.) - współorganizuję zjazd i myślę, że to piękne, że możemy się znów spotkać - stwierdza Halina Senftleben-Samol, absolwentka technikum hodowli, maturzystka z 1988.
Najliczniej stawili się w sobotę uczniowie pierwszych klas średnich. W klasie pierwszych maturzystów z 1973 roku - uczniów technikum Rolniczego - stawiło się 13 osób.
- Byłam tu pierwsza. Jeszcze dyrektor do szkoły nie dojechał, a ja już byłam w internacie. Można powiedzieć, ode mnie się te klasy maturalne zaczęły - śmieje się Stanisława Warpińska, z ówczesnym kolegą z klasy, a dziś mężem Markiem Cieślą prowadzi hodowlę krów w Glińsku.
- Czuję się tu jak u siebie, bo ja tę szkołę budowałam. W czynie społecznym czyściliśmy stare cegły, porządkowaliśmy teren. Naprawdę ciężko się tu napracowaliśmy... Zostawiliśmy tu dużo krwi i potu... - zamyśla się Krystyna Żak, dziś dyplomowana nauczycielka szkoły podstawowej pod Wschową.
Waleria Stróżak ze Śmigla przez wiele lat pracowała w Spółdzielni Kółek Rolniczych, Helena Wyrzykiewicz wybrała się na studia pedagogiczne i 30 lat uczyła w Turwi. Ryszard Lulka oddał się rolnictwu i do dziś prowadzi gospodarstwo. Henryk Adamczak pracował na ojcowiźnie, a potem przez wiele lat zajmował się eksportem owiec. Dziś prowadzi firmę przewozową.
- Jakoś tak przykro. Historia jest niesprawiedliwa. Jako uczniowie zostaliśmy zaciągnięci do ciężkich prac budowlanych za darmo. Trzy lata pracowaliśmy tu jak woły. I stoi to do dziś, a nam nikt za to nawet nie podziękował - wzdycha Marek Cieśla, rolnik.
Wychowawczynią pierwszej maturalnej klasy była Zofia Nowicka (uczyła w Nietążkowie 23 lata. Od 1993 roku jest na emeryturze)
- Dobre dzieciaki to były, ale z matematyki byli fatalni - uśmiecha się do wspomnień pani Zofia. - Jakoś jednak udało nam się przygotować do matury i z matematyki wszyscy zdali! - podkreśla. - Oni byli inni, niż te dzisiejsze dzieciaki. O narkotykach, piciu nie było mowy. Zbierali butelki i złom, i za zarobione pieniądze zorganizowali Dzień Dziecka dzieciom ze wsi. Naprawdę pięknie...
Obfotografowani absolwenci ruszyli na piknik pod parasole. Siadali zwykle klasami. Z pięcioma koleżankami z klasy zasiadła więc senator Małgorzata Adamczak, maturzystka z 1991 roku (absolwentka technikum hodowli zwierząt).
- Jasne, że wagarowała. Jak wszyscy, od czasu do czasu - wyjaśniają ze śmiechem koleżanki.
Przewodniczący Jan Józefczak, maturzysta z 1982 roku, z kolegami z klasy zasiąść nie mógł, bo żaden nie dojechał.
- Spotykamy się regularnie, co pięć lat i ostatnie spotkanie było dopiero co, więc to pewnie dlatego nikt nie przyjechał. Na ostatnim zjeździe z dwudziestu czterech było nas dziewiętnastu! To jest naprawdę coś. Spotykamy się co pięć lat, a czujemy się tak, jakbyśmy nie widzieli się jeden dzień. Bardzo się lubimy - dodaje przewodniczący.
Bardziej rozczarowani byli Alfred (matura 1981) i Lucyna (matura 1988) Suszka, którzy na zjeździe nie znaleźli żadnego kolegi ani żadnej koleżanki z klasy. Jacek Kopienka przy złocistym napoju z kolegami wspominał wyścigi na traktorach.
- Bo tu kiedyś gospodarstwo rolne było. To była szkoła, która naprawdę uczyła zawodu. A klasa była zgrana. Lubiliśmy się. Wychowawcą naszym był pan Majewski. Oj, pomagał nam wielokrotnie. Naprostował trochę, bo akurat okres buntu przechodziliśmy i bywało z nami rożnie - uśmiecha się Kopienka, a koledzy kiwają głowami.
Kiełbaski, mięsko z grilla, bigos, napoje chłodzące i muzyka, wspomnienia i tańce trwały do nocy.
- Od pierwszego września odchodzę na emeryturę. Ten zjazd to dla mnie takie ukoronowanie pracy w szkole. To wielka radość być tu dziś... - powiedział ,,GK’’ dyrektor Stefan Jaworski.
A absolwenci zjeżdżali się do wieczora.
- Ci, których tu dziś nie ma, przegrali. Jest pięknie. Dziękujemy! - wołał do Teodozji Ratajczak rozradowany dryblas po czterdziestce.
Każdy uczestnik zjazdu otrzymał okolicznościową książkę przygotowaną przez panią Teodozję, a w niej wycinki prasowe o tworzeniu technikum, zdjęcia klas z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, zdjęcia uczniów, wspomnienia nauczycieli, lista nauczycieli i absolwentów szkół średnich nietążkowiskiej szkoły i najważniejsze - zachęta do utworzenia stowarzyszenia absolwentów.
- Chciałabym, by to nie był ostatni taki zjazd - rzuciła w biegu pani Teodozja, bo już z prawej i lewej strony pod bok wzięły i do siebie zaciągnęły ją jakieś Jacki, Wacki, Agnieszki... (Al)
Fot. Alicja Muenzberg
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Pani Teodozjo! Dziękujemy!!!