Magazyn koscian.net
25 sierpnia 2020Złote gody doktora z Wonieścia
Stanisław Kurowski, lekarz rodzinny i ginekolog w Wonieściu, w gminie Śmigiel świętował 50-lecie pracy. Od pół wieku leczy w tej samej przychodni. - Dopóki zdrowie pozwoli, chciałbym kontynuować pracę – ogłosił jubilat w Urzędzie Miejskim w Śmiglu, a sala zareagowała gromkimi oklaskami
O doktorze Kurowskim pisaliśmy kilkanaście tygodni temu. To warszawiak z urodzenia (na żywo oglądał budowę pałacu kultury), poznaniak z wykształcenia (tam skończył medycynę) i wonieścianin z wyboru. - ...właśnie na wsi chciałem się sprawdzić. (...) Marzyłem o takim miejscu. Jak zobaczyłem Wonieść, wiedziałem, że to jest to... - opowiadał ,,GK’’
Przyjechał do Wonieścia zaraz po studiach, i został. Najlepiej jak to się da wpisuje się w ideę lekarza rodzinnego. W jego gabinecie nie trzeba się przedstawiać. Zna swoich pacjentów, ich koligacje i rodzinne schorzenia. Nie potrzebuje prowadzić skomplikowanych wywiadów na temat chorób w rodzinie. Sam je leczył. Pamięta, jak wyrzynały się ząbki mamie i ojcu szczepionego właśnie malca. Leczył wrzody dziadka i nadkwasotę babci, a u prababci wspierał chore serce.
- To bardzo pomaga w pracy – mówił ,,GK’’ wiosną. - W mieście pacjenci czasem różne rzeczy lekarzom opowiadają i nie sposób tego sprawdzić, a ja wszystko wiem. Zdarza się, że przychodzi pacjent, a ja mu mówię, że to, czy tamto warto sprawdzić, bo jego babcia na to chorowała. On szybko jej imienia sobie przypomnieć nie potrafi, a ja pamiętam, że bolały ją kolana... Zabrzmi to może dziwnie, ale po tylu latach na wonieskim cmentarzu przy każdym nagrobku stanąć mógłbym i opowiadać... Wszystkich ich pamiętam...
Co znaczące, obecny był też przy wielu narodzinach swoich pacjentów. Przez 30 lat pracował jako wolontariusz w kościańskim szpitalu. Odbierał porody, wykonywał cesarskie cięcia i inne zabiegi. Pracował też w pogotowiu. Od rana do godziny 11.00 jako położnik i ginekolog, a po południu w przychodni.
- Nie wiem, jak to robiłem, ale wszystko udawało mi się spiąć. Aż przyszła reforma z 1994 roku i okazało się, że nie mogę łączyć tych dwóch funkcji. Stanąłem przed najtrudniejszym wyborem w życiu: czy chcę w szpitalu być, czy lekarzem rodzinnym. Wybrałem Wonieść..., ale było mi bardzo trudno. Czemu nie mogłem jako wolontariusz dalej pomagać, trudno było zrozumieć... Tak strasznie mi potem tego brakowało. Żal było. Wspaniały zespół tam tworzyliśmy... Porodów było bardzo dużo, ale jakoś ze wszystkim się nadążało. Teraz sobie tego nie wyobrażam, by móc tu i tam pracować, i być efektywnym, ale wtedy...
Bezpiecznie sprowadził na świat tysiące mieszkańców powiatu kościańskiego. Do dziś prowadzi też gabinet ginekologiczny w Wonieściu, choć w ograniczonym zakresie.
- Sił mniej... - stwierdził. - Wiernych pacjentek jednak staram się nie zostawiać bez opieki. Trzecie pokolenie mam w pieczy. Mam tu takie pacjentki, których poród odbierałem, potem odbierałem ich córek, a teraz i ich córki już rodzą, choć mnie przy tym już niestety nie ma, ale w gabinecie je widuję, i dzieci...
We wtorek, 4 sierpnia w Urzędzie Miejskim w Śmiglu odbyła się uroczystość z okazji jubileuszu doktora Kurowskiego.
- Cieszę się, że to właśnie ja jestem tym burmistrzem, który może złożyć Panu gratulacje i podziękowania. Jest Pan ikoną – powiedziała burmistrz Małgorzata Adamczak. W uroczystym spotkaniu w sali obrad uczestniczył też Marcin Jurga, zastępca burmistrza, Wiesław Kasperski, przewodniczący Rady Miejskiej Śmigla, Paweł Górzny z przychodni w Starym Bojanowie, przyjaciele i rodzina doktora oraz Marta Pawlicka- Kowalczyk i Magdalena Rybicka-Dworczak z Centrum Medycznego, które od pięciu lat zarządza przychodnią w Wonieściu.
- Jakby to była jakaś zła gmina, to byś tu Stasiu nie był, prawda? - pytał retorycznie Marek Berski, przyjaciel jubilata. Panowie przyjaźnią się od czasu studiów. Berski jest ordynatorem wonieskiego oddziału sanatorium, czyli - Wojewódzkiego Szpitala Neuropsychiatrycznego w Kościanie, a od kilku dni Centrum Neuropsychiatrycznego w Kościanie, bo szpital zmienił nazwę. Mają do siebie ze swoich gabinetów jakieś dwieście metrów.
- Znam go od prawie 60 lat. Nasz dostojny jubilat jest przede wszystkim bardzo dobrym ginekologiem. Gdy zacząłem się szczęśliwie rozmnażać, to jemu powierzyłem odebranie trójki moich dzieci. Miał smykałkę do operacji. Nie było lepszych... - opowiadał Berski.
- Od czterdziestu lat współpracuję z doktorem i takiej współpracy mogę życzyć wszystkim. Nie ma w okolicy lepszego ośrodka zdrowia i lepszego kolegi lekarza, na którego pomoc zawsze mogłem liczyć – mówił doktor Paweł Górzny ze Starego Bojanowa.
Początkowo starano się zachowywać stosowne odległości, ale emocje wzięły górę i najbliżsi doktora po prostu gorąco go wyściskali.
- Dziękuję przyjaciołom, znajomym i władzom gminy i miasta. Cieszę się bardzo, że tyle lat mogłem spędzić na tej ziemi. Miejsce, gdzie pracowałem tyle lat zmieniało nazwy. Najpierw był to ośrodek, potem prywatna praktyka lekarska, a od pięciu lat jest to Centrum Medyczne, i jestem podwładnym dwóch kobiet – uśmiechnął się. - I bardzo dobrze mi się z nimi współpracuje – podkreślił. - Chciałbym wyrazić postanowienie: dopóki zdrowie pozwoli, chciałbym kontynuować pracę – ogłosił doktor Stanisław Kurowski, a sala zareagowała gromkimi oklaskami. - Jestem bardzo wzruszony, dlatego ta mowa tak jakoś mi nie za bardzo wychodzi. Dziękuję za tak piękne przyjęcie. Za uroczystość. Dziękuję – powiedział
Podano kawę i ciasto, i namówiono doktora na anegdoty z półwiecznej praktyki lekarskiej. Opowiadał więc o pierwszej pacjentce w Wonieściu, która osłupiałemu warszawiakowi powiedziała, że ją strzyka w glosnach, wiuko się jej i lata ze wstydem.
- Nie chciałem jej zrazić, więc pokiwałem głową, zapisałem coś niegroźnego i kazałem przyjść jutro. Potem dowiedziałem się, że glosny to kostki, wiukanie – to odbijanie, a latanie ze wstydem – to po prostu biegunka. Kobiecina przyszła, mówi, że lek nie pomógł. Znów pokiwałem głową i mówię, że widać trzeba coś mocniejszego dać, i tym razem podałem co należy... Z czasem nauczyłem się rozumieć moich pacjentów...
Opowiadał o samobójcy, którego udało mu się uratować pod szpitalem, a który pół roku później i tak znów targnął się na swoje życie, ale tym razem już skutecznie. Opowiadał o niespodziewanych narodzinach bliźniąt.
- To już były czasy usg i całą ciążę na usg widać było jedno dziecko. W szpitalu też. Odbieramy poród i dobrze, że skrupulatni byliśmy, bo sprawdzam, czy wszystko dobrze, i drugi malec prawie mnie w palec ugryzł. I urodził się, mniejszy zdecydowanie, ale zdrowy. Takie cuda...
- Ja drugiego takiego lekarza nie znam – powiedziała ,,GK’’ Magdalena Rybicka-Dworczak z Centrum Medycznego. - Drugiego takiego, który by pacjentom tak wiele czasu poświęcał. Podał im swój prywatny numer, odbierał telefony nawet późno wieczorem i radził, albo po prostu zapraszał zaraz do gabinetu. On wszystkich pacjentów traktuje jak rodzinę. Bardzo, bardzo chcemy, żeby był z nami jak najdłużej. Do końca świata i jeden dzień dłużej – uśmiecha się. - To jest lekarz z powołania. Cały czas uczy się. Cały czas czyta. Zmiana na e-recepty dla wielu młodszych osób była bardzo trudna, a w przypadku doktora Kurowskiego wystarczył jeden kurs. To cały czas otwarta głowa. Młody duch ciągle pełen zapału.
- Wielu pacjentów uważa, że jesteśmy bez serca – powiedział jeszcze jubilat. - Że oni cierpią, a my tylko coś zapiszemy i nie obchodzi nas ich ból. To nieprawda. W gabinecie staramy się nie okazywać emocji, ale przeżywamy to, bardzo, wewnętrznie. Nie zliczę nocy, których nie przespałem, martwiąc się, czy coś zrobiłem dobrze, czy na pewno podjąłem dobrą decyzję. To nie tak, że jesteśmy z kamienia, z marmuru.
Po uroczystościach w urzędzie żona doktora, Iwona, zaprosiła wszystkich na przyjęcie w restauracji. (Al)
Uroczystość w urzędzie odbyła się 4 sierpnia 2020 roku.
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Panie Doktorze! Tworzył PAN legendę o kościańskich lekarzach w Szpitalu lat 70-tych. Tylus, Głyda, Florkowski, Łukaszyk, Dworczak, Stankiewicz, Skoracki, Gnusowski. Może niektórych pominąłem. To były czasy! Jeszcze Szpitala Powiatowego potem ZOZ-u. A teraz mniej pompatycznie. Opowiedział Pan anegdoty, a zna PAN dowcip o dr. Kurowskim z tamtych lat? Rozmawiają dwaj pracownicy szpitala. - O patrz idzie Stasiu - mówi pierwszy. Na to drugi: - E... tak daleko. Jak go rozpoznałeś? - Bo ma fajkę w papie - odpowiada pierwszy. Powodzenia