Magazyn koscian.net
2003-05-28 09:23:15600 kilometrów w nogach
600 km w 32 godziny przejechał na rowerze Henryk Bartoszewski. Wójt gminy Kościan wyruszył w rowerową podróż ze Spytkówek. Była to jego druga tak daleka, samotna wyprawa.
Jechał na składaku turystyczno-górskim, na oponach szosowych „26'’. Rower skonstruował własnoręcznie dwa lata temu. Trasa wiodła przez Grodzisk, Międzychód, Choszczno, Stargard Szczeciński, Szczecin wprost do Tanowa koło Polic. Swą podróż zaczął 1 maja, o godz. 3.01. Jedynym wrogiem rowerowej podróży H. Bartoszewskiego był bardzo silny wiatr.
Z WIATREM I POD WIATR
- W okolicach Kościana, czyli 20 minut po wyruszeniu z domu złapał mnie pierwszy deszcz - relacjonuje. - Wiał silny wiatr, ale dobrze mi się jechało przez pierwsze 60 km. Miałem wówczas dużo siły. Za Grodziskiem ponownie mnie zmoczyło. Zaczęło świtać i wstał piękny dzień. Wjechałem wówczas na trasę A2 i skierowałem się na Międzychód.
Na niebie świeciło słońce, które od czasu do czasu zakrywały chmury przynoszące orzeźwiający deszcz. Padało pięciokrotnie. W Drezdenku wójt przekroczył Noteć wjeżdżając w Puszczę Notecką. Tam złapała go ulewa. 20 km dalej, wiatr i słońce osuszyły mokre ubranie. Na pierwszy postój wójt zatrzymał się po 100 km, na jednym z parkingów leśnych pod Międzychodem.
- Wpiłem sok, zjadłem dwie kanapki, odsapnąłem i zadzwoniłem do domu - wspomina.
Przed Stargardem Szczecińskim zrobił drugi postój. Tam zjadł zupę węgierską, kanapkę, wypił herbatę i uzupełnił bidon. 500 metrów dalej złapała go ponowna ulewa. Wiatr był tak silny, że aby jechać do przodu przez blisko 3 km musiał stać na pedałach. Jechał z prędkością zaledwie 8 km na godzinę. Do celu - domu brata - było jeszcze 100 km.
- Po 15 minutach zrobiło się parno. W koleinach stały kałuże pełne wody, którą mnie ochlapywały przejeżdżające auta. Tak minąłem Stargard - dodaje. - W Kobylance zrobiłem kolejny postój na dwie kanapki i dwa ,,Grześki’’.
Do minięcia pozostał już tylko Szczecin. Trasa Zamkowa, Brama Królewska, ul. Wojska Polskiego i wyjazd na Tanowo. Do domu brata dojechał punktualnie o godz. 20.00. W nogach miał 293 km, pokonanych w 17 godzin. - Zakładałem, że dojadę szybciej. Nie przewidziałem jednak, że będzie wiał tak silny wiatr. Najważniejsze, że po 9 latach odwiedziłem ponownie brata - mówi zadowolony.
ODPOCZYNEK I REGENERACJA
Następny dzień obaj panowie Bartoszewscy spędzili na rozmowach i zwiedzaniu okolicy. W rezerwacie Świdwie kościański wójt podziwiał jeziorka, bogate ptactwo wodne i błotne. Jego podziw wzbudziły też piękne lasy i gospodarność Nadleśnictwa Trzebierz.
- Niesamowite, bo w 2001 r. huragan powalił tam aż 18 tysięcy drzew, a dziś po tym śladu nie ma. Wszystko uporządkowane, posadzone nowe drzewa - mówi z podziwem w głosie.
POWRÓT DO DOMU
W drogę powrotną wójt ruszył o godz. 4.00. Tym razem jednak wybrał główną trasę przez Pyrzyce, Lipiany i Gorzów. Wiatr przestał być uciążliwy, wiał bowiem z boku. Dlatego też droga powrotna była szybsza i przyjemniejsza.
- Szczecin minąłem błyskawicznie. Było wczesne rano, więc ulice miasta były puste. Do tego jazdę ułatwiały ścieżki rowerowe wiodące przez centrum miasta - relacjonuje.
Po przejechaniu 70 km, w Mielęcinie, był czas na odpoczynek. Ale najtrudniejszy odcinek - Skwierzyna-Międzyrzecz - był jeszcze przed rowerzystą. Wówczas zerwał się silny wiatr, który co jakiś czas zmieniał kierunek. Najpierw wiał z boku, potem w twarz. Ale zaprawionemu w bojach udało się go pokonać. Zmęczenie dało o sobie znać w okolicach Międzyrzecza, czyli po przejechaniu 192 km. Kiedy wójt wjechał na trasę A2 wiatr zmienił kierunek i wiał w plecy, co dawało kolarzowi prędkość 42-44 kilometrów na godzinę. W Trzcielu zjechał z głównej drogi i skierował się na Nowy Tomyśl, stamtąd na Białą Wieś i Kościan. Kiedy do domu było zaledwie 40 km zrobił ostatni odpoczynek.
- Czułem już dom - uśmiecha się na tę myśl. - Być może dlatego też droga powrotna do Spytkówek zajęła mi dwie i pół godziny mniej. Rower spisał się świetnie. Zresztą testowałem go na 100-kilometrowej wyboistej trasie. Dwie zapasowe dętki na szczęście się nie przydały.
Obyło się także bez kryzysów organizmu.
WARTO WIEDZIEĆ
Ze swojej wyprawy Henryk Bartoszewski wrócił pełen wrażeń, ale i nowych doświadczeń. Już dziś planując rowerową wycieczkę przez Polskę wie, że należy wziąć ze sobą obuwie, które można wpiąć w pedały. Efektem podróżowania w normalnym obuwiu był ból ścięgien nad kostką. Uwagę wójta przykuwały liczne krzyże na poboczach dróg.
- Nasunął mi się jeden wniosek - brakuje nam ścieżek rowerowych. Jazda głównymi drogami jest niebezpieczna, bo rowerzyści nie są traktowani jak równoprawni użytkownicy dróg. Są lekceważeni! Po tych obserwacjach zmienię swój styl jazdy samochodem - podkreśla H. Bartoszewski. - Nie wolno zbyt dużo jeść, bo to powoduje, że człowiek słabnie i ma gorsze samopoczucie. Nie wolno też myśleć, że się jest słabym i się nie dojedzie do celu - przestrzega.
- Każdą wolną chwilę wykorzystuję na rower. Lubię jeździć. Często z rodziną wybieramy się na wycieczki na trasach liczących do 100 km. Żonie, córkom i synowi sprawia to frajdę, a do tego w czasie jazdy mamy czas na dyskusje i rozmowy - zdradza. - Myślę, że należy zachęcać wszystkich do takiego wypoczynku. Rekreacyjna jazda ma rowerze to jest to!
KARINA JANKOWSKA