Magazyn koscian.net
2003-04-24 14:57:46Berlin zdobyty!
Uado Tara Ban - Orkiestra Wielkich Bębnów Wojtka Sówki wraz z dudziarskimi kapelami z Kościana i Bukówca Górnego zdobyli trzecie miejsce na Festiwalu Kultur w Berlinie. - Brak mi słów - powiedział tuż po odebraniu statuetki Sówka.
(GK nr 172 z 29.05.2002)
Była to już siódma edycja festiwalu. Zwykle bierze w nim udział około tysiąca artystów reprezentujących kilkadziesiąt nacji świata i półtora miliona berlińczyków. Tego roku mniej zdeterminowanych obserwatorów rozpędził ulewny deszcz. Artyści walczyli jednak do końca. Parada kultur przetoczyła się przez Berlin w niedzielę. Wyniki konkursu ogłoszono w poniedziałek.
- Dajemy sobie na miesiąc spokój i zabieramy się do przygotowań do przyszłorocznej parady - zapowiedział Swen, dyrektor artystyczny Orkiestry.
Potem w Europa Garden odbyła się impreza specjalnie dla polskich gości. Uado Tara Ban chlebem i solą witał burmistrzów dzielnicy Treptow-Koepenik: dr. Klausa Ulbrichta i Michaela Schneidera. W parku stanął wyrzeźbiony przez bębniarzy Światowid i odbył się koncert kościańskiego zespołu. Był bigos, polska wódka ,,na zdrowie’’ i sporo muzyki. Niestety Mirosław Woźniak, burmistrz Kościana, umówiony z berlińskimi politykami na rozmowy o współpracy kulturalnej, nie przyjechał.
- Bez pomocy miasta i gminy Kościan pewnie nie byłoby nas stać na to, by tu przyjechać - przyznał Sówka. - Przykro nam jednak, że nie było z nami burmistrza. Chciałbym przy okazji podziękować Kościańskiemu TBS-owi i Forum Społecznemu, że zaufali nam i oddali do użytku halę przy Surzyńskiego. (Al)
Więcej o wyprawie w reportażu poniżej
Na wariackich papierach
Zdawało się, że wali się wszystko. Najpierw wszyscy potencjalni sponsorzy odpowiedzieli, że nie dadzą zespołowi grosza na wyjazd na berliński Festiwal Kultur. Ostatecznie miasto ufundowało transport i dołożyła się też gmina Kościan. Niestety, zamiast kilku dni na opracowanie wystroju naczepy, Uado Tara Ban miał zaledwie godzinę na jej załadunek. Do ostatniej chwili nie było pewne kto pojedzie do Berlina. Wspólny występ dudziarzy i bębniarzy poprzedziło zaledwie kilka prób. Wreszcie w sobotę przed TBS-em przy Surzyńskiego stawiło się ponad czterdziestu uczestników wyprawy. Dudziarze, tancerki, bębniarze, pomocnicy, jeden dziennikarz i studenci z Berlina, którzy ostatni tydzień spędzili na obserwacji przygotowań Uado Tara Ban do festiwalu. Na placu suszył się dopiero co przemalowany baner.
- Ten autokar obfotografują reporterzy - śmiał się Wojtek Sówka, poklepując autosan z lat osiemdziesiątych.
W dwuszeregu zbiórka, kolejno odlicz i pakujemy się do autobusu. Opuszczamy Kościan o 18.50.
Nach Berlin!
- Jak wyjeżdżaliśmy z Kościana, to tak jakbym chwycił kawałek swego życia i zobaczyłem, że miało ono sens. Jedziemy. Matka mówiła - idź na studia, a ja chciałem bębny robić i grać. To jest to - stwierdza Swen. - Z tak wielkim zespołem nie da się grać w klubach, nie da się na takim graniu zarobić, bo kogo stać byłoby na opłacenie tylu artystów? Z tak wielkimi bębnami trzeba robić spektakle. Łączyć rzeźbę, taniec, muzykę... Teraz to zrobimy...
- Jedziemy wygrać - mówi z kolei Andrzej.
Potem długa podróż. Noc spędziliśmy w autokarze. Powykręcani, niewyspani, okrutnie zmęczeni dojeżdżamy do Berlina około 4 rano. Za wcześnie. Nikt na nas nie czeka. Ledwo żyjemy. Kto ma śpiwór idzie spać na trawie. Reszta kisi się na siedzeniach autosanu. Ponoć powinien tu rankiem przyjść kucharz. Może wtedy dostaniemy się choć na chwilkę do łazienek? Kucharz nie przychodzi.
- Długo gotował wczoraj bigos - żartuje Swen. - Nie wiedział, że trzeba na to tyle czasu.
Kawę pijemy w otwartym specjanie dla nas bistro. Zęby myjemy korzystając z wody mineralnej. O dokładnej toalecie nie ma mowy. Cztery bębny zostawiamy w Europa Garden. Jedziemy na paradę.
Szał ciał i ulewa
Na ulicy tłok. Naczepa przy naczepie, a między nimi kursują porządkowi i policja. Ordnung muss sein - kiwamy głową z uznaniem. Czas nagli, a Uado Tara Ban czeka mnóstwo pracy. Sówka wyciąga piłę i tnie deski na barierki na naczepie. Ktoś maluje poobijanego Światowida, ktoś przytwierdza rzeźby i efekt imponujący. Nasza naczepa różni się od innych. Bębny zadziwiają swą wielkością, a naturalne kolory na tle przeważających na paradzie czerwieni, złota i srebra - zwracają uwagę. Zaczyna padać. Przechodnie zatrzymują się, robią zdjęcia, dopytują, czy bębny będą grać i skąd pochodzi zespół. Odwiedzają nas Polacy z Berlina. Na trawnikach, poboczach, w autokarach i na naczepach trwają tymczasem intensywne przygotowania innych reprezentacji. Aura przepowiada klęskę. Zaczyna lać. Na jezdni pojawiają się kolorowe od farb kałuże wody. Na naczepie jest mało miejsca, a dudziarze mieli grać idąc obok niej. W deszczu nie będą mogli. Czarni muzycy, dwie naczepy przed nami, nie zwracają uwagi na lejącą się z nieba wodę. Tancerz w słomianej spódniczce uwija się do rytmu jednak tylko pod daszkiem. W bramie skrył się czarny jak smoła lajkonik i ubrane na czerwono tancerki salsy. Z nieustającą werwą za to podrygują ,,Indianie’’. Jak latynoskie dziewczyny wytrzymają półnago cały dzień, nie wiemy. Robi się coraz zimniej. Swen prowadzi przyspieszony kurs z tańca i opracowuje choreografię dla tancerek Uado Tara Ban. Wreszcie pierwsze kilkadziesiąt minut udawania, że deszcz nam nie straszny mamy za sobą. Jesteśmy przemoczeni, zimno nam i coraz trudniej o optymizm. Parada rusza.
A deszcz padał i padał
Trasa parady liczy kilka kilometrów. Korowód rusza o godzinie 12.30, ale my dopiero po 13.00. Deszcz raz kropi, raz zalewa obiektyw aparatu. Niemcy grzeją się w knajpkach. Tylko kilkaset osób stoi zwykle tuż przy ulicy, którą przewija się parada. Jak zmarzną, idą na kawę, wygrzani zaś wychodzą na ulicę. Bębniarze są pod daszkiem naczepy, ale tancerki mokną cały czas. Agnieszka pląsa jednak z nieustającym entuzjazmem. Karina również zdaje się nie czuć zimna. Reszta ma przypływy i odpływy energii. Ku zgorszeniu berlińczyków, znudzone i zziębnięte dziewczyny sięgnęły po papierosy. Leje. Za chwilę naczepa podjedzie do miejsca, gdzie zasiada jury. Uado Tara Ban będzie miało zaledwie 2 minuty na to, by zaprezentować się z najlepszej strony. Gong ogłasza start i ku zaskoczeniu przyzwyczajonych do krzyku członków komisji, rozlega się smutny śpiew a cappella... Przerywający go dźwięk potężnych bębnów robi piorunujące wrażenie. Komisja konkursowa aż wstaje. ,,Guzik’’ wali w największy instrument z taką siłą, że cały odbija się od niego jak piłka. Dredy fruwają w powietrzu zasłaniając mu oczy. Dziewczyny unoszą ociekające wodą suknie i tańczą. Dudziarze dmą ile sił i... dwie minuty minęły. Muzycy i tancerki jednak dalej dają z siebie wszystko. Reakacja publiczności jest niesamowita. Ludzie pokazują sobie bębny palcami, w zdumieniu zasłaniają usta, klaszczą i tańczą na bosaka w rytm bębnów.
- Teraz już nie pada - woła ktoś z zespołu, choć deszcz zalewa mu oczy. Na dźwięk bębnów berlińczycy wyglądają z cieplutkich knajp. Schodzą się z sąsiednich uliczek. Woda znów zalała mi obiektyw. Zdjęcia są rozmyte. Nikt jednak o nie nie dba. Gdy bębniarze robią sobie kilkusekundową przerwę, słychać niezadowolone gwizdy. Szał rytmu rusza więc od nowa. I tak do końca. Dopiero, kiedy bębny umilkły i naczepa stanęła na poboczu, dopadło nas zmęczenie i zimno.
- To było niesamowite. Zrobiliśmy wrażenie. Naprawdę się podobaliśmy - rzuca Andrzej. Wojtek Sówka postanawia zostać na paradzie do końca. Jest ciekaw, co zaprezentowali inni. Reszta jedzie tam, gdzie ma być łazienka, łóżka i ciepła kolacja. Cywilizacja...
Jadę odebrać nagrodę!
Łazienki nie spełniały marzeń, łóżek nie starczyło dla wszystkich, kolacja zniknęła w rekordowym tępie. Po tym jednak co przeszliśmy, możliwość wyprostowania nóg we śnie i fakt, że na głowę nie pada, to prawdziwy luksus. Kto najbardziej padnięty, poszedł spać od razu, ale większość bawiła się tej nocy niemal do rana. Następnego dnia czekał nas równie napięty program. Wojtek Sówka od rana rzeźbił Światowida, a o godz. 14.00 mieli przybyć oficjele. Potem koncert. Swen decyduje, że na ogłoszenie wyników pojadą ,,najładniejsze’’ dziewczyny. Ważniejsze, by zespół był na przygotowanej tylko dla niego uroczystości w Europa Garden. Sówka jednak tuż przed godz. 13.00 rzuca piłę i dłuta, i w biegu pod prysznic oświadcza, że jedzie po nagrodę.
- Muszę tam być - powtarza z uporem. Biegiem więc do autokaru, pędem przez miasto i wreszcie truchtem pod scenę, gdzie organizatorzy właśnie tłumaczą zasady punktacji. Uczestników oceniało dziesięciu jurorów. Każdy był specjalistą w innej dziedzinie - ktoś oceniał choreografię, ktoś plastyczność prezentacji, ktoś muzykę, inny stroje itd. Punktację łączną czytają alfabetycznie.
- Mamy trzecie miejsce - szepcze zaskoczony Swen po odczytaniu 86 punktów dla Uado Tara Ban. - Telewizja tu jest, a ja mam brudne spodnie...
- Mamy trzecie miejsce! - woła do reszty. Na scenę wbiegają wszyscy. Tam Swen przypomniał, że zespół jest z Kościana, że Wojtek sam zrobił wszystkie bębny i zaprosił berlińczyków na koncert o godz. 18.00. Chwila chwały i znów biegiem do autokaru, pędem do Europa Garden i truchtem do parku, do gości. To już jednak inna opowieść.
W przyszłym roku wygramy!
- Brak mi słów - stwierdza Sówka. - Jechaliśmy po nagrodę i dostaliśmy nagrodę, a ja i tak nie mogę w to wszystko uwierzyć - dodaje.
- Trochę się dziwię, za co. Nic nie było dopracowane do końca, stroje były byle jakie, a mimo tego... - zadumał się Swen. Chwilę potem pojawiają się pomysły.
- Dajemy sobie na miesiąc spokój i zabieramy się do przygotowań do przyszłorocznej parady - oświadcza Swen. - W tym roku już teraz rozejrzymy się za sponsorami. Już teraz dopracujemy wszystko. Uszyjemy, jak planowaliśmy, stroje dla całego zespołu itd. W przyszłym roku zagramy o zwycięstwo...
- W przyszłym roku wygramy - powtarza Sówka.
Powrót do domu, tak samo niewygodny jak droga do Berlina, przebiegał już w dużo radośniejszej atmosferze. Grały dudy, klaskano, akompaniowano tykwami obwieszonymi muszlami i śpiewano. Do Kościana dojechaliśmy przed godz. 6 rano. Miasto budziło się do życia, a my, wyczerpani, szliśmy spać...
ALICJA MUENZBERG
Z ostatniej chwili: Zespół otrzymał zaproszenie na największy w Europie festiwal kultur w Londynie.