Magazyn koscian.net
2003-04-28 15:47:24Chcę umrzeć trzeźwy
- Mam na imię Karol i jestem alkoholikiem. Uzależnienie to choroba, straszna... Nie wstydzę się tego, bo czego się tu wstydzić - rozpoczyna swoją opowieść pan Karol. - Piłem przez sześć lat. Potem przestałem. Byłem członkiem poznańskiej grupy AA ,,Quo vadis’’, a teraz nie mogę spojrzeć w oczy tym ludziom... Szkoda mi tych sześciu lat abstynencji... - zamyśla się. - Zniszczyłem wszystko to, co budowałem tak ciężko. Padło jak domek z kart. Jestem nikim... (GK nr 195 z 6.11.2002)
Pierwszy alkohol... Pierwszy raz alkohol wypił nieświadomie. Zaczęło się niewinnie, jak zawsze. Jako młody chłopak biegał bratu po wino. Coś mu mówiło, że to złe brać udział w rozpijaniu brata, ale chodził z butelkami. Potem dorósł. Mając 16 lat zaczął pracować jako operator kinowy w kościańskim ,,Słowianinie’’. - Siedziałem na górze, filmy puszczałem i nudziłem się pieruńsko. W wolnym czasie więc popijało się piwko, potem wino i wódkę - wspomina. - Z początku wcale się nie czułem nałogiem. Przez gardło nie przeszłoby mi, że jestem alkoholik. Można być alkoholikiem albo pijakiem. Różnica między nimi jest taka, że alkoholik chce przestać pić a nie może, a pijak może przestać, a nie chce. A ja jestem kim jestem... Potem - już z pełną odpowiedzialnością - sięgał po piwo, wino, denaturat. - Piłem to wszystko co było najtańsze - mówi. - Piłem po to, żeby się nachlać. Każda okazja do tego była dobra. Jak padał deszcz trzeba było wypić, nie padał - też dobrze. Nie było ważne czy świeci słońce, czy śnieg sypie. Pogoda, niepogoda wypić było trzeba. Z kacem się człowiek budził i pierwsza myśl: iść i się napić. Nie potrafiłem szklanki w dłoni utrzymać jak się nie napiłem, więc piłem przez słomkę. Straszny obciach, mówię pani! Ogolić się nie umiałem, bo ręce się trzęsły strasznie. Koło wersalki ustawiał zapas 8-9 najtańszych win. Rano pobudka i haust wina. Jeden, drugi, trzeci. I butelki się opróżniały. Był czas, kiedy wypijał po sześć win i żadnej reakcji organizmu nie było, za to na drugi dzień wypijając pół szklanki, padał. Wódki nie lubi, piwo i owszem, szczególnie Tyskie i Lecha. Mówi o sobie smakosz wina. Pił także denaturat, lotiony do włosów - bo jak przekonuje - wszystko da się wypić oprócz... asfaltu. - Najważniejsze żeby miało procenty! Jak się łyknie denaturat to chwilę później czuje się człowiek jakby mu ktoś kosą nogi podciął - zdradza.- Oj zeszmacił się człowiek, zeszmacił... Pił w ciągach. Trwały one tydzień, miesiąc, a nawet dwa miesiące. Bywało, że nie jadł przez kilka dni. - Kiedyś przez 21 dni nic w ustach nie miałem oprócz piwa, mocniejszego alkoholu i kawy z cukrem. Na widok jedzenia ręce mi latały i nie wiedziałem jak mam je schwycić, by do ust podnieść - opowiada. - Kiedyś rankiem spojrzałem na siebie w lustrze i widząc swoją gębę powiedziałem: i gdzie ty gnoju spuchnięty od wódy, przepity, śmierdzący chcesz iść? Brzydziłem się sobą! Czuję się upokorzony, bo jestem takie mniej niż zero... - Raz w święta, ze znajomym 30 win kupiliśmy i miały starczyć na całe 3 dni, ale już w pierwsze święto brakowało nam alkoholu, biegaliśmy więc do pobliskiego sklepu wymieniać puste flaszki na pełne - wspomina. Dziś ma 46 lat, z czego przez 30 lat pił. Jak obliczył wypił już około 12 tysięcy litrów alkoholu. Wraz z nasilającą się chorobą potęgowały się dziwaczne wizje. Z firan straszyły maski indiańskie. W pierwszym stanie przeddeliryjnym z ciemności wyskakiwały potwory. - Przejście przez ulicę było prawie niemożliwością. Najgorzej było jak ktoś zatrąbił, wtedy prawie kosmos się widziało, jak w ,,Archiwum X’’ - wspomina. Na odwyku Po długich 19 latach picia trafił na odwyk. Był rok 1991. Pierwszy pobyt pana Karola w podkościańskim Czarkowie trwał 3 miesiące. Tam, jak mówi, schronił się przed zapiciem. - Tam wyciągnięto do mnie rękę i uratowano mnie - stwierdza. - Doktor Marek Glapiński przywrócił mnie światu. Tak jak Dorota, Jolka, Roman, wspaniały zespół specjalistów. To oni, są moimi przyjaciółmi. Wiele godzin przegadałem z nimi na oddziale. Zżyłem się z nimi. To im obiecywałem, że nigdy więcej nie wypiję. Ale jak się okazało, nigdy nie wolno mówić nigdy... Po dwóch miesiącach abstynencji mógł się ogolić. Powoli świat normalniał, wszystko wracało do normy. Normy bez picia. - Jaki świat był wtedy piękny! - uśmiecha się na wspomnienie tamtych chwil. - Miałem przyjaciół, którzy mi pomagali, wszystko było inne, ładniejsze, sympatyczniejsze, dobre. Inaczej patrzyłem na to co było wokół mnie. Jeździłem na mitingi, miałem pomoc z dwóch grup wsparcia. Od nich uczyłem się jak na nowo żyć. A teraz nie mogę się tam pokazać, bo jak znaleźć w sobie odwagę i spojrzeć im w oczy? Wstyd mi... - Trzeba chcieć się leczyć, chcieć samemu sobie pomóc. Inaczej nie można liczyć na sukces terapii - przekonuje. - Najlepszy terapeuta nic nie poradzi, jeśli ja sam nie będę chciał... A chciałem... Jak ja chciałem się wyzwolić! Przez kilka miesięcy jeździł do Poznania na mitingi grupy AA. Wracając z jednego ze spotkań poznańskiej grupy wsparcia wypił... Piję znowu Było to po sześciu latach bez alkoholu. Wypił jedno piwo. Duszkiem. Jak spragniony wody wędrowca. Wypił i... - Skoczyłem znów jak dureń z mostu, wprost w toń alkoholu. To był skok w picie - zasmuca się. - Tak trudno było mi się wdrapać na szczyt, a tak szybko z niego spadłem... Za szybko... Za boleśnie... Szkoda mi tych 6 lat bez picia. Szkoda tych złudzeń, tego, że zniszczyłem to, co zbudowałem swoją pracą i innych. Przez głupotę straciłem trzeźwość. - To jest tak jak ze stadem owiec, które pasą się na dobrym pastwisku - porównuje. - Zawsze znajdzie się wśród nich ta czarna - to właśnie ja. Stado czyli trzeźwi idą prosto, skubią trawkę, piją wodę, a ja głupek, chcę odpocząć i do głosu dochodzi chęć wypicia czegoś mocniejszego. Stado idzie dalej i coraz bardziej się oddala ode mnie, a ja zostaję i piję... - Mam kolegę. Nie pił przez 25 lat i pojechał z żoną na wesele, gdzie na toast wypił 25 gram wódki! I to go zgubiło... Tak jak mnie to jedno, głupie piwo. Ale postaram się odbić od dna. Teraz latam rankiem na bosaka do ,,Żabki’’ po piwo i wino. Gdybym nie pił... - Nie trafiłbym do zakładu karnego. Jak brakowało pieniędzy to się różne sztuczki robiło, oszukiwało się, no i zapuszkowali mnie na 9 miesięcy w Koziegłowach - wyznaje. - Wszystko straciłem przez wódę w życiu... Miałem 3-pokojowe mieszkanie. Przyjaciół. Zdrowie. Gdybym nie pił, w październiku obchodziłbym 11 rocznicę trzeźwości! A tak, wróciłem do tego szatańskiego wynalazku! Czemu? Bo to jest silniejsze ode mnie... Nie ma swojego mieszkania. Przygarnęła go 63-letnia Krystyna. Mieszka u niej w kuchni. - Gdyby nie ona mieszkałbym pod mostem - mówi ze smutkiem. - To dobra kobieta. Razem z Oskarem, moim najbliższym przyjacielem - papugą falistą, u niej mieszkamy. Kupiłem go sobie 5 lat temu na urodziny. - Krysia jest niezadowolona, że znów piję, ale mnie toleruje. Myślę, że mnie nie wyrzuci. Czasem się kłócimy, ale dziś w każdym domu są kłótnie. Ja nie jestem pamiętliwy. Nigdy mojej gospodyni nie zrobiłem awantury na trzeźwo, a po pijaku to różne głupoty się zdarzały. Ale ja wszystko pamiętam i potem ją przepraszam i wstydzę się okropnie - zapewnia. - Wie pani, im więcej się pije tych ,,wynalazków’’ alkoholowych tym pamięć krótsza. Pan Karol żyje z renty socjalnej. Dostaje 69,26 zł. I jak zapewnia grosza z tych pieniędzy nie przeznaczył na alkohol. Pracuje dorywczo. Jak się uda sprząta, grabi, myje. Z powodu choroby kręgosłupa może dźwigać ciężary do 2 kg. Ale kto dziś zatrudni pracownika, który nie może zbyt ciężko pracować? - Są ludzie, którzy wytykają mnie palcami, a czy ja mam na czole wypisane: ALKOHOLIK? - pyta. - Zresztą niech mówią o mnie co chcą. Muszę się poważnie zastanowić i podjąć decyzję co dalej ze sobą robić. Bo dalej siebie i Krysi oszukiwać nie mogę. Składałem już tyle obietnic, że sam sobie już nie wierzę. Bo tak naprawę to o co ja mam walczyć? Jednak muszę walczyć, sam o siebie! - mówi po chwili zastanowienia. - Tylko czy ja sam dam radę, czy aż tak bardzo chcę? Muszę mieć wsparcie, bo sam nic nie poradzę. Mam cel - trzeźwość! Choć przez dwa dni albo tydzień. Żeby nie myśleć o wypiciu. Codziennie rano pan Karol modli się by nie myślał o alkoholu. Niekiedy te jego prośby do Boga przynoszą trzy, czasem cztery dni bez picia. - To są moje małe sukcesy, choć wiem, że po same uszy tkwię w bagnie. A ja chcę umrzeć trzeźwy! - zapewnia. - Zdaję sobie sprawę, że tego nie można wyleczyć. Czytałem mnóstwo książek o uzależnieniach. I jestem głupszy niż byłem. Straciłem to, co zyskałem, to kim byłem. A co gdybym miał rodzinę i dzieci? - Zmierzam w ciemność, wchodzę w paszczę lwa... A alkohol mnie zżera, powoli, sukcesywnie. Póki co jest silniejszy ode mnie, a był czas, kiedy to ja nad nim panowałem. Gdzie są te dni? Marzę o... - ...kimś kto mnie pokocha. Basia, ją kochałem i dla niej byłem w stanie zapomnieć o alkoholu - wyznaje z uśmiechem na twarzy. - Czasem spotykamy się na ulicy serce mi strasznie wali. Pamiętam jak byliśmy razem, tuliliśmy się do siebie, całowaliśmy. Szczęśliwy to był czas. Trwało to trzy lata. Alkohol mógł wtedy nie istnieć dla mnie. Pewnie, że miałem czas jak ona była w pracy żeby się napić, ale nie chciałem tego. - Obok mnie mieszka młode małżeństwo Marika i Michał. Boże, jak wspomnę sobie, że mógłbym mieć to samo co oni: szczęście i dom, to aż mi się serce kroi - mówi ze smutkiem. - Ale co począć kiedy alkohol mami mnie i pociąga?! Kiedy kupuję coś w sklepie alkohol mówi do mnie: kup mnie, kup mnie! No i kupuję. Wie pani, alkohol to jest jednak dla mądrych ludzi, takich co potrafią pić. Bo u mnie nie ma czegoś takiego jak picie kontrolowane, musi być aż do padnięcia. - Chciałem opisać swoją historię. Kupiłem nawet zeszyt. Ale zastanawiałem się dla kogo to pisać. Chyba to zrobię, ku przestrodze innych - podsumowuje. KARINA JANKOWSKA
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Pić to trzeba umić