Magazyn koscian.net
2007-05-15 14:40:15Ciągle strach
Policja gotowa jest przedstawić zarzuty autorowi anonimów słanych do mieszkańców podpalonej kamienicy przy Koszewskiego w Kościanie
Sprawca pożaru jednak wciąż jest na wolności. - Nie ma jednoznacznych dowodów wskazujących winnego – wyjaśnia rzecznik prasowy policji. - Boimy się, bo jak tu się nie bać - mówią mieszkańcy kamienicy.
Horror w kamienicy trwa już trzeci miesiąc. Pożar wybuchł w sobotę, 10 lutego, około godziny ósmej. W ogniu stanęła klatka schodowa uniemożliwiając mieszkańcom kamienicy ucieczkę.
- Widok był straszny. Z okien wydobywał się dym, a ludzie wisieli poprzewieszani w oknach – relacjonował w lutym mł. bryg. Andrzej Ziegler, zastępca komendanta powiatowego PSP w Kościanie.
Strażakom udało się uratować wszystkich mieszkańców. Jedna osoba trafiła do szpitala, ale po opadnięciu emocji, okazało się, że poszkodowanych jest więcej osób. Ktoś złamał rękę, ktoś nadwyrężył bark. Klatka schodowa spłonęła, dym zniszczył część mieszkania na I piętrze. Ani strażacy, ani policjanci nie mieli wątpliwości - to było podpalenie. Mieszkańcy kamienicy i sąsiedzi przekonani byli, że sprawcą jest jeden ze współmieszkańców. Tuż po pożarze, w przypływie emocji, właściciel kamienicy próbował eksmitować podejrzewanego o podpalenie pana K. Policja nielegalną eksmisję wstrzymała. K. nie chciał z nami rozmawiać. W kamienicy zaczął się horror mieszkania w nadpalonym domu z domniemanym podpalaczem za ścianą. Mieszkańcy kamienicy ustawiali butelkę pod drzwiami sąsiada, by słyszeć, kiedy ten wychodzi. Na każdy dźwięk na klatce uchylały się drzwi niemal wszystkich mieszkań.
- Śpimy na zmianę. Jedno odpoczywa, drugie czuwa – objaśniała nam w lutym pani Danuta. W obawie przed dymem i ogniem feralnej soboty gotowa była skakać z drugiego piętra na chodnik. Uratowała ją kobieta ze sklepu naprzeciwko krzycząc: Stój! Ani mi się waż! Nie skacz!
W mieszkaniu pani Danuty teraz trwa malowanie. Wyprowadziła się. Sąsiedzi podejrzewają, że jedną z przyczyn wyprowadzki był strach.
- Jak znajdę jakieś mieszkania, a tu się coś nie zmieni, też się wyprowadzę - deklaruje pan Marian.
Dziś klatka schodowa kamienicy jest odmalowana. Gdyby nie ślady po dymie na drzwiach do mieszkań po dramacie sprzed kilku miesięcy nie byłoby śladu. Nadpalone są też drzwi wejściowe do budynku, ale to świadectwo innego podpalenia. Bo kamienicę podpalano już trzy razy. Jako pierwsze płonęły właśnie drzwi, ale ten ogień w zarzewiu ugasiła pani Sylwia. Drugie podpalenie miało miejsce w piwnicy. Tym razem nie obeszło się bez straży pożarnej. Grozy sytuacji dodaje fakt, że kamienica przy ulicy Koszewskiego nie jest pierwszą podpalaną kamienicą w mieście. Wcześniej odnotowano próby podpaleń dwóch innych kamienic. We wszystkich podpalonych kamienicach mieszkało małżeństwo K. Przed podpaleniem kamienic ich mieszkańcy otrzymywali anonimowe listy. Listy takie słano też do policji i prokuratury. Bywały w nich niewybredne słowa, obelgi i ukryte groźby.
- Do mnie były dwa listy. W jednym oprócz wyzwisk było też coś o tym, że mnie szlag weźmie, a w drugim, że jeszcze pożałuję - opowiada pani Sylwia, mieszkanka kamienicy przy ulicy Koszewskiego. Sprawę zgłosiła na policję.
- Postępowanie trwa i jesteśmy bliscy postawienia zarzutów autorowi tych listów - mówi rzecznik prasowy policji Mateusz Marszewski. Zaprzeczył, jakoby policja zarzuty miała postawić panu K.
Małżeństwo K. tymczasem zdaje się ukrywać przed światem. Nie otwiera drzwi ani przed listonoszem, ani przed prowadzącymi postępowanie policjantami, ani przed właścicielem kamienicy. Postępowanie w sprawie pożaru z 10 lutego umorzono z braku dowodów. Ciągle trwa jeszcze postępowanie w sprawie podpalenia piwnicy.
- My tu wszyscy wiemy, kto za to odpowiada, ale wiedzieć, to za mało - mówią mieszkańcy ulicy Koszewskiego. Strach trwa. Już nikt nie stawia butelek pod drzwiami państwa K., ale czuwanie trwa.
- W nocy często wstaję do dzieci. Słyszę każdy ruch na klatce. Powoli uczymy się z tym strachem żyć - mówi pani Sylwia.
- To ktoś chory i bardzo niebezpieczny. Zagraża zdrowiu i życiu ludzi.
Wzniecił ogień uniemożliwiając ludziom ucieczkę. Mam nadzieję, że prokuratura zadziała szybko i odizoluje piromana – mówił w lutym Andrzej Ziegler, zastępca komendanta kościańskiej straży. Na razie piroman spaceruje ulicami miasta. (Al)
GK 20 / 2007