Magazyn koscian.net
2005-03-02 08:44:25Co się wydarzyło w Starych Oborzyskach?
To było w poniedziałek, 7 lutego 2004 r. Nie wiemy o której godzinie Agnieszka (świadek nr 1) wsiadła do pociągu w Iłowcu. O godzinie szesnastej błąkała się po Starych Oborzyskach (gmina Kościan). Pytała ludzi o sklep bez schodów. Na schody ciężko wciągnąć wózek, nawet jeśli to tylko spacerówka. Trafiała do sklepiku przy ulicy Długiej
Świadek nr 3.: Była na probostwie, ale odeszła z niczym. Nagle patrzę, a ona idzie do sklepu.
Świadek nr 5.: Nie była patologiczna. Nic z tych rzeczy. Nie było od niej czuć papierosów, ani niczego innego. Oparła się cichutko o lodówkę i zaczęła wycierać łzy.
Świadek nr 4.: Jechała do księdza dziekana do Kościana. Z tego co mówiła, już jej kiedyś pomógł. Można dyskutować, czy powinna było to robić w taki mróz. Może musiała?
Świadek nr 5.: Przy tej lodówce stała. Stoi tak i płacze. Od słowa do słowa i dowiedziałem się w czym rzecz.
Świadek nr 4.: Dziecko się obudziło i zaczęło tak przeraźliwie płakać. Musiało bardzo zmarznąć. Miało tylko siedem miesięcy, a na dworze było wtedy minus osiem...
Świadek nr 2.: Wezwano mnie po czwartej. Że jest, że trzeba odwieźć, trzeba pomóc.
Świadek nr 5: Zdenerwowałem się. Patrzę na tę puszkę, którą gimnazjum zostawiło w naszym sklepie w listopadzie... ale nie mogłem sam jej otworzyć. Było nas trzech. Zawołałam czwartego, Józefa. Dawał do tej puszki.
Świadek nr 4.: Sam nie chciał jej otwierać. Otwarliśmy razem. Chcieliśmy najpierw liczyć pieniądze, ale uznaliśmy, że nie ma po co. Nie było dużo. Jakieś 30-40 złotych. Wsypaliśmy we woreczek foliowy.
Świadek nr 5.: Bolek dał jej 20 złotych. Józef zrobił jej zakupy...
Świadek nr 4.: Zupki, czekoladę, jabłka, cytrynę, konserwy rybne, paprykarz, masło i resztę pieniędzy z zakupów.
Świadek nr 2.: Dołożyłam mleko, jogurt, chleb...
Świadek nr 5.: Nie była naciągaczką. Niczego od nas nie chciała. Chciała się tylko ogrzać, bo zmarzła. Ona i dziecko. To był najmroźniejszy dzień tej zimy.
Świadek nr 2.: Odwiozłam ją. Było już koło piątej. Po drodze odebrałyśmy jej starsze dzieci. Dwójkę – jakoś tak siedem i cztery lata. Przed wyjazdem do Kościana zostawiła je pod opieką koleżanki.
Świadek nr 4.: Mówiła, że dostała z opieki w styczniu pół tony węgla. To wszystko. Nie wiem, za co żyje. Dziękowała nam. Miała łzy w oczach...
Świadek nr 2.: Nie wiem, czy tu jest czym się zajmować. Po co do niej jechać? Po co o niej pisać? Mało takich? Nie ona jedna...
Świadek nr 5.: Ja jestem wstrząśnięty. Mróz, spacerówka, siedmiomiesięczne dziecko, wyrzucona z pociągu na obcej wsi, bez pieniędzy na powrót. To trzeba opisać. Jak to możliwe, że miała tylko nas?
Świadek nr 4.: Tyle ile mogliśmy, pomogliśmy...
Agnieszka, jak twierdzą świadkowie i uczestnicy zdarzeń, miała około 28 lat. Sama wychowuje dzieci. Mąż zaginął. Straciła mieszkanie. Teraz mieszka kątem u pewnej rodziny. Czterech mieszkańców Starych Oborzysk postanowiło otworzyć dla niej zaplombowaną puszkę, jaką uczniowie gimnazjum w listopadzie zostawili w sklepie. Zbiórka miała wspomóc dzieci z Domu Dziecka w Świebodzinie.
- Nikt się po tę puszkę nie zgłosił. Zrobiliśmy dobrze, czy źle? – pyta pan Paweł.
Napisali oświadczenie: ,,Nie odebraną puszkę na dom dziecka w Świebodzinie przekazujemy pani Agnieszce (...). Kwota nie była liczna. Pani ta znalazła się w nagłej potrzebie’’ Podpisali się pod tym: Józef ..., Bolesław...., Sylwester...., Paweł.... Zrobili dla niej zakupy a właścicielka sklepu odwiozła ją do domu. Nie rozmawiali o tym z proboszczem. Z sobą też niewiele. (Al)
* * *
Jeszcze przed opublikowaniem materiału otrzymaliśmy telefony od mieszkańców Starych Oborzysk. Podważali altruizm osób, które tego dnia znalazły się w sklepie trzy ulicy Długiej i pomogły kobiecie. Dowodzili, że całe zdarzenie było tylko pretekstem do oczernienia księdza proboszcza. Otrzymaliśmy nawet podpisany imieniem i nazwiskiem list w tej sprawie. Oto fragment:
,,...Jak nam wiadomo to proboszcz udziela (...) pomocy ale własnym parafianom, którzy niejednokrotnie wykorzystują go do przesady. Trudno jest nieraz ocenić kto praktycznie potrzebuje tej pomocy a kto wyłudza na inne ,,cele spożywcze’’. Osobiście zwracającym się o pomoc dawałem żywność którą potem znajdowałem pod płotem. Większość chce pieniądze. Często na alkohol. Nie twierdzę, że tak było w tym wypadku, ale przestałem w ten sposób wspomagać.
Wspomagam w akcjach organizowanych przez kościół czy inne organizacje charytatywne, to przecież Państwo, które jest zobowiązane do tego poprzez nasze podatki nawet nie płaci zasiłków bezrobotnym po pewnym czasie.
W konkluzji nie jesteśmy zobowiązani dodatkowo (do - red.) udzielania pomocy a jednak to robimy naprawiając po części błędy rządu.
Jeśli nie jest to obowiązkiem moim, czy proboszcza czy S. ( skrót red.) czy M. ( skrót red.), to większość to robi w skromnym zakresie, a S. i M. niestety nie. A jeżeli już pomagamy, to osobom znanym z trudnej sytuacji...’’.
Ani ten list, ani telefony od mieszkańców nie miały wpływu na publikację. Redakcja nie odniosła wrażenia, jakoby intencją osób, które na dwa dni przed Środą Popielcową pomogły kobiecie, była chęć oczernienia proboszcza. Nie było to też intencją ,,GK’’. Przytoczyliśmy opinie sąsiadów ze Starych Oborzysk, bo uznaliśmy, że wpisują się w dyskusję nad tym: kto, kiedy, wobec kogo i do czego - jak pisze mieszkaniec Oborzysk - ,,jest zobowiązany’’. Pytanie, czy ktokolwiek zwolnił nas z bycia odpowiedzialnym za innych. (Al)
GK nr 9/2005