Magazyn koscian.net
2003-04-23 10:11:51Cztery godziny - siedem litrów życia
Młody chłopak 17 lat, o ile się nie mylę, wypadek i nagle trzeba było dużo krwi A Rch +. Czas gonił, a krwi nie było. Ściągnęliśmy jej trochę z innego szpitala, ale to okazało się za mało.
Cztery godziny - siedem litrów życiaPodano najpierw trzy jednostki, potem cztery i trzeba było kolejnych czterech. Zorganizowaliśmy więc zbiórkę wśród personelu. Nie zdążyliśmy. Chłopak umarł. Być może nie to było przyczyną zgonu, ale mogłoby być. Nie mieliśmy dla niego krwi - opowiada Mariola Łakoma, starsza pielęgniarka pracująca w punkcie krwiodawstwa w Kościanie. Każdego miesiąca, każdego dnia, a czasem każdej godziny trwa tam walka, by potrzebujący na czas otrzymali krew. Dar życia. Niemal zawsze jej brakuje.
Czekamy. Licealiści ze Śmigla mieli być o godzinie 8.00. Tymczasem nikogo nie ma. Wydarzenie - chcą oddać krew. Około 15 osób. Pod drzwiami punktu krwiodawstwa stoją tymczasem przedstawiele mediów: ,,to trzeba sfotografować’’, ,,dzielna młodzież i umierające honorowe krwiodawstwo’’ - słychać. W punkcie krwiodawstwa pielęgniarka Mariola Łakoma i laborantka Alicja Ogrodowczyk przygotowują się na wielkie przetaczanie.
- Potrzebujemy miesięcznie od 60 do 80 jednostek krwi. To jest około 30 litrów. Bardzo dobrze jednak, aby było jej więcej, by nie trzeba było potem gorączkowo szukać. W lutym mieliśmy 80 dawców, ale w tej chwili mamy pustą lodówkę. Wczoraj było kilka osób, więc za dwa dni będziemy mieli na kilka dni zapasów, ale to wszystko. A co, jeśli jak w tamta sobotę, nagle trzeba będzie kilku litrów krwi? Jeśli przyjadą dziś liecealiści, będziemy mieli spokojniejszy miesiąc...
W ciele człowieka jest jej zwykle od 4,5 do 5 litrów. Krwiodawca jednorazowo oddaje jedną jednostkę - 4,5 mililitrów. Organizm regeneruje ubytek w ciągu dwóch, trzech dni. Krew przechowywać można do 42 dni. W Kościanie jednak nigdy nie czeka na potrzebującego aż tak długo. Tymczasem zgłasza się dawca - tzw. rodzinny (przed planowanymi operacjami do oddania krwi obliguje się rodzinę pacjenta) - Pan Jerzy z Turwi. Oddaje krew od 1976 roku. Utoczył jej już dla innych 20 litrów.
- Teraz kumpel z pracy mnie poprosił. Musiał oddać dla kogoś z rodziny, ale się bał. Nigdy tego nie robił, a dla mnie to już normalna rzecz. Nie ma problemu. Mam dzień wolny od pracy - stwierdza i wyjaśnia, że ubytek krwi nadrabia sobie zwykle czerwonym winem.
Na korytarzu zrobiło się głośno. Ponoć przyjechali już licealiści.
- Koło ust to opryszczka? - pyta pani Mariola stojącego w drzwiach kolejnego mężczyznę. Okazuje się, że tak. Mężczyzna nie może oddać krwi. Krwiodawcę dyskwalifikuje też młodszy niż roczny tatuaż, depilacja kosmetyczna jaką zafundował sobie nawet 11 miesięcy temu lub tak samo świeże przekłucie uszu czy nosa.
Na korytarzu istotnie tłok. Klasa 4 b przyjechała.
- Dlaczego? Żeby pomóc innym ludziom - stwierdza Cyprian Piasecki.
- Nie jestem z tej klasy. Jestem z Leszna, ale bardzo dobrze znam panią Marię, która z nimi tu przyjechała. Dawno już myślałam o oddaniu krwi, ale nie miałam ukończonych 18 lat. Teraz nadarzyła się okazja... Szczęśliwie dziś nie mam lekcji, a praktyki odrobię - dodaje Hania Adamska.
Licealiści nigdy do tej pory ani nie oddawali krwi, ani też z niej nie korzystali. Na oddanie krwi zdecydowali się dwa tygodnie temu. Część początkowo tylko dla tego, by mieć dzień wolny od nauki.
- Jeśli już na wagary, to tylko do nas, bo dajemy usprawiedliwienie i czekoladę - śmieje się pani Mariola.
Wszyscy zagadnięci maturzyści odpowiadają, że się nie boją.
- W ubiegłym roku byłam wychowawczynią czwartej klasy - wyjaśnia Maria Depczyńska. - Do akcji natchnęła nas jedna z uczennic. Ja się zgodziłam, uczniowie też bardzo chętnie na to przystali i tak się zaczęło. Teraz jestem opiekunem samorządu szkolnego i prowadzę zajęcia fakultatywne z maturzystami. Zaproponowałam im oddanie krwi i zgodzili się. To kochana młodzież. W ubiegłym roku w akcji wzięły udział 2 klasy, w tym zdecydowały się wszystkie trzy. Dziś jest tu 4b, a za tydzień przyjedzie 4a i 4c. Obiecałam sobie, że będę propagować oddawanie krwi wśród młodzieży i będę z nią tu co rok przyjeżdżać. Ponoć w ubiegłym roku panie pielęgniarki bardzo się zdziwiły, że oddaliśmy krew. Zwróciły się z prośbą do uczniów wszystkich szkół średnich, z wyjątkiem naszej i tylko my przyjechaliśmy.
Pani Maria również oddała krew. Tak jak uczniowe nigdy z niej nie korzystała. Akcję licealistów nadzorował Bogusław Kostyk z Polskiego Czerwonego Krzyża.
- Oddałem w życiu 90 litrów krwi - zwierzył się ,,GK’’. - Zacząłem w 1964 raku. Pamiętam, miałem wtedy niespełna 18 lat. Był wypadek i potrzebna była krew. Nie pamiętam dokładnie, ale chodziło o jakieś dziecko. Ja byłem na poborze. Rzucono hasło i kilkoro z nas poszło do szpitala. Tak po raz pierwszy oddałem krew. Dziecko przeżyło. Potem poszedłem do wojska i oddawałem krew trochę dla innych, a trochę dla przepustki.
Tylko raz zasłabł. Od powtarzanego co osiem tygodni przez ostatnie kilkadziesiąt lat kłucia potworzyły się zrosty.
- Człowiek tyle jest wart, ile robi dla innych - stwierdza i dodaje, że choć nie robił tego dla rekordów i odznaczeń, te przyjemnie łechcą. Otrzymał najwyższe odznaczenie Honorowych Dawców Krwi - Purpurowe Serce oraz Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski.
Tymczasem po wypełnieniu deklaracji, pobraniu pierwszej próbki krwi dla badań morfologicznych i badaniach lekarskich pierwsi licealiści czekają aż wężykiem do woreczka przeleje się z nich 450 mililitrów czerwonego płynu. Pobieranie krwi odbywa się na leżąco.
- Czuję się jak w szkole - stwierdza Przemek Kozica. - Wyluzowany - dodaje. Twierdzi, że nie czuje upływu krwi. Jego kolega Łukasz zbladł i zasłabł. Jak oceniła pani pielęgniarka, zjadł za małe śniadanie. Na łóżkach układają się kolejno następni uczniowe. Zasłabnięcie Łukasza nie zniechęciło nikogo, ale kilkunastu kolegów próbowało sprawdzić, czy aby na pewno wszystko z nim w porządku. Klasa oddała 15 jednostek krwi. Trzech uczniów nie przyjechało. Kolejna trójka nie mogła oddać jej ze względu na drobne niedyspozycje. Tak czy owak, było to ,,bogate żniwo’’ w punkcie krwiodawstwa.
- Jesteśmy naprawdę wdzięczni młodzieży - stwierdza Grażyna
Grochal, szefowa kościańskiej placówki Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa. - Mamy za mało krwi. Co rusz zdarzają się dramatyczne sytuacje, w których waży się życie ludzkie, a my nie mamy krwi. Wielokrotne prośby i ogłoszenia w prasie, nie przynoszą skutków.
Może to trywialna historia? Większość z nas, nigdy nie zrobiła tego, co ci młodzi ludzie. Na pożegnanie otrzymali sok pomarańczowy i po sześć tabliczek czekolady. Być może uratowali komuś życie. Być może kiedyś ktoś inny uratuje swoją krwią ich lub nasze. A może my? Punkt krwiodawstwa czynny jest codziennie z wyjatkiem sobót. Rejestrować można się miedzy godziną 8.00 a 9.00. Trzeba mieć przy sobie dowód osobisty i legitymację ubezpieczeniową.
ALICJA MUENZBERG
Zgłaszasz poniższy komentarz:
podobno nie jest to sport, i nie jest przywilejem pięknych i bogatych