Magazyn koscian.net
2004-03-16 14:24:51Damy radę!
Już po raz trzeci w Kościanie świętować będziemy Dzień Godności Osoby Niepełnosprawnej. Plenerowa impreza w centrum miasta 7 maja. Będzie hip-hop, kabaret, cyrkowi klowni i piękne motocykle
Przypomnijmy, po raz pierwszy o godności osób niepełnosprawnych przypomniał mieszkańcom Kościana miejscowy Zespół Szkół Specjalnych organizując pochód głównymi ulicami miasta i imprezę plenerową na szkolnym boisku (,,GK’’ 15 maja 2002 ,,Marsz dzieci jednego Boga’’). Pierwsze święto odbyło się pod hasłem ,,Razem sprawni’’. W ubiegłym roku myśl przewodnią spięto w zwrot ,,nic o nas bez nas’’. W tym roku hasło dodaje otuchy ,,Cześć ludziska - damy radę!’’.
Organizatorem są: Oddział Rehabilitacyjny dla Dzieci i Młodzieży w Kościanie oraz Dom Pomocy Społecznej w Jarogniewicach. Impreza będzie otwarta. Zaproszeni na nią są wszyscy mieszkańcy miasta i każdy też powinien na niej znależć coś dla siebie. Po raz pierwszy specjalnie dla świętujących wystąpią artyści z Poznania, Krakowa i okolicznych miejscowości. Koncert zapowiedział już Peja. O programie imprezy napiszemy jeszcze nie raz. Co tydzień też zajrzymy do jednej z placówek pomagających osobom niepełosprawnym mierzyć się z życiem. W dzisiejszym numerze zapraszamy do ,,Szkoły indywidualistów’’ (Al)
Szkoła indywidualistów
Szkoła, do której lubią chodzić nawet nastolatki? To musi być jakaś specjalna szkoła. I jest. Nawet tak się nazywa. - Nasi uczniowie są wyjątkowi i bardzo wymagający - mówi Mirosława Szymanowska, dyrektor Zespołu Szkół Specjalnych w Kościanie.
Na początku nie było nic. W 1961 roku wyszło rozporządzenie o tworzeniu przy szkołach podstawowych klas dla dzieci upośledzonych umysłowo. W 1962 roku powstała taka klasa (12 uczniów) przy kościańskiej ówczesnej trójce (dziś budynek Zespołu Szkół nr 1 przy ulicy Mickiewicza). Pierwszą wychowawczynią była Emilia Stępczak. Klasę tworzyły dzieci o bardzo różnym rodzaju i stopniu upośledzenia. W 1967 roku przy „trójce” działały już trzy klasy dla dzieci niepełnosprawnych. W 1972 przeniesiono je do budynku przy ulicy imienia Marii Konopnickiej i utworzono szkołę specjalną. Tworzyło ją wówczas 8 klas uczniowskich, które pracowały w 5 izbach lekcyjnych.
Dziś dzieci uczą się w 29 oddziałach i 13 salach. Nauczyciele Zespołu Szkół Specjalnych prowadzą też zajęcia dla dzieci, które są podopiecznymi Oddziału Rehabilitacyjnego dla Dzieci i Młodzieży przy ulicy Bączkowskiego. Zespół Szkół Specjalnych łączy trzy poziomy nauczania: szkołę podstawową, gimnazjum i szkołę zawodową. Liczy 256 uczniów w wieku od 7 do 20 lat. Nad ich edukacją czuwa 58 nauczycieli (12 niepełnych i 46 pełnych etatów). Od 1989 roku dyrektorem placówki jest Mirosława Szymanowska, a jej zastępczynią Jolanta Frąszczak. To szkoła indywidualistów. Każdy jest w niej inny. Każdy ma inne potrzeby i inne możliwości. Uczniów nie można tu sprowadzić do jednego, wspólnego mianownika. Nie można uczyć ich nie wnikając, kim są, co czują i czego pragną.
- Mamy wspaniałych nauczycieli. Musimy takich mieć, bo nasi uczniowie są bardzo wymagający. Potrzebują znacznie więcej ciepła, cierpliwości i oddania. I często jest tak, że uczniowie, którzy trafiają do nas ze zwykłych szkół, w pierwszych dwóch dniach są zestresowane, ale już trzeciego deklarują, że do innej nie chcą chodzić. Dobrze się tu czują - opowiada dyrektor Szymanowska.
Szkoła kładzie ogromny nacisk na sport. Jej uczniowie zdobywają puchary na krajowych olimpiadach w różnych dyscyplinach.
- Dzięki sportowi pokonują lęk przed światem, nieśmiałość - tłumaczy dyrektor Szymanowska. W jej gabinecie stoi za szybą kilkadziesiąt sportowych trofeów. A sukcesy sportowe są tym donioślejsze, że szkoła jako jedyna w mieście nie ma sali gimnastycznej, choćby tak małej, by można w niej było prowadzić gimnastykę korekcyjną. Jej budowa odkładana jest od dwudziestu lat.
- Podnajmujemy salę gimnastyczną w sanatorium, ale stać nas tylko na opłacenie 4 godzin dziennie. Reszta musi odbyć się w szkole. Wiosną, latem i jesienią dzieci ćwiczą na dworze, ale teraz na korytarzu - tłumaczy pani dyrektor.
W szkole nie ma pedagoga i psychologa. Nie ma ich, bo nie ma miejsca na gabinet. Lekcje odbywają się już na strychu, w świetlicy i pokoju nauczycielskim. Żeby dostać się do gabinetu logopedek trzeba przejść przez dwie klasy. Sal przechodnich jest więcej. Mimo tego, dzieci szkołę lubią bardziej, niż tę pierwszą. Większość uczniów trafia tu bowiem po próbie zmierzenia się ze zwykłą szkołą.
- Tu jest ładniej - twierdzi Dominika z IV klasy, choć jest akurat w ciasnej salce na strychu. Piękna przybywa wraz z miłością.
- Dla nich karą byłoby, gdyby zakazać im chodzenia do szkoły. Przepadają za nią- twierdzi jedna z nauczycielek.
- Bo pani jest fajna - wyjaśnia Daniel z klasy życia.
- Fajni koledzy tu są, fajni nauczyciele. Jest ciekawiej niż w domu - dodaje jego koleżanka Milena.
- Dzieci lubią tę szkołę, bo tu nie czują się inne. Bo tu mają szansę dostać czwórkę czy piątkę. Zaczynają doświadczać sukcesów. Uspokajają się - wyjaśnia wicedyrektor Frąszczak.
Mimo tego rodzicom często bardzo trudno jest pogodzić się z myślą o upośledzeniu. Przed sobą i otoczeniem wolą zachować pozory ,,normalności’’ i skazują dzieci na stres oraz upokorzenia związane z nauką w zwykłej szkole. Nie chcą kierować ich na badania i nie zgadzają się na przeniesienie do szkoły specjalnej.
- Jesteśmy postrzegani jako gorsza szkoła, gorszych dzieci i też gorszych nauczycieli, bo - jak dowodzą niektórzy - nie trzeba być orłem, żeby uczyć tych mniej zdolnych. Staramy się jednak walczyć z tym stereotypem. Wychodzimy na zewnątrz, żeby pokazać, że nie jesteśmy najgorsi, ale najlepsi. Uczestniczymy we wszystkich akcjach w mieście. Nie zgadzamy się na izolację. Pokazujemy co potrafimy, a mamy w szkole sporo talentów. Czy jest jakaś inna szkoła, która wystawia prace swoich uczniów w muzeum? - dopytuje dyrektor Szymanowska.
Do 100 losowo wybranych absolwentów szkoły wysłano ankiety. 70 osób wypełniło je i odesłało.
- Aż 70% oceniło swoją sytuację życiową jako bardzo dobrą lub dobrą. 69% uważa, że szkoła nauczyła ich radzenia sobie w życiu. 65% byłych uczniów uważa, że szkoła dobrze przygotowała ich do pracy, 61%, że nauczyła ich nawiązywać kontakty z ludźmi. Ci, którzy odesłali naszą ankietę w większości mają pracę, choć nie wszyscy pracują w wyuczonym zawodzie. Najgorzej przedstawia się sytuacja absolwentów z roku 2000. Tylko 30 procent z nich znalazło pracę - wyjaśnia Mirosława Szymanowska.
- Co robią? To co wszyscy. Zakładają rodziny, wychowują dzieci i prowadzą normalne życie - mówi Jalanta Frąszczak.
Starostwo Powiatowe w Kościanie - organ prowadzący szkołę - rozpoczęło starania o budowę sali gimnastycznej z kilkoma salami lekcyjnymi. (Al)
GK 11/2004 - 17 marca 2004