Magazyn koscian.net
2006-05-04 08:44:18Do zobaczenia w niebie
Ojciec Marian Żelazek tuż przed śmiercią telefonował do Kościana
- Chciał rozmawiać z księdzem Leonem, ale akurat go nie było. Obiecał, że zadzwoni za godzinę. Nie zadzwonił. W niedzielę z telewizji dowiedzieliśmy się, że nie żyje – opowiada Teresa Blandzi gospodyni księdza Leona Stępniaka.
Ojciec Żelazek, werbista, był najsłynniejszym polskim misjonarzem, kandydatem do pokojowej nagrody Nobla w 2002 roku. Pięćdziesiąt sześć lat spędził na misji w Indiach i zbliżając się do dziewięćdziesiątki ani myślał o emeryturze. Mawiał, że bycie dobrym to nie trud, ale łaska. Budował szkoły, szpitale, organizował pracę. Wspierał tak najpierw wykluczony przez społeczność indyjską lud Adibasów (wychowankowie zbudowanych przez niego szkół są dziś lekarzami, prawnikami) a potem trędowatych. ,,Wojnę spędził w obozie koncentracyjnym w Dachau. Codziennie był tam świadkiem ludzkiej tragedii. Poprzysiągł sobie, że jeśli uda mu się ocaleć, zrobi wszystko, by poprawić świat. Ocalał. Poprawił świat w Indiach’’ – napisała o nim na pierwszej stronie wtorkowa ,,Rzeczpospolita’’. W Dachau spędził pięć lat. Tyle samo, co ksiądz Leon Stępniak. Obaj byli wówczas klerykami.
- Tam się poznaliśmy. Byliśmy w tym samym baraku – numer dwadzieścia osiem, izba pierwsza – ale on pracował w innym komando. Widywaliśmy się więc głównie przy posiłkach. Jako obozowa młodzież pomagaliśmy starszym. Pamiętam, nosiliśmy razem kotły z jedzeniem – wspominał na naszych łamach ks. Leon Stępniak w 2002 roku (28 sierpnia). Wtedy to ojciec Żelazek niespodziewanie odwiedził księdza Leona w Kościanie. Po wojnie drogi kleryków się rozeszły. Ojciec Żelazek pojechał na studia do Rzymu, a w 1950 roku na misję do Indii. Ksiądz Leon proboszczował w Grodziszczku i Gieczu, a potem w Wonieściu i na krótko w Kościanie.
- Odwiedził mnie kiedyś w Wonieściu, ale mnie nie zastał. Tyle co o nim wiedziałem z publikacji. Korespondencyjnie przesyłam mu od lat biuletyn ,,Księży Polskich’’ i ,,Wiadomości Obozowe’’ – relacjonował nam ksiądz Leon cztery lata temu.
Ojciec Żelazek przyjechał do Kościana znienacka.
- Zobaczyć się z tak bliska, to była ogromna radość. Wspominaliśmy młodość w obozie, opowiadał o życiu w Indiach... Zrobił nam ogromną radość... - opowiadał ksiądz Leon.
Ojciec Żelazek przyjechał jeszcze na 65-lecie kapłaństwa ks. Leona w czerwcu 2004 roku. Potem kontakt znów urwał się. Aż nagle ten telefon w sobotę wieczorem.
- Telefon. Pyta ktoś o księdza Leona, a on akurat był w Kaliszu. W Kaliszu?- zdziwił się ten co dzwonił. Pytam więc kto dzwoni, a on się przedstawia. Oj – mówię – tak ładnie ojca słychać! Skąd ojciec dzwoni? A skąd ja mogę dzwonić?! Z Indii – odpowiada mi. Umówił się ze mną, że za godzinę zadzwoni. Tak koło siódmej. Jeszcze liczył przy mnie, że to u nich będzie po dziesiątej. Tak się rozstaliśmy – opowiada pani Teresa.
Ksiądz Leon wrócił z podróży i o godzinie siódmej czekała na telefon z Indii. Nie zadzwonił. Następnego dnia około dziesiątej rano indyjskiego czasu ojciec Żelazek wybrał się po mszy w odwiedziny do chorych. Po drodze zasłabł i zmarł. Miał 88 lat.
- Przez sześćdziesiąt lat nie dzwonił. Nigdy do mnie nie dzwonił. Nie mam pojęcia, co chciał mi powiedzieć. Ostatnia wiadomość przepadła jak kamień w wodę. Bardzo żałuję, że mnie wtedy nie było w domu – mówi ksiądz Leon.
Pogrzeb ojca Żelazka odbył się we wtorek w Purii. Jego śmierć opłakiwała też Maria Owsianna z Kiełczewa, która od czternastego roku życia modliła się za ojca Żelazka.
- Należałam do koła eucharystycznego. Każde z nas losowało misjonarza, za którego miało się modlić. Ja wylosowałam właśnie ojca Żelazka – opowiadała nam pani Maria. Miała szczęście spotkać ojca podczas jego wizyty w Kościanie w 2004roku.
- To jest jak cud! - mówiła potem.
Cztery lata temu ojciec Żelazek żegnał się z księdzem Leonem: do zobaczenia albo na ziemi, albo w niebie.
- A ja życzyłem mu, aby go ta wielka nagroda spotkała. Mam nadzieję, że się zobaczymy... - mówił trzy lata temu ksiądz Leon. Powtarza to życzenie i dziś.
Obóz w Dachau przeżyło 847 duchownych. Założyli stowarzyszenie. Dziś jego członkami jest już tylko 38 księży. W sobotę modlili się w Kaliszu. (Al)
GK nr 18/2006