Magazyn koscian.net
2003-04-24 14:33:30Dwa światy jednej służby zdrowia
Ponad dwa lata temu opisałem deremne próby mieszkającego kilkanaście kilometrów od Kościana J. Nowaka, który (o naiwności!) usiłował wyleczyć sobie ząb „na kasę chorych”. Dziś mój znajomy ma znów kłopoty ze zdrowiem, tym razem poważniejsze.
(GK nr 167 z 24.04.2002)
Ni stąd ni z owąd dopadła mnie gorączka - opowiada Nowak. - Grubo ponad 39 stopni to nie przelewki. Pojechałem do Z. Łapki, mojego lekarza rodzinnego. Dziwne to jakieś było, bo poza wysoką temperaturą i związanym z tym ogólnym rozbiciem nic mi nie dolegało. Łapka powiedział, że to typowa grypa, wypisał receptę i poinformował, że da mi zwolnienie na cztery dni. Na wyrażone przeze mnie zdziwienie dołożył jeszcze jeden dzień. Dodam, że nie jestem symulantem, bo jest to chyba drugie moje zwolnienie w życiu, a mam 50 lat.
Pan Nowak siedząc w gabinecie mógł sobie poczytać postawioną na biurku lekarza reklamówkę pewnego leku. Nie zainteresowała go, bo jej treść doskonale znał z reklamy telewizyjnej. Z reklam znane mu były też niektóre ze specyfików zaordynowanych przez Z. Łapkę zarówno jemu jak i, jakiś czas wcześniej, jego żonie. Farmaceutka w obu przypadkach zamieniła przepisane leki na ich tańsze odpowiedniki. Przy okazji dowiedział się, że polecany w ulotce na lekarskim biurku środek ma odpowiednik o identycznym składzie, za to w cenie o 20% niższej.
J. Nowak poleżał parę dni łykając lekarstwa na grypę, poczuł się nieco lepiej więc po upływie terminu zwolnienia wrócił do pracy. Okazało się, ża na jeden dzień. „Wieczorem do domu ledwo się dowlokłem. Miałem 39,5stopni i ból brzucha.” Lekarz z kościańskiego ambulatorium przyszpitalnego stwierdził stan zapalny, zapisał leki i kazał nazajutrz zgłosić się do Łapki po zwolnienie i skierowanie do specjalisty.
Poszła żona - ciągnął pan Nowak. - Łapka przejrzał informację z ambulatorium, wyraźnie się zdenerwował i, niezgodnie z prawdą, powiedział: Przecież mąż miał przyjść do kontroli. Zapoznał się z listą leków zapisanych w ambulatorium po czym dał skierowanie do specjalisty i zwolnienie oraz wypisał receptę na antybiotyk, który dodatkowo mam brać. Okazało się, że nie badając mnie kazał mi zażywać równocześnie dwa antybiotyki, bowiem jeden od poprzedniego dnia już miałem. Być może tego od lekarza z ambulatorium Łapka nie znał, bo jakiś nietypowy, więc sądził, że nie biorę żadnego.
Okazało się, że specjalista z kasy chorych przyjmuje tylko pacjentów, którzy mają wyniki określonych badań. J. Nowak zwrócił się w tej sprawie do swego lekarza rodzinnego, który zamiast dać skierowanie na badania poradził: Niech pan zrobi prywatnie. Przecież to koszuje tylko parę złotych. Później Nowak dowiedział się, że lekarz rodzinny wysyłając do specjalisty ma obowiązek skierować też chorego na niezbędne badania.
J. Nowak zadał sobie kilka pytań:
1. Czy typową grypę można wyleczyć w cztery lub pięć dni? Odpowiedź, choć nie wprost, dał jeden ze znajomych J. Nowaka: Zwolnienie u Łapki to żaden problem. Daję mu 50 zł i zawsze otrzymuję.
2. Czy wysoka gorączka to typowa grypa oraz czy pacjent może bezkarnie dla zdrowia zajadać dwa różne antybiotyki, z których jeden przepisano nie spojrzawszy na niego? Należy wątpić, ale na te pytania mogą odpowiedzieć tylko specjaliści.
3. Dlaczego Łapka ordynuje leki z reklam? Mówi rejestratorka jednej z kościańskich poradni: Nie wie pan? To nie reklamy a firmy farmaceutyczne, z którymi część lekarzy ma układy.
4. Dlaczego Łapka nie chciał dać skierowania na badania? Sprawę pośrednio wyjaśnił zapytany rzecznik pacjenta Wielkopolskiej Kasy Chorych: Wszelkie takie skierowania, w tym np. na badanie krwi, obciążają konto lekarza rodzinnego. A więc idzie to z kasy chorych ale umniejsza zysk lekarza.
5. Jak to możliwe, że człowiek o takich kwalifikacjach zawodowych i etycznych leczy (?) ludzi i bierze za to publiczne pieniądze?
Odpowiedzi na ostatnie pytanie nie będzie. Warto może tylko dodać, że niemal wszyscy przedstawiciele służby zdrowia, którzy zetknęli się kiedyś z doktorem Łapką na dźwięk jego nazwiska dziwnie się uśmiechają...
... ale może być też tak
J. Nowak chorował niemal dwa miesiące. Dwukrotnie w tym czasie jego stan na tyle się pogorszył, że uznał za niezbędne udać się do lekarza. Pech chciał, że zdarzyło się to w dni wolne od pracy wieczorem, więc telefonował do kościańskiego pogotowia. W obu przypadkach przebieg zdarzeń był podobny. Miła dyspozytorka (pielęgniarka?) zebrawszy podstawowe informacje przekazała słuchawkę dyżurującej lekarce, która odpytała J. Nowaka o wszystkie szczegóły po czym spytała, czy jest możliwość, by ktoś go zawiózł do przyszpitalnego ambulatorium. Powinien pana obejrzeć specjalista, a my dysponujemy tylko jednym zespołem z internistą, więc i tak zawieźlibyśmy pana do ambulatorium. Jakież było zdziwienie pana Nowaka, gdy w ambulatorium o jego przypadku już wiedziano, czekano niemal na jego przyjazd. Raz uprzedzeni byli telefonicznie, drugi raz lekarka z pogotowia przyjęła go w ambulatorium osobiście po czym przekazała chirurgowi. A nie była to przecież sprawa życia i śmierci, kiedy decyduje każda chwila, więc z pędzącej na sygnale karetki prosi się o przygotowanie sali operacyjnej.
Wszyscy, z którymi miałem kontakt, tak w pogotowiu jak i ambulatorium, byli bardzo mili, życzliwi, potrafili się uśmiechnąć - opowiada pan Nowak. - Ich pomoc w obu przypadkach okazała się skuteczna i przyniosła mi ulgę. Nie chcę nikogo pominąć, więc nie będę wymieniał nazwisk, choć niektóre znam z pieczątki na receptach. Odniosłem wrażenie, że to nie kwestia wyjątkowego zbiegu okoliczności, że na takich ludzi trafiłem. Czuje się, że tam po prostu panuje atmosfera życzliwości w stosunku do chorego, którego traktuje się jako kogoś, komu trzeba pomóc.
A więc może być i tak i tak. Służbę zdrowia mamy źle zorganizowaną i biedną. Należy z tym coś zrobić, może zreformować, jak chce tego minister zdrowia. Ale nie łudźmy się. Łapka zostanie Łapką. Natomiast ci, którzy swą pracę traktują jak służbę wobec pacjenta pozostaną tacy niezależnie od systemu. Bo system opieki zdrowotnej to abstrakcja, a chory styka się z konkretnymi lekarzami, pielęgniarkami i pielęgniarzami, rejestratorkami itd.
Krzysztof Modelski
PS Nazwisko lekarza rodzinnego i pacjenta zmieniono.