Magazyn koscian.net
2003-12-09 14:50:51Dzieci jednego Boga
- Od kiedy tu jestem wszystko się w moim życiu zmieniło - stwierdza Monika Ciechanowska z Kościana, podopieczna Środowiskowego Domu Samopomocy w Kościanie. 3 grudnia, Dom obchodził swe piąte urodziny. Zmienił życie ponad 60 osób
Urodzinowe uroczystości odbyły się w Kościańskim Ośrodku Kultury dokładnie w piątą rocznicę pierwszych zajęć z podopiecznymi. Przybyło wielu znamienitych gości, przedstawicieli zaprzyjaźnionych placówek i sponsorzy. Mottem były słowa Alberta Camusa ,,Żyć życiem innym niż większość’’. A urodziny nie mogły obyć się bez tortu i to sporej wielkości, by obdzielić nim można było ponad dwustu gości. Imprezę uświetnił występ aktorów Teatru Animacji w Poznaniu, którzy bohaterów dnia, czyli podopiecznych Środowiskowego Domu Samopomocy wciągnęli do gier i zabaw. Co się tam działo, trudno opowiedzieć! Strzelano balonami, tańczono z balonami, rzucano balonami, ścigano się z miotłą, rzucano do celu, ale przede wszystkim tańczono, tańczono i tańczono. Było też co świętować.
Po co toto?
Środowiskowy Dom Samopomocy w Kościanie działa w ramach
Ośrodka Pomocy Społecznej w Kościanie i służy nie tylko kościaniakom, ale mieszkańcom wszystkich gmin w powiecie kościańskim. Jego podopieczni zmieniają się w rytmie sześcio- lub trzymiesięcznym. Teraz trwa już trzynasty turnus. Z terapii w ŚDS skorzystały 64 osoby. Większość wraca do Domu co kilka miesięcy. Kochają to miejsce.
- Te turnusy są między innymi dlatego, że nie możemy przyjąć wszystkich potrzebujących. Dom stworzony został na 25 miejsc, a teraz na przykład turnus tworzą aż 32 osoby. Nie moglibyśmy pomagać jednocześnie wszystkim - tłumaczy Ewa Napierała kierownik ŚDS.
- Utworzenie takich domów, to był strzał w dziesiątkę. Powstały jednego roku w Górze, Rawiczu, Lesznie i Kościanie. Są teraz szansą dla setek ludzi. Dotąd w wielu rodzinach osoby niesprawne intelektualnie były ukrywane. Zamiast rozwijać się, one się zwijały, marniały, uwsteczniały. Teraz mają szansę - twierdzi Stanisław Pałuszko, kierownik ŚDS w Górze.
- Wielu niepełnosprawnych wyciągaliśmy gdzieś z komórek - opowiada Józef Jurga, kierownik OPS w Kościanie. - Niesprawnym intelektualnie dzieckiem trudno się chwalić, więc rodzice zamykali je w domu. Choćby chcieli, często nie potrafili włączyć ich w społeczne, a czasem nawet w rodzinne życie. Niektóre do osiągnięcia pełnoletności uczęszczały na zajęcia w Ośrodku Rehabilitacji Dzieci i Młodzieży, ale potem już nic. Pustka i cztery ściany domu. Samotność. Staramy się ich jak najlepiej przygotować do samodzielności, bo przecież troskliwi rodzice kiedyś odejdą. Co wtedy?
Kierownik opowiada o kobiecie, którą kochający rodzice wyręczali ze wszystkiego. Kąpali ją, szykowali jeść, myśleli za nią i robili wszystko wokół niej. Nagle zmarli i została sama. Teraz, w ŚDS-ie powoli uczy się wszystkich czynności życiowych. Robi postępy...
Dzień
W Środowiskowym Domu Samopomocy ruch zaczyna się o godzinie 8. rano. Mieszkańcy Kościana schodzą się, inni przyjeżdżają. Dyżurni, bo prace w domu podzielone są na dyżury, przygotowują śniadanie, inni układają talerze na stołach, a inni odpowiedzialni są za porządek po posiłku. Każdy ma tu swoje obowiązki. Do obiadu podopieczni spędzają czas w pracowniach, gdzie realizują indywidualnie opracowany program terapeutyczny w pracowniach plastycznej, krawieckiej, rehabilitacyjnej czy kulinarnej. Podopieczni uczą się odpowiedzialności, gospodarowania pieniędzmi, systematyczności (szczególnie ważnej przy zażywaniu leków), zasad funkcjonowania w społeczności (załatwianie formalności w urzędzie, korzystanie z autobusów PKS i z pociągów oraz z dóbr kultury), ale i umiejętności rozpoznawania produktów żywnościowych czy korzystania ze sprzętów kuchennych. Około godziny 12. podopieczni znów zasiadają do stołu. Posiłki trwają czasem do godziny. Dla mniej sprawnym ruchowo trafienie łyżką do ust, to wysiłek. Niektórzy nie są w stanie zjeść sami. Gdy się wszyscy uporają z jedzeniem, muszą poradzić sobie ze sprzątaniem po nim. Około godziny 14 dwudziestuczterech podopiecznych rozchodzi się do domów. Zostaje ośmioro zakwalifikowanych na pobyt całodobowy. Popołudniami spaceruja, grają, bawią się, oglądają telewizję, uczą się samodzielnie zadbać o swą higienę osobistą. O 23. zaczyna się cisza nocna. Nad śpiącymi podopiecznymi czuwają terapeuci i stażyści, by rano od nowa, mogli przygotowywać się do śniadania...
W Domu nie jest nudno. Gdy kończy się turnus wielu po kątach płacze. Smutek rozstania łagodzi tylko zapewnienie, że za kilka miesięcy będą mogli być tu po raz kolejny. Dzięki pomocy sponsorów podopieczni wyjeżdżają na turnusy rehabilitacyjne do Szklarskiej Poręby, bywają na basenie i pracują w ogrodzie. Środowiskowy Dom Samopomocy żyje rytmem normalnego domu. Jak w każdym domu, tak w tym przygotowywane będzie 12-daniowa kolacja wigilijna. Piecze się tu świąteczne pierniczki, stroi się choinkę. I tu bywają kłótnie, większe i mniejsze sympatie.
Świat jest też ich
Nad podopiecznymi ŚDS-u czuwają specjaliści: rehabilitanci, terapeuci, psycholog, pracownik socjalny, pielęgniarka i stażyści. Wkraczają w świat swych podopiecznych i powoli, żmudnie starają się go z nimi poukładać. Dla każdego z podopiecznych przygotowywany jest indywidualny program terapeutyczny.
- Wielu z nich nigdy całkowicie się nie usamodzielni. Ale staramy się, by jak najpełniej uczestniczyli w swoim życiu. By przełamali lęk, otwarli się na świat, nie bali się pójść na przykład do sklepu - wyjaśnia Janina Szumańska, terapeutka.
Grażyna jest głuchoniema. Gdy przyszła do Domu po raz pierwszy bała się. Każdy nowy przedmiot obchodziła kilka razy, zanim odważyła się go dotknąć. Była zestresowana, niespokojna i niedostępna. Teraz jest duszą towarzystwa. To ona przyjaźnie wita w drzwiach każdego, kto odwiedza Dom. Ona pierwsza wyciąga rękę. Jest niezwykle ciekawa świata. Jeździ na wszystkie wycieczki, wszędzie jej pełno.
Monika przez pierwsze lata była ciągle nastawiona na ,,nie’’. Nic jej się nie podobało, bywała złośliwa, agresywna, ciągle zbuntowana. Granica między nią a innymi była nie do pokonania. Minęły 2-3 lata i nie tylko w środowiskowym, ale i w rodzinnym domu zmieniła się nie do poznania.
Jacek jest bardzo samodzielny. To prymus. Świetnie sobie radzi sam. Sam jeździ do Poznania, sam potrafi znaleźć się w urzędzie i załatwić jakąś sprawę. Gra i śpiewa.
Magda i Rafał są parą. Bardzo się wznajemnie wspierają.
Włodek jest jednym z pierwszych podopiecznych. Ma swój świat. Jest ciągle trochę zagubiony. Lubi zamykać się w pracowni i „dłubać” w sznurku. Sam, w ciszy spędzałby godziny na czarowaniu miseczek, dzbanków, garnuszków ze sznurka. Jest w tym mistrzem. Poza tym to on najbardziej pilnuje porządku. Dba, by śmieci były wyrzucone i podłoga zamieciona. Jest wzorem pracowitości.
Szymon jest uzdolniony plastycznie. Bardzo lubi malować, szkicować i często bierze udział w konkursach plastycznych.
Kasia jest w Domu całą dobę. Aby tak mogło być, terapeutki przeszły kurs podawania insuliny. Była wstydliwa, przestraszona, często niepewność i poczucie zagrożenia nową sytuacją wzbudzały w niej agresję. Dziś jest pupilem Domu, przylepą.
Iza nie widzi, a słyszy tylko na jedno ucho. Zamyka się w sobie, ale terapeutki wierzą, że i ona nabierze w końcu więcej ufności. - Już powolutku się zmienia - mówią.
Mirka potrafiła długo stać przy oknie, jakby tam był jej świat. Jakby nigdy nie był tu, gdzie ona akurat jest. Często ignorowała próby nawiązania z nią kontaktu. Teraz jest rozmowna, otwarta. Trwało to rok...
- Uczymy się tego, czego najbardziej potrzebują nasi podopieczni, a każdy potrzebuje czegoś innego... - wyjaśnia pani Janina.
- Dużym sukcesem jest to, że są bardzo uspołecznieni. Zanim trafili do naszego Domu, czas spędzali głównie w domu. Teraz potrafią się wszędzie znaleźć. Przełamali barierę wstydu, uznali, że świat zza domowego okna jest też ich światem - stwierdza pani Katarzyna.
Dzięki pracy ŚDS zmienia się życie jego podopiecznych, ale powolutku rośnie też akceptacja dla ich inności w najbliższym otoczeniu. Wciąż jednak, niestety, bywa z nią nie najlepiej.
- Byłbym w błędzie, gdybym powiedział, że nic się nie zmienia, ale nam, pracującym z niepełnosprawnymi zdaje się, że te zmiany zachodzą zbyt wolno. Potrzeba większych, ale z drugiej strony integracyjne festyny mają coraz więcej zwolenników. Tolerancja wzrasta. Ciągle jednak do ideału jest niezwykle daleko - stwierdza Jurga. Nad ideałami pracować musimy wszyscy...
ALICJA MUENZBERG
Zakochani są wśród nas
W piątek, 28 listopada, ślub wzięli Marian Nowaczyk z Kościana i Małgorzata Makowska z Nacławia. Poznali się w Środowiskowym Domu Samopomocy w marcu ubiegłego roku. Oboje wówczas byli w Domu po raz pierwszy i oboje, jak twierdzą po raz pierwszy się zakochali.
- Od pierwszego wejrzenia - twierdzi pan Marian. Oświadczył się pani Małgorzacie w szpitalu. W uroczystości zaślubin uczestniczyli terapeuci i podopieczni Środowiskowego Domu Samopomocy. Młoda para mieszka w Kościanie.
- Chcemy być szczęśliwi - mówi pani Małgosia. Samodzielności oboje uczyli się w ŚDS. (Al)
Ilona Matuszak, 3 turnus, bardzo żywiołowa: Bardzo mi się tu podoba. Są wyjazdy. Życie zmieniło się i to bardzo. Co ja bym robiła w domu? Teraz piekę w domu rogaliki, tak jak w ośrodku. Rodzice mówili, że są dobre. Teraz jeszcze chciałabym wyjechać gdzieś za granicę. Żeby tam było zupełnie inaczej, niż tu.
Julita Weiper, 5 turnus, trochę nieśmiała, ale o bardzo szerokim uśmiechu: - Nauczyłam się wyszywać, szydełkować, kolorować, malować i rysować. Bardzo to lubię.
Monika Ciechanowska, 3 turnus, bardzo chętnie uczestniczy w zabawie, jest radosna i gotowa do nowych wyzwań: - Bardzo się wszystko zmieniło. Teraz pomagam rodzicom, sprzątam, piekę rogaliki i lepiej się czuję. Przedtem większość rzeczy było dla mnie zbyt trudnych, a teraz sobie z nimi radzę. Poznałam nawet chłopaka... (Al)