Magazyn koscian.net
2006-01-04 09:24:31Finał mógł być tragiczny!
Ciszę w domu przerwał przeraźliwy krzyk. Szybko pobiegła na górę. Krzyczał jej straszy syn. Miał poparzone ręce i nogi
Najprawdopodobniej zasnął z papierosem. Boi się myśleć co mogłoby się stać, gdyby chłopak był w pokoju sam. Ogień ugasił jego młodszy brat. 20-latek trafił do szpitala z ciężkimi poparzeniami. Był w szoku. Taki koszmar przeżyła na początku grudnia rodzina Lilianny M. z Turwi.
- W sobotę syn zaczął zachowywać się w dziwny sposób. Miał jakieś zaburzenia psychiczne. Bał się, że coś nam się stanie. Nie był agresywny, ale gadał od rzeczy. Całą noc nie mógł spać – mówi Lilianna M. - Nie był pod wpływem narkotyków, czy alkoholu.
Młodszy syn wrócił w niedzielę do domu i położył się spać. Gdy przyszła sąsiadka Lilianna M. poprosiła ją, żeby została w domu, a sama udała się po poradę do lekarza rodzinnego.
- Mówiłam, że nie wiem co mam zrobić. Potraktował mnie jak głupią babę ze wsi. Powiedział, że nie jest psychiatrą i kazał zgłosić się do poradni w sanatorium – wyjaśnia Lilianna M. Zdziwiła się, że ma czekać do poniedziałku – Spakowałam syna i pojechałam z nim do izby przyjęć w sanatorium. Czuł chyba, że coś jest nie tak. Nie opierał się.
Lekarz porozmawiał najpierw z matką, a później z synem.
- W sumie rozmawiał z nami może pięć minut. Stwierdził, że syn jest depresyjny i ma jechać do domu położyć się spać – dodaje matka.
Lilianna M. wróciła z synem do domu. Była zmęczona. Poprzedniej nocy nie mogła usnąć, bo syn chodził po domu. Tym razem bojąc się o jego zdrowie postanowiła go pilnować. Syn za namową matki postanowił położyć się spać. Poszedł na górę. Rozebrał się i usiadł na łóżku. Lilianna M. została na parterze. Po jakimś czasie usłyszał krzyk. Pobiegła do pokoju syna. Starszy syn miał poparzone ręce i nogi. Jego młodszy brat na szczęście w porę się obudził i ugasił ogień. Matka wezwała pogotowie. Przyjechało błyskawicznie i zabrało poparzonego do szpitala. Lekarze w szpitalu najpierw zajęli się poparzeniami, które były na tyle poważne, że mogłyby zagrozić życiu 20-latka. Jak doszło do wypadku trudno powiedzieć. Lilianna M. przypuszcza, że syn zanim położył się do łóżka zapalił papierosa, od którego zajęła się kanapa. Nie wie czy syn zasnął, czy może zapadł w śpiączkę. Jest zbulwersowana zachowaniem lekarza rodzinnego i lekarza dyżurującego w izbie przyjęć Wojewódzkiego Szpitala Neuropsychiatrycznego w Kościanie.
- Mogło do tego nie dojść. Lekarz rodzinny, jeżeli sam nie może udzielić pomocy powinien jakoś zareagować. Nie wiem czym się kierował. To jest młody chłopak, nigdy się na nic nie leczył. Ja rozumiem, że w szpitalu nie ma miejsca, ale lekarz powinien go poobserwować i zalecić jakieś leki – komentuje. - Nie wiem czy lekarze tak powinni postępować.
Z opinią matki chłopaka nie zgadzają się lekarze. Lekarz rodzinny z Turwi twierdzi, że owszem Lilianna M. zgłosiła się do niego w niedzielę, ale nie prosiła o wizytę w domu chorego. Chłopaka zna, bo jest on jego pacjentem.
- Matka była tutaj i coś wspomniała, że nie może się dogadać z synem. Poleciłem, żeby zgłosiła się z nim do psychiatry – wyjaśnia. - W soboty i niedziele nie pracuję. Dyżurują izby przyjęć w szpitalu i sanatorium. Trudno winić lekarza ogólnego, czy psychiatrę za to, że ktoś idzie z papierosem do łóżka.
Lilianna M. nie wie jednak na jakiej podstawie lekarz rodzinny stwierdził, że jej syn wymaga pomocy psychiatry. Błędu lekarza dyżurującego w izbie przyjęć w Wojewódzkim Szpitalu Neuropsychiatrycznym w Kościanie nie dostrzega jego dyrektor Marian Zalejski.
- Badanie polega na przeprowadzeniu wywiadu. Na jego podstawie ustala się możliwości dalszego postępowania - wyjaśnia dyrektor Zalejski. - O przyjęciu do szpitala decyduje lekarz dyżurujący w izbie przyjęć.
Pacjenci trafiający do izby przyjęć są przyjmowani na oddział w nagłych przypadkach. W takiej sytuacji nie jest wymagane skierowanie. Lekarze rodzinni najczęściej kierują najpierw do poradni działającej przy szpitalu. Decyzję o sposobie leczenia podejmuje lekarz psychiatra w zależności od przebiegu choroby. Może on skierować pacjenta na oddział w szpitalu lub wpisać na listę oczekujących. Skierowanie jest pomocne, ale nie decydujące. Zawarte w nim informacje o pacjencie dla lekarza psychiatry są bardzo przydatne.
- Do szpitala zwykle trafiają pacjenci, u których wykonano już badania – dodaje dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Neuropsychiatrycznego w Kościanie. Zapewnia również, że procedura przyjęć jest zgodna z umową podpisaną z Narodowym Funduszem Zdrowia - Lekarz psychiatra nie jest od tego, żeby wykluczać inne choroby.
Przy izbie przyjęć szpitala nie działa sala obserwacyjna, w której można by czasowo zatrzymać chorego. Umowa z NFZ nie zakłada takiego świadczenia. Każda decyzja lekarza dyżurującego musi jednak zostać odnotowana, a pacjent ma wgląd do dokumentacji.
W przypadku nie zgodzenia się z decyzją lekarza pacjent może odwołać się do Rzecznika Praw Pacjenta w NFZ.
- Ci lekarze powinni zostać pociągnięci do odpowiedzialności - twierdzi Lilianna M. - Syna na pewno czeka długie leczenie.
Najprawdopodobniej chłopak do końca stycznia pozostanie w szpitalu. Lekarze skupili całą uwagę na poparzeniach. Przyczyn zaburzeń psychicznych nie udało się ustalić. Konsultacje ze specjalistą nie wykazały chorób psychicznych. (h)
GK nr 1/2006