Magazyn koscian.net
05 marca 2014Gospodynie w spodniach
To nie powód do wstydu – mówi Zbigniew Skała, jeden z czterech mężczyzn, którzy zasilili szeregi Koła Gospodyń Wiejskich w Słoninie. Wszyscy chwalą sobie współpracę z kobietami. Wyręczają panie w cięższych pracach. Bez oporów zakładają fartuszki, gdy trzeba stanąć przy garnkach
Reaktywacja
Koło Gospodyń wiejskich w Słoninie zostało utworzone najprawdopodobniej pod koniec lat sześćdziesiątych dwudziestego wieku. Tego typu organizacje działały wówczas praktycznie w każdej wsi. Panie zbierały się przy okazji różnego typu kursów i imprez okolicznościowych. W ówczesnych realiach Koła Gospodyń Wiejskich miały możliwość zaopatrywania wsi w deficytowe dobra jak pisklęta drobiu i pasze. W najlepszym okresie organizacja skupiająca prawie pięćdziesiąt mieszkanek Słonina. Z czasem znaczenie Koła Gospodyń Wiejskiej zaczęło słabnąć. Nie bez znaczenia był kryzys lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku oraz późniejsze przemiany ustrojowe i gospodarcze. W 1990 roku gospodynie zaprzestały działalności.
Po 22 latach mieszkanki wsi postanowiły reaktywować Koło Gospodyń Wiejskich. 4 maja 2011 odbyło się spotkanie założycielskie. Funkcję prezesa powierzono wówczas Agnieszce Wojciak. Organizacji szefuje do dziś. W październiku 2011 roku koło zostało zarejestrowane w Krajowym Rejestrze Sądowym jako Kółko Rolnicze Gospodyń Wiejskich Słonin. Jego siedziba znajduje się w budynku miejscowej świetlicy udostępnionym przez gminę Czempiń.
Nie tylko baby
Koło Gospodyń Wiejskich skupia ponad trzydzieści osób. Inicjatywa nie wszystkim przypadał do gustu.
- Mężczyźni byli negatywnie nastawieni do naszego pomysłu. Twierdzili, że baby będą rządzić wsią – wspomina Agnieszka Wojciak, prezes KGW w Słoninie.
Od samego początku w reaktywowanej organizacji było trzech panów: Zbigniew Skała, Wojciech Idziak i Stanisław Naskręt. Czwarty – Tomasz Jankowski - nie zasilił szeregów koła, ale wspierał jego działalność.
- Są fajni i tolerancyjni. Panie stwierdziły, że się przydadzą – mówi szefowa KGW w Słoninie.
- W kole byliśmy od samego początku. Wstąpiliśmy z biegu. Patrząc na to, co Koło Gospodyń Wiejskiej chce robić, nie musieliśmy się długo zastanawiać. Nieważne, jak nazywa się organizacja – wyjaśnia pan Zbigniew. - Jesteśmy ludźmi czynu. To że jesteśmy w kole, to nie powód do wstydu.
- Znacznie łatwiej z kobietami się współpracuje – mówi pan Tomasz. - Nieoficjalnie od samego początku wspierałem koło. Później wciągnęła mnie żona, która jest skarbniczką. Stwierdziła, że będzie więcej pieniędzy ze składek. Na początku na wsi były śmiechy, że faceci zapisali się do koła. Nawet sam pomysł jego powstania został wyśmiany. Teraz już nikt się nie śmieje.
Nie tylko żona pana Tomasz jest w KGW. W jego działalność zaangażowane są także małżonki pozostałych panów.
- To wszystko jest przemyślane i zorganizowane po naszej myśli. To działanie skierowane na szeroko rozumianą kulturę, na przykład imprezy, czy uczestnictwo w turniejach wsi – mówi Zbigniew Skała.
Panowie mają dla organizacji zdominowanej przez kobiety mają swoją nazwę. Nie chcą jej jedna zdradzać. Wieś jest niewielka, ale gdyby nie KGW nawet by się nie znali. Pan Wojtek to „rdzenny” mieszkaniec Słonina. Znał pana Stanisława, który pochodzi z sąsiedniego Betkowa. Obaj nie mieli wcześniej okazji poznać panów Tomka i Zbigniewa, którzy do Słonina przywędrowali z Kościana.
- Nawet nie wiedziałem, jak się tych dwóch nazywa – zdradza pan Stanisław.
Pełne zrozumienie
I panie, i panowie działalność KGW traktują jako okazję do spotkań spotkań i dobrą zabawę. Podczas zebrań mężczyźni są w mniejszości. Daleko im jednak do pozycji.
- Zawsze staramy się wspólnie wypracować kompromis. Zdarza się, że część osób nie zgadza się z jakimś pomysłem. Gdy zapadnie decyzja, to jest spójność. Koło angażuje się w całości – podkreśla pan Zbigniew.
- Na ogół mamy takie samo zdanie, jak większość – dodaj pan Tomek.
- Na początku działalności Koło Gospodyń Wiejskich wyszło z propozycją zorganizowania festynu rodzinnego. Chcieliśmy, żeby włączyły się w to inne organizację. Do dyspozycji mieliśmy wtedy jeszcze stary budynek świetlicy. Plac był strasznie zapuszczony. Gdy przekazaliśmy informację, że potrzebujemy pomocy, doszło do czynu społecznego, jakiego od czasów komunizmu nikt tutaj nie widział. Przyszła masa ludzi. To było bardzo budujące. Widać, że ludzie takiego czegoś potrzebują – stwierdza pan Zbigniew.
- Gdy organizujemy imprezy, każdy wie, czym ma się zajął – mówi pani Agnieszka.
Panowie biorą na siebie cięższe prace. Nie stronią jednak od tych, które przypisywane są kobietą.
- Z dziećmi też się bawimy – śmieje się pan Zbigniew.
Cała czwórka ma swoje fartuszki.
- Ja mam taki wyjątkowy z napisem: „Kawa, herbata czy ja?” - chwali się pan Stanisław, który nie stroni od grillowanie. - Rzadko go używam, ale jest.
- Funkcja kelnerów jak najbardziej nam odpowiada. Jeżeli chodzi o gotowanie, to jesteśmy testerami. Ktoś musi spróbować dań, zanim zostaną podane gościom – zdradza pan Tomasz.
Panie zwracają się do nich „nasze chłopy” lub po imieniu. W Słoninie rodzynki w babskim gronie nikogo już nie dziwią. Podczas wyjazdów poza granice gminy mężczyźni w fartuszkach wywołują jeszcze czasem zaskoczenie. Tak było podczas targów rolniczych w Gołaszynie.
Słonińskie KGW poczytuje sobie za sukces to, że ludzie zaczęli wychodzić z domów. Na organizowane we wsi imprezy przyjeżdżają mieszkańcy sąsiednich wiosek. Organizacja jest jednym z motorów napędowych podczas przygotowań do gminnego turnieju wsi. Pan Stanisław co roku obsadzany jest w jednej z głównych ról. Był już Kargulem, Shrekiem i Obeliksem.
Wokół KGW nieśmiało „kręcą” się kolejni panowie. Na razie pomagają.
- Pewnie skończy się na tym, że żona Tomka ich wciągnie – śmieje się pan Zbigniew. - Nie ukrywamy, że mamy duże potrzeby, a wszystko finansujemy ze składek członkowskich. (h)
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Brawo chłopaki!!!!