Magazyn koscian.net
05 marca 2014To cud, że żyje
Samochód nadawał się do kasacji. Osiemnastolatkowi, którego wydobyto zza kierownicy, nie dawano większych szans na przeżycie. W najlepszym przypadku do końca życia miał być „roślinką”. Mimo poważnych uszkodzeń mózgu, Karol ma szansę stanąć na nogi. Do tego potrzebna jest jednak kosztowna rehabilitacja, na którą jego rodziny nie stać
Wypadek
Mieszkał z babcią w Pelikanie, w gminie Kościan. Był wesoły. Wszędzie było go pełno. Potrafił mówić, i mówić, bez końca. Uczył się zawodu w Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych im. Franciszka Ratajczaka w Kościanie. W przyszłości chciał zostać mechanikiem samochodowym. Gdy skończył osiemnaście lat zdał egzamin na prawo jazdy i kupił swój pierwszy, wymarzony samochód. Dwa miesiące później, w niedzielę 1 września ubiegłego roku, jego życie diametralnie się zmieniło. Nad ranem wracał z dziewczyną z dyskoteki. Nie odwiózł jej do domu w Wyskoci.
„Około godz. 5 na drodze pomiędzy Darnowem a Wyskocią osiemnastolatek z powiatu kościańskiego z nieustalonej dotąd przyczyny, nie zapanował nad kierowanym przez siebie fiatem punto. Pojazd dachował i uderzył w ogrodzenie posesji. Kierowca wraz z pasażerką – rówieśniczką trafił do kościańskiego szpitala. Stan mężczyzny, który doznał m.in. urazu głowy, lekarze określili jako ciężki. Kobieta doznała rany głowy i urazu barku. Będziemy ustalać, co było powodem wypadku” - poinformowała wówczas kościańska policja.
Kierowcę i pasażerkę z rozbitego auta wyciągnęli strażacy. Samochód został pocięty. Nadawał się do kasacji.
Jak doszło do wypadku? Śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Rejonowa w Kościanie. Powołany przez nią biegły nie wskazał przyczyny zdarzenia. Postępowanie zostało zawieszone. Pasażerka auta nie pamięta wypadku. Kierowcy nie można jeszcze przesłuchać.
- Był trzeźwy. Może zasnął za kierownicą, może wpadł w poślizg. Dzisiaj nie jest to najważniejsze – mówi Agnieszka Nowak, mama Karola, który siedział za kierownicą fiata punto.
Oczekiwanie na najgorsze
- Diagnoza była straszna: obrzęk mózgu, krwiaki, naruszenie pnia mózgu, pęknięcie siódmego kręgu kręgosłupa, stłuczenie płuc i rany szarpane -wspomina pani Agnieszka. - Miał rany na buzi i poważniejsze rany szarpane ręki. Głowę miał obłożoną żelkami, a na szyi kołnierz. Wokół niego było mnóstwo aparatury.
Lekarze powiedzieli wprost, że stan chłopaka jest ciężki. Nie dawano mu większych szans na przeżycie. Rodzina miała być przygotowana na najgorsze. Decydująca miała być pierwsza doba. Przetrwał. Później momentem krytycznym miała być trzecia doba. Obrzęk mózgu nadal narastał.
- Jak to matka, wiedziałam swoje, że przecież będzie żył – mówi pani Agnieszka.
Chłopak był utrzymywany w śpiączce farmakologicznej. Po krytycznej trzeciej dobie, przyszła kolejna – piąta. Później decydujące były siódma i dziewiąta. Po trzech tygodniach Karola wybudzono ze śpiączki farmakologicznej.
- Nadal leżał bez kontaktu, bez ruchu, wpatrzony w sufit. Lekarze odłączyli go od respiratora. Podejmował próby oddychania, ale język mu się zapadał. Konieczne było założenie rurki tracheotomijnej – mówi mama Karola. - W takim ciężkim, wegetatywnym stanie leżał dwa miesiące na Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej w kościańskim szpitalu. Po tych dwóch miesiącach nie można było dłużej go tam trzymać.
Zabrać, ale gdzie?
Podejmowane przez rodzinę próby nawiązywania kontaktu z Karolem nie przynosiły rezultatów. Chłopak nie reagował na bodźce zewnętrzne. Lekarze sugerowali umieszczenie go na oddziale paliatywnym.
- Nie ma w Polsce takich miejsc, gdzie można by taką osobę z Oddziału Intensywnej Opieki Medycznej przenieść. Jedynym takim miejscem jest Klinika Budzik w Warszawie, ale trafiają tam tylko osoby do osiemnastego roku życia. Na oddział paliatywny nie chcieliśmy się zgodzić. Twierdziliśmy, że to młody chłopak i musi walczyć – zdradza pani Agnieszka.
Zdeterminowana mama znalazła odpowiednik warszawskiej Kliniki Budzik. Tego typu oddział prowadzi Fundacja Światło w Toruniu. Karol trafił tam 30 października 2013 roku. Po miesiącu zaczął nawiązywać kontakt z rodziną. Na początek zaczął mrugać oczami – raz na „tak”, dwa razy na „nie”. Pod koniec listopada umiał już wskazywać palcem. Wtedy rodzina już wiedziała, że rozumie. „Mamo” - to pierwsze wypowiedziane po wypadku słowo. Udało się to Karolowi 19 grudnia ubiegłego roku.
- Na święta wzięliśmy syna do domu. Posłuchaliśmy rady profesora z Bydgoszczy, który twierdził, że święta to bardzo dobry moment. Chodziło o jego pokój, rodzinę, zapachy, czy choinkę. W domu rzeczywiście zaczął kontaktować. Coraz więcej mówił, poznawał rożne osoby, zaczął normalnie jeść – wspomina mama chłopaka.
Na oddziale w Toruniu przebywał do 30 stycznia br. Kolejnym krokiem musiała być rehabilitacja. Mama Karola postarała się o miejsce w Szpitalu Uniwersyteckim im. dra Antoniego Jurasza w Bydgoszczy.
Stanąć na nogi
- Główny lekarz na oddziale mówi, że Karol ma bardzo dużą szansę, żeby wyjść z tego, że może stanąć na nogi i być sprawnym. Po dwóch tygodniach ćwiczeń z pomocą rehabilitantów stanął przy balkoniku i przeszedł dziesięć – dwanaście metrów – mówi mama Karola.
Z jego pamięcią bywa różnie. Chłopak pamięta dzieciństwo i szkołę. Z jego głowy ulotniły się ostatnie dwa miesiące przed wypadkiem. Samego zdarzenia również nie pamięta. Nie zawsze potrafi przypomnieć sobie, co robił dzień wcześniej. Psycholog mówi, że i tak nie jest najgorzej biorąc pod uwagę, w jakim był stanie tuż po wypadku.
- Lekarze specjaliści twierdzą, że komórki mózgowe uszkodzone podczas obrzęku i przez krwiaki nie odbudują się. Mózg wykorzystujemy jednak w trzydziestu procentach. Teraz rezerwowe komórki muszę przejąć funkcję tych, które obumarły. Pytanie, na ile się to uda. Nie wiadomo, czy Karol nauczy się wszystkiego, czy zostaną jakieś spustoszenia – tłumaczy pani Agnieszka. - Może być zupełnie inną osobą. Był wesoły, uśmiechnięty, a może stać się zły i agresywny. Już okazuje złość, najczęściej przy czynnościach kosmetycznych.
U Karola zdiagnozowano niedowład czterokończynowy spastyczny. Sprawną ma już lewą stronę ciała. Prawa jest kompletnie bezwładna. Ma w niej czucie, ale nie potrafi nią ruszać. Rehabilitacja może odwrócić ten stan.
Walka matki
W ciągu pół roku stan zdrowia Karola uległ zdecydowanej poprawie. Nie udało by się to, gdyby nie zaangażowanie jego mamy. Na tym jednym przykładzie widać luki w systemie opieki nad osobami po wypadkach. Rodzina na własną rękę musi szukać ośrodków i szpitali, gdzie można kontynuować leczenie.
Pani Agnieszka już zastanawia się, co będzie po 12 marca. Do tego czasu udało się przedłużyć pobyt Karola w klinice w Bydgoszczy. Początkowo miał ją opuścić 25 lutego.
- Byłam w Narodowym Funduszu Zdrowia. Panie wytłumaczyły mi, że nie jest to tak, że coś się kończy. Karol jest ubezpieczony. Przysługuje mu dalsze leczenie. Na miejsce na oddziale rehabilitacyjnym trzeba jednak czekać. Optymistyczna wersja jest taka, że dostanie się tam za rok. Turnus trwa trzy tygodnie – tłumaczy mama dziewiętnastolatka. - Rehabilitacja jest potrzebna teraz, natychmiast. Mówi się, że wychodzenie z takiego stanu, w jakim był Karol trwa od dwóch do pięciu lat. Nie jest powiedziane, że odzyska pełną sprawność. Walczymy o to, żeby sam chodził i w przyszłości był samodzielny.
Jeden procent i darowizny
Najlepszym rozwiązaniem byłoby umieszczenie Karola w prywatnej klinice. Wiąże się to jednak z ogromnymi kosztami rzędu dziesięciu tysięcy złotych miesięcznie. Rodziny chłopaka na to nie stać.
Gdy Karol był jeszcze na oddziale opiekuńczo-leczniczym w Toruniu, jego mama nawiązała kontakt z Fundacją Avalon, która jest organizacją pożytku publicznego. Chłopak znalazł się na liście jej podopiecznych. Wyznaczono dla niego specjalne subkonto, na które można dokonać wpłat w ramach jednego procenta odpisu od podatku dochodowego i darowizn.
- Do fundacji trafiłam przez znajomą z oddziału w Toruniu. Leżał tam jej narzeczony z urazem głowy. Organizacja ma szeroki wachlarz wydatków, na które można przeznaczyć pieniądze, z subkonta – wyjaśnia pani Agnieszka. - Nastawiliśmy się na rehabilitację. Z dojazdami do syna, czy zakupem rzeczy typu pampersy, płyny na odleżyny, czy odżywki jakoś sobie radzimy. Gdy dziecko jest małe, to też się tego typu rzeczy kupuje i nikt nie liczy na pomoc. Za pobyt Karola w Toruniu płaciliśmy tysiąc sześćset złotych miesięcznie. Wspólnymi siłami udawało się wysupłać te pieniądze. Koszty rehabilitacji już nas przerastają.
Karol pogodził się z tym, że jest chory. Chce się rehabilitować i wrócić do normalnego życia. Ma kontakt z dziewczyną, która razem z nim uległa wypadkowi. (h)
* * *
Za pośrednictwem Fundacji Avalon można przekazać pieniądze na rehabilitację Karola Nowaka. Żeby przeznaczyć na ten cel 1% podatku dochodowego, w odpowiedniej rubryce rocznego zeznania podatkowego wystarczy wpisać KRS fundacji:0000270809, a w rubryce informacje uzupełniające wpisać nazwisko Nowak i podać nadany przez fundację numer członkowski 2853. Pieniądze zgromadzone w ramach 1% rodzina może otrzymać w październiku br. Liczy także na ludzi dobrej woli, którzy chcieliby przekazać darowizny. Szczegółowe informacje dotyczące numeru konta bankowego można znaleźć na stronie internetowej fundacji. Osoby, które chciałyby pomóc Karolowi proszone są o kontakt drogą mailową: [email protected].
GAZETA KOŚCIAŃSKA 8/2014
Zgłaszasz poniższy komentarz:
a co z tą Dziewczyną, która razem z nim jechała? czy jej ktoś pomógł? bo z tego co wiem, to również musiała przejść wiele zabiegów żeby wrócić do stanu sprzed wypadku...