Magazyn koscian.net

30 maja 2012

Heniu na gitarze grał...

Zjechał z gitarą połowę naszej części globu i grał z takimi sławami jak Krzysztof Krawczyk, Zbigniew Wodecki, Anna Jantar, Krystyna Prońko, Aleksander Maliszewski, Zbigniew Górny czy Ewa Bem, aż zakochał się, osiadł w Śmiglu i... został nauczycielem muzyki. Dziś mijają cztery lata od śmierci Henryka Pelli

 

Niebieski kwiat

Na lekcjach muzyki puszczał jazz, bluesa i rocka. Sam mało grywał. Nie grywał też na imieninach ani przy ognisku. Nawet żonie i córce grywał jedynie od czasu do czasu.
   
- Tylko gdy nas nie było w domu grał głośno, gdy wracałyśmy, zakładał słuchawki. Nie chciał nam przeszkadzać... – uśmiecha się Blandyna Pella, żona.
   
Nie lubił zabaw, wesel i festynów choć zdarzyło mu się i w takich miejscach grać.  Dla niego muzyka nie była ozdobą, ale czymś intymnym, daleko prawdziwszym od jarmarcznego huku i wszystkiego, co było dookoła.  
   
- Zamykał się w pokoju, zakładał słuchawki na uszy i odpływał... Bardzo przeżywał to co grał. Potrafił tak do późnej nocy. Czasem mnie to denerwowało, bo co prawda muzyki nie było słychać, ale w nocnej ciszy po domu rozchodził się rytm wystukiwany odruchowo stopą. Nie mógł nad tym zapanować i może nawet o tym nie wiedział. A ja długo w noc nie mogłam zasnąć... – śmieje się Sabina, córka.
   
Długie włosy spięte w kucyk, skórzana kurtka, jeansy i ciemna koszula – to był jego strój na wszelkie okazje. Nie bywał tam gdzie wypadało, a tylko tam gdzie chciał być. Mówił  to, co myślał,  nawet, jak to się nie wszystkim podobało.
   
- Pamiętam, jakiś zespół z Leszna poprosił go o konsultacje. Założycielem zespołu był wokalista.  Zagrali, pytają Henia, co by zmienił, – a on - że wokalistę  – śmieje się pani Blandyna.
   
W wakacje, gdy  nie musiał chodzić do szkoły, wstawał najchętniej około południa.  Ożywał nocą. Do nocy grał, komponował, słuchał muzyki, pochłaniał stosy książek historycznych, albo oddawał się kibicowaniu.  Lubił piłkę nożną (kibicował Widzewowi przez sentyment do Łodzi) i  potrafił spędzić noc na oczekiwaniu na walkę bokserską.
   
- Stał się kibicem Unii Leszno. Nie odpuszczaliśmy żadnego meczu w Lesznie, jeździliśmy raz po raz także na wyjazdowe – wspomina córka.
   
Uwielbiał gotować i podpatrywać wielkich mistrzów patelni w restauracjach. Potem smakołyki te serwował kobietom swego życia.
    - ...i robił to świetnie – uśmiecha się pani Sabina.


Marzył o gitarze

   
Na lekcje gry na fortepianie posłała go mama. Miał sześć lat. Na początku trzeba było namawiać go do ćwiczeń, ale przyszedł czas, że namawiać trzeba było, by zajął się czymś innym. Ćwiczył zapamiętale całymi godzinami. Dzień w dzień. Skończył szkoły muzyczne pierwszego i drugiego stopnia. By móc dalej grać, ku rozpaczy ojca, zmienił technikum energetyczne na liceum (na słupie energetycznym ręce grabiały) i skończył Studium Nauczycielskie. Zespoły w Kędzierzynie Koźlu rosły wtedy jak grzyby po deszczu. Pella założył swój – Wegatony i wszedł w skład Towarzystwa Wzajemnej Adoracji. W obu grał z Krystianem Bernardem.
   
- Spędzaliśmy razem każdą wolną chwilę... - opowiada Bernard. - Graliśmy, marzyliśmy... Pamiętam, gdy wracaliśmy z próby, stawaliśmy na rozstaju dróg skąd oboje mieliśmy tak samo blisko do domów i gadaliśmy czasem jeszcze wiele godzin. O gitarach, wzmacniaczach i tych wszystkich cudach z zachodu. Marzył o tym, by pojechać do Holandii, zagrać tam kilka koncertów i kupić sobie sprzęt Marshalla i gitarę... To marzenie udało mu się spełnić...
   
Gdy zostali zawodowymi muzykami ich drogi się rozeszły. Pella wszedł do Nowej Grupy Jacka Lecha i zjechał z nią Polskę i niemal całe ZSRR. Z tego tournee została mu miłość do rosyjskich pierożków i tęsknota za tamtejszym chlebem. Po dwóch latach  (1975 r.) odszedł z zespołu, koncertował trochę  ze Zbigniewem Wodeckim i  i załapał się na kontrakt estradowy do Finlandii (duże pieniądze), z którego przeskoczył na włoską rewię na lodzie (niemałe). Z nią znów zjechał republiki radzieckie, Włochy, Grecję, Węgry, Jugosławię, RFN... W 1978  wchodzi w skład Trubadurów i daje  z nimi kilkadziesiąt koncertów.
   
- Pamiętam go jako bardzo spokojnego, niekonfliktowego, serdecznego kolegę – wspomina Sławomir Kowalewski, Trubadur. - Bardzo dobrze grał na basie z wyczuciem harmonii i rytmu. Idealnie łączył sekcję rytmiczną. Do muzyki miał wielkie serce. Był zdyscyplinowany i sumienny w tym co robił.
    
Grał potem z  Anną Jantar, Ewą Bem i jej bratem Aleksandrem Bemem, Aleksandrem Maliszewskim, Krzysztofem Krawczykiem (czasy ,,Parostatku’’) i Krystyną Prońko.
   
- Był w Lesznie, w sali przy ul. Chrobrego koncert – opowiada Blandyna Pella. -  Właściwie nie koncert, tylko program artystyczny. Wtedy tak było -  znany konferansjer z telewizji i kilku artystów. Tak wszystkiego po trochu, żeby było ciekawiej. Byłam tam z bratem i przyjaciółmi. Jeszcze pamiętam, w czasie tego przedstawienia malucha nam okradli. Cukier zabrali! Śmialiśmy się, że to był pechowy wyjazd.  W czasie przerwy staliśmy, Henryk podszedł i...      
   
To była miłość ,,kartkowa’’. W domu telefon był i owszem – ale u sąsiadki.  Pisali więc pocztówki, albo ona dzwoniła do Łodzi, do mieszkania braci Słodkowiczów, gdzie Pella pomieszkiwał w przerwie między wspólnymi koncertami.  Do Śmigla wpadał na krótko. W 1984 był ślub, rok później urodziła się Sabinka, w 1986 zamieszkał z rodziną w nowym domu. Jeszcze w pierwszych latach po ślubie był bardzo zaangażowany w nagrywanie płyty i koncerty z zespołem Limit z Grażyną  Łobaszewską. Trzy lata grał tam z przyjacielem z młodzieńczych lat – Krystianem Bernardem. Całe tygodnie spędzał na nagraniach w Łodzi i Warszawie.
   
- Mieli dostać kontrakt na wyjazd do Emiratów Arabskich. Ktoś ich z tego wygryzł i... ani płyty nie dokończyli, ani nigdzie nie pojechali. Przestał wyjeżdżać i w osiemdziesiątym siódmym poszedł do normalnej  pracy... - uśmiecha się pani Blandyna.  - Nie skarżył się, ale widziałam, że bywało mu ciężko...


Szkoła
   
Za pierwszym razem uciekł od szkoły. Miał nieco ponad dwadzieścia lat,  a Jacek Lech  robił kasting na basistę do Nowej Grupy. Poszedł, wybrali go i do szkoły już nie wrócił. Nawet nie napisał wypowiedzenia z pracy.
   
- Po prostu postawił wszystko na jedną kartę. Dziadek ponoć się za niego nieźle tłumaczył... – uśmiecha się córka Sabina. - Ta szkoła po latach tu, w Kościanie, musiała go uwierać... Nie cierpiał życia w ramkach. Dwadzieścia lat żył jak wolny ptak... Weszło mu w krew - dodaje już poważniej.
   
Za drugim razem do szkoły zgłosił się już sam. Życiowa konieczność.  Chciał być blisko swoich kobiet.  Uczył w dawnej kościańskiej szóstce, dzisiejszym Zespole Szkół nr 3 i prowadził tam zajęcia pozalekcyjne. Miewał też uczniów na prywatnych lekcjach gry na fortepianie, gitarze, albo śpiewu. O muzyku w Śmiglu dowiedział się Rafał  Rosolski z Żeńców.
   
- Pamiętam jak przyszedł pogadać. Nie chciał wejść do domu... - opowiada pani Blandyna.
   
Pella na wiele lat został akompaniatorem Żeńców.  Pisał też dla zespołu nowe aranżacje. Potem został instruktorem w Centrum Kultury w Śmiglu.
    
- To  był cenny nabytek – stwierdza Eugeniusz Kurasiński, dyrektor CK Śmigiel. - To on stworzył Studio Piosenki Muzol i to dzięki niemu powstały w Śmiglu dwa renomowane festiwale – Carmen Deo i Muzol. Bez niego pewnie skończyłoby się na ognisku muzycznym. Był sumienny, pracowity i pomógł wielu młodym, utalentowanym ludziom. Bardzo zasłużył się dla Centrum i dla Śmigla.
   
- Brakowało mu spotkań z innymi muzykami. Mówił, że Wielkopolska, to pustynia – nie ma nawet z kim pograć. Odżywał w studio piosenki, gdy mógł pracować ze zdolnymi  dzieciakami z pasją. Szczególnie lubił zajęcia z Kasią Maroną. Była niezwykle pracowita. Bardzo dużo ćwiczyła w domu...  Radość sprawiało mu obserwowanie jak się  rozwija... - opowiada żona.
   
- To był człowiek niezwykle oddany muzyce, całkowicie zaangażowany w tworzenie – wspomina Kasia Marona. -   Profesjonalista i świetny pedagog. Sprawiedliwy,  wymagający i konsekwentny, ale nie tylko wobec uczniów, ale i wobec siebie. Doskonale rozumieliśmy się muzycznie. Wystarczyło, że podał mi kilka taktów i już wiedziałam, co mam śpiewać...  Był jednak nie tylko moim nauczycielem, ale i przyjacielem. Mądrym, serdecznym...
   
Z nastaniem  XXI wieku odżył. Po marazmie lat osiemdziesiątych i  kryzysach lat dziewięćdziesiątych w kulturze zaczęło się więcej dziać. Odnowił stare znajomości, zaczął umawiać się na wspólne granie w Poznaniu. W szkole przeszedł na emeryturę i mógł nareszcie spokojnie zarywać noce z gitarą i pianinem. Tworzył i mnożył plany.
   
- Schudł. Często odpoczywał. Dziś  nie wiem, jak mogłam tak długo tego nie zauważyć. Był mi jednak zawsze takim oparciem, że do głowy mi nie przyszło, że mogłoby mu coś poważnego dolegać. Zawsze był okazem zdrowia... - wzdycha żona.
   
- Nie chodził do lekarzy, nie wyglądał na swoje lata i ciągle miał w sobie taki młodzieńczy zapał... - dodaje córka.   
   
Kilka miesięcy dyskusji i wreszcie udało się go żonie i córce zaciągnąć do lekarza. Wizyta, po niej w drzwiach jeszcze dowcipy i skierowanie do szpitala. Nie poszedł od razu. Miał jakieś podobno ważne sprawy do załatwienia. W końcu trzy dni badań i wypis – rak złośliwy z przerzutami.
   
- Zawiozłyśmy go do domu. Chciał odpocząć. Powiedziałyśmy, że mamy coś do załatwienia i pojechałyśmy na parking przed Centrum Kultury. Płakać. Wtedy do nas dotarło... Ze skierowaniem na operację pojechaliśmy zaraz następnego dnia. Pidżama, ręcznik, szczoteczka do zębów i wszystko, co potrzebne... Lekarz bada i mówi – że to nieoperacyjne. Nie wiem, jak to się stało, że ja to przeżyłam. Powinnam była paść od razu i wydawało mi się, że zaraz padnę... A ja tu żyję. Nadal... Z tą szczoteczką, ręcznikiem, pidżamą i myślą, że nie ma ratunku jechaliśmy do domu...
   
W domu nie mówiło się o chorobie. Nie chciał. Nigdy się nie skarżył. Tak jak wcześniej muzyką, tak teraz chorobą starał się nie dezorganizować innym życia. Po lampach poczuł się lepiej. Dużo lepiej.  Na tyle, że z kolegą z młodzieńczych lat, umawiał się jeszcze na granie w Stanach. W lutym pojechał starać się o wizę. Nie dostał. Na początku maja, w czasie Muzola, z Grażyną Łobaszewską  umawiał się na wspólne granie. 23. maja zmarł.

ALICJA MUENZBERG-CZUBAŁA


- Bardzo żałuję, że tak szybko go straciliśmy, a jednocześnie doceniam, że mieliśmy w ogóle okazję z nim pracować – Eugeniusz Kurasiński, dyrektor Centrum Kultury Śmigiel.

-To był bardzo spokojny, skromny muzyk. Wyważony, ułożony, miły we współpracy.  Szkoda, że tacy tak szybko odchodzą... – Sławomir Kowalewski, Trubadur.

- Jego śmierć była dla mnie dramatycznym przeżyciem. Minęły cztery lata, a mi go wciąż ogromnie brakuje. To był człowiek o szczerozłotym sercu - Kasia Marona, uczennica.

- Właśnie teraz, 23 czerwca, w Kędzierzynie ma być koncert tych wszystkich, którzy kiedyś grali tu w zespołach. Henia nie będzie... Był jednym z lepszych basistów, z jakimi grałem... - Krystian Bernard, przyjaciel z młodości.

21/2012 (23 maja 2012)

Już głosowałeś!

Zobacz także:


Komentarze (7)

w dniu 30-05-2012 09:12:59 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Wierzyć się nie chce że to już cztery lata od śmierci Henia minęło. Wspaniały człowiek, wspaniały muzyk, wspaniały nauczyciel. Ostatnie spotkanie będę pamiętał do końca życia, festiwal Piccolo Voice w Kamieńcu. Ktoś podchodzi z tyłu i klepie mnie w ramię, obracam się a tam uśmiechnięty Heniu...Ten obrazek utkwił mi naprawdę głęboko w głowie i sercu. Odpoczywaj w pokoju

Wierzyć się nie chce że to już cztery lata od śmierci Henia minęło. Wspaniały człowiek, wspaniały muzyk, wspaniały nauczyciel. Ostatnie spotkanie będę pamiętał do końca życia, festiwal Piccolo Voice w Kamieńcu. Ktoś podchodzi z tyłu i klepie mnie w ramię, obracam się a tam uśmiechnięty Heniu...Ten obrazek utkwił mi naprawdę głęboko w głowie i sercu. Odpoczywaj w pokoju

w dniu 30-05-2012 09:26:57 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Wspaniały człowiek.

Wspaniały człowiek.

w dniu 30-05-2012 15:39:06 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Nie znam.

Nie znam.

w dniu 30-05-2012 20:21:19 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

wspaniały wychowawca [choć nie miał z nami lekko :)]-na zawsze w pamięci

wspaniały wychowawca [choć nie miał z nami lekko :)]-na zawsze w pamięci

w dniu 01-06-2012 23:49:20 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Z całym szacunkiem, byłam jego uczennicą lat temu wiele. Mimo, że od dziecka byłam umuzykalniana na różne sposoby (3 instrumenty, chóry, zespoły itp)to nic nie wyniosłam z jego lekcji. Wtedy miałam jeszcze długą drogę przed sobą na poznanie muzyki gigantów rocka, ale nie dane mi to było na lekcjach muzyki... Co zostało mi w pamięci to, jak starał nas się nauczyć hymnu. A co wywierało na mnie wrażenie to jak "odjeżdżał" prezentując nam utwory "do przerobienia".

Z całym szacunkiem, byłam jego uczennicą lat temu wiele. Mimo, że od dziecka byłam umuzykalniana na różne sposoby (3 instrumenty, chóry, zespoły itp)to nic nie wyniosłam z jego lekcji. Wtedy miałam jeszcze długą drogę przed sobą na poznanie muzyki gigantów rocka, ale nie dane mi to było na lekcjach muzyki... Co zostało mi w pamięci to, jak starał nas się nauczyć hymnu. A co wywierało na mnie wrażenie to jak "odjeżdżał" prezentując nam utwory "do przerobienia".

w dniu 25-04-2013 18:45:20 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Pamietam jak w szkole podstawowej pozyczyl ode mnie kasete Garry Moor'a. Nie pamietam juz jaki album. Na pewno wczesny album z kariery solowej. Bylem rodzynkiem w klasie. Nikt w niej nie sluchal bluesa i rocka. Czesto na lekcji muzyki wlaczal przysiesione przez nas materialy. Moja kasete pozyczyl do domu poniewaz nikt na lekcji nie chcial tego sluchac. To byl zdaje sie 89 lub 90 rok. Dla mnie wspanialy i oddany muzyce i ludziom czlowiek. Pozdrawiam Krzysztof z Rotterdamu

Pamietam jak w szkole podstawowej pozyczyl ode mnie kasete Garry Moor'a. Nie pamietam juz jaki album. Na pewno wczesny album z kariery solowej. Bylem rodzynkiem w klasie. Nikt w niej nie sluchal bluesa i rocka. Czesto na lekcji muzyki wlaczal przysiesione przez nas materialy. Moja kasete pozyczyl do domu poniewaz nikt na lekcji nie chcial tego sluchac. To byl zdaje sie 89 lub 90 rok. Dla mnie wspanialy i oddany muzyce i ludziom czlowiek. Pozdrawiam Krzysztof z Rotterdamu

w dniu 24-09-2013 10:48:12 napisał:
zgłoś komentarz
×
Zgłaszasz poniższy komentarz:

Henryk Pella - Kossman był założycielem zespołu Vegatony a nie Wegatony. To tytułem sprostowania notki o życiu mego przyjaciela z lat młodości. Miałem wielki zaszczyt grać razem z Heńkiem w Vegatonach w bodaj najlepszym składzie. S.P Henryk Pella - gitara ,S.P Józek Kędrak - gitara ,S.P Waldek Myśliwiec - śpiew , S.P. Franek Podeszwa -perkusja i ja jedyny z żyjących , Wojciech Kowalski - bas. Ja też spędzałem z Heńkiem długie godziny po próbach lub graniach odprowadzając się wzajemnie do domów , nieraz do rana (mieszkaliśmy w Kędzierzynie Kożlu bardzo blisko siebie). On był moim młodzieńczym idolem , (bardzo wzorował się na Johnie Lennonie.Miał bardzo podobny do niego sposób bycia) Do dzisiaj moja firma pracuje pod nazwą Vegafoto właśnie na cześć Henryka Pellii i naszego wspólnego grania przez niemal trzy lata. Heniek!Graj dalej w niebieskich salach nasze Tyrady , Ireneusz na Nowej Wsi , Nie powiem prawdy " Kulawy Wojtek i inne Cześć Twej Pamięci.

Henryk Pella - Kossman był założycielem zespołu Vegatony a nie Wegatony. To tytułem sprostowania notki o życiu mego przyjaciela z lat młodości. Miałem wielki zaszczyt grać razem z Heńkiem w Vegatonach w bodaj najlepszym składzie. S.P Henryk Pella - gitara ,S.P Józek Kędrak - gitara ,S.P Waldek Myśliwiec - śpiew , S.P. Franek Podeszwa -perkusja i ja jedyny z żyjących , Wojciech Kowalski - bas. Ja też spędzałem z Heńkiem długie godziny po próbach lub graniach odprowadzając się wzajemnie do domów , nieraz do rana (mieszkaliśmy w Kędzierzynie Kożlu bardzo blisko siebie). On był moim młodzieńczym idolem , (bardzo wzorował się na Johnie Lennonie.Miał bardzo podobny do niego sposób bycia) Do dzisiaj moja firma pracuje pod nazwą Vegafoto właśnie na cześć Henryka Pellii i naszego wspólnego grania przez niemal trzy lata. Heniek!Graj dalej w niebieskich salach nasze Tyrady , Ireneusz na Nowej Wsi , Nie powiem prawdy " Kulawy Wojtek i inne Cześć Twej Pamięci.

STOP HEJTOWI - PAMIĘTAJ - NIE JESTEŚ ANONIMOWY!
Jeśli zamierzasz kogoś bezpodstawnie pomówić, wiedz, że osobie pokrzywdzonej przysługuje prawo zgłoszenia tego faktu policji, której portal jest zobligowany wydać numer ip Twojego komputera: 3.145.91.152

Internauci piszący komentarze ponoszą za nie pełną odpowiedzialność karną i cywilną. Redakcja zastrzega sobie prawo do ingerowania w treść komentarzy lub ich całkowitego usuwania jeżeli: nie dotyczą one artykułu, są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego, naruszają normy prawne lub obyczajowe.

Dodaj komentarz
Powrót do strony głównej
×

Dodaj wydarzenie

Wydarzenie zostanie opublikowane po zatwierdzeniu przez moderatora.

Dane do wiadomości redakcji
plik w formacie jpg, max 5 Mb
Zgłoszenie zostało wysłane - zostanie opublikowane po akceptacji administratora.
UWAGA: W przypadku imprez o charakterze komercyjnym zastrzegamy sobie prawo do publikacji po uzgodnieniu ze zgłaszającym opłaty za promowanie danego wydarzenia.