Magazyn koscian.net
18 września 2013Historii o Leśnej Pani ciąg dalszy
- To nie to drzewo – zastrzegł pan Kazimierz. - To nie powstaniec – prostowała pani Agnieszka. Dwie osoby zgłosiły się z wiadomościami o leśnym obrazku w Sepnie
W czwartek, 15 sierpnia, w Matki Boskiej Zielnej pod Sepnem odbyła się niezwykła msza – msza na leśnej drodze pod małym obrazkiem. Obrazek wisi na dębie jakieś dwa kilometry od wsi. Miejsce to przez niektórych uważane jest za wyjątkowe, a wręcz cudowne. Pod obrazkiem na drzewie od dziesiątek lat wiszą wota. Przybywa ich. Stoją tam często bukiety świeżych kwiatów, ktoś znicz zapali, ktoś girlandę z liści uplecie, młodzi bukiecik ślubny z prośbą o szczęśliwe wspólne życie postawią.
- Gdzie ja nie byłam – wzdychała w połowie sierpnia Agnieszka Spyrka, jedna z organizatorek mszy. - W starostwie, w muzeum, w bibliotece, w urzędzie miasta... Chcemy wiedzieć więcej o tym miejscu, ale nigdzie nie trafiam na żadną wzmiankę. Może w Kurii byłyby jakieś notatki, czy to naszej, czy Warszawskiej. W Księgach parafialnych nic ponoć nie znajdziemy, bo te spaliły się w czasie pożaru kościoła. Ci, co coś pamiętali, nie żyją, a tego co ludzie opowiadają, nie ma gdzie potwierdzić...
A w opowieściach opartych, jak się zdaje na tej samej relacji Ludwika Wojdy, nieżyjącego mieszkańca Sepna, dawno temu zdarzył się w tym miejscu cud. Jemu dziadek opowiadał, a temu jego dziadek, że za czasów gdy on z kolei był małym chłopcem szedł tędy do domu żołnierz i zaczął się tu topić, bo tam mokradła kiedyś były. Najczęściej mówiono że to był powstaniec listopadowy, ale były też wersje z powstańcem styczniowym i żołnierzem na przepustce. Kimkolwiek był, topił się i prosił o pomoc Matkę Bożą. Ukazała mu się świetlista postać i wyprowadziła go z bagien. Na pamiątkę tego zdarzenia rodzina żołnierza powiesiła na drzewie obraz. Pani Irena opowiadała, że powstaniec ten miał siedmioro małych dzieci. W liście do proboszcza pani Włodarczykowa podawała, że jechał na koniu. Jedno jest pewne, ani obrazek (jest na nim pieczątka z Kurii Meropolitarnej w Warszawie z datą 15 sierpnia 1939 roku), ani dąb na którym on wisi czasów powstania listopadowego pamiętać nie mogą. To oczywiście nie znaczy, że za legendą nie stoi jakaś prawdziwa historia.
Ludzie mówią też, że do obrazka strzelano: Rosjanie (za świętokradztwo potem rozstrzelani) i Niemcy (goście niemieckiego zarządcy majątku i on sam), ale obrazek obie napaści przetrwać miał bez szwanku. O pomoc w ustaleniu jakichkolwiek faktów poprosiliśmy naszych czytelników. Zgłosiły się dwie osoby – pan Kazimierz i pani Agnieszka. Pan Kazimierz chciał opowiedzieć coś, co sam pamięta z opowieści innych, a pani Agnieszka poleciła rozmowę ze swoją ciocią. Odwiedziliśmy obie osoby.
- Pracowałem w melioracji od lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Spotykałem tam różnych ludzi, a oni gadali o obrazie. Jeden pan mi opowiadał, że ten obraz był przy drodze, ale nie na tym drzewie, co teraz – a z kilometr dalej – zaczyna swą opowieść pan Kazimierz z Kiełczewa. Siedzi właśnie nad ,,Gazetą Kościańską'' i artykułem o obrazku.
- O powstańcu nic nie wiem, ale o obrazku, trochę słyszałem...- dodaje.
Drzewo, na którym obrazek ponoć wisiał pierwotnie – przewróciło się. Zainteresował się nim stelmach z majątku – Banaszak z Sepna. On to obrazek schował w szafce.
- Prawdopodobnie on obrazek przeniósł – snuje dalej pan Kazimierz. - To miejsce, gdzie obrazek był przedtem, to była taka kępka drzew. Po lewej, jak teraz. Po drugiej stronie była łąka, jak teraz, ale wszystko jakieś trzysta metrów od kanału... W tej kępie brzozy były i topole, a za nimi skarpa. Pamiętam to miejsce. Teraz śladu po tym lasku nie ma, ale ja miejsce to poznałbym...
Obraz na jakiś czas zniknąć miał z lasu. Ponoć ktoś z Sierakowa go zdjął. Czy zawiesił ten sam, co był, czy nowy, nie wiadomo.
- Tam, gdzie ten obrazek kiedyś wisiał, to jakieś stare cmentarzysko jest. Po jakimś choróbsku może. To by się zgadzało, z tym, co tu ktoś w gazecie powiedział, że :,,Już w tysiąc pięćset którymś roku się tu coś ponoć stało...'' – czyta na głos pan Kazimierz. - Może to. Jak te rowy melioracyjne kopaliśmy, to któraś z ekip o ten cmentarz zahaczyła. Żeby kłopotów nie było – cicho sza... Mnie tam wtedy nie było, ale robotnicy między sobą gadali...
Pan Kazimierz nadziwić się nie może, że nikt w Sepnie o zmianie drzewa dla obrazka nie pamięta.
- No tak, ale tu na zdjęciach sami młodzi... - wzdycha przeglądając gazetowe fotografie z mszy pod lasem.
- Tu już nie ma nikogo, kto by pamiętał... – stwierdza kilkanaście minut później Rozalia Leonarczyk. Siedzimy przy kuchennym stole. Z okna widać główną ulicę w Sepnie. - Chyba tylko ja... - dodaje. Pani Rozalia urodziła się w Sepnie, wyszła za urodzonego w Sepnie, w Sepnie pracowała, w Sepnie wychowała dzieci. Od kilku lat mieszka u syna pod Jelenią Górą. 21 sierpnia obchodziła 90 urodziny. Mamy szczęście, że ją spotkaliśmy. Nie chciała urodzinowego przyjęcia, ani żadnych uroczystości, tylko by ją do Sepna na urodziny przywieźć. Gości u wnuczki.
- Spotkam tam tych, co żyją jeszcze i tych, co odeszli – tłumaczyłam synowi i przywiózł mnie... - uśmiecha się zadowolona. Że na mszy pod obrazkiem w Matkę Boską Zielną nie była, żałuje bardzo. O powstańcu nic nie wie i w niego wierzy.
- Tu większość mieszka najwyżej od kilkudziesięciu lat. Co mogą wiedzieć? - mówi poważnie. - Po pierwsze: jakie bagna!? Tam bagien nie było. Woda na łąkach stała, i owszem, ale gdzie nie stała? Wozy tam jeździły, na drewnianych kołach z metalową obręczą, toż w bagnie by się potopiły, a my na tych wozach siano jechałyśmy grabić. To za Kościelskiego jeszcze było. Potem go Niemcy na Rynku Kościanie rozstrzelali, a nas na grabienie hitlerowcy ciężarówkami wozili... Żadnych bagien wtedy nie było. A powstańcy co to w pierwszą wojnę żołnierzy gonili, to nie tędy... Jednego znałam, to opowiadał i wiem...
O tym, by obrazek kiedyś był w innym miejscu, pani Rozalia nigdy nie słyszała, a jasność to na pewno ojcu jej teścia się ukazała. Był pasterzem.
- Teściu na imię miał Wawrzyniec, Wawrzyniec Leonarski, a jak jego ojcu na imię było, nie pamiętam. Ojciec jasność zobaczył, tyle wiem. Pasł krowy na łące i wtedy... Do domu wrócił, rodzinie – żonę i dzieci już miał - opowiada, a ta, że nic, tylko do księdza trzeba iść. Poszedł. Ksiądz z nim w to miejsce pojechał, drzewo poświęcił i potem obrazek zawiesili. Obrazek ten kupowany był w Kościanie na Rynku, obok apteki Pod Aniołem.
Pani Rozalia twierdzi, że to był inny obraz, niż ten, który wisi na dębie teraz. Był nieco większy. Co się z nim stało, nie wie.
- Może tylko ramka inna, po tym, jak do niego ten Niemiec strzelał? - zastanawia się głośno. Widać strzelano do niego kilka razy, bo w jej opowieści był to kierowca ciężarówki, która przywiozła dziewczyny na łąkę do grabienia siana.
- Brygadzista kazał z widłami przy bramie czekać: Kaźmierczaczce, Nowaczce, Kubiaczce, jednej Niemce i mnie. Wóz ciężki z budą podjechał i do lasu nas zawiózł. Wychodzimy, a tu strzał, drugi, trzeci. My już myślały, że nas tu rozstrzelają! Wtedy inny samochód podjechał, taki zwykły - nie wojskowy, a elegancki mężczyzna po niemiecku nas pyta: kto strzela? Niemka - że to chyba z kabiny. Do tego, co strzelał, ten z samochodu powiedział: pamiętaj, jak tylko wrócisz do koszar, jako pierwszy pakujesz się na front. Do Tego się nie strzela! Bo z tej kabiny to on – jak się okazało - do obrazka właśnie celował.
Zdaniem Rozalii Leonarskiej stelmach Banaszak skrzynkę dla obrazka zrobił jeszcze przed II wojną. Nie ma po niej śladu. Tę obecną w ostatnim kwartale dwudziestego wieku wykonał pan ze Szczodrowa w podzięce za wyzdrowienie. Chorował na raka i wyszedł z tego. Wota wiszące na drzewie pani Rozalia pamięta jeszcze z czasów, gdy była podlotkiem.
- Do roboty zaczęłam chodzić, jak ze czternaście lat miałam. Szłyśmy na łąkę siano grabić, to zawsze się tam zatrzymałyśmy, pomodliłyśmy i pieśni pośpiewałyśmy. Wracałyśmy – to samo. Czasem to nocą do domu wracałyśmy, bo tak długo śpiewałyśmy i to jakie pieśni! Ile! Dziś mało kto tyle zna... Na smrodziny tam też chodziłyśmy... Wtedy mówiło się, że smrodziny, bo taki specyficzny zapach mają. Na porzeczki. Rosły niedaleko. Każda te największe zerwać chciała... - uśmiecha się do wspomnień staruszka. Za tydzień wraca do syna, pod Jelenią Górę. Dlaczego światłość ukazała się ojcu teścia, ani czy to wpłynęło na jego życie, nie wie.
- Wtedy ludzie o sobie tak dużo nie mówili – stwierdza krótko.
Tematu nie zamykamy. Jeśli ktokolwiek cokolwiek wie o leśnym obrazku w Sepnie, prosimy o kontakt. Ciąg dalszy nastąpi? (Al)
Pierwszy tekst o obrazie >>
37/2013
Zgłaszasz poniższy komentarz:
Witam! Mogę potwierdzić fakt Pana Kazimierza , że OBRAZ wisi na innym drzewie a pamiętam fakt ten/będąc dziewczynką chyba byłam w 6 klasie Szkoły Podstawowej w Konojadzie / bo wtedy była burza , że w Sepnie na dworcu PKP rowy obok jezdni były pełne wody,taka była ulewa ,piorun uderzył w lipę oderwał się konar lipy przy studni na dworcu w Sepnie /w chwili obecnej już jej nie ma /.Po tym fakcie właśnie Ojciec mój Św.P. Stefan Zieliński pojechał na pieczarki które tam zbieraliśmy i właśnie jak wrócił to mówił że drzewo /dąb / się przewrócił a OBRAZ słyszał że ktoś zabrał i zawiesił na innym miejscu.W tym CUDOWNYM miejscu bywałam często.Moim zdaniem pomóc może PANI URSZULA K. z Maksymilianowa była nauczycielka którą serdecznie pozdrawiam oraz wszystkich mieszkańców .Maryla Z.