Magazyn koscian.net
2008-03-11I weszła sztuka
- Żeby wprowadzić sztukę, trzeba się najpierw po ludzku ubrudzić i napracować - opowiada Antonii Szulc. Kiedy zaczął się brudzić, w dachu była kilkumetrowa dziura, między dachówkami pnącza, krokwie zgniłe, w oknach pobite szyby, ramy okienne połamane, a wnętrze zawalone rupieciami. Tak wyglądała śmigielska kaplica poewangelicka w 1989 roku. I weszła sztuka. W 1993 roku...
- Była tajemnicą. Niby w środku miasta, ale jednak nie była jego częścią. Intrygowała mnie... Najpierw był pomysł, by zrobić w niej galerię, ale potem wyobraźnia poszła dalej. Czemu by nie ożywić jej i muzyką, i słowem. Pomysł spodobał się naczelnikowi gminy i zaakceptował go konserwator zabytków - opowiada Antoni Szulc.
,,DO OBYWATELA NACZELNIKA MIASTA I GMINY ŚMIGIEL’’ - Ireneusza Sneli napisał 30 maja 1989 roku. Już 8 listopada podpisał umowę dzierżawy na dziesięć lat. Cztery lata trwało odgruzowywanie, remonty, naprawy.
- To się w głowie nie mieści, co tam było. Stare ławki szkolne i biurka z urzędu, ramy łóżek, stosy materacy, znaki drogowe, łopaty, wiadra, tablice informacyjne ... Jedna tablica nadal tam jest: Gminny Komitet PZPR Stare Bojanowo. To już historia... W kącie, po prawej stronie, nawet teraz widać na ścianie i posadzce wielką, wilgotną plamę. Tam była przez lata składowana sól do posypywania dróg zimą. A w posadzce są wgniecenia, dwa pasy - to z kolei ślady ciężarówki, która wjechała tam z ostatnim transportem cementu. Kaplica była rupieciarnią - opowiada Anna Chryniewicz-Szulc.
Dzierżawa Antoniego Szulca w istocie oznaczała odpowiedzialność i pracę. Opłaty dzierżawnej nie było, a najważniejsze remonty - jak remont dachu - prowadziła na swój koszt gmina. Najpierw więc uzupełniono zgniłe fragmenty więźby dachowej. Przełożono dachówkę, w której buszował bluszcz i naprawiono ramy okienne. Potem małżeństwo malarzy chwyciło za młotki i odkuwało odparzony tynk. Antoni Szulc szuflował gruz na przyczepy, nadzorował naprawę okien i wstawianie szyb.
- Początki pamiętam jako jedno wielkie sprzątanie. Bez końca. Wychodziliśmy stamtąd potwornie umorusani. To było jak syzyfowa praca, bo po kilku dniach wchodziliśmy tam, a szyby znów zbite, na środku śmieci. Ktoś zrobił sobie z kaplicy melinę. Raz nawet ludzką kupę na samym środku posadzki znaleźliśmy... - opowiada żona pana Antoniego - Anna.
Wstawiono kraty. Skończyły się włamania. Kaplica miała szczelny dach, całe ściany i może nawet wszystkie szyby w oknach, gdy przed jej frontem przetaczały się przyczepy z gruzem z rozebranego dworku Chłapowskich. Rok później, w sierpniu, artyści weszli do niej po raz pierwszy po to, by tworzyć. Byli to aktorzy z Poznania. Prowadzili warsztaty teatralne i przygotowania do spektaklu pt.:,,Historia ojca’’ (reżyseria: Dominik Richard).
- Premiera odbyła się w marcu dziewięćdziesiątego czwartego roku. W mieście rozwieszaliśmy malowane ręcznie plakaty... To był wyjątkowy spektakl. Cała widownia mieściła się na antresolach. Sceną był dół kaplicy - opowiada pani Anna.
I zaczęło się. Potem były szopki, wystawy, koncerty. Promowali się w kaplicy i bardzo młodzi, lokalni twórcy. Rysunki wystawiła Karolina Kucharska, fotografie Robert Sterna. Talentami dzielili się Anna Kuś, Anna Losowska i Kinga Kaczyńska. Grali w kaplicy: Anna Rymaniak, Agnieszka Szymańska, Witold Nowak, Paweł Strzelski. Kilkanaście wystaw zdjęć, rysunków, obrazów. W różnych konstelacjach swoje dzieła prezentowali i państwo Szulc. Ale były tam też magiczne koncerty muzyki żydowskiej (pierwszy w 1994 roku), koncert muzyki średniowiecznej z tańcami na bosaka (lipiec 1998 r.), gospel (maj 2001), poezji śpiewanej (wielokrotne występy Piotra Filipowicza i jego przyjaciela), muzyki pasyjnej, jazzowych kolęd (2006 r.).
- Tego było tyle, że spamiętać trudno... Pamiętam niezwykły spektakl Studia Teatralnego Czyczkowy z Bydgoszczy. Wystawili ,,Skrzypce Rotszylda’’ Antoniego Czechowa. Publiczność wtedy siedziała przy weselnych stoach, a scena była na środku sali. Stoły pokryte obrusami... - opowiada pani Anna.
W kaplicy wystawiał sztuki Dodot, wystawiał Teatr Małych Form Ireny Bajserowicz z Leszna, wspólne przedstawienie pasyjne wystawiła tam młodzież katolicka i ewangelicka, chętnie przyjeżdżają tam artyści z Poznania i innych miast. Kaplica ma w sobie coś... Magię - mówią artyści.
- Ma, pewnie, że ma - uśmiecha się Antoni Szulc. - Ale żeby tej magii dopomóc, trzeba często wieszać na ścianach stare prześcieradła, żeby przykryć biedę...
- Ale też każdy z artystów podkreśla, że najwspanialsze w kaplicy jest to, że jest, jaka jest. Taka trochę odrapana, z widocznymi dowodami starości, prawdziwa - dodaje zaraz pani Anna.
Władze gminy przygotowują właśnie dokumentację renowacji kaplicy. Gdy będzie gotowa, gmina będzie mogła starać się o dofinansowanie remontu. Naprawy wymaga dach, stolarka okienna i drzwiowa. Przygotowuje się dokumentacje do montażu ogrzewania.
- Cieszymy się bardzo, ale i trochę obawiamy, czy w czasie remontu nie straci ona tego niezwykłego klimatu. Tyle lat spędziliśmy w jej kurzu, czujemy ją... - wzdycha pani Anna, a pan Antonii marzy o domu pracy twórczej z warsztatami plastycznymi, teatralnymi, muzycznymi...
- Mam nadzieję, że przed nią nowe życie, równie bogate, co do tej pory... - dodaje melancholijnie. - Mam nadzieję, że sztuka tam będzie zawsze... (Al)
GK 11/2008
Zgłaszasz poniższy komentarz:
byłam tam , widziałam, słuchałam...Niepowtarzalny klimat dla tego typu SZTUKI, gdyby jeszcze chciało być trochę cieplej. Może władze miasta zechcą wspierać tak wspaniałą pracę miejscowych ARTYSTÓW - chwała im za to, że są i jeszcze IM się chce