Magazyn koscian.net
2007-09-12 08:57:22Kajakiem nad morze
Kościaniacy Agnieszka Piotrowska i Maciej Dudziak przepłynęli kajakiem z Kościana do Dziwnowa
Na wyprawę wyruszyli 3 sierpnia. Po dwunastu dniach dotarli nad morze. W tym czasie pokonali ponad 500 km.
Trasa prowadziła z Kościana przez Mosinę, Czerwonak, Stobnicę, Chojno, Krobielewko, Czechów, Gorzów Wlkp., Kostrzyn nad Odrą, Siekierki, Widuchową, Szczecin, Czarnocin do Dziwnowa. Z Kościana wyruszyło siedem osób, lecz nad morze dopłynęła tylko dwójka. Cztery kajaki wypożyczyli z liceum. Zwodowali je w okolicach Łazienek.
- Skąd pomysł… Skłoniła nas do tego chyba nasza Obra, która płynie do Warty, ta łączy się z Odrą wpadającą do morza. Czytaliśmy różne przewodniki i poradniki dla kajakarzy, gdzie pisano, że tą trasą płynie się z nurtem aż 14 kilometrów na godzinę. Sprawdziliśmy to – nurt w Warcie miał 4 kilometry na godzinę, czyli z wiosłowaniem wychodziło koło dziesięciu. I to był maks – mówi Maciej Dudziak. - Przed wyruszeniem nie sprawdzaliśmy drożności tych rzek, mieliśmy tylko mapy, według których można dostać się nad morze drogą wodną.
Nie obyło się bez problemów. Tuż za Kościanem kajakarze natrafili na pierwszą przeszkodę – zator, który utworzyły zbite rośliny wodne i śmieci.
- Próbowaliśmy się przez to przebić, ale się nie dało. Straciliśmy aż dwie godziny, by się wycofać i przenieś kajaki, które trochę ważyły – opowiadają kajakarze.
Przód, tył i boki kajaków załadowane były niezbędnym sprzętem – rzeczami osobistymi, namiotami, karimatami, śpiworami, butlą gazową i zapasami jedzenia, głównie puszkami, zupkami w proszku. Wszystko to sprawiało, że ważyły więcej niż 50 kg.
- Dzięki temu kajak był bardziej stabilny – zapewnia Maciej Dudziak.
Pierwszego dnia wyprawy mieli zamiar dopłynąć do samego Poznania, jednak nieprzewidziane trudności spowodowały, że na nocleg zatrzymali się w Mosinie. Największym problemem okazały się leżące w wodzie powalone przez wichury drzewa.
- Co wypłynęliśmy z zakrętu leżało jakieś drzewo. Jak nie górą to dołem. Do przejścia były też stopnie – relacjonuje pan Maciej.
- Trzeba było przenosić kajaki. Na dodatek rzeka nie jest tam regulowana – dodaje Agnieszka Piotrowska. – Na szczęście płynęliśmy jeszcze wtedy dużą paczką i miał kto przenosić sprzęt.
Na wyprawę wybrała się 7-osobowa grupa kościaniaków. Nad morze dotarła jednak tylko dwójka. Pierwsza osoba odłączyła się po trzech dniach w Stobnicy, a następne cztery w Gorzowie Wielkopolskim.
- Znajomi postanowili popłynąć rekreacyjnie. Stwierdzili, że ile dadzą radę tyle pokonają – tłumaczą kościaniacy. – Płynęliśmy w szybkim tempie. Dziennie robiliśmy około pięćdziesięciu kilometrów, a to dużo jak na spływ.
Wiosłowali przez osiem, dziewięć godzin dziennie. I jak zapewniają na wyprawę ruszyli bez szczególnego przygotowania i suchej zaprawy. Na co dzień jeżdżą konno, latem uprawiają windsurfing, a zimą narciarstwo i snowboard. Lubią aktywny tryb życia.
- Raczej w drodze nabieraliśmy formy. Ja jakąś wprawę mam, a u Agi forma zwyżkowała – zdradza Maciej Dudziak. – Było super, szczególnie, gdy płynęliśmy paczką. Było wesoło, organizowaliśmy po drodze ogniska, robiliśmy wspólnie zakupy.
Pogoda dopisywała, choć zdarzyły się dwa deszczowe i pochmurne dni. Na Odrze kajakarzy z Kościana złapała burza, a w okolicach Szczecina ulewa. Przydały się wówczas płaszcze przeciwdeszczowe i parasol, który oprócz osłony przez deszczem i słońcem służyły im za żagiel.
- Zanim dobiliśmy do brzegu wszystko mieliśmy mokre. Dobrze, że były tylko dwa dni z deszczem, bo inaczej pewnie byśmy nie dali rady dopłynąć do morza. Zdarzyło się też, że pobłądziliśmy, bo drogi wodne są tak skomplikowane, że momentami nie wiadomo gdzie, co i jak, a drogowskazów brak – stwierdza pan Maciej, a pani Agnieszka dodaje, że kierunki wskazywali im wędkarze. – W Wielkopolsce byli mili, a im bliżej morza tym było gorzej. W sumie jednak więcej było sympatycznych spotkań. Ludzie nas pozdrawiali, pytali dokąd płyniemy.
Nocowali w namiotach. Rozbijali się u okolicznych gospodarzy, ale bywało, że wiosłami ugniatali pokrzywy porastające nadbrzeża, by móc rozstawić namiot. Przed Skwierzyną, na Warcie, kościaniacy zatrzymali się na prywatnej przystani.
- Był tam pomost, WC, była możliwość podłączenia do prądu. Super warunki, szkoda, że nie zatrzymaliśmy się tam na nocleg, ale gdy tam dotarliśmy mieliśmy za sobą dopiero dwanaście kilometrów. Gość był bardzo zadowolony. Bardzo miło i serdecznie nas przyjął, a nawet zaprosił na piwo ,,z kija”. Zjedliśmy też u niego obiad – wspominają. – Mijaliśmy tylko jednego kajakarza na Odrze. W Gorzowie spotkaliśmy zawodników z klubu, którzy trenowali przed zawodami.
Do dziś wspominają niezapomniane widoki, które mogli podziwiać. Po drodze mieli okazję obserwować orły bieliki, zimorodki, bobry, fretki, bociany czarne, czaple.
- Rewelacja, szczególnie w Dolinie Warty, bo już na Odrze nie było tak ładnie – dzieli się wrażeniami Maciej Dudziak.
- Mnie się najbardziej podobało na Kanale Obry. Kościan z jej perspektywy dużo zyskuje – przekonuje jego partnerka. – W Gorzowie, czy Poznaniu mniej jest ładnych widoków. Przepływa się pod trzema mostami i jest po mieście.
Zanim dotarli do morza wyładowali bagaże z kajaka i rozbili się na polu namiotowym dla motorowodniaków.
- Wypłynęliśmy pustym kajakiem, bo nie chcieliśmy ryzykować, ale morze było bardzo spokojne – wspomina pani Agnieszka.
Gdy dopłynęli do Dziwnowa trafili akurat na zachód słońca. Odpoczęli jeden dzień i ruszyli z powrotem do Kościana. Tym razem samochodem. Trasę, którą drogą wodną pokonywali 12 dni, zrobili w 4 godziny.
- W sumie było ciężko. Pierwsze dziesięć dni jeszcze szło, ale potem to była walka z sobą, rzeką i czasem – ocenia pani Agnieszka, dorzucając, że najtrudniej było na Zalewie Szczecińskim. – Płynęliśmy pod silny i zimny wiatr, przeszkadzały też duże fale. Mijaliśmy kontenerowce.
- To fajny sposób na spędzenie wakacji, choć nie wiem czy drugi raz bym się rzucił na 500-kilometrową wyprawę. Był to taki mały survival, ale satysfakcja jest. W przyszłym roku też spróbujemy coś zorganizować. Może tym razem Brda – zastanawia się pan Maciej, potwierdzając, że wyprawa była sporym wysiłkiem fizycznym. (kar)
37/2007