Magazyn koscian.net
2003-04-28 15:55:22Kawa będzie czekała
Z burmistrzem elektem Jerzym Bartkowiakiem, kilka dni po II turze wyborów rozmawia Alicja Muenzberg. (GK nr 197 z 20.11.2002)
- Jak emocje po wyborach? - W piątek przed wyborami, przed drugą turą uspokoiłem się. Już skończyła się kampania, a jaka ona była, to najlepiej ocenili mieszkańcy. Spokojnie przyjąłem też wyniki wyborów. Mieszkańcy potrafili odczytać, co kandydaci mówili, co sobą reprezentowali. Dokonali wybory. To największy sukces demokracji. - Był pan burmistrzem, potem przez cztery lata radnym i to, przyznajmy, czarną owcą w radzie. Kilkakrotnie próbowano pana pozbawić mandatu. Był pan też razem z radnym Piotrem Michałowskim jedyną - zauważalną - opozycją w radzie. Teraz będzie pan pełnił najwyższy urząd w mieście... - Pamiętam pierwszą kadencję, kiedy w połowie zrezygnowałem z bycia członkiem zarządu, a później złożyłem również mandat radnego nie godząc się z polityką, którą tamta rada i tamten zarząd prowadzili. Ale łatwo jest krytykować. Trzeba umieć wziąć odpowiedzialność na siebie. Stąd zdecydowałem się kandydować w drugiej kadencji do rady i na fotel burmistrza. W trzeciej kadencji znów byłem w opozycji. Tym razem chciano się mnie pozbyć, abym nie miał kontaktu z mieszkańcami. Abym fizycznie zniknął z tego miasta. To był jedyny powód. Nas w opozycji było kilkoro. Przy tak małym gremium, krytyka, czy jakakolwiek opozycja nie miała szans. Nikt jej nie słuchał. - I też pod koniec kadencji ona się już prawie nie odzywała... - Tak. Dosłownie. Nie było sensu strzępić języki. Nie było sensu wywoływać konfliktów. - Jak po takim doświadczeniu będzie pan spoglądał na swoją opozycję? - Myślę, że opozycja w tej radzie to złe określenie. Będzie na pewno krytyka i czasem nawet z mojego klubu. Będzie zawsze. Wczoraj mieliśmy spotkanie nie tylko z członkami Forum, ale z wszystkimi sympatykami i padło wiele zdań na temat tego, jak nie stracić kontaktu z mieszkańcami. Teraz w komisjach nie będą już mogli pracować ludzie spoza rady, tylko radni. Zastanawialiśmy się więc, jak nie stracić więzi ze społeczeństwem. Musi więc być dyskusja. Konstruktywna, aby wyciągać odpowiednie wnioski. - Oponował pan przeciwko obligacjom komunalnym. Był pan przeciwny zakupowi budynku Reemtsmy na siedzibę Uniwersytetu i sprzeciwiał się pan sprzedaży Zakładu Energetyki Cieplnej. Jaką politykę będzie pan teraz prowadził? - Na pewno nie ta forma sprzedaży MZEC, jeśli w ogóle sprzedaży - tu będziemy konsekwentni. Na pewno w tak trudnym okresie dla społeczeństwa w trudnej sytuacji finansowej, trzeba będzie część dopłat wziąć na garnuszek miasta. Jeśli chodzi o obligacje, to niestety nie tylko dokonano emisji, ale również już wydano pieniądze. W jaki sposób i z jakim skutkiem - musimy mieć czas, żeby to sprawdzić. Dopiero wtedy będzie można powiedzieć, czy kierunki wydawania pieniędzy były słuszne. Ja zawsze mówiłem, i będę to powtarzał, że kupno zakładu po Reemtsmie było największym błędem - za te pieniądze i na tych warunkach, jakie wynegocjowano. To nie ma nic wspólnego z funkcjonowaniem Uniwersytetu. Był on, jest i myślę, będzie jak najdłużej. To zależy od wielu stron - i od miasta i od Uniwersytetu, i od tego, jakie będzie zapotrzebowanie na naukę. Myślę, że to są sprawy, które będziemy rozwiązywać później. Dziś będziemy mieli problem z utrzymaniem tego budynku i wykorzystaniem pustych powierzchni. Trzeba będzie znaleźć optymalne rozwiązanie. - Co z finansami? Czeka pana panie burmistrzu bardzo trudna kadencja? W 2003 roku miasto będzie spłacać obligacje i zdaje się na inwestycje nie zostanie wiele pieniędzy. Zapowiada się chyba najtrudniejszy budżet? - Obligacje będą spłacone przez najbliższe lata. Każdy rok na pewno będzie trudny. Tu, jak w przypadku wielu kredytów zaciągniętych poprzednio, nie będzie umorzeń. Niestety, łącznie z odsetkami trzeba będzie za nie spłacić około 15 milionów złotych. - Skąd pieniądze? - Jedynie Forum Gospodarcze przedstawiło swój pomysł na pozyskiwanie środków finansowych spoza budżetu. Trzeba znaleźć i ludzi, i sposób przygotowania wniosków do Unii Europejskiej. Środki są, trzeba tylko umieć się do nich dostać. - Jaka będzie IV kadencja? - Musimy postawić na Kościan radosny. To, że będzie trudno, wiemy wszyscy. Wiedzą mieszkańcy i władze są o tym przeświadczone. Uważam jednak, że powinniśmy Kościan wypełnić radością i potem to się przełoży na lepsze wyniki. Musimy zapewnić jak najwięcej miejsc pracy... Już od dawna prowadzimy w tej sprawie rozmowy. - Jak się wprowadza i jak się wyprowadza burmistrz z gabinetu? Co w nim trzyma? - W gabinecie zbierają się drobne pamiątki i mnóstwo materiałów, nad którymi burmistrz pracuje. Krawatów i garderoby w biurze nie trzymałem, ale kubek tak. Otrzymałem go kiedyś w prezencie od pracowników. Wspaniały kubek. Lubię pić kawę zbożową, albo inkę i zawsze rano otrzymywałem w tym kubku kawę. Przyznam się, że popełniłem faux pas, bo nie wiem dlaczego i jak zostawiłem go w urzędzie, a to przecież był prezent. Wiem napewno, że we wtorek będzie już czekał na biurku. Niebieski, wysoki, by dużo kawy się w nim mieściło. Z ulubioną kawą, oczywiście. Znając współpracowników, sądzę, że będą chcieli mnie tym zaskoczyć...